Reklama

Zorro spod Fontanny di Trevi

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

15 stycznia 2021, 17:59 • 12 min czytania 6 komentarzy

Kiedy Paulo Fonseca wrzucał monetę do Fontanny di Trevi z życzeniem, żeby jeszcze wrócić do Rzymu, nie wiedział, że za kilka lat obejmie drużynę Romy jako jeden z najbardziej obiecujących trenerów młodego pokolenia. Karierę szkoleniową zaczynał na fali wielkości Jose Mourinho, ale długo kontestował jego filozofie. Z braku pieniędzy na szkolnych balach kostiumowych przebierał się za Zorro, a jako trener Szachtara Donieck przywdział strój kalifornijskiego mistrza szpady na konferencji prasowej. Mówią, że jest geniuszem taktyki, a on sam uważa, że jego zespołu nie mogą przywiązywać się do ofensywnego stylu, który sam wyznaje. O tym, jak Paulo Fonseca pnie się na trenerski szczyt. 

Zorro spod Fontanny di Trevi

I

Lato, ciepły wieczór, rzymskie wakacje. Paulo Fonseca nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród innych turystów. Na zdjęciach z tamtego dnia ma na sobie cyjankowy t-shirt, beżowe spodenki do kolan i szeroki uśmiech przyklejony do twarzy. Nikt go nie rozpoznaje. W swoim zawodzie święci pierwsze sukcesy, w branży jest o nim coraz głośniej, ale do rozpoznawalności na europejską skalę mu daleko. Cieszy się spokojem.

Portugalczyk chłonie klimat nocy. Wokół niego pełno ludzi. Klasyk w okolicach Fontanny di Trevi. Pocztówkowe miejsce stolicy Włoch. Barokowy monument odwiedzają wszyscy zakochani w Wiecznym Mieście. Wiąże się z nim urocza tradycja. Wierzy się, że każdy, kto wrzuci do fontanny monetę, koniecznie przez ramię, do tyłu, zapewni sobie powrót do Rzymu. Są też inne tradycje – dwie monety oznaczają romans z piękną Włoszką lub przystojnym Włochem, trzy zbliżający się ślub z ukochaną osobą, ale Fonseca nie jest zainteresowany tymi nowinkami. Wrzuca jedną monetę.

Traktuje to jako żart, ale gdzieś w podświadomości koduje sobie, że marzy mu się, żeby jeszcze kiedyś wrócić do Rzymu. Najlepiej nie tylko prywatnie.

II

Paulo Fonseca: – Potem przeczytałem, że rocznie władze Rzymu potrafią wyłowić z Fontanny di Trevi nawet trzy miliony euro w różnych walutach, co przekazują na rzecz najbiedniejszej części społeczeństwa – na ich posiłki, edukacje, czynsze. Podstawowe potrzeby. Bardzo mi się to spodobało, bo oznacza to, że taka jedna wrzucona moneta to coś więcej niż pusty gest i tym samym można komuś pomóc.

Reklama
LAZIO WYGRA DZISIAJ DERBY RZYMU? KURS: 2,77 W EWINNER!

III

Sam wychowywał się w ubogiej rodzinie. W domu się nie przelewało, na wiele rzeczy zwyczajnie brakowało kasy, nie mógł sobie pozwolić na luksusy. Tak też urodziła się w nim fascynacja postacią Zorro, którą wiele lat później pozna piłkarska Europa. W słynny mistrzu szpady Fonseca nie zakochał się bowiem ani czytając dzieła Johnstona McCulleya, ani oglądając filmy i seriale tworzone w setkach w ubiegłym stuleciu z nim jako głównym protagonistą, ale dlatego, że przez brak funduszy nie stać go było na droższe przebrania na szkolne bale kostiumowe.

Tu nie było wielkiej filozofii. Kawał czarnego materiału na plecy stawał się płaszczem, a jego mniejsza wycięta część z dziurami na oczy przepoczwarzała się w maskę. Kapelusz zawsze ktoś miał. I tak Paulo Fonseca zamieniał się w Zorro.

