Dzieli pokój z Piotrem Celebanem, podpatruje Mateo Kovacicia i gustuje w książkach podejmujących temat mentalności. Sympatię do Śląska Wrocław zaszczepił mu ojciec, on sam nie miał innego planu na życie niż bycie piłkarzem. Musiał zdać maturę, czerpie co najlepsze z życiowych doświadczeń, świadomie wskazuje swoje braki. Na boisku raczej nie zwraca uwagi światła reflektorów, ale w tym sezonie stał się ważnym piłkarzem w układance trenera Lavicki. Maciej Pałaszewski, zapraszamy.
W takim klubie jak Polar Wrocław może uderzyć sodówka?
Nie sądzę. Pamiętam, że w zespołach juniorskich byli trenerzy, którzy nas hamowali. Jeżeli w takim klubie doszłoby do takiej sytuacji, oznaczałoby to, że jest z tobą naprawdę źle!
Tam zaczynałeś poważniejsze granie. Nie miałeś jednak łatki wielkiego talentu.
Nie, ale grałem z chłopakami starszymi o trzy-cztery lata w każdej grupie wiekowej. Kiedy przyszedłem do Śląska, dość szybko wykonałem przeskok z poziomu trampkarza i juniorów młodszych do pierwszego zespołu. Nie szedłem szczebel po szczebelku.
Jak to pamiętasz? Grę z dorosłymi jako 16-latek?
Nie będę ukrywał, że doświadczyłem ogromnego przeskoku. Wydaje mi się, że miałem do tego dobrą psychikę, bo chciałem nad sobą pracować i zdobywać doświadczenie. Szatnię seniorską Śląska znam od kilku lat, z czasem zacząłem łapać wszystkie zależności, choć nie było łatwo.
Zawsze chciałeś być piłkarzem?
Pasję do futbolu zaszczepił mi tata. Odkąd pamiętam, chodziliśmy na mecze Śląska, a mieliśmy też zwyczaj grania razem, sprawiało nam to przyjemność. Z biegiem czasu stwierdziłem, że nie wyobrażam sobie innego scenariusza na życie niż zostanie piłkarzem. Skupiłem się na graniu i szkole, aż w końcu wszystko zaczęło przychodzić samoistnie. W moim życiu pojawiła się przede wszystkim profesjonalizacja i to jest główna różnica.
Nie wierzę, że to przyszło samo z siebie.
Wiesz, w wieku 16 lat podpisałem kontrakt ze Śląskiem. Z rzeczywistości juniorskiej przeniosłem się do zupełnie innego świata, gdzie każdy aspekt stoi na topowym poziomie. Jeżeli jesteś mądry i zwracasz uwagę na starszych zawodników, zawsze coś dobrego dla siebie wyciągniesz. Ja to wszystko miałem pod nosem, profesjonalizm na każdym kroku.
Skąd u ciebie ta mądrość?
Kiedy możesz obcować z takimi ludźmi jak Mariusz Pawelec czy Piotr Celeban, nietrudno o łapanie dobrych wzorców. Jeśli chcesz się uczyć i potrafisz słuchać, nie ma opcji, że nie wyjdzie ci to na dobre. Przede wszystkim tacy piłkarze pokazują ci, że talent to nie wszystko, a postępów nie zrobisz bez ciężkiej pracy nad sobą. Do tego trzeba mieć odpowiedni charakter.
Ty go masz? Sprawiasz wrażenie takiego zwykłego chłopaka spod Wrocławia, któremu raczej nigdy nie odbije.
Kwestia wychowania. Fakt, że nie ciągnie mnie do złych rzeczy i nie wariuję, zawdzięczam rodzicom. Oni mnie pilnowali, wpoili pewne wzorce zachowań.
Wzorowy uczeń?
Nie, nie! Niestety na tym polu z zachowaniem bywało różnie, szczególnie w gimnazjum, gdy zdarzało się „trochę” świrować. Dopiero w liceum się uspokoiłem, miałem indywidualny tok zajęć. Założyłem sobie, że chcę zdać maturę. To był mój najważniejszy cel w tym wieku.
