Reklama

Drużynówka rządzi się własnymi prawami. Polacy drudzy w Zakopanem

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

16 stycznia 2021, 19:06 • 3 min czytania 10 komentarzy

Już witaliśmy się z gąską, a tu klapa. Polacy prowadzili w sobotnim konkursie drużynowym w Zakopanem ze sporą przewagą, ale w przedostatniej serii Andrzej Stękała… został poniekąd puszczony na stracenie. W niezwykle trudnych warunkach nie mógł polecieć daleko i osiągnął zaledwie 115,5 metrów. To sprawiło, że polski zespół wyprzedziła Austria, która ostatecznie sięgnęła po zwycięstwo w całych zawodach. Cóż, należy docenić fakt, że doczekaliśmy się czasów, w których nie jesteśmy w pełni zadowoleni z miejsca na podium.

Drużynówka rządzi się własnymi prawami. Polacy drudzy w Zakopanem

Powiedzmy sobie szczerze: w obecnej formie Polacy mogą uchodzić za faworytów każdego konkursu drużynowego, nie tylko tego w Zakopanem. W bieżącym sezonie do trzech skoczków, na których zawsze możemy liczyć, dołączył w końcu Andrzej Stękała. I nagle okazało się, że zespół Michala Dolezala nie ma już żadnego słabego ogniwa.

Z drugiej strony – przed zawodami w Polsce nie mogliśmy być aż tacy pewni siebie. Bo, po pierwsze, nic samo się nie wygra, a po drugie – coraz mocniej wyglądają Norwegowie. O Halvorze Egnerze Granerudzie powiedzieliśmy już wystarczająco, ale przecież z podium podczas ubiegłego weekendu cieszył się Daniel Andre Tande. Groźny wydaje się też Marius Lindvik, a Roberta Johanssona czy Johanna Andre Forfanga zawsze stać na daleki skok.

To właśnie w Skandynawach upatrywaliśmy naszych głównych rywali podczas sobotniego konkursu. Choć treningi oraz kwalifikacje pokazywały co innego: świetnie spisywali się bowiem Austriacy, którzy – jak to już bywało w tym sezonie – przyjechali do Zakopanego w osłabionym składzie, bez Stefana Krafta (skupia się na mistrzostwach świata). No a najbardziej regularny był Japończyk Yukiya Sato, triumfator wszystkich piątkowych serii.

Prawie robi różnicę

Japonia jednak w rywalizacji o zwycięstwo nie brała udziału. Zresztą – po pierwszych skokach wydawało nam się, że Polska po prostu nie będzie miała sobie równych. Zawody znakomicie otworzył świętujący 34. urodziny Piotr Żyła, który skoczył 136 metrów, a potem w jego ślady poszli koledzy z drużyny. Kamil Stoch, Andrzej Stękała, Dawid Kubacki – wszyscy osiągnęli ponad 130 metrów.

Reklama

Po pierwszej serii Biało-Czerwoni mogli zatem pochwalić się komfortową przewagą – druga Austria traciła do nich ponad 20 punktów. I wiecie, czego obawialiśmy się w drugiej części rywalizacji? Warunków. Bo co do samych polskich skoczków – byliśmy pewni, że, jeśli nic nie wejdzie im w drogę, bez problemu sobie poradzą. Ale właśnie – w Zakopanem wyjątkowo mocno śnieżyło, a wiatr regularnie opóźniał próby niektórych zawodników. Zatem, gdyby jeden z Polaków trafił na mocne podmuchy, przewaga nad rywalami mogłaby błyskawicznie zmaleć.

I tak się, niestety, stało. Piotr Żyła dał radę (137  m), to samo Kamil Stoch (126,5 m), ale już Andrzej Stękała – mając kiepskie warunki – skoczył zaledwie 115,5 metrów. I to Austria wyszła na prowadzenie. W ostatniej serii musieliśmy zatem trzymać kciuki za – byłego rekordzistę Wielkiej Krokwi – Dawida Kubackiego, którego czekała rywalizacja z Danielem Huberem.

Liczyła się zresztą nie tylko walka o zwycięstwo, ale i obrona drugiej pozycji. Bo kapitalną próbą popisał się zawodnik Norwegów Johansson (140 metrów). Aby go pobić, Dawid musiał skoczyć około 130 metrów. Osiągnął trzy metry więcej. Trzeba było docenić jego starania, bo warunki wciąż nie rozpieszczały, ale cóż, na Austriaka to mogło nie wystarczyć. I faktycznie nie wystarczyło. Huber wykręcił 135 metrów i tym samym zapewnił sobie również pierwsze miejsce w nieoficjalnej klasyfikacji indywidualnej.

Nie ma co ukrywać – czujemy pewne rozczarowanie. Bo czasy, w których polscy skoczkowie świętowali jakiegokolwiek miejsce na podium, również drugie czy trzecie, już minęły. Z drugiej strony – po zawodach nie dało się dostrzec, żeby naszym orłom brakowało humoru. Jasne, Stękała miał trochę nietęgą minę, ale – podczas rozmowy z TVP Sport  celnie pocieszył go Stoch, który powiedział, że faktycznie przez Andrzeja zajęli drugie miejsce, bo bez niego byliby poza pierwszą trójką.

Tak więc – głowa do góry. I trzymajmy kciuki za Polaków, którzy już jutro postarają się o jak najlepsze wyniki w konkursie indywidualnym.

Fot. Newspix.pl

Reklama

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...