Poza tym skupiał się na kopaniu piłki. To mógł robić za darmo. Wystarczyła grupa kumpli. Nie miał wielkiego talentu, ale występował na środku obrony i był na tyle dobry, że w latach 90. trafił nawet do FC Porto, w którym jednak nigdy nie zadebiutował. Zamiast tego pałętał się po wypożyczeniach. Zwiedził parę klubów – Leça, Belenenses, Maritimo. Potem odszedł do Vitorii de Guimaraes, a karierę kończył w Estreli da Amadora.

Portugalski świat piłki widział lepszych piłkarzy.

I to tysiące lepszych piłkarzy.

Reklama

IV

Trenerem – i to od samego początku – był o niebo lepszym.

Wpisał się w nurt portugalskich szkoleniowców dojrzewających na fali sukcesów Jose Mourinho, który przecierał ścieżkę wszystkim innym, rozsławiając swoją wizję futbolu, stylu bycia i zarządzania zespołem. Bezczelny, błyskotliwy, inspirujący. Nic dziwnego, że wielu się na nim wzorowało. Paulo Fonseca długo był jednak sceptyczny.

– Nie mogłem go zrozumieć. Zawsze miałem obsesję na punkcie futbolu otwartego, posiadania piłki, zgniatania rywala nowoczesnością, świeżość i oryginalnością swojej ofensywy. Dlatego też imponowali i dalej imponują inni – przede wszystkim Pep Guardiola i Maurizio Sarri.  Ich pomysły mnie zachwycały. Dopiero z czasem, wraz z wzrastającym doświadczeniem, uświadomiłem sobie, że nie możemy zapomnieć, że Jose Mourinho wyznaczył szlak dwudziestopierwszowiecznej generacji portugalskich trenerów i na zawsze naznaczył piłkę w naszym kraju. Mourinho całkowicie zmienił nasz sposób myślenia o tym sporcie. I tak, muszę to przyznać, że „nasz” oznacza, iż „mój” też – opowiadał Fonseca.

Inna sprawa, że wpływ myśli Mourinho na drużyny Fonseki faktycznie zauważalny zaczął być dopiero, gdy ten drugi podjął pracę we Włoszech. Wcześniej wsławił się czymś zupełnie innym.

V

Z CD Aves, drugoligowego portugalskiego przeciętniaka, zrobił sprawnie funkcjonującą ofensywną maszynę, która była o krok od awansu do Primeira Ligi. Zabrakło kilku punktów, ale nic straconego, pokazał się, wybił się. Dostał pracę w elicie, a konkretnie w Pacos de Ferreira. I po tym, co zrobił z tym zespołem o – umówmy się – mocno ograniczonym potencjale realnie należało mu się już miano jednego z najciekawszych szkoleniowców młodego pokolenia w Portugalii. Pacos de Ferreira grało przebojowo, brawurowo, strzelało dużo bramek mało traciło i na koniec sezonu zajęło trzecie miejsce w tabeli ligi portugalskiej.

Rok wcześniej było dziesiąte.

Niebo a ziemia.

– Mam proste pomysły. I bardzo jasne. Do ich realizacji potrzebne jest posiadanie piłki i ofensywnego charakteru, przejmowanie inicjatywy i podejmowanie prób zdominowania rywala. To ma definiować moje zespoły, dlatego też jedyną rzeczą, której oczekuje od szatni, do której wchodzę, jest odwaga. Odwaga do rozwijania samego siebie, odwaga do zmieniania swoich słabości w siłę, odwaga do stawiania się coraz lepszym. Nie każdego na to stać, więc selekcjonuję i wybieram tych, którzy są na to gotowi – opowiadał.

W tamtym sezonie Pacos de Ferreira przegrało tylko pięć razy. Za każdym razem z drużynami silniejszymi na papierze – trzy razy z Benfiką, raz z Porto, raz ze Sportingiem. Znów średniak, znów przeciętniak i znów wynik ponad stan.

