Już nie będzie Bojana Cecaricia w następnych kolejkach Ekstraklasy. Zero medali: zero złotych, zero srebrnych, zero brązowych, tu zdobytych jeszcze. Fenomen sportowy. Powtarzalność braku sukcesów przez lata, przez dekadę. A przecież kompromitował się od pierwszych kolejek. Coś niewiarygodnego. Co tydzień siadaliśmy, jak do telenoweli, żeby właśnie oglądać tę – osatnio trzecioligową w barwach rezerw – rywalizację. Fenomen socjologiczny! Ileż rzeczy można było mu przypisać podczas tej kariery? Że można w życiu wygrać ewidentnie bez układów. Że jest człowiekiem rzetelnym, solidnym, posłańcem wielkich wiadomości, wielkiej nadziei.
Nie, dość. Są granice, w których wykorzystywanie tego monologu legendy komentatorstwa o legendzie skoków narciarskich jest po prostu nieeleganckie. Jak informuje Mateusz Miga z TVP Sport – Cracovia rozwiązała kontrakt z Bojanem Cecariciem.
Cracovii najwidoczniej jest tak wstyd tego, że w ogóle miała takiego zawodnika w kadrze, że nie poinformowała o tym na swojej oficjalnej stronie klubowej. Wcale się nie dziwimy. Jeśli odwalisz trzodę na imprezie, to raczej nie piszesz o tym rano na fejsie. Gdy laska z Tindera wystawi cię do wiatru i nie przyjdzie na umówione spotkanie, to nie oznajmiasz tego wszystkim na przystanku autobusowym. A jak ściągniesz Cecaricia – i ostatecznie się na nim poznasz – to najchętniej wypisałbyś go ze wszelakich klubowych archiwów.
Pewnie gdyby to był zwykły, ekstraklasowy szaraczek, to wzruszylibyśmy ramionami nad jego odejściem. No, był chłop, nie ma chłopa – kolejny Piłko Nijekopić z Żalgirisu Dupa okazał się kompletnym niewypałem transferowym. Ale w przypadku Cecaricia mamy do czynienia z być może najsłabszym zawodnikiem ostatnich lat w tej wcale nie tak mocnej lidze. Moglibyśmy polemizować – większym drutem był Serrarens? A może jednak bardziej przestrzelonym transferem okazał się Thomalla? Natomiast nie mamy wątpliwości – Cecarić ma miejsce w TOP5 najgorszych grajków Ekstraklasy ostatnich paru dobrych lat.
Do teraz zachodzimy w głowę – kto wpadł na pomysł, by ściągnąć niemal dwumetrowego skrzydłowego ze Spartaka Subotica, który dostawał wówczas wszystko w trąbę? Czy ktokolwiek go oglądał przed tym transferem? Jakim cudem trafił w bramkę na lotnisku, skoro na boiskach Ekstraklasy miał problem w trafieniem wrzutką w pole karne?
Trudno ocenić co było bardziej kuriozalne – to, że “Pasy” w ogóle go ściągnęły? Czy to, że po tragicznym wejściu do Cracovii wypożyczyła go walcząca o utrzymanie Korona Kielce? To trochę tak, jakby pojechać na targi samochodowe, znaleźć auto w najgorszym możliwym stanie i dobić targu ze sprzedawcą w kwadrans.
W tekście, w którym pisaliśmy o jego zatrudnieniu przez Cracovię, daliśmy w tytule zwrot “wysoki Serb”. I, cholera, chyba znamy się troszkę na tym sporcie, skoro już od początku nie traktowaliśmy go jako piłkarza. Wysoki Serb. Tak powinien być opisany w tych wszystkich InStatach czy WyScoutach. Nie skrzydłowy, nie napastnik, a po prostu wysoki Serb.
fot. NewsPix