Przyzwyczailiśmy się w naszym piłkarskim poletku do tego, że z tzw. solidarity payment i procentem od następnego transferu czasem bywają problemy. Natomiast do tej pory najczęściej bywało tak, że problem leżał po stronie klubu, który miał przekazać matecznikowi danego piłkarza pewną sumę mu należną. W przypadku Jakuba Modera jest inaczej. Lech Poznań chce wysłać Warcie należne jej dwa miliony złotych, tylko… nie wiadomo której Warcie te pieniądze przelać.
Sprawa jest nieco pogmatwana, zatem zacznijmy od podstaw. Jakub Moder w Warcie trenował przez trzy lata. Początkowo dojeżdżał na treningi z rodzinnego Drawska, później wraz z rodziną przeprowadził się do stolicy Wielkopolski i grał w niej już na pełen etat. Przez dobre występy przy Drodze Dębińskiej i w reprezentacji młodzieżowych wypromował się na tyle, że zaproszenie na testy wysłał mu Lech Poznań. Zagrał w jednym sparingu, wpadł w oko trenerom i zamienił jeden poznański klub na drugi.
Warta jednak zapisała sobie w umowie transferowej procent od następnego transferu tego zawodnika. „Zieloni” praktykują to od dłuższego czasu – pozycja „Dumy Wildy” jest taka, że nie przeprowadza wielkich transferów za gigantyczne pieniądze. Sufit poznaniaków jest zawieszony niżej niż np. Lecha Poznań, zatem warciarze nie blokują swoich wychowankom ścieżki rozwoju. Ale pewnie ani władze Warty, ani Lecha nie przypuszczały, że sześć lat później Moder pobije rekord transferowy Ekstraklasy i za około jedenaście milionów euro przeniesie się do Brighton.
Zatem korki od szampana strzeliły na początku października w dwóch siedzibach poznańskich klubów. Lech dostał wielkie pieniądze i zatrzymał Modera jeszcze na pół roku. Warta z kolei mogła spodziewać się nieoczekiwanego zastrzyku gotówki. I to niemałej. Łącznie z bonusu od następnego transferu oraz tzw. solidarity payment „Zielonym” należało się około 500 tysięcy euro od Lecha. Mechanizm tego dealu był klarowny – Lech dostanie pieniądze od Brighton, sprawdzi komu i ile się należy, po czym przekaże część tej kasy dalej.
I Lech jest już gotowy, by oddać Warcie co jej należne. Problem w tym, że… nie wiadomo, której Warcie ma tę sumę przelać.
Warta jest bowiem klubem wielosekcyjnym. Przy Drodze Dębińskiej gra się w tenisa ziemnego, Warta ma bogatą tradycję hokeja na trawie, prężnie działa sekcja szermierki, pływacy klubu jeździli na Igrzyska Olimpijskie, również kajakarze reprezentują zielone barwy na krajowym i międzynarodowym podwórku. I tym wszystkim zarządza stowarzyszenie Klub Sportowy Warta Poznań. Czyli – KS Warta.
Do niedawna jedną z sekcji KS-u była też piłka nożna. Ale obejmowała ona tylko grupy juniorskie i młodzieżowe. Seniorską drużyną zajmowała się Warta Poznań Spółka Akcyjna. Siedziba KS Warty i Warty SA mieściła się w tym samym budynku. Piłkarze seniorskiej Warty trenowali czasem w tej samej sali, w której swoje treningi mają szermierze. Siadając na trybunie zachodniej z jednej strony widać boisko piłkarskiej Warty, a za plecami ma się korty tenisowe. Generalnie wyglądało to tak, jak jeden organizm – ale oba podmioty żyły w osobnych organizacjach.
W kontekście piłki nożnej ważne było jednak to, że – jak wspomnieliśmy – sekcjami młodzieżowymi zarządzał zarząd KS-u, a ci najzdolniejsi piłkarze byli później rejestrowani już w Warcie SA.
I tu dochodzimy do sprawy Modera. On nigdy w seniorskiej Warcie nie zagrał. Jego karta zawodnicza była rejestrowana z ramienia KS-u. I tak też to widnieje we wszelakich papierach – Moder był piłkarzem KS Warty Poznań, a z Wartą SA nie miał nic wspólnego. Sęk w tym, że rok temu Warta SA przejęła całą sekcję młodzieżową pod swoje skrzydła. Czyli wzięła piłkarzy, trenerów, ale i zobowiązania, aktywa, pasywa. Po prostu przejęła ją z całym inwentarzem.