VI

Problem w tym, że Paulo Fonseca, ochrzczony na nowego wizjonera portugalskiego futbolu, potknął się na pierwszym poważniejszym wyzwaniu. Dostał do prowadzenia wielkie FC Porto. Tu już oczekiwania były zupełnie inne. W końcu przejmował drużynę mistrza Portugalii. Zespół, który miał obronić tytuł, zgarnąć puchar, wygrać mecze z drużynami ze stolicy i zdziałać coś spektakularnego w europejskich pucharach, jeśli nie w Lidze Mistrzów, to chociaż w Lidze Europy. Pierwszy raz miał też okazję pracować z naprawdę dużymi nazwiskami – Helton, Alex Sandro, Eliaquim Mangala, Nicolas Otamendi, Danilo, Steven Defour, Fernando Reges, Hector Herrera, Juan Iturbe, Ricardo Quaresma, Lucho Gonzalez, Silvestre Varela, Jackson Martinez. Grube ryby – kilku z nich schodziło ze europejskiego topu, kilku innych dopiero się na niego pięło – a to jeszcze nie wszyscy.

Fonseca nie dał rady ogarnąć tego żywiołu.

Odpadł w Lidze Mistrzów. Polegał w 1/16 Ligi Europy z Eintrachtem Frankfurt po dwóch remisach – 2:2 i 3:3. W lidze też Porto grało poniżej oczekiwań, wyraźnie oddając pola Benfice i Sportingowi. W konsekwencji młody szkoleniowiec został zwolniony jeszcze przed końcem rozgrywek.

Trzeba było zrobić krok w tył.

LAZIO WYGRA – KURS 3.00 W RAMACH TOTALHIT W TOTALBET!

VII

I znów sprawdziło się, że Paulo Fonseca umie robić wyniki ponad stan. Błąkające się na dole tabeli Pacos de Ferreira ponownie wyprowadził na prostą, umiejscawiając je w środku tabeli, po czym czmychnął do Bragi, żeby z czwartą siłą ligi portugalskiej podbijać Europę. Zagrało. Zajął – jakie zdziwienie – czwarte miejsce w lidze. Wygrał Puchar Portugalii pokonując Porto w serii rzutów karnych. Doszedł do ćwierćfinału Ligi Europy.

Znowu zrobił swoje.

Ale znowu też z tyłu głowy miał, że nie może być wiecznie aspirantem. Że nie może wiecznie aspirować do wielkości, sygnalizować potencjału i marzyć, że kiedyś zacznie wygrywać najważniejsze trofea. Dlatego tak szybko spakował manatki, kiedy pojawiła się oferta z Szachtara Donieck, który właśnie rozbił jego Bragę 1:6 w dwumeczu ćwierćfinałowym Ligi Europy.

IX

Wielu nie podjęłoby się tego zadania. Serio. Paulo Fonseca zastępował legendę. Zastępował faceta, któremu Rinat Achmetow kazał zbudować pomnik za życia przed stadionem w Doniecku. Wchodził w buty Mircei Lucescu, który właściwie zbudował wschodnią potęgę Szachtara Donieck. Wygrał z nim osiem mistrzostw, sześć krajowych pucharów, siedem krajowych superpucharów, a to jeszcze mało, bo przecież w międzyczasie sięgnął po Puchar UEFA i wychował całe pokolenie świetnych piłkarzy.

Ponadto, żeby nie było łatwo Portugalczyka czekała praca w utrudnionych warunkach. Przychodził do obcego kraju. Nie znał ani języka ukraińskiego, ani języka rosyjskiego. Nie mógł liczyć na wielkie gotówkowe transfery, a właściwie to na żadne poważne wzmocnienia. Co więcej: Szachtar, w obliczu konfliktu w Donbasie, zmuszony został do rozgrywania swoich domowych meczów w innych ukraińskich miastach.

Obcy świat, obca kultura, obca rzeczywistość.