Równie dobrze mogłeś to rzucić, skoro byłeś już na kontrakcie ze Śląskiem.
Nawet gdyby taka myśl mi zakiełkowała, rodzice by na to nie pozwolili. Powiedzieli, że jedno musi iść w parze z drugim. Matura miała być i koniec, kropka.
Jesteś taką osobą, która mocno skupia się na swoim rozwoju?
Powiem ci szczerze, że w wieku 16-18 lat nie byłem tak świadomy, jak jestem obecnie. Dopiero z czasem bierzesz większą odpowiedzialność za swoje czyny, tego mi wcześniej brakowało. Nie mówię, że dziś byłbym w innym miejscu, gdyby moja głowa pracowała kilka lat temu na wyższych obrotach, ale mogłoby to mieć jakieś znaczenie. Teraz stawiam na rozwój, koncentruję się wyłącznie na sobie. Poczyniłem kroki w aspektach mentalnych i patrzę naprzód, nie zastanawiając się, co w młodości mogłem zrobić lepiej.
Opuszczenie rodzinnego domu było dla ciebie ważne w kontekście rozwoju mentalnego?
Naturalnie. Na wypożyczeniu w Olsztynie musiałem radzić sobie sam, dzisiaj mam zresztą to samo. Musiałem wyjść poza swoją strefę komfortu. Uważam, że takie wydarzenia z życia prywatnego wpływają na inteligencję boiskową. Widzę to po sobie, że samodzielność poza boiskiem ma przełożenie na rozwój piłkarski.
Nie masz też menadżera.
Przez kilka lat byłem związany z jedną grupą menadżerską, jednak w poprzednie lato uznałem, że na ten moment nie potrzebuję kogoś takiego. Nie zamykam się na menadżerów, ale obrałem cel, że zostaję w Śląsku i walczę o swoją szansę. Mam różne propozycje, to wszystko dociera bezpośrednio do mnie, ale trzymam się konkretnego założenia. Usuwam niepotrzebne tematy z głowy, skupiam się na teraźniejszości. Chcę codziennie pokazywać, że jestem godny miejsca w składzie Śląska.
Można powiedzieć, że zaliczasz drugi debiut w Ekstraklasie. Co nie udało się za pierwszym razem?
Wtedy byłem już gotowy na poziom Ekstraklasy, ale miałem wrażenie, że z biegiem czasu zaczął mi doskwierać brak doświadczenia. Zagrałem prawie całą rundę u trenera Pawłowskiego, później dostałem zimny prysznic. Wiele dało mi wypożyczenie do Stomilu, nabrałem większej pewności siebie. Na początku wchodziłem z ławki, ale po kilku tygodniach wywalczyłem tam miejsce w pierwszym składzie. Cieszę się, że dzisiaj jestem w Śląsku, tylko ciągle sobie powtarzam, że to tak naprawdę nic nie znaczy.
Po przygodach w 1. lidze i powrocie do Śląska zacząłeś bardziej doceniać rzeczy, które miałeś na najwyższym poziomie?
Jasne! Śmiałem się z trenerem Barylskim, że człowiek idzie do niższej ligi, a potem wraca i docenia dwa razy bardziej miejsce, z którego wyszedł. Muszę jednak przyznać, że potrzebowałem takiej zmiany otoczenia. Ciągle byłem we Wrocławiu i chciałem po prostu spróbować pójścia w nieznane. Dać sobie wyzwanie nie tylko na boisku, ale też poza nim.
Poszedłeś na drugi koniec Polski. To chyba nie mogła być łatwa przeprowadzka.
Ten ruch nawet dla mnie był zaskakujący, mimo że wyszedł z mojej inicjatywy. Potrzebowałem gry, chciałem się dalej rozwijać. Rozglądałem się za wypożyczeniem, miałem kilka ofert z klubów Ekstraklasy, ale skorzystałem z opcji last minute. Przeniosłem się do Olsztyna dwa dni przed końcem okienka i po raz pierwszy w życiu zasmakowałem gry pod presją walki o utrzymanie. Wtedy zacząłem sobie myśleć, że nigdy więcej nie będę chciał doświadczyć czegoś podobnego, że jako piłkarze powinniśmy celować wyżej. Oczywiście atmosferę mieliśmy fajną, grał tam na przykład Mateusz Cetnarski, ale wiadomo, o co chodzi. Realia były trudne.
