Spotkanie pomiędzy Augsburgiem a Unionem Berlin było zwyczajnym starciem. Ot, zmierzyli się ze sobą: typowy ligowy średniak oraz jedna z rewelacji sezonu. Jednak dla Rafała Gikiewicza ten mecz miał szczególne znaczenie. Zagrał bowiem przeciwko swojej byłej drużynie i bardzo długo będzie wspominał dzisiejszy dzień. Jego zespół pokonał berlińczyków 2:1, a on sam został jednym z głównych bohaterów widowiska – obronił rzut karny. Czy może coś lepiej smakować dla golkipera niż zatrzymanie jedenastki wykonywanej przez byłego kolegę z zespołu?
W ubiegłym tygodniu najwięcej mówiło się o tym, co daleko od boiska – a konkretnie o rozmowie Rafała Gikiewicza z dziennikarzami, w której zdradził zarzuty władz klubu wobec Roberta Gumnego. Niezależnie od tego, czy oceniamy to jako zagrywkę nie do końca koleżeńską, oryginalny sposób zagrzania kumpla do boju, czy po prostu szczerą odpowiedź na zadane przez dziennikarza pytanie, z całej sprawy zrobiła się mała aferka. Dzisiaj „Giki” w stu procentach przykrył ją tym, co robi dobrze od początku sezonu.
Postawą boiskową.
Zwłaszcza w drugiej odsłonie. Już wyciągnięcie strzału z wapna Marcusa Ingvartsena zasługuje na wielkie słowa uznania. Wprawdzie Duńczyk uderzył fatalnie – w środek bramki, ale Polak fantastycznie wyczekał go, nie poleciał w ciemno, w prawo lub lewo. Z tym, że to nie był koniec jego popisów na linii bramkowej. Kilka minut później zaliczył jeszcze lepszą interwencję. Instynktownie zatrzymał strzał z odległości pięciu metrów Taiwo Awoniyiego, chroniąc tym samym swoją ekipę przed utratą wyrównującego gola.
Nasz golkiper nie był jedyną pierwszoplanową postacią w szeregach Augsburga. To Union był stroną przeważającą. Częściej zagrażał rywalom, lecz na niekorzyść podopiecznych Ursa Fischera dzień konia miał dziś napastnik gospodarzy Florian Niederlechner. Najpierw otworzył wynik meczu, a chwilę po przerwie ponownie dał prowadzenie augsburczykom. Ostatecznie, mimo ogromnego naporu ze strony gości, udało im się dowieźć do końca trzy punkty.
W 82. minucie na boisku pojawił się także Robert Gumny. Niczym specjalnym się nie wyróżnił, niczego też nie zepsuł. Choć w doliczonym czasie Augsburg był bliski wypuszczenia wygranej. Berlińczycy idealnie rozegrali akcję. Rozklepali gospodarzy jak juniorów. Tylko żaden z ich graczy nie wbiegł w tempo do ostatniego zagrania. Union powinien wracać do domu z co najmniej jednym punktem. Tylko, co mogą poradzić na to piłkarze ze stolicy Niemiec, że akurat dziś Gikiewicz postanowił przypomnieć im o sobie i kolejny raz w tym sezonie wzbił się na wyżyny swoich umiejętności.
*
Inna rewelacja sezonu, czyli VFL Wolfsburg, idzie ostatnio jak burza. Bayer Leverkusen nie był w stanie im dać rady, mimo że grał na własnym stadionie. Podopieczni Oliviera Glasnera wygrali 1:0 i wskoczyli na czwarte miejsce w ligowej tabeli. Po wtorkowym wejściu smoka Bartosza Białka liczyliśmy, że Polak znów otrzyma kilkanaście minut, jednak jego szkoleniowiec z racji taktyki nastawionej na obronę korzystnego rezultatu przeprowadzał zmiany w innych formacjach. Finalnie nasz młody napastnik zaliczył jedynie symboliczne wejście w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Typowa roszada tylko po to, by ukraść rywalom uciekający czas.
Cóż, jeżeli nasz reprezentant U-21 dalej będzie czynić postępy – krok po kroczku, tak jak obecnie – na pewno otrzyma jeszcze szanse o większym wymiarze czasowym.
*
FC Augsburg – Union Berlin 2:1 (1:1)
F. Niederlechner 7′ 47′ – M. Ingvarsten 25′
Bayer Leverkusen – VFL Wolfsburg 0:1 (0:1)
B. Baku 35′
Fot.Newspix