– Ukraina jest skrajnym kulturowym przeciwieństwem krajów śródziemnomorskich. Mieszkanie tam było dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Jedynym w swoim rodzaju. Przez większość roku jest chłodno, w zimie temperatury spadają grubo poniżej zera, śnieg leżał wszędzie, nie opłacało się odśnieżać ulic, bo zaraz znowu wszystko było zasypane. Nie było łatwo się przyzwyczaić, ale o to właśnie w życiu chodzi – zmieniamy otoczenie, adaptujemy się – opowiadał Paulo Fonseca.

ROMA WYGRA DZISIAJ Z LAZIO? KURS: 2,41 W EWINNER!

X

Szybko okazało się jednak, że Fonseca nie musi mieć żadnych kompleksów wobec Mircei Lucescu. Przez trzy lata wygrał trzy mistrzostwa Ukrainy, trzy krajowe puchary i jeden superpuchar. Wykręcił przy tym średnią 2,37 punktu na mecz. Zadomowił się. Poznał miłość. Spłodził dziecko. Pokochał ukraiński naród, który nazwał „zimnym, ale otwierającym się na ciepło”. Ale nade wszystko, nade triumfy, nade aklimatyzację, nade wejście w buty rumuńskiego poprzednika, Fonseca nadał Szachtarowi jeszcze nowocześniejszy styl.

– Nie będzie kłamstwem, jeśli powiem, że akceptuję przegrane bitwy pod warunkiem, że widzę, że moi zawodnicy grają dobry futbol. Dla mnie pojedynczy mecz nie jest tylko częścią procesu. Nie będziemy grać topornie i siermiężnie, tylko po to, żeby zdobyć trzy punkty – powiedział któregoś razu. Zarazem jednak uczył się pracy w klubie, gdzie w pierwszej kolejności liczy się ciągłość kultury wygrywania.

Nie bał się podejmować trudnych decyzji. Ograniczył rolę Wiktor Kowalenko, wielkiego talentu, który jednak nie nadążał w europejskich pucharach. Zwiększył rolę Dentinho, Facundo Ferreyry i Alana Patricka. Rozwinął Bernarda, Taisona, Marlosa i Freda, którzy wcześniej nieco stanęli w rozwoju i coraz częściej eksperci z całego świata zachwycali się uniwersalnością, z jaką gra jego zespół – kiedy było trzeba Szachtar rezygnował z posiadania piłki i punktował faworyzowanych rywali szybkimi atakami przy wysokim pressingu, a kiedy było trzeba gniótł słabszego przeciwnika nie pozwalając mu nawet na dłużej pograć piłką.

Wyciągnął wnioski z nieudanej przygody w Porto.

XI

No i znów objawił się Zorro.

A było to tak.

Paulo Fonseca obiecał, że jeśli Szachtar wyjdzie z grupy z Manchesterem City, Napoli i Feyenoordem, to przyjdzie na konferencję prasową w stroju Zorro. Kultowa scena.

XII

Paulo Fonseca: – Szczerze mówiąc, myślę, że nie dało się poprowadzić Szachtara lepiej.

XIII

W grze jego Szachtara niektórzy dopatrywali się elementów filozofii Pepa Guardioli, inni myśli Marcelo Bielsy, a jeszcze inni idei Jurgena Kloppa. A przy tym coraz jaśniejsze stawało się, że powoli nadchodzi moment, w którym Ukraina stanie się dla niego za ciasna. On sam też coraz częściej przebąkiwał, że chętnie sprawdziłby się w lidze z topowej piątki.

Pojawiła się oferta z Romy, która kończyła kompletnie nieudany sezon zakończony szóstym miejscem w tabeli i odpadnięciem z Ligi Mistrzów w 1/8. Paulo Fonseca, ze swoją taktyczną obsesją i opinią jednego z najciekawszych szkoleniowców młodego pokolenia, miał być lekiem na całe zło. W tak wielkim klubie, w tak silnej lidze nigdy nie pracował. Czekało go kolejne wyzwanie, kolejna weryfikacja. Jak wyszło? W sumie średnio. Kilka niezłych meczów, piąte miejsce w lidze, odpadnięcie z Sevillą w Lidze Europy.

Ale on sam był zadowolony.

Mówił, że to początek procesu.

XIV

Fragment wywiadu dla grupy rzymskich dziennikarzy.

