Zła wiadomość? Jhon Cordoba wygryzł Krzysztofa Piątka z pierwszego składu Herthy Berlin. Nie było żadnego stopniowego wprowadzania, nie było żadnych minut w końcówce. Wyleczył się? No to pach, niech wybiega od pierwszej minuty. Polak zresztą nawet podczas jego leczenia miał moment poza wyjściową jedenastką – wówczas jednak wszedł w przerwie derbowego meczu z Unionem i ciachnął dwa gole jako dżoker. I tu właśnie dochodzimy do dobrej wiadomości. Dziś znów Piątek wszedł na boisko jako rezerwowy i niemal od razu trafił do siatki rywala.
Ach, byłoby ładnie i symetrycznie, jedna zła wiadomość i jedna wiadomość dobra. Ale jest jeszcze jedna istotna rzecz, zanim omówimy sobie spotkanie. Tym rywalem, do którego siatki trafił Piątek, było Schalke Gelsenkirchen.
I to w sumie wystarczający komentarz, jeśli chodzi o skalę trudności wyczynu naszego rodaka.
Ale okej, zanim zaczniemy się pastwić nad zespołem z Zagłębia Ruhry, przypomnijmy: Polak jest naprawdę skuteczny jako super-rezerwowy. Wszystkie swoje cztery bramki w tym sezonie zdobył po wejściu z ławki, dzisiaj zresztą mógł dołożyć też piątą, ale był na minimalnym spalonym. To może być przesadzony wniosek, ale Piątek faktycznie lepiej wygląda, gdy rywal jest już napoczęty, jego defensywa nieco bardziej rozluźniona. Dzisiaj Schalke przy jego pierwszym golu właściwie się rozstąpiło, tworząc mu autostradę do bramki Fahrmanna. Gdzie byli stoperzy przy drugim, nieuznanym golu? Tego wyjaśnić w ogóle nie jesteśmy w stanie.
Piątek miał jakieś dwa ary wolnej przestrzeni wokół siebie i naprawdę, to nie wyglądało na pułapkę ofsajdową, raczej klasyczną niefrasobliwość Schalke.
Goście są w końcu o krok od pobicia rekordu niejakiej Tasmanii Berlin, który polegał na zaliczeniu 31 spotkań bez wygranego meczu w Bundeslidze. Efekt nowej miotły dzisiaj był widoczny przez jakieś 30, może 40 minut. Schalke istotnie nieźle weszło w mecz, był strzał Schopfa, doskonałą okazję miał też Uth, ale w sytuacji sam na sam przegrał ze Schwolowem. Jasne, większość ataków kasował już w środku świetnie dysponowany Guendouzi, ale jak na Schalke – wyglądało to przyzwoicie.
Zanim jednak zdążyliśmy pomyśleć o rymowanym tytule: Schalke los odmienił Gross – było 1:0.
Strzał Cunhy został jeszcze zablokowany, ale sami wiecie, jak to jest z tym Gelsenkirchen. Choćby mieli suchą kromkę chleba, bez odrobiny masła – to i tak jakimś cudem spadnie im posmarowanym do dołu, brudząc pół kuchni. Futbolówka spadła pod nogi wspomnianemu Guendouziemu, a ten ładnym, podkręconym strzałem dał prowadzenie gospodarzom. Drugą sieknął właśnie Cordoba, już po przerwie. Elementarz – piłka do boku, centra, w polu karnym wygrywa ten, kto jest najszybszy i najsprytniejszy. Przy 2:0 było jasne – Schalke tego nie wygra, dopisze do swojej długiej listy porażek kolejną nazwę.
Najbardziej ekscytujący moment tej części gry? Jak zaciął się komunikat ze zmianą i przez dobre parę minut mogliśmy obserwować, jak Skrzybski wchodzi za Harita. Ożywiliśmy się dopiero, gdy pojawił się na murawie Piątek – i jak się okazało, było to podniecenie słuszne. Dwie minuty po zmianie było 3:0, potem we wspomnianej sytuacji Piątek mógł jeszcze dołożyć czwarte trafienie dla Herthy.
Nokaut. Kolejny, już dziesiąty w tym sezonie. Jeśli Schalke szybko się nie ogarnie, szczytem marzeń będzie miejsce barażowe. Na teraz do piętnastej pozycji, czyli do bezpiecznego Koeln, Die Konigsblauen tracą 7 punktów. Pamiętajmy – dziś pozwolili w sumie średniemu przeciwnikowi na 10 celnych uderzeń.
A Piątek? Mimo wszystko – chyba lepiej się zawijać. Cordoba udowodnił, że jest już w pełni sił i pewnie łatwo miejsca nie odda. Piątek zaś last minute – meczami z Unionem i dziś z Schalke – pokazuje, że wciąż zdarza mu się zachowywać strzelecki instynkt. Ale realizować mógłby go w jakimś przychylniejszym miejscu.
Hertha – Schalke 3:0 (1:0)
Guendouzi 36′, Cordoba 52′, Piątek 80′
Fot.Newspix