Reklama

Bronisław Stoch: “Zdarzyło się, że Kamil się zbuntował. I miał rację”

redakcja

Autor:redakcja

14 stycznia 2021, 14:20 • 7 min czytania 4 komentarze

– Granerudowi miały prawo puścić nerwy, miał też prawo wyrazić swój żal czy frustrację. Natomiast ktoś kto się czepia tego wszystkiego, roztrząsa i wałkuje, podsyca do niepotrzebnego, nadmiernego antagonizmu. Niektórzy używają tu przecież mocnych słów – napastliwych, czasem agresywnych, jakichś epitetów. To jest zupełnie niepotrzebne – mówił w radiu Weszło FM Bronisław Stoch, ojciec Kamila. Mówił też o tym, jak pewna pani wróżyła Kamilowi popularność, reakcji na sukcesy syna, ale też tym, jak bardzo potrzebny jest wszystkim spokój.

Bronisław Stoch: “Zdarzyło się, że Kamil się zbuntował. I miał rację”

Obawia się pan o weekendowe zawody w Zakopanem? Czytałem, że górale coraz bardziej są zirytowani obostrzeniami i chcą nieco przyblokować skoki, żeby się pokazać?

Nie no, nie ma kibiców, więc kogo przyblokują? Zawodników mam nadzieję nie…

No właśnie o zawodników się boję!

Nie, nie przyblokują ich. Oni też znają inne ścieżki na skocznię, a poza tym mogą przeskoczyć tych, którzy im przeszkadzają. (śmiech) Nie bójmy się.

Reklama

Jakby narty założyli, to pewnie uzyskaliby przy okazji parę ładnych metrów…

Skoczni są. I w dal, i wzwyż potrafią polecieć. Spokojnie.

No to jesteśmy spokojni. Mówi to w końcu człowiek, który z góralami kontakt ma i sam z gór pochodzi. Przejdźmy więc dalej. Kurz opadł już po tym Turnieju Czterech Skoczni, u pana i Kamila już spokojniej?

Musi być spokój. Wszyscy funkcjonujemy, pracujemy, uczestniczymy w dalszym życiu i zajęciach. Nie może tu być jakiejś fiksacji na jednym – choćby wielkim – zdarzeniu, jakim był ten trzeci sukces w Turnieju Czterech Skoczni. Jak każdy sukces, ten też powinien być w jakiś sposób uprzątnięty w głowie, żeby nie zawadzał, nie dominował i nie psuł porządku dnia czy życia. Tak jest z doświadczeniem życiowym, tak jest z każdym wielkim przeżyciem. Nie można skupiać uwagi tylko na nim, bo w tym momencie tracimy coś innego ważnego w życiu.

A zdarzało się w pana życiu, że aż za bardzo odczuwał pan sukcesy syna?

Było ich sporo, więc niektórzy mogą podejrzewać, że przywykliśmy, czy wręcz znużyliśmy się nimi. Ale tak nie jest. Każdy jest inaczej odbierany, każdy jest okupiony wcześniejszymi napięciami, stresem i tak dalej. To nie jest łatwe do ogarnięcia, ale nie przesadzajmy ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie można ani za bardzo tym żyć, ani też bagatelizować i banalizować tych osiągnięć oraz przeżyć.

Reklama

Kamil to zawsze był pokorny uczeń? Słuchał się trenerów, czy zdarzało się, że się buntował?

Było tak, że się zbuntował. Ale to jeszcze kiedy kazano mu pić wodę, żeby się obciążyć i w ten sposób uniknąć skracania nart. Chodziło o współczynnik BMI – nie tylko długość ciała, ale też ciężar decydował wówczas o długości nart. Więc kazano mu pić półtora litra wody, a on się zbuntował. A jak się zbuntował i obcięto mu narty, to od razu skakał lepiej i był drugi w kwalifikacjach. Okazuje się, że miał rację. A kto ma rację, ten stawia kolację. (śmiech)

Uspokajała go Ewa [żona]? Czy może robił to pan, albo jakoś rodzinnie? Jak to wyglądało?

Nie no, wie pan – pewnie, że każdy z nas stara się dodawać mu spokoju i wsparcia. Teraz oczywiście żyją sobie z Ewą, oboje radzą sobie świetnie i prowadzą pewne działania pozasportowe. Mają klub i firmę. W życiu też sobie świetnie radzą. To jest taki team, w który nie ma sensu się wtrącać czy udzielać jakichś interwencji albo pomocy. To też jest ważne – żeby nie włączać niepotrzebnych uwag w czyjeś działania.

Co będzie z nagrodami Kamila za kolejne wygrane? Wspominał pan w paru rozmowach, że szykuje się jakaś wystawa.

Trzeba o to zapytać Ewy, ona to przygotowuje od strony projektowej i całej oprawy artystycznej. Wygląda na to, że już zmierza to ku końcowi. Zaskoczy nas pewnie w jakiś sposób – zakładam, że będzie to spektakl, na który warto będzie przyjść, bo będzie to żywe i fajne. Natomiast na razie poprosiła nas, żebyśmy poczekali, bo ma to być niespodzianka. Więc z niecierpliwością czekamy.

A to też w Teatrze Witkacego?

Nie, to będzie w osobnym budynku blisko Krupówek. Oni to wszystko oficjalnie ogłoszą, zaproszą. Dostęp do tych informacji będzie, a przy tym może też pojawi się jakiś zwiastun. Tego jeszcze nie wiem.

Powiedział pan wcześniej, że „kto ma rację, ten stawia kolację”. Wydaje mi się, że Halvor Egner Granerud ostatnio je za darmo po swoich kolejnych wypowiedziach. Jak pan zareagował na te szpilki w kierunku Kamila?

