Reklama

Cztery lata dyskwalifikacji za kroplówki. „Skandal i pokazówka”

redakcja

Autor:redakcja

22 stycznia 2021, 12:38 • 11 min czytania 34 komentarzy

Pamiętacie „aferę kroplówkową”, do jakiej doszło w Pogoni Siedlce? Zaistniała „dobra okazja”, by o niej przypomnieć. Sześciu piłkarzy zamieszanych w przyjmowanie niedozwolonych wlewów dostało po tyłku najmocniej, jak tylko się dało. Tomasz Margol, Marcin Kozłowski, Piotr Smołuch, Kacper Falon, Aya Diouf oraz Sebastian Krawczyk zostali w ostatnich dniach ukarani czterema latami bezwzględnej dyskwalifikacji. To maksymalna kara, jaką można było dostać za niedozwolone infuzje. Wcześniej usankcjonowany czteroletnim wykluczeniem (z dwuletnim zawieszeniem) został Artur Balicki.

Cztery lata dyskwalifikacji za kroplówki. „Skandal i pokazówka”

Skąd aż tak wysokie wyroki? Jakie są argumenty POLADY? Jaki wpływ na wyrok miała światowa organizacja? Co na swoją obronę mają piłkarze?

„Tu nie ma co trenować, tu trzeba wlewać”

Sprawa pokryła się kurzem na kilka miesięcy, zawodnicy odbyli już swoje pierwotne kary, więc spieszymy z przypomnieniem i nakreśleniem całego tła (szeroko opisywaliśmy je TUTAJTUTAJ). Po raz pierwszy o aferze napisaliśmy w październiku 2019 roku, więc – jeśli możemy posłużyć się niskich lotów parafrazą – trochę kroplówek w wenflonach od tamtego czasu upłynęło. Daniel Purzycki, ówczesny szkoleniowiec Pogoni Siedlce, ordynował wówczas swoim piłkarzom wspomagacze w postaci kroplówek. Nie znajdywały się w nich niedozwolone substancje. Mimo to proceder był nielegalny. Prawo dopingowe zabrania dożylnych wlewów większych niż 100 ml na 12 godzin jakichkolwiek płynów, ze względu na fakt, iż…

  • mogą one wspomagać szybszą regenerację organizmu i poprawiać wydolność (a więc mieć działanie dopingowe),
  • istnieje zagrożenie, że są używane do wypłukania niedozwolonych substancji (a więc mogą tuszować faktyczny doping).

Sprawa jest oczywista i jasno określona przez przepisy. O procederze zaczęło być głośno, gdy do siedleckiego klubu wdarli się mundurowi. Zawodnicy, którzy mieli infuzje inspirowane przez Purzyckiego, zrozumieli wtedy, że są w dużych tarapatach. Groziła im czteroletnia dyskwalifikacja. Po usłyszeniu wyroku pierwszej instancji odetchnęli z ulgą – skończyło się na dwuletniej dyskwalifikacji w zawieszeniu na 18 miesięcy dla każdego z nich. Odbyli półroczny odpoczynek od piłki, a później – po odwieszeniu kary – niektórzy wrócili do zawodowego uprawniania sportu. Ich drogi potoczyły się różnie:

  • Kacper Falon przeniósł się do Olimpii Elbląg (II liga),
  • Artur Balicki związał się z Garbarnią Kraków (II liga),
  • Aya Diouf został piłkarzem hiszpańskiej Ponferradiny B,
  • Piotr Smołuch broni barw Apisu Jędrzychowice (IV liga).

Pozostała trójka wciąż reprezentuje Pogoń Siedlce. Choć w tym przypadku możemy już zacząć używać czas przeszły.

Reklama

Co zmieniło się od pierwszego wyroku?

Cała siódemka miała prawo do odwołania się od orzeczenia pierwszej instancji. Ich nieszczęście polega na tym, że nie tylko oni mieli tę możliwość.

Światowa Agencja Antydopingowa zgłosiła szereg zastrzeżeń w kontekście tego orzeczenia. Przedstawiciele WADA złożyli odwołanie do Panelu Dyscyplinarnego II instancji, które to Panel miał obowiązek rozpatrzeć. Wczoraj dowiedzieliśmy się o rozstrzygnięciu, o tym jak Panel Dyscyplinarny podszedł do argumentów przedstawianych przez zawodników, ich pełnomocników i światową agencję. Panel uznał, że argumenty przedstawiane przez WADA są zasadne. Zdecydowano, żeby podnieść karę do czterech lat bezwzględnej dyskwalifikacji i nie przyznawać nawet częściowego zawieszenia kary – opowiada nam Michał Rynkowski, dyrektor POLADA, polskiej organizacji antydopingowej. A więc okoliczności łagodzące, jakimi kierowały się polskie organy, nie miały znaczenia dla światowej organizacji. To jej lobby i argumentacja wygrała.

