Reklama

Mistrzostwa, których nie powinno być. W Wiśle przegrali z wiatrem

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2020, 19:46 • 4 min czytania 7 komentarzy

Skoki narciarskie to, jakby nie było, sport ekstremalny. Zawodnikom i zawodniczkom naprawdę nie potrzeba dokładać do poziomu niebezpieczeństwa. A dziś w Wiśle właśnie to zrobiono. Mistrzostwa Polski zorganizowano w skandalicznych warunkach, narażając zdrowie startujących osób. I potrzebny był dopiero poważny upadek Kingi Rajdy, by stwierdzono, że to nie ma sensu. 

Mistrzostwa, których nie powinno być. W Wiśle przegrali z wiatrem

Kilku zawodników z naszej kadry już wcześniej mówiło, że te mistrzostwa po prostu nie są im na rękę. Owszem, kadra i tak miała mieć krótkie zgrupowanie w Wiśle, by spróbować poskakać. Tyle że na zgrupowaniu wyglądałoby to tak jak w Zakopanem przed mistrzostwami świata w lotach. Wieje za mocno? No to nie skaczemy, panowie. Nie ma sensu ryzykować zdrowiem. Na tych mistrzostwach było inaczej – nieoficjalnie mówi się, że przez podpisane przez Polski Związek Narciarski umowy skakać musieli wszyscy.

A warunki do organizowania konkursu były naprawdę beznadziejne. Padał deszcz, a do tego wiało mocno i w różnych kierunkach. Niespodziewane podmuchy mogły pojawić się w każdej chwili. Przekonał się o tym już w pierwszej serii zawodów mężczyzn Karol Niemczyk, który jeszcze nad bulą zaczął obracać się w powietrzu. Poważnej kontuzji nie zaliczył tylko dlatego, że zdołał skorygować swój tor lotu na tyle, by upaść w odpowiedni sposób na zeskok. Serio, to powinien być film instruktażowy co do tego, jak ratować się przed kontuzją, bo Karol zrobił to fantastycznie.

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1341401391286394880

Zawody trwały jednak nadal. Owszem, bywało, że zawodnicy latali daleko – odpalił na przykład Tomek Pilch, lądując 136 metrze i w konsekwencji zdobywając tytuł mistrza Polski. Jednak wszystko to było zasługą wiatru. Kamilowi Stochowi i Piotrowi Żyle wiało w plecy tak, że obaj solidarnie skoczyli na 105 metr. Ten drugi zresztą już w serii próbnej miał spore problemy tuż po wyjściu z progu. A co by było, gdyby nagle dostali mocniejsi podmuch z boku i runęli na zeskok? Kto by za to odpowiadał? Zapewne skończyłoby się tylko na komentarzu, że “takie są skoki”.

Reklama

Naprawdę trudno zrozumieć sens ryzykowania zdrowia najważniejszych zawodników w kadrze, tuż przed jedną z najważniejszych imprez sezonu – Turniejem Czterech Skoczni. Naprawdę trudno też dociec, dlaczego mistrzostwa Polski, o których zapewne większość fanów i tak zapomniała w przedświątecznej gorączce przygotowań, były aż tak istotne. I wreszcie naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego uparto się na organizowanie drugiej serii – zarówno wśród kobiet (których startowała tylko szóstka), jak i u mężczyzn.

Serio, przecież to nie miało najmniejszego sensu. Wiele zawodów w historii skoków odwoływano po pierwszej serii. Te też można było. Nie wmówicie nam, że organizatorzy – na czele z Polskim Związkiem Narciarskim – nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia i nie byli w stanie przewidzieć możliwych konsekwencji. A jeśli ktoś chce próbować to robić, to niech to powie Kindze Rajdzie.

Bo to właśnie ona zapłaciła za usilną chęć kontynuowania zawodów. W swoim drugim skoku – podobnie jak Niemczyk – dostała najprawdopodobniej nagły podmuch wiatru i miała problemy w locie. Owszem, popełniła też drobny błąd, ale gdyby zawody rozgrywano w normalnych warunkach, spokojnie by go skorygowała. A tak – runęła na zeskok. Nie dość, że poobijana była już wtedy, to jeszcze nie wypięły jej się narty, po których mocno przeszorowała. Skocznię opuściła na noszach i szybko została zabrana do szpitala na badania. Ze wstępnych informacji wynikało, że jest tylko potłuczona. Ale do tego dochodzi jeszcze z pewnością inny uraz – psychiczny. Takie upadki zostawiają ślad.

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1341410648308199425

Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że ktoś wreszcie poszedł wtedy po rozum do głowy. I dalsze skakanie odwołał. Nikt więcej się więc nie poturbował. Choć to i tak o jedną osobę za dużo.

Te zawody można porównać do treningów przed Grand Prix Formuły 1. Tyle że takich, gdzie w jednym zakręcie jest rozlany olej, a organizatorzy nic sobie z tego nie robią. I dopiero, gdy ktoś wpadnie w poślizg i przywali w bandę, orientują się, że to był zły pomysł. A dlaczego treningów? Bo, owszem, w teorii można dziś było zdobyć tytuł mistrza Polski. Ale w porównaniu do Turnieju Czterech Skoczni czy kolejnych zawodów Pucharu Świata, to naprawdę niewiele znaczy.

Reklama

Choć, jak widać, dla niektórych chyba więcej, niż zdrowie zawodników.

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

7 komentarzy

Loading...