1 stycznia to dla części piłkarzy data, na którą wyczekują. Nie tylko z uwagi na to, że budzą się z sylwestrowym kacem, wszak nie jest to żadne przyjemne uczucie. Natomiast część z nich może zacząć oficjalne rozmowy z klubami, z którymi zwiążą się za pół roku. Nowe kontrakty, nowe płace, nowe premie za podpis już czekają. I właśnie z piłkarzy, którym za pół roku kończą się umowy, zmontowaliśmy najciekawszą jedenastkę Ekstraklasy.
Zawodnicy na całym świecie powinni obchodzić 1 stycznia święto Jean-Marca Bosmana, który przełamał lody w futbolu i dzięki niemu piłkarze zaczęli dyktować warunki na rynku transferowym. Przed wprowadzeniem tzw. prawa Bosmana nawet jeśli kontrakt zawodnika z klubem wygasł, to inny klub przy próbie ściągnięcia danego grajka i tak musiał wyłożyć pieniądze na stół w ramach sumy odstępnego.
Dzisiaj jest zdecydowanie łatwiej pozyskiwać piłkarzy. Ot, Iksińskiemu kończy się kontrakt 30 czerwca, to pół roku wcześniej można zacząć z nim oficjalne rozmowy. Oczywiście przepisy te są nagminnie łamane i kluby dzwonią po piłkarzach lub ich agentach jeszcze przed uwolnieniem embargo na negocjacje kontraktowe. Zatem uznajmy po prostu tę datę 1 stycznia za pewien prawny punkt graniczny, w którym prawo daje prezesom i dyrektorom sportowym wolność. Choć wiemy, że – jak to zwykle bywa – przepisy swoje, życie swoje.
Przejrzeliśmy całą listę zawodników, którym latem kończą się umowy z ich obecnymi klubami. Na bok odrzuciliśmy zawodników, których kontrakty wygasają 30 czerwca 2021 roku, ale mają opcję przedłużenia kontraktu. I oczywiście mamy tu na myśli opcję oficjalnie zakomunikowaną poprzez wypowiedź piłkarza lub przez stronę oficjalną klubu. Nie wykluczamy, że któryś zawodnik z tej listy też ma taką klauzulę w kontrakcie.
Pod uwagę wzięliśmy następujące kryteria: umiejętności, wartość rynkową, wiek, formę w tym sezonie. Czyli spinając to krótko: jak łakomym kąskiem wydaje się dany piłkarz dla zainteresowanych klubów. Można polemizować, czy kluby chętniej zerkną w kierunku 40-letniego Boruca czy 18-letniego skrzydłowego Podbeskidzia. Jeden już pewnie zaraz zakończy karierę, drugi jeszcze będzie miał w przyszłym sezonie status młodzieżowca. Ale ten pierwszy ma gigantyczne doświadczenie, a drugi jest nadal nikim w polskiej piłce.
Zatem tak wygląda nasza jedenastka zespołu FC Do Wzięcia:
A. Lis – Runje, Czerwiński, Uryga – Stiglec, Pospisil, Schwarz, Wszołek – Wdowiak, Szczepański – Kante.
Na bramce Adrian Lis, czyli jeden z najlepszych bramkarzy I ligi poprzedniego sezonu oraz jeden z najlepszych bramkarzy Ekstraklasy w tym sezonie. Golkiper Warty dołożył solidną cegiełkę do awansu, a już po awansie broni się sportowo. Latem pytały o niego kluby Ekstraklasy, zmienił agencję menadżerską i teraz pewnie nadal nie będzie brakowało na niego chętnych. Pytanie – czy chce zamieniać ciepłą posadkę w Poznaniu, gdzie żyje od lat? Czy jednak będzie chciał powalczyć o miejsce w składzie w zespole, który bije się o coś więcej?
Obronę zestawiamy z trzech stoperów, z czego o dwóch z nich właściwie co okno transferowego mówi się, że zmienią kluby. Mowa tu o Ivanie Runje i Jakubie Czerwińskim. To z całą pewnością będą bardzo łakome kąski. Chorwat od dłuższego czasu przebąkuje o możliwym odejściu z Jagi, bo widzi, że klub się nie rozwija, a fajnie byłoby jeszcze załapać się na kontrakt życia czy trafić o drużyny z aspiracjami mistrzowskimi. Czerwiński jest właściwie z zbliżonej sytuacji. Wciąż nie jest tak stary, jak mogłoby się wydawać (rocznik 1991), więc spokojnie może zrobić jeszcze krok w kierunku większego klubu lub wykonać skok na kasę – dajmy na to – w Turcji. Trójkę stoperów uzupełniamy Alanem Urygą. Solidnego stopera, dobrze grającego głową, z doświadczeniem blisko 200 meczów na poziomie Ekstraklasy.
Ekstraklasa. Którym piłkarzom kończą się kontrakty?
W linii pomocy było w kim wybierać. Oczywiście w oczy rzuca się przede wszystkim nazwisko Pawła Wszołka. Jeśli mielibyśmy stawiać dziś pieniądze, to postawilibyśmy na przedłużenie kontrakt z Legią. Natomiast Wszołek do Polski wracał się odbudować, długo zwlekał z podpisaniem umowy, gdy był wolnym piłkarzem. Teraz znów może skończyć sezon z kartą na ręką i poszukać klubu poza Ekstraklasą.