Wróciłeś do Śląska i wywalczyłeś sobie skład. Jakie masz teraz ambicje?
Przede wszystkim cieszę się, że jest w Śląsku taka rywalizacja. Nie chcę wywierać na sobie dodatkowej presji, ale powiem ci szczerze, że jeszcze brakuje mi trochę liczb. Jeśli chodzi o statystyki takie jak odbiory: mam jedne z najlepszych wyników. Tyle że nie zawsze się to docenia. Co do przyszłości, nie lubię wybiegać za daleko. Liczy się dla mnie zagranie dobrej rundy i dołożenie kilku punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Wtedy będę zadowolony.
Fajnie, że zwróciłeś uwagę na statystyki. Od ciebie raczej nie wymaga się takiego zaangażowania w kreowaniu akcji jak od Waldka Soboty czy Mateusza Praszelika.
Zawsze grałem na pozycji nr 6 i 8, teraz uczę się stricte pozycji nr 6. Niby powinienem zwracać uwagę tylko na aspekty defensywne, skoro ofensywa leży w rękach innych, ale uważam, że byłoby lepiej, gdybym czasami dorzucił coś od siebie. Nie jestem na świeczniku, co paradoksalnie może mi pomóc. Tutaj widzę dla siebie największe pole do rozwoju.
To wszystko?
Staram się coraz częściej grać do przodu. Podczas treningów zakodowałem w głowie taką myśl, że powinienem podawać między liniami. W defensywie mam do siebie mniej zastrzeżeń, ale istota pozycji nr 6 polega na tym, że trzeba mądrze wyprowadzać piłkę, niekiedy sięgając po podania prostopadłe. Muszę też wyeliminować chwilowe zaniki koncentracji, które objawiają się np. złym podaniem. Poza tym staram się ćwiczyć wykończenie, zostaję czasami po treningach, żeby próbować strzałów z dośrodkowań.
A pracą z mentalnością?
Czytam dużo książek na ten temat. Jest taka seria: „Mentalny KOP”. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że to pomaga.
Czytasz coś jeszcze?
Teraz jestem w trakcie lektury biografii Rogera Federera, którego zawsze lubiłem i oglądałem. Ale jakimś zajadłym fanem nie jestem, czytam bardziej z ciekawości.
Jesteś głodny wiedzy.
Czytanie wspomaga koncentrację, przed meczem zawsze to robię. Poza tym uważam, że w wolnym czasie warto myśleć o rozwoju osobistym. Przedłużyć innymi metodami to, co robisz na boisku, choć nawet takie techniki tracą na znaczeniu, kiedy wchodzisz na murawę i przechodzisz weryfikację. Trzeba mieć to na uwadze.
Nie ukrywam, że takie czynności są też pewnego rodzaju odskocznią. Czytanie książek, szczególnie dotyczących kwestii mentalnych, lub oglądanie jakichś meczów. Żeby nie było: robię też inne rzeczy. Kiedyś dość często grałem w Fifę i Counter Strike’a, teraz trochę rzadziej, dlatego pozwól, że nie będę wypowiadał się o swoich umiejętnościach!
Poezją byś nie pogardził?
Hmm, tu byłby mały problem. Wiesz, została pewna awersja jeszcze z czasów szkolnych.
Masz jakiś wzór piłkarski?
Swego czasu Andres Iniesta. Był taki moment, kiedy koledzy z zespołu dopatrywali się podobieństw. Styl gry, charakter, warunki fizyczne. Dzisiaj natomiast podpatruję Mateo Kovacicia, którego bardzo doceniam za fakt, że robi robotę w środku pola, choć nie posiada niesamowitej siły fizycznej.