Co dla zawodników oznacza czteroletnia dyskwalifikacja wymierzona przez drugą instancję?

  • zakaz zawodowego uprawiania piłki nożnej przez cztery lata,
  • wykluczenie z jakiejkolwiek działalności w strukturach rozgrywek pod PZPN-em i każdym innym związkiem sportowym,
  • brak drogi odwoławczej od tego wyroku.

A więc wszystkie „ofiary” kroplówek Purzyckiego znalazły się… no, sami wiecie gdzie. W niezbyt ciekawym położeniu.

Argument pierwszy – brak pomocy przy śledztwie

Najpierw przedstawimy sprawę z perspektywy POLADY. Z perspektywy polskiej organizacji antydopingowej, decydujące przy zwiększeniu kary były dwie kwestie. Pierwsza – nieudzielenie przez zawodników znaczącej pomocy przy śledztwie.

Czym jest „znacząca pomoc przy śledztwie”? Oddajmy głos Michałowi Rynkowskiemu z POLADA: – Udzielenie znaczącej pomocy polega głównie na tym, że dany zawodnik decydując się na współpracę przedstawia konkretne informacje na temat naruszenia przepisów antydopingowych przez inne osoby. Jeden z siedmiu zawodników był gotowy do podejmowania współpracy. Pozostała szóstka, w ocenie WADA i ocenie Panelu Dyscyplinarnego, wyczekiwała na to, co się stanie. Obserwowali i kalkulowali. W końcu podjęli decyzję o współpracy, ale to była zbyt późna decyzja. POLADA już wtedy dysponowała wiedzą o udziale innych osób w podaniu zabronionej infuzji.

Reklama

A więc – mówiąc krótko – według POLADY, sześciu ukaranych piłkarzy nie chciało mówić wszystkiego, czekając na to, jak rozwinie się sytuacja. Zdecydował się na to natomiast Artur Balicki, którego położenie było specyficzne – był wówczas tylko wypożyczony z Wisły Kraków, gdzie w wieku 20 lat miał się ogrywać. Gdy polskie organy miały już pełną wiedzę na temat pozostałej szóstki, ta zaczęła być chętna do udzielania konkretnych wyjaśnień. Lecz wtedy – z perspektywy organizacji antydopingowych – nie miały one charakteru okoliczności łagodzącej. Zaznaczmy – mówimy ciągle o wersji polskiego organu.

Argument drugi – udowodnienie celowości

Od początku śledztwa, największą wątpliwość budziło to, czy zawodników Pogoni Siedlce można uznać za ofiary całego procederu, czy jednak za współwinnych. Moralnie mogą czuć się ofiarami – to nie oni wpadli na pomysł niedozwolonych infuzji, po prostu wykonywali polecenia trenera. Jak sami mówią – nawet nie wiedzieli, że robią coś nielegalnego. W świetle postępowania nie było to jednak zbyt mocnym argumentem. WADA walczyła o to, by uznać celowość grupy piłkarzy.

Jednym z argumentów WADA był fakt, że zawodnicy zgodzili się świadomie na przyjmowanie infuzji. Można w tej sytuacji mówić o działaniu celowym, które jest poświadczone na piśmie – informuje nas Michał Rynkowski. I dodaje: – Nie mogę udzielać szczegółowych informacji, bo wciąż trwa postępowanie wobec trenera. Trener niewątpliwie odgrywał istotną rolę w tym procederze. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z profesjonalistami. Mimo że to II liga, mowa jest o zawodnikach, którzy uprawiają sport zawodowo. Przepisy jasno wskazują, że w takich przypadkach ich obowiązkiem jest znajomość przepisów, przestrzeganie ich, współpraca z organami antydopingowymi.

Kluczowa jest w tym przypadku ocena, czym w świetle wykroczeń dopingowych jest celowość. W dużym uproszczeniu, argumenty WADA można zamknąć w haśle „jeśli nikt ci tego nie wlał do żyły, jesteś winny”. To mniej więcej tak, jakby szef firmy transportowej zalecił swoim kierowcom, by jeździli po autostradach z niedozwoloną prędkością i łamali zalecenia dotyczące ilości snu. Gdy takiego kierowcę złapie policja, punkty karne idą wyłącznie na jego konto. Tłumaczenie „szef kazał” nie ma w oczach funkcjonariuszy żadnej wartości, skoro kierowca ma wolny wybór i sam decyduje, czy dostosować się do zaleceń.

