Miały być ciężary. Krążyło nad Madrytem widmo pierwszego odpadnięcia Realu w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Analizowano scenariusze. Co zrobi Inter. Jak zagra Szachtar. Na co stać Gladbach. I wszystko wydawało się możliwe, bo ta grupa była kapitalna, nieprzewidywalna, śledziło się ją jak dobry thriller. Pokazywały to najlepiej właśnie mecze Królewskich. Ale finalnie i tak grupę wygrywa Real, a spokój w meczu o wszystko pokazywał jasno, kto meczów na ostrzu noża rozegrał po prostu o wiele więcej.
Zacznijmy od tego, że Benzema, jakby się uparł, to mógłby dzisiaj strzelić ze cztery, a może nawet pięć bramek. Powiedzmy o tym, że najlepszym piłkarzem Gladbach był Sommer, czasami broniąc nierealne uderzenia, a jedyne, co zrobił swoimi wybitnymi interwencjami, to uchronił kumpli przed kompromitacją. Niemiecki zespół dzisiaj praktycznie nie istniał. Od pierwszej minuty Real zabrał piłkę. Grał sobie nią, a goście zostali zdegradowani do roli ruchomych pachołków treningowych. W zasadzie jedyne emocje, kiedy coś w tym meczu mogło pójść nie po myśli Realu, to kontra przy stanie 1:0 dla Królewskich, kiedy Plea wyszedł sam na sam, ale lobował niecelnie. Może gdyby trafił, coś by tu się mogło zdarzyć. Albo chociaż byłoby przez dłuższy czas niejasne, kto to wygra. Real musiałby się pomęczyć.
A tak, poza tą jedną zakończoną niecelnym strzałem akcją, ekipa Zidane’a całkowicie dominowała. Kroos i Modrić w środku pola złomowali rywali jak za najlepszych czasów. Na prawej stronie autostrada z wyłamanymi bramkami, zdjęty w przerwie Wendt nie wiedział co się dzieje. Stare dobre krycie na radar, tak pięć metrów od od dośrodkowujących, jednak nie zdało egzaminu. Dwa razy w pierwszej połowie z tej strony spadając liść – raz Lucas Vasquez, raz Rodrygo – i Benzema kończy dokładając garnek tak, że Sommer nie miał wiele do powiedzenia. A przecież była jeszcze okazja Modricia, który uderzył z bliska, Sommer nie miał prawa tego odbić, ale odbił to na słupek. Modrić trafił też zresztą jeszcze do siatki, ale w toku akcji – główka Varane – był spalony.
W każdym razie nawet, gdyby Plea trafił, to obraz pierwszej połowy oddałoby trafnie takie 3:1.
Po zmianie stron, a także wejściu Lazaro i Zakarii, nie zmieniło się nic.
Gladbach coś tam próbował, ale dość szybko okazało się, że ma założoną tak krótką smycz, że tutaj nie szarpnie. Bawili się więc Real z Sommerem. Strzał Kroosa golkiper zdjął z samego okienka, z pajęczyny. Albo jak Kroos biegł sobie w poprzek pola karnego, piłkarze Gladbach się przyglądali, więc Kroos wrzucił Ramosowi. Ten z całej siły, celnie, jak trzeba. Ale znowu Sommer w tylko sobie znany sposób odbija. Piłkarze Gladbach dalej się przyglądali, jak Benzema to dobija, ale uderzył mocniej niż celniej, więc piłka wylądował na poprzeczce. Dla odmiany strzał Lucasa zatrzymał słupek. Albo jeszcze Benzema w końcówce uderza głową z tak bliska, że jakby się uparł, to przed główką przybiłby z Sommerem piatkę. Wynik jednak ani drgnie.
W zasadzie obraz tego meczu to takie scenki, jak gdy Benzema bawi się dryblingiem na własnej połowie. Mendy wyjaśnia czyściutko akcję we własnym polu karnym. A potem wychodzi ze zwodem. Sytuacja, gdy Kroos macha, że Gladbach pali akcję, ale w sumie zaraz i tak to sam wyjaśnia, tak na wszelki wypadek.
Demolka. Jakby tu było 5:0, Gladbach na pewno nie byłoby skrzywdzone. W zasadzie trudno wskazać słaby punkt Królewskich, można mówić tylko o tych, którzy mniej się wyróżnili. Gladbach też wychodzi jednak z grupy i w sumie: największego rywala do awansu ograli dziesiątką, trudno mówić więc, że zrobili to na farcie, że nie zasłużyli. Taka to grupa, że ciekawymi meczami, interesującymi historiami, mogłaby obdzielić ze trzy.
Swoją drogą, dzisiaj Real może świętować, przybijać sobie piątki, ale w pewnym momencie rzeczywiście kopali sobie grób.
- niewytłumaczalna porażka u siebie z dzieciakami z Szachtara, zespołem całkowicie rozbitym przez koronawirusa
- na pięć minut przed końcem meczu przegrywali z Gladbach 0:2
- Inter, choć przegrywał 0:2, też wyciągał na 2:2 w Madrycie, a jeszcze wydawało się, że wrzuci wyższy bieg.
Po trzech meczach ten bilans mógł być o wiele, wiele słabszy. A biorąc pod uwagę, że później jeszcze podopieczni Zidane’a przerżnęli na Ukrainie… Niemniej chapeu bas za zdanie testu charakteru. Ewidentnie Real w Lidze Mistrzów wytrzymał ciśnienie, a w trudnych momentach, gdy słaniał się na linach, nigdy nie padł, a często jeszcze kontrował solidną, rozbijającą gardę fangą. I ma to, co po drugiej kolejce było tak daleko: rozstawienie w kolejnej rundzie. Taka Barca nastukała piętnaście oczek, a rozstawienia nie będzie.
REAL MADRYT – BORUSSIA MOENCHENGLADBACH 2:0 (2:0)
Benzema 9, 32
Fot. NewsPix