Wydaje się zatem jasne, że pieniądze za Modera powinny trafić do Warty piłkarskiej. I takie słowa miały paść w rozmowach w październiku, gdy stało się jasne, że Moder trafi do Brighton. Władze Warty SA usłyszały nawet od jednego z członków zarządu żart, że te dokonały świetnego ruchu biznesowego przejmując na siebie finansowanie sekcji młodzieżowych.
Ale KS złożył właśnie swoje roszczenia względem tych dwóch milionów złotych od Lecha. Władze piłkarskiej Warty są zaskoczone, bo wydawało im się, że tutaj pieniądze nie będą żadną kością niezgody. Ale stowarzyszenie ma swoje racje i uważa, że pieniądze należą się jemu. I złożyła już w tej sprawie dokumenty – główną argumentacją KS-u jest to, że Moder kształcił się w klubie wtedy, gdy sekcje młodzieżowe nie były jeszcze w rękach spółki akcyjnej.
Warta SA twierdzi natomiast, że w styczniowym przyjęciu wszystkich sekcji młodzieżowych nabyła też całą jego spuściznę i umowy. Czyli również prawa do przyszłych korzyści z zawodników sprzedanych w przeszłości. – To trochę tak, jakbyśmy kupili od kogoś dom. Po kilku lata okazało się, że pod trawnikiem są zakopane jakieś drogocenne skarby i poprzedni właściciel domagałby się, by mu je oddać, bo to jego – mówi nam osoba z piłkarskiej Warty.
Lech w tej sytuacji bezradnie rozłożył ręce i zapytał PZPN-u co w tej sytuacji zrobić. Nie chce bowiem wysłać pieniędzy do KS Warty lub Warty SA, a później wysłuchiwać od drugiej strony, że kasa tak naprawdę należy się temu drugiemu podmiotowi. Teraz obie strony przygotowują dokumentacje, która ma dowodzić, że pieniądze tak naprawdę powinny trafić do nich. W czwartek miało dojść do spotkania między przedstawicielami obu Wart, ale ostatecznie je odwołano. Obie strony uznały, że samo gadanie między sobą nie ma sensu i decyzję podejmie PZPN po zapoznaniu się ze stanowiskami.
Wydaje się, że PZPN stanie po stronie Warty SA, bo KS Warta nie widnieje obecnie w żadnych strukturach piłkarskich. Wszystkie grupy juniorskie są zarejestrowane z ramienia spółki akcyjnej. Natomiast obawy Warty SA są takie, że nawet jeśli związek podejmie decyzję na korzyść jej, to stowarzyszenie będzie odwoływało się do sądów powszechnych. A wówczas sprawa może toczyć się miesiącami, a najpewniej i latami. Pieniądze leżałyby w depozycie, pożerałaby je inflacja, a obu Wartom taki zastrzyk gotówki niezwykle by teraz pomógł.
Sprawa ma jeszcze drugie dno. Po odejściu rodziny Pyżalskich napięcie między KS Wartą a Wartą SA było duże, bo ex-prezes zasiadała nadal w zarządzie stowarzyszenia. Ale później Pyżalskich kompletnie odcięto od klubu i relację między oboma podmiotami były bardzo dobre. Warta mówiła też jednym głosem w sprawie budowy nowego obiektu przy Drodze Dębińskiej – miał tam powstać nie tylko stadion, ale i zaplecze dla innych sekcji sportowych. Nadzieją na budowę był Rządowy Projekt Inwestycji Lokalnych, ale w nim Warta nie dostała dofinansowania i sprawa utkwiła w martwym punkcie.
Teraz ruszyła druga tura zbierania zgłoszeń do tego projektu i Poznań wysłał tylko trzy plany inwestycyjne – w tym jednym jest właśnie obiekt przy Drodze Dębińskiej. Miasto chciałoby, by taki obiekt powstał. Były wojewoda też był po stronie klubu. Dobre były też relacje KS-u i spółki akcyjnej. Wydawało się, że przy tych wszystkich dobrych symptomach należy też oczekiwać pozytywnej oceny wniosku o stworzenie ośrodka sportowego z prawdziwego zdarzenia na Dolnej Wildzie.
Tymczasem Warta przestała mówić wspólnym głosem.
fot. NewsPix