Wisła Płock w trzecim kolejnym domowym występie funduje obserwatorom mecz kandydujący do miana paździerzu sezonu. Tej drużyny aktualnie nie da się oglądać. Nikt w tym sezonie Ekstraklasy nie próbuje nam obrzydzić piłki mocniej niż “Nafciarze”. Na dodatek prezentując taki antyfutbol nie punktują oni nawet na przyzwoitym poziomie, więc nie ma dla nich żadnego usprawiedliwienia. Syf, kiła i mogiła (i ten przygnębiający plac budowy w tle).
Dopiero co krwawiły nam oczy, gdy w Wisła bezbramkowo remisowała z Pogonią Szczecin. Niestety, starcie z Górnikiem Zabrze było bardzo podobne. Z tą różnicą, że tym razem padł legalny gol. Oczywiście nie dla gospodarzy, tylko dla gości. Angel Garcia główkował nie w tę stronę co trzeba, a Piotr Krawczyk naprawdę efektownie huknął od poprzeczki. Piłka odbiła się już za linią bramkową. Krawczyk ostatnimi czasy na potęgę marnował stuprocentowe sytuacje, ale tu najwyraźniej strzelał bez obciążenia, bo jedynie mógł, a nie musiał. Wystarczyło, żeby zapewnić drużynie wygraną i zostać plusem meczu.
Żeby uzmysłowić wam, jak trudno było znów wytrwać przed telewizorem, podamy jeden fakt: pierwszy jakikolwiek strzał przez którąś ze stron został oddany w 28. minucie. A sprawiający jakieś zagrożenie jeszcze później. Było to uderzenie Bartosza Nowaka z rzutu wolnego, które musnęło poprzeczkę (Krzysztof Kamiński chyba kontrolował sprawę).
Jeżeli podopieczni Radosława Sobolewskiego mieli już jakieś okazje, to wyłącznie po stałych fragmentach. Chudy w jednej akcji wybronił główkę Obradovicia po rzucie rożnym, a po kilku przebitkach również mocną próbę Tomasika. W drugiej odsłonie trochę ożywienia swoją zmianą wniósł Sheridan i po kornerze Szwocha to on znów zatrudnił Chudego. Był jeszcze kozłujący, nieczysty strzał Rzeźniczaka i to tyle. Wspaniały środek pola z Lagatorem, Rasakiem i Lesniakiem (Dominik, ucz się tam z tej dalekiej Turcji) znów wykreował jedno wielkie zero. To już nieliczne zarejestrowane rozmowy z Rafałem Kurzawą (tak, są takie) były bardziej błyskotliwe niż postawa tego nieszczęsnego tria.
Zastanawia nas też Mateusz Lewandowski. Trzeci raz z rzędu gra od początku w Ekstraklasie i nadal nie wiemy, jakie ten chłopak ma atuty, nie licząc wieku młodzieżowca i dobrze kojarzącego się nazwiska. Jak przed chwilą pisaliśmy, koledzy nie ułatwiają mu zadania, ale gdy już miał piłkę przy nodze albo mógł się pokazać do podania i przyjąć, nie potrafił zrobić niczego. Prędzej wyleciałby pod prysznic za drugą żółtą kartkę.
Górnik zwyciężył, co nie znaczy, że i on nie rozegrał słabego meczu. Poza Chudym, Krawczykiem i solidną defensywą trudno kogoś u zabrzan pochwalić. Długimi fragmentami również oni dokładali swoje do beznadziejności tego widowiska. No ale koniec końców mają trzy punkty, wracają na trzecie miejsce i zyskują komfort przed starciami z Jagiellonią i Cracovią. Wisła ma tylko pizgający wiatr na budowie. Po przerwie reprezentacyjnej męczyła bułę u siebie z Cracovią (0:1), Pogonią (0:0) i Górnikiem (0:1) oraz dostała lanie 2:5 w Białymstoku. Sobolewski jednak może dostrzec jakieś pozytywy – jeszcze kilka lat temu po takich wyczynach byłby już na bezrobociu.
Fot. FotoPyK