Nie brylujesz w mediach społecznościowych, nie kojarzysz się również z niczym szczególnym poza grą na boisku. Wyglądasz na skromnego gościa.
Można tak powiedzieć. Dla mnie fajnym przykładem jest Łukasz Piszczek, który wydaje się naturalnie skromnym człowiekiem. Albo to masz, albo tego nie masz. Okej, kiedy trzeba się zdenerwować i pokazać pewność siebie, nie mam z tym problemu. Ale ogólnie skromność to jedna z wartości, którą w życiu się kieruję.
Miałeś takie przypadki, kiedy skromność ci zaszkodziła?
Tak. Dopiero z czasem nauczyłem się rozróżniać bycie skromnym od bycia dobrym dla kogoś. Kilka lat temu patrzyłem na wiele rzeczy inaczej. Dzisiaj jestem innym człowiekiem. Potrafię łączyć pewność siebie ze skromnością, dokładając pracowitość i życiowe doświadczenia.
Dojrzałeś jako nadal młody człowiek. Znam to, bo jestem z twojego rocznika.
W takim razie porównaj siebie z dzisiaj do osoby, jaką byłeś trzy-cztery lata temu. Na pewno widzisz różnicę. Obcuję z seniorską piłką od 16. roku życia i wiem, że, chcąc nie chcąc, obecność doświadczonych zawodników prędzej czy później wpływa na tempo dojrzewania. Wiadomo, że starsi inaczej na ciebie patrzą, kiedy nie jesteś blisko gry w pierwszym składzie. Stajesz się bardziej zawodnikiem do treningu, tak cię traktują, dopóki nie zaczniesz gryźć ich po kostkach.
Piotr Celeban to dobry mentor?
Od trzech lat jesteśmy w jednym pokoju na każdym zgrupowaniu! Piotrek pomaga mi w różnych aspektach, siłowych czy żywieniowych, zaraża profesjonalizmem. Kiedy trzeba pomocy, zawsze można się do niego zgłosić.
Wstajesz z nim o 6:00 na bieganie?
Nie dałem się w to wkręcić! Jeśli śniadanie jest o 8:00, półtorej godziny wcześniej Piotrek jest już na nogach. On wstaje tak wcześnie, że chłopcy mnie czasami pytali, czy dał mi pospać. To niesamowite, żeby mieć taką rutynę. Ogółem nie ma w tym przypadku, że się dogadujemy. Mamy kilka wspólnych tematów, nie czuję żadnej bariery. Moim zdaniem to istotna kwestia, jeśli chcesz zbudować z kimś głębsze relacje. Dobrze, jeśli nadajecie na podobnych falach. Swego czasu miałem coś takiego z Flavio Paixao.
Z Hiszpanami dogadałbyś się tak samo dobrze jak z Piotrkiem?
Tu może cię zaskoczę: z nimi też lubię spędzać czas. Z Hiszpanami, czyli Erikiem i Isrą, ale i Guillermo Cotugno czy Markiem Tamasem. Tylko żeby ktoś nie pomyślał, że mamy podziały w szatni! Nie, nie, atmosfera jest przednia. Mamy dobry kontakt jako cały zespół.
Ale nie wierzę, że w tej miłej atmosferze nie panuje uczucie niedosytu.
Niedosyt to za duże słowo. Na dziś każdy myśli o rozwoju, mając świadomość, że oczekiwania są większe niż dotychczas. Wiemy, że takie mecze jak ten w Mielcu powinniśmy wygrywać. Chcemy temu sprostać, ale i tak uważam, że obecne miejsce Śląska jest dobre. Na pewno naszym celem jest zrobienie lepszego wyniku niż w poprzednim sezonie.
Pokój na obozie z Piotrem Celebanem czy Mateuszem Cetnarskim?
To pytanie zmierza w złym kierunku! Obu lubię, ale podsumuję to tak, że z „Cetnarem” nie dzieliliśmy pokoju w Stomilu, a z Piotrkiem – wiadomo.
rozmawiał KAMIL WARZOCHA
Fot. Newspix.pl (Mateusz Porzucek)