Reklama

Gikiewicz narzeka na kolegów. Przesadza czy ma rację?

redakcja

Autor:redakcja

17 stycznia 2021, 15:21 • 5 min czytania 32 komentarzy

– Przegrywamy ważny mecz, a niektórzy schodzą z uśmiechem na ustach z boiska. Nie potrafię tego zaakceptować – powiedział Rafał Gikiewicz w telewizji Sky po przegranym przez Augsburg meczu z Werderem. Polak oddał więc publicznie strzał do kolegów, we własną szatnię, nie gdzieś, w polskim wywiadzie, który pewnie nigdy by do Niemiec nie dotarł, tylko przed kamerami Bundesligi. Pytanie: Gikiewicz przesadza? Czy ma rację?

Gikiewicz narzeka na kolegów. Przesadza czy ma rację?

Powiemy tak: w takich sytuacjach wiele zależy od tego, kto mówi.

Jesienią, gdy Piast Gliwice dołował w tabeli Ekstraklasy, Gerard Badia przed kamerami Canal+ również w sposób pośredni pojechał z niektórymi piłkarzami. Pewnie raczej chodziło mu o tych, którzy z Gliwic właśnie odeszli – bądź przebierali nogami, by odejść – ale jednak. I wszyscy to zrozumieli. Bo Badia, człowiek tak zasłużony dla Piasta, może. I, co też istotne, wszyscy wiedzieli, że u Badii to jest szczere. Żadne granie pod publiczkę. Wszyscy go znają z tego, że mówi to co myśli, a przy tym jak trzeba, to najwięcej pretensji mając wobec siebie. Podobnym przypadkiem jest Ivan Runje.

Wydaje nam się, że jakby Rafał Gikiewicz ugryzł się w język, powiedział co ma do powiedzenia w szatni, to by nie zaszkodziło. Ten wpis na Instagramie także mógł sobie darować.

Reklama

Rafał, twoja kariera w Polsce jest doceniana, nie trzeba się o to upominać. Na bramce jest szalona konkurencja, na innych pozycjach ludzie robią sporo fajnych rzeczy, czyste konto Augsburga to nie jest szczególnie medialna sprawa.

Natomiast, po pierwsze: to nie tak, że Gikiewicz zawala co drugi mecz, a teraz wychodzi przed szereg, chcąc poszukać kozła ofiarnego. Czyim jak czyim notom, ale w Bundeslidze na notach Kickera można polegać. A według tych not, Gikiewicz jest siedemnastym piłkarzem Bundesligi.

Źródło: Kicker

To jest naprawdę duża rzecz. Dla przykładu Piątek ma notę średnią 3.94. Jest 34 – ale wśród samych napastników. W przeszłości były takie lata, kiedy takie siedemnaste miejsce miałoby znacznie większą wymowę, ale czasy się zmieniły. Inna sprawa, że trzeba tu docenić progres – pięć lat temu za symbol sportowego awansu uchodził fakt, że Gikiewicz jest w dwudziestce najlepiej ocenianych piłkarzy 2.Bundesligi. To jest zawodnik, który startował z pułapu: w sumie ma farta, że wyjechał na Zachód, bo wcale pewniakiem nie był. Więcej osób by sądziło, że szybko się odbije i wróci.

Odnotujmy, że gdy w barwach Unionu magazyn Kicker umieścił go wysoko w rankingu najlepszych bramkarzy, to w recenzji jego gry podkreślił, że sprawdza się jako lider. Innymi słowy: pewnych zachowań od niego wręcz oczekiwano. Nie są już zaskoczeniem. W Unionie szybko stał się ważną postacią, potrafił iść walczyć o premie dla zawodników, choć dopiero tam dołączył.

Gikiewicz w Augsburgu jest doceniany od samego początku gry. Nam wspominał, gdy po meczu w Wolfsburgu jego trener bramkarzy dzwonił do Heiko Herrlicha, żeby zdać relację i ustalić, że teraz… Gikiewicz może być liderem szatni. Gikiewicz odpowiedział, że drugiego dnia w szatni Augsburga już tak się czuł. I kogoś mogą takie słowa irytować? No, rozumiemy, dlaczego niektórych mogłyby. Ale co stało się potem? No, Gikiewicz faktycznie jednym z liderów został. Potwierdza to na boisku, a nie w wywiadach.