No właśnie o to chodzi, żeby nie przesadzać i nie histeryzować. Jemu miały prawo puścić nerwy, miał też prawo wyrazić swój żal czy frustrację. Natomiast ktoś kto się czepia tego wszystkiego, roztrząsa i wałkuje, podsyca do niepotrzebnego, nadmiernego antagonizmu. Niektórzy używają tu przecież mocnych słów – napastliwych, czasem agresywnych, jakichś epitetów. To jest zupełnie niepotrzebne. To przecież chłopcy, którzy nadstawiają karku. Ryzykują w każdym skoku, żeby dać nam jakiś spektakl, a my w ten sposób się odpłacamy. Oni naprawdę wzajemnie się szanują, żaden z nich nie życzy drugiemu nic złego i żaden nie narażałby kolegi na dodatkowy stres, jakim jest konflikt czy jakaś nieprzychylność. Uważajmy na słowa i zachowania. Skoki nadal są bardzo fajnym, widowiskowym, ale czystym sportem. Nie wprowadzajmy tam jakiegoś błota czy niepotrzebnych toksyn.

Obok tych nieprzychylnych słów, o których pan mówi, pojawiało się też chyba jednak sporo miłych. Choćby gratulacje od Schlierenzauerów.

Nie no, te rodziny naprawdę się starają być miłymi. Nie tylko z tamtej strony dostajemy takie sygnały, ale też choćby od Niemców. Nie ma tu niezdrowych relacji czy jakichś zgrzytów. Odczuwamy duży szacunek do całej grupy naszych skoczków, nie tylko za ich osiągnięcia.

Kiedy rozmawiacie z Kamilem prywatnie, to dużo w tych rozmowach jest skoków? Czy chcecie się odciąć, żeby tego tematu nie było?

Czasem się zdarza, że o nie zahaczymy, ale wierzcie mi, że są inne tematy. Trzeba czasem trochę odskoczyć od mozołu tej jego codzienności. Dobrze jest pożartować o czymś innym, pomyśleć, pogadać. Życzę każdemu, żeby przyszedł do domu i nie gadał o pracy, a stać go było na luźną, relaksacyjną rozmowę.

To jaka jest największa pasja Kamila? O czym można z nim pogadać?

O wszystkim. (śmiech)

Wszystkim się pasjonuje? Aż tak rozwinięty człowiek? Nie wierzę!

Nie no, o wszystkim można porozmawiać, ale o jednych rzeczach mówi chętniej, a o innych mniej. Ale naprawdę można zadać mu każde pytanie i poruszyć różne tematy. Wydaje mi się, że jest uniwersalnie rozwiniętym człowiekiem.

W kuchni też się odnajduje?

Ojej… No nie miał czasu, biedny, na naukę gotowania. Sam się przyznał, że nawet wodę przypali.

(śmiech) Czyli tu trochę jeszcze przed nim.

Zawsze coś zostaje, prawda?

No właśnie. Ale wiemy, że na przykład u Dawida Kubackiego jest szybownictwo, lubi sobie posklejać samoloty, ale i nimi polatać poza sezonem skoków. Kamil ma coś takiego?

Też robił kursy szybownictwa i nawet latał, ale nie wiem, czy jest tak zaawansowany jak Dawid. Natomiast lubi dużo czytać, lubi dobry film, lubi też włączyć się w działania swojego klubu narciarskiego, pojechać z tymi dziećmi na obóz. Z Ewą też wspólnie uczestniczą w różnych projektach. On naprawdę się nie nudzi.

A widzi go pan po karierze jako trenera?

Trudno mi się za niego wyrażać. Wiem, że posiada cechy dobrego trenera. Jest człowiekiem spokojnym, zrównoważonym i bystrym, a przy tym jest bardzo doświadczony jako skoczek. Nabył również umiejętności planowania i realizowania procesu treningowego. Decyzja należy do niego. Nie mam pojęcia, co wybierze. Mówił w niektórych wywiadach, że dopuszcza coś takiego do świadomości i jest to możliwe, ale jak będzie wyglądała jego dalsza kariera? Sam powiedział, że to nie tylko od niego zależy. Bo różne rzeczy zdarzają się w życiu.

Jak Kamil reagował na popularność na samym jej początku?

Tak jak i teraz. Nie dał się wciągnąć w jakieś „celebrytowanie”, nadmierne uczestniczenie w propagandowych akcjach. Stronił od tego i dobrze. Bo oprócz wizerunku ważny jest też autorytet i to, żeby go nie roztrwaniać i nie budować w sposób zafałszowany.

A pamięta pan jakąś najdziwniejszą prośbę o autograf, jakiej był pan świadkiem? Że na przykład jesteście na spacerze rodzinnym i ktoś podchodzi albo na zakupach w sklepie zagląda do koszyka? Taka Stochomania może przybierać różne formy.

Najfajniejsza sytuacja, jaką pamiętam, była, gdy Piotr Żyła stał się bardzo popularny. Pani na lotnisku dała Kamilowi aparat fotograficzny i pyta:

– Mógłby nam pan zrobić zdjęcie z Piotrkiem?
– No pewnie, że tak.

Zrobił im to zdjęcie, oddaje jej aparat, a ona mówi do Kamila:

– Niech się pan nie przejmuje, pan też będzie sławny.

(śmiech) Przepowiednia się sprawdziła.

Ale to już było po złocie igrzysk w Soczi! (śmiech)

ROZMAWIALI WOJCIECH PIELA I JAKUB BIAŁEK

Fot. Newspix

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
1
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Inne sporty

Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
7
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

4 komentarze

Loading...