Ciekawi nas przyszłość Martina Pospisila i Petra Schwarza. Obaj w Ekstraklasie wypadają powyżej średniej ligowej w grupie środkowych pomocników. Zawodnik Rakowa w poprzednim sezonie miał fantastyczne liczby – osiem goli, osiem asyst, cztery kluczowe podania. Wynik, którego nie powstydziłby się skrzydłowy Legii lub Lecha, a nie cofnięty rozgrywający Rakowa. Pospisil z kolei ma falowania formy, natomiast nawet w średniaku Ekstraklasy jest gwarantem dwucyfrówki w łączonej klasyfikacji goli, asyst i kluczowych podań. Na lewym wahadle stawiamy na Dino Stigleca, który pewnie byłby w tej klasyfikacji za Erikiem Janżą, ale piłkarz Górnika ma opcję przedłużenia kontraktu o kolejny rok. Stiglec w poprzednim sezonie pokazał, że potrafi grać do przodu, w tym skupia się raczej na defensywie i pod bramką rywala tak skuteczny nie jest. Ale przy bryndzy na pozycji lewego obrońcy w Ekstraklasie mógłby być bardzo cennym wzmocnieniem dla czołowych klubów ligi.
Paradoksalnie trudno będzie dorwać od stycznia napastnika Ekstraklasy, któremu za pół roku będzie kończyć się kontrakt. Widzimy tutaj dwie kandydatury – Jose Kante i Kamila Bilińskiego. Napastnik Legii wydaje się opcją droższą, ale pewnie lepszą – z uwagi na przydatność dla zespołu, zaawansowanie techniczne i – co by nie mówić – kilka goli też w tej lidze strzelił. Natomiast nie deprecjonujemy Bilińskiego – w tym sezonie jest najskuteczniejszym polskim snajperem w lidze. A biorąc pod uwagę, że zaraz będziemy mieć ligę osiemnastozespołową, to kluby będą się o niego zabijać. Dużo słabsi napastnicy wożą się u nas na tym, że pięć sezonów temu mieli dobrą rundę.
Jedenastkę uzupełniamy dwoma piłkarzami nie tylko na „tu i teraz”, ale i z potencjałem sprzedażowym. Mateusz Wdowiak gnije w rezerwach Cracovii, bo śmiał negocjować swoją umowę. I pewnie będzie tam gnił jeszcze pół roku, bo to Cracovia. Oczywiście wiemy, że u niego też były problemy z wykorzystywaniem potencjału i bardzo często wpadał w pułapkę bycia szybkobiegaczem. Wiecie, skrzydłowy spod znaku „najważniejsze to szybko biegać, a nie dobrze grać w piłkę”. Ale wiosną miał już dobrą, był kluczową postacią w zdobyciu Pucharu Polski i spokojnie stać go na to, by jeszcze w Ekstraklasie pograć.
Do niego dorzucamy Miłosza Szczepańskiego, który leczy jeszcze poważny uraz z poprzedniego sezonu. Ale przed kontuzją był czołową postacią Rakowa – zarówno w Ekstraklasie, jak i w I lidze. Rocznik 1998, zatem wciąż względnie młody. Kwestia doprowadzenia go do formy i dostajesz zawodnika z jakością na poziomie Ekstraklasy oraz z potencjałem sprzedażowym.
Ławka: Hładun, Kieliba, Puerto, Mączyński, Drygas, Kostas, Biliński, Kun, Podstawski
Tuż za podstawową jedenastką FC Do Wzięcia znalazło się kilku zawodników, o których kluby Ekstraklasy mogą powalczyć. Ot, chociażby Kamil Drygas, który jest ostoją solidności i w kilku klubach mógłby być czołową postacią. Czy taki Drygas byłby słabą alternatywą w Lechu czy Legii dla środkowych pomocników? Nie sądzimy. Podobnie chociażby Kostas Triantafyllopoulos, który może zjechał z poziomem ze swoich początków w Ekstraklasie, ale wciąż przy biedzie w obsadzie środka obrony wielu drużyn mógłby okazać się przynajmniej rzetelnym uzupełnieniem składu.
Spokojnie zamiast Urygi w pierwszym składzie moglibyśmy wymienić Bartosza Kielibę, który zanotował świetne wejście do Ekstraklasy po awansie z Wartą. Na korzyść wiślaka działał jednak fakt zdecydowanie większego doświadczenia na najwyższym poziomie rozgrywkowym.
A poza tym mamy cała grupę zawodników, którzy będą wzbudzać zainteresowanie klubów Ekstraklasy. Może nie będą gwiazdami klubów z czołówki, ale wierzymy w scenariusz, że kilku dyrektorów sportowych zatrzyma się przy ich nazwiskach. Wśród nich są m.in.: Stec, Malec, Udovicić, Milewski, Szumski, Rzeźniczak, Adamczyk, Chudy, Puerto, Ściślak, Koj, Forsell, Prokić, Danielak, Klemenz, Burliga, Janicki czy Kupczak.
fot. FotoPyk