Reklama

Tak szybko taka pozycja w Augsburgu bierze się też stąd, że w sumie Augsburg żadnym sportowym awansem się nie okazał – ot, ta sama sytuacja co w Unionie. Walka o utrzymanie, łamane na środek tabeli. Z tym, że klub stabilniejszy, bo Union jest postrzegany jako najbiedniejszy w lidze. I na pewno też fakt, że Union bez Gikiewicza radzi sobie więcej niż dobrze, jest dla polskiego bramkarza jakąś gorzką pigułką, może lekcją pokory.

Ten sezon, choć udany indywidualnie, sportowo jest na pewno słodko-gorzki.

Wczorajsza wypowiedź, jej ton – Gikiewicz jest w nich konsekwentny. Potrafił publicznie powiedzieć, że bardziej dba o dietę niż niektórzy koledzy z szatni, gdzie w Niemczech doświadczeni piłkarze potrafią polecać nowym na WhatsAppie gdzie jest najlepszy kebab w mieście.

We Freiburgu nigdy nie mówił, że cierpliwie czeka na swoją szansę, że czas, że to czy tamto, tylko zawsze podkreślał, że jest gotowy do gry. Nie czuje się gorszy.

Na finiszu sezonu, w którym Union szedł po awans, też powiedział publicznie, że drużyna nie trzyma ciśnienia i dlatego przegrali. Było zdziwienie, że tak strzelił, ale to podobno dobrze podziałało na szatnię.

Taki ma styl.

Styl, na który trochę więcej światła rzuca wypowiedź w wywiadzie Mateusza Skwierawskiego dla “Wirtualnej Polski”, gdzie padły takie słowa: “Mój trener mentalny, z którym kiedyś współpracowałem, powiedział mi ważne zdanie: “do szatni masz wlatywać jak orzeł. Bo jak koledzy zobaczą, że przyszła cipa, to cię zgaszą”. Bez pewności siebie nie zaistniejesz. Nie mówię o arogancji, trzeba umieć przyjąć krytykę, pośmiać się z siebie. Ja nie jestem bufonem ani kozakiem, ale nie będę też cichociemny”.

Czy to jest filozofia, która brzmi jak uniwersalna recepta na sukces? No, nieszczególnie. Niejedna droga wiedzie do tego, żeby osiągać swoje cele.

Ale rzecz w tym, że ta Gikiewiczowi ewidentnie pasuje.

Ktoś się koncentruje słuchając muzyk przed meczem.

Komuś pomaga szereg spełnionych przesądów.

A Gikiewicz ma takie podejście, gdzie wychodzi przed szereg, pewnie czasem wkurwiając niektórych kolegów, ale zabierz mu to, a prawdopodobnie nie będzie Gikiewicza-czołowego bramkarza Bundesligi.

Niemniej jest i druga strona medalu. Sytuacja sprzed lat, Jagiellonia Białystok, młody Gikiewicz wprost mówi, że należy mu się bluza z numerem 1, ale jej nie dostaje. Probierz releguje go do Młodej Ekstraklasy. Za co? Zacytujmy wywiad z Jagiellonia.pl:

“Miała miejsce pewna sytuacja, o której tylko ja i sztab szkoleniowy wiemy. Prawda jest taka, że źle się zachowałem na meczu z Arisem Saloniki – nie pogodziłem się z tym, że Grzesiu (Sandomierski – red.) miał bronić. (…)

Kamery w trakcie pierwszego meczu z Arisem Saloniki pokazały ławkę rezerwowych Jagiellonii, na której tylko ty miałeś uśmiech na twarzy po tym jak Jaga straciła drugiego gola.

– Przez pół roku tego nie komentowałem i teraz też nie będę. Nie cieszyłem się z tego powodu, że Grzesiek puścił bramki. “Nieuprzejmi” jednak wyciągali takie rzeczy. Na ławce rezerwowych siedzi kilka osób i wtedy rozmawialiśmy na inny temat. Mnie również było na rękę, aby Jagiellonia awansowała dalej, żebyśmy zarobili pieniądze i dalej promowali zespół w Lidze Europejskiej”.

Ważny mecz. Nawet trwający. Inny temat. I uśmiech. Wszystko się zgadza.

Fot. NewsPix

Najnowsze

Ekstraklasa

Dadok zadowolony z gry dla Stali. “Piłkarze mają tu wszystko, czego mogliby oczekiwać”

Antoni Figlewicz
0
Dadok zadowolony z gry dla Stali. “Piłkarze mają tu wszystko, czego mogliby oczekiwać”

Komentarze

32 komentarzy

Loading...