Uff. Jedno wielkie westchnienie pełne ulgi towarzyszy dzisiaj amatorom od Szczecina po Przemyśl. Kancelaria Premiera ogłosiła, że w pakiecie luzowanych obostrzeń, który wchodzi w życie od 12 lutego, znajdzie się cały sport na świeżym powietrzu. A wobec tego – oficjalnie otwierają się boiska, orliki, korty i wszelkie inne miejsca, w których amatorzy mogą szlifować swoją formę. Z piłkarskiej perspektywy to przede wszystkim zielone światło dla lig nieprofesjonalnych – czyli właściwie wszystkich poniżej czwartego szczebla rozgrywkowego.
Do tej pory trwał pat. Z jednej strony kluby normalnie się przygotowywały – część na bezczela, na własnych obiektach, ogłaszając wszem i wobec nabory treningowe, część po cichu, w jakichś ciasnych salkach czy lasach. Niektórzy twierdzili, że “na razie zawodnicy realizują tylko indywidualne rozpiski”, ale praktyka pokazywała wprost – trenują wszyscy, po prostu niektórzy jeszcze się z tym starają kryć.
Od 12 lutego kryć się nie trzeba.
Można już oficjalnie grać sparingi, jeździć na obozy przygotowawcze i generalnie: szykować się do startu lig. To komunikat o tyle ważny, że IV-ligowe granie w niektórych regionach startuje już za kilka tygodni. Gdyby ten formalny zakaz został przedłużony, początek rundy wiosennej byłby zagrożony. A nie trzeba być orłem z matematyki, by wyliczyć, że przy tak szalonym sezonie, po ewentualnej obsuwie będzie bardzo trudno skończyć ligi przed wakacjami. Wakacjami, zazwyczaj postrzeganymi jako deadline dla amatorów, którzy w lipcu rozjeżdżają się już na swoje ciężko wytargowane w pracy urlopy.
Kolejna sprawa. Dzisiejsza decyzja to koło ratunkowe nie tylko dla amatorów spragnionych piłki, ale też mikroprzedsiębiorstw. Ostatnio wskazywała na to Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski – bez treningów nie da się promować sponsorów. Bez sparingów nie da się wywiązywać z umów podpisywanych z firmami wspierającymi nawet te kluby z samego dna, z siódmej czy ósmej ligi. Można się dziś jedynie zastanawiać, czy nie dało się tego zrobić wcześniej, od początku lutego, czy nawet od połowy stycznia, gdy zazwyczaj amatorski futbol budzi się do życia po Świętach Bożego Narodzenia.
Czy widzimy jakieś minusy dzisiejszych decyzji? Tak, jeden, dość istotny.
Otwierają się razem z futbolem amatorskim m.in. kina i teatry. To prawda, z obostrzeniami, z reżimem sanitarnym, z maseczkami, ale jednak – ludzie będą mogli się zbierać w zamkniętych pomieszczeniach i wspólnie przeżywać widowiska teatralne czy seanse kinowe. Dlaczego więc nie ma decyzji co do ludzi, którzy chcieliby przeżyć widowiska sportowe czy seanse piłkarskie w takich Teatrach Marzeń jak stadion przy Bułgarskiej czy Łazienkowskiej? Mamy nadzieję, że to raczej przeoczenie, które zostanie za moment skorygowane – być może na prośbę PZPN-u czy Ekstraklasy SA. Nie widzimy najmniejszego powodu, by wśród zdjętych obostrzeń nie znalazł się również zakaz udziału publiczności w meczach piłkarskich.
Po pierwsze – w przeciwieństwie do kin i teatrów mamy tutaj rozrywkę na świeżym powietrzu. Po drugie – pojemności stadionów pozwalają na zdecydowanie rozsądniejsze zastosowanie zasad “dystans, dezynfekcja, maseczka”. Wreszcie po trzecie – jest tak zimno, że i tak stadiony odwiedzałaby nieliczna garstka fanatyków.
Kluby amatorskie – gratulujemy i czekamy na mecze, sparingi oraz treningi. Organizacje piłkarskie – teraz powalczmy o kibiców. Chodzili na stadiony całe wakacje i wzrostu zakażeń nie było. Dlaczego teraz fanatycy mieliby być pokrzywdzeni w stosunku do miłośników kina czy teatru?
Fot.Newspix