Podobnie orzekają organy antydopingowe – zakładają, że zawodowy sportowiec zna przepisy i jest świadomy, co można, a czego nie, więc argument „szef kazał” obowiązuje wtedy, gdy tenże szef środkami bezpośredniego przymusu doprowadza do przyjęcia niedozwolonych substancji.

A propos, wobec Daniela Purzyckiego nadal toczy się postępowanie. – Trenerowi grozi do czterech lat dyskwalifikacji. Wydaje się, że to postępowanie dąży do szybkiego zakończenia – informuje nas Michał Rynkowski.

„Skandal i pokazówka”

Wszystko, co do tej pory napisaliśmy, to wersja jednej strony. Oddajmy głos piłkarzom, którzy są rozgoryczeni czteroletnią dyskwalifikacją. Dla nich oznacza ona w zasadzie koniec kariery w piłce. Rozmawialiśmy z Piotrem Smołuchem (obecnie Apis Jędrzychowice), który był wówczas kapitanem Pogoni.

Piotr Smołuch: – To jest skandal i pokazówka. Od początku współpracowaliśmy z POLADA. Tłumaczyliśmy kto nam kazał zrobić wlewy, jak to wyglądało. Od razu o wszystkim mówiliśmy. Od samego początku byliśmy na każde ich wezwanie. Dlatego pierwszy wyrok z ich strony to pół roku. Ale WADA zrobiła z nich pośmiewisko i dała nam cztery lata. Nie wiem jak wygląda między nimi ta współpraca. Aktualnie według jednego podmiotu współpracowaliśmy, według drugiego nie współpracowaliśmy. Podkreślę ponownie: od razu się zgłosiliśmy, że jesteśmy chętni do pomocy. Byliśmy na prokuraturze, na policji. Składaliśmy zeznania. Robili nam na komisariacie testy antydopingowe i nic na nich nie wyszło, żadne niedozwolone środki. POLADA dostała wszelkie informacje. Zbieraliśmy materiały razem z prokuraturą, żeby mieli wszystko, jak najwięcej dowodów. Powiedzieli, że tak będzie lepiej dla wszystkich.

To skąd pana zdaniem taka ich opinia, że nie współpracowaliście?

Nie mam pojęcia, te ich tłumaczenia były dość mocno rozmyte, żenujące momentami. My na każdy argument odpowiadaliśmy konkretami. Kiedy przyjechaliśmy, kiedy zadzwoniliśmy. Mówiliśmy jak było. Ale nie słuchali argumentów, były podśmiechujki. Przed ogłoszeniem wyroku słyszeliśmy, gdzie możemy się odwoływać, czyli że ta sprawa jest wyłącznie na pokaz.

Na czym polegały podśmiechujki?

W trakcie kiedy tłumaczyliśmy czy my, czy nasz adwokat, panel nas nie słuchał. Takie można było odebrać wrażenie – sprawa ze względu na pandemię toczyła się online, na kamerkach, ale widać było, że nie ma zaangażowania w słuchanie. Pojawiały się uśmiechy na twarzach osób w panelu. My byliśmy przygotowani merytorycznie, na wszystko odpowiadaliśmy, ale nic to nie dało. Można było odebrać wrażenie, że osoby z panelu korespondują między sobą, bo jedna pani coś pisała na laptopie i się śmiała, a za chwilę było widać, że druga się śmieje.

Jaki planuje pan kolejny krok?

Będziemy się odwoływać. Walczyć. Do samego końca. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Jest tragedia. Ja zacząłem już inną pracę, poza piłką, bo niestety spodziewałem się, że będą chcieli zrobić taki pokaz.

Czy to nie jest ostateczna decyzja, bez odwołań?

Możliwość odwołania jest, ale wydaje mi się, że maksymalnie mogą nam skrócić do dwóch lat, nic z tego więcej raczej nie będzie.

Czym się pan teraz zajmuje?

Pracuję w branży finansowo-ubezpieczeniowej.

Marzy pan jeszcze o piłce czy już się zraził?

