Miało być tak: Kamil Stoch wygrywa po raz 40. w karierze konkurs Pucharu Świata, wyprzedzając w tej klasyfikacji Adama Małysza. Albo tak: Andrzej Stękała staje na podium zawodów tej rangi po raz pierwszy w życiu. Albo jeszcze inaczej – byle z Polakiem na pudle. Nie wyszło. W dzisiejszym konkursie indywidualnym w Zakopanem nasi reprezentanci nieco spuścili z tonu i wylądowali na niższych pozycjach. No, może z wyjątkiem jednego.
Andrzej trzyma formę
Największym pozytywnym zaskoczeniem tego sezonu – z naszej perspektywy – jest oczywiście Andrzej Stękała. Gość, na którym jeszcze niedawno niemal wszyscy postawili krzyżyk, teraz stał się podporą drużyny i skacze (mimo wczorajszej wpadki) bardzo równo. Dziś był najlepszym z Polaków i wyrównał swoją życiówkę, znów wskakując na piąte miejsce w zawodach PŚ. Co ważne – w końcu w obu seriach latał daleko.
Do tej pory miewał z tym problemy. Zwykle było tak, że odpalał w jednej z prób, a w drugiej coś nie do końca mu wychodziło, lądował kilka metrów bliżej i zajmował przez to niższe lokaty w klasyfikacji konkursu. Dziś też spadł – o jedno miejsce – ale to przez to, że rywale po prostu lądowali dalej. On sam skoczył 134 i 136,5 metra.
– Jestem bardzo zadowolony. Cieszę się, bo kolejny raz jestem na piątym miejscu. To jest mega wynik, zwłaszcza, że u siebie. Pozostaje mi podziękować wszystkim, zwłaszcza kibicom. Wiadomo, że wolno im chodzić na skoki, ale słyszałem trąbę z dołu. Mam jeszcze trochę problemów w locie, ale skoki były dobre. Do podium jest blisko, trzeba czekać. To jest sport – mówił Andrzej po konkursie.
W wewnętrznej klasyfikacji Polaków drugiego Kamila Stocha Stękała wyprzedził dziś w Zakopanem o równe osiem punktów. A to już – zwłaszcza na Wielkiej Krokwi, gdzie Stoch skakać przecież potrafi (wygrywał tam pięciokrotnie, tylko Gregor Schlierenzauer ma w Zakopanem tyle samo klientów) – całkiem sporo. Andrzej jest więc w formie znakomitej, a powinno być tylko lepiej. Stoch czy Kubacki za to nieco dziś zawiedli.
Czołówka nie odpaliła
Zresztą ogółem zawodnikom z pierwszych miejsc w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata coś w tym konkursie nie wyszło. Najwyżej z pierwszej piątki generalki PŚ był Markus Eisenbichler – ledwie na ósmym miejscu. Kamil Stoch był jedenasty, Dawid Kubacki cztery pozycje niżej, a Halvor Egner Granerud po bardzo słabym drugim skoku spadł na 23. miejsce (Piotra Żyły zabrakło w konkursie z powodu dyskwalifikacji w kwalifikacjach, przez co mógł huczniej świętować wczorajsze urodziny). Lider Pucharu Świata to zresztą negatywne zaskoczenie weekendu. Na swoim poziomie oddał może jeden skok – w serii próbnej przed dzisiejszym konkursem. Wybuchnął wtedy ogromną radością, ale w konkursie było już po prostu gorzej.
A to – nawet mimo słabszej formy Polaków – daje nadzieję.
Bo ci może i w Zakopanem skakali średnio, ale to w dalszym ciągu nie były złe próby. W pierwszej serii Kubacki i Stoch wypuszczeni zostali przecież w najgorszych warunkach. Zresztą wszyscy zawodnicy z końcówki tamtej rundy nie mieli wielkiego szczęścia do warunków. W drugiej serii było już nieco lepiej, więc i Stoch, i Kubacki się poprawili (choć jeśli chodzi o miejsca – nieznacznie).
Kamil dzięki temu odrobił trochę punktów do Graneruda w Pucharze Świata. I traci ich teraz 310. Wydaje się, że to dużo, ale w perspektywie reszty sezonu i gorszej dyspozycji Norwega: to w sumie niewiele. A na pewno tyle, ile Stoch jest w stanie odrobić. Tym bardziej, że przed nami skocznie, które Polak uwielbia – choćby Willingen czy Klingenthal. Niepokoić zaczniemy się więc, jeśli tam też Polacy – na czele z Kamilem – będą skakać na gorszym poziomie, niż na przykład w Turnieju Czterech Skoczni.
Ząb nie boli, można skakać
Marius Lindvik był prawdopodobnie największych pechowcem Turnieju Czterech Skoczni. Wypadł bowiem z rywalizacji z powodu… bólu zęba. Skończyło się nawet w szpitalu, ale Norweg formy najwyraźniej nie stracił, a wręcz przeciwnie – wygląda jakby lekarze naładowali go witaminkami, a wyrwany ząb dodatkowo go odciążył. Dziś Norweg był bowiem najlepszy. Zresztą na podium towarzyszył mu rodak – Robert Johansson skończył konkurs na trzecim miejscu. Tym bardziej może przez to dziwić gorsza forma Graneruda, którego z kolegów wyprzedził też dziś dziesiąty Daniel Andre Tande.
Ale trener Stoeckl ogółem narzekać nie może. Jego podopieczni byli dziś w świetnej dyspozycji, a jedynym, który był w stanie z nimi rywalizować, okazał się Anze Lanisek. Słoweniec zwycięstwo przegrał w dużej mierze gorszym lądowaniem w drugiej serii. Gdyby nie ono – pewnie okazałby się w Zakopanem najlepszy. Anze zresztą polubił się z polskimi skoczniami polubi – to bowiem jedyny kraj, gdzie już dwukrotnie stał już na podium. Po raz pierwszy zrobił to w Wiśle, ponad rok temu.
Jeszcze w tym sezonie będzie miał kolejną możliwość, by dobrze się w Polsce zaprezentować. A konkretnie: właśnie w Zakopanem, na Wielkiej Krokwi. Tam bowiem zostaną zorganizowane dodatkowe zawody, które zastąpią odwołane konkursy z innych krajów. A co do odwołań, to też może być jeszcze ciekawie – nie wiadomo, czy odbędą się konkursy w rumuńskim Rasnowie. Problemem są bowiem kwestie związane z opcjonalną kwarantanną.
Aczkolwiek do tych zawodów daleko. Najpierw skoczkowie udadzą się do Finlandii, potem Niemiec, a następnie wrócą do Polski. Ot, objazdówka. Oby przy okazji ponownej wizyty w Tatrach dali nam więcej powodów do radości.
Fot. Newspix