Jest pan zwolennikiem wyższości stylu nad pragmatyzmem osiągania dobrych wyników. Jak wobec tego walczyć o mistrzostwo?

Ostatnio dostałem raport, z którego wynika, że w pierwszych sześćdziesięciu meczach byłem najbardziej ofensywnym, najczęściej atakującym, trenerem w ostatnich dziewięćdziesięciu latach istnienia Romy. Ideałem byłoby mieć drużynę napierającą na rywala, która zarazem wie, jak zdobywać punkty. Inne badania wykazują, że w moim pierwszym sezonie byliśmy drugim zespołem w lidze, tylko za Atalantą Bergamo, pod względem stworzonych na strzelenie gola.

Ofensywa wyróżnia pana Romę?

Nasza marka to śmiałość i odwaga. Wypaczamy europejski wizerunek włoskiej piłki nożnej jako bardzo taktycznej, strategicznej wręcz, a więc defensywnej. To prawda, że są tu zespołu dobre w obronie, ale podczas okresu pandemicznego spędziłem sporo czasu na analizie meczów z innych lig i zweryfikowałem tego pogląd. Serie A nie musi mieć kompleksów, bo pod względem ofensywnej konkretności przypomina Bundesligę i Premier League.

Jak więc zdefiniować styl gry pana zespołu?

Nasz sposób gry nieustannie ewoluuje. Nie mogę powiedzieć, że w Rzymie wyidealizowałem model gry, że postawiłem na jeden złoty środek. To, o czym myślałem, że będziemy grali, kiedy przyjechałem do Rzymu, jest bardzo dalekie od tego, co prezentujemy aktualnie. Uczyliśmy się nabywając doświadczenie, podpatrywaliśmy rozwiązania od innych zespołów. Wniosek jest jeden: idealnych pomysłów nie ma.

Czy Roma przypomina pana Szachtar?

Nie da się zbudować dwóch identycznych drużyn w dwóch różnych krajach.

XV

Aktualnie Paulo Fonseca jest trenerem sporego formatu. Stał się rozpoznawalny. Pobiera grubą pensję. Jest modnisiem, wręcz obsesyjnie dba o wygląd i prezencję – dobiera sobie drogie garnitury, szykowne krawaty, śledzi modowe nowinki, szaleje na punkcie butów. Rzym wydaje się być skrojony pod niego. On uwielbia to miasto. Na każdym kroku podkreśla, że jest we włoskiej stolicy tradycja, którą czuje się na każdym kroku. Zresztą to właśnie Paulo Fonseca był jednym z tych trenerów, którzy najgłośniej narzekali, kiedy na stadiony przestali wchodzić kibice.

Twierdził, że przez to Roma traci energię, która jest niezbędna do wygrywania meczów w dobrym stylu.

Nie zraził się do tego miasta nawet wtedy, kiedy został okradziony z trzech zegarków firmy Rolex, których łączna wartość to aż sto tysięcy euro po zaplanowanej akcji rzymskiego gangu, który obserwował go od dłuższego czasu i włamał się do jego domu, kiedy on prowadził trening, a żona z synem znajdowała się na zakupach.

XVI

W Rzymie najbardziej lubi Fontannę di Trevi. Przesiaduje przy niej w wolniejszych chwilach. To wielka metropolia, więc często znów może poczuć się anonimowo, jak wtedy, kiedy wrzucił do niej monetę, która okazała się przepowiednią. Do tej pory prowadził Romę w dwóch Derbach della Capitale. Ani razu nie wygrał, ani razu nie przegrał. Za każdym razem kończyło się remisem 1:1.

Paulo Fonseca: – Znacie mnie. Przygotowanie do derbów nie różnią się dla mnie od przygotowania do meczów z Napoli czy Sassuolo, ale jestem świadomym człowiekiem. Moje nastawienie zmienia się, kiedy widzę, jak klimat tego spotkania przeżywają gracze i ludzie w klubie. Dlatego wygramy. I to w ładnym stylu.

JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Komentarze

6 komentarzy

Loading...