Nie no, całe życie marzyłem, żeby grać. Pasja z dzieciństwa, która wciąż ze mną jest. W momencie, kiedy dostałem zawieszenie, byłem kapitanem zespołu. Miałem dobrą rundę. Wszystko szło w lepszą stronę. Bardziej spodziewałbym się transferu wyżej, bo takie były notowania.

Gdy patrzy pan wstecz, co pana najbardziej dotyka, oburza?

Najbardziej oburza mnie, że tylko my ponosimy konsekwencje, gdy są twarde argumenty, że to odbyło się na zlecenie trenera Purzyckiego. On jeszcze powiedział, że ma to w dupie, bo się wybieli. Słyszała to cała drużyna. Są zeznania dwudziestu chłopaków, że to decyzja trenera. Oburza mnie też, że pielęgniarka, która podawała nam witaminy w niedozwolony sposób, dostała ofertę z POLADY. No przepraszam, to tak jakbym ja zabił człowieka, zadzwonił na policję, a oni powiedzieli “świetnie, że dzwonisz, mamy dla ciebie etat”. Pielęgniarka powiedziała w TVN24, że to zrobiła, bo inaczej ktoś inny i tak by to zrobił, a potem zgłosiła aferę i jak w nagrodę dostała pracę. W TVN24 pielęgniarka powiedziała, że wiedziała, że to jest niedozwolone, a mimo to nam podała wlewy. Nie mogła wtedy powiedzieć: chłopaki, wiecie, że to jest niedozwolone? Przecież ja wtedy wstaję z fotela, wychodzę i koniec. To jest absurdalne.

Co pan z perspektywy myśli o trenerze Purzyckim?

Nie będę przeklinać, nie wypada. No dramat. Jak ktoś nam coś zlecał, to teraz powinien wyjść przed szereg, powiedzieć jak było. Tak zachowałby się mężczyzna. Jego zachowanie jest skandaliczne, dramatyczne.

Zniszczył panu karierę?

Tak, razem z pielęgniarką, byli świadomi tego, co robią. I powtórzę: najgorsze jest to, że zniszczył, zrobił źle, a jeszcze po wszystkim w oczy mówił, że on się wybieli. I tak się właśnie dzieje.

Wróćmy jeszcze do tamtego feralnego zdarzenia: jak dokładnie wyglądał przykaz trenera Purzyckiego?

Przyszedł i poinformował, że pomiędzy treningami – nie pamiętam czy to był wtorek czy środa – ze względu na słabe wyniki wydolnościowe dostaniemy kroplówki witaminowe. Zostawił listę, gdzie i o której. Stawiliśmy się tam, gdzie pobierano nam krew. Znaliśmy to miejsce. Pielęgniarki te same, co zawsze. Wszystko to samo, co zawsze. Nic nie wzbudzało podejrzeń. Nikt nie sądził, że coś może być nie tak. My zostaliśmy w siedem osób tylko dlatego, że nie było więcej miejsc siedzących w pomieszczeniu. Dowiedzieliśmy się, że coś może być nie tak, jak dostaliśmy pisma z POLADY o zawieszeniu.

Czyli, uściślając: nic nie wiedzieliście, że możecie właśnie przekraczać przepisy?

Nie. Wszystko, co wzięliśmy, było dozwolone. Same witaminy. Żadnych zakazanych substancji. Glukoza i witamina c. Ale infuzja dożylna powyżej 100ml jest zabroniona w odstępie mniejszym niż 12 godzin. Czyli jakbym wypił litr witamin – nie ma problemu. Ale jakbym wlał dożylnie nawet zwykłą wodę, to również dostałbym cztery lata. Dowiedziałem się tego po fakcie, z pisma. Jak sędziowie coś zmieniają, przyjeżdżają co rundę o tym poinformować. POLADY nie było nigdy. Nigdy nie było żadnych szkoleń, pogadanek. Do tego chciałem podkreślić: na komisariacie mieliśmy robione testy antydopingowe i nie wyszły żadne substancje zakazane.

Gdyby się okazało, że pan już nie wróci na boisko, to co wtedy?

Próbuję o tym nie myśleć, bo mam dwumiesięczną córeczkę, mam żonę, muszę w trybie ekspresowym rozpocząć życie po życiu, żeby o nie zadbać. Skupiam się na czymś innym, bo rozgoryczenie jest potężne. Ktoś musiał pokazać, jaki jest silny i jak bardzo na pokaz nas ukaże, gdzie w innych przypadkach dopingu w sporcie za dużo poważniejsze zajście zawodnicy dostają maksymalnie zawieszenie na dwa lata.

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

34 komentarzy

Loading...