Prezes klubu zadebiutował kiedyś w hiszpańskiej Primera División, po czym stwierdził, że piłka nożna jest przeżarta korupcją i postanowił ją rzucić. Sam klub zaliczył – jeszcze przed zmianą nazwy – dwa awanse i dotarł na czwarty szczebel rozgrywek. Po zmianie nazwy zyskał za to ogólnoświatowy rozgłos medialny. Odważnej decyzji gratulował mu między innymi jeden z byłych selekcjonerów reprezentacji Argentyny.
Flat Earth FC, bo tak teraz zwie się ta ekipa, promować miało głównie jedną ideę – że Ziemia nie jest okrągła (lub dokładniej: nie jest elipsoidą). Szybko jednak okazało się, że tych tez do promocji mają znacznie więcej. Jak doszło do utworzenia ekipy o tej nazwie? Kto za tym stoi? I czy ten projekt może kiedyś wejść na salony?
Rozłam
Móstoles Balompié. Tak nazywała się drużyna, którą w 2016 roku założyli Javi Poves i Daniel Márquez, dwaj byli piłkarze oraz przyjaciele. Ekipa powstała na gruzach założonego w 1969 roku CDC Comercial, ale nie poczuwała się do jego historii – tworzyła zupełnie nową. Móstoles, gwoli wyjaśnienia, to miejscowość położona kilkanaście kilometrów od Madrytu, to z niej pochodzi Iker Casillas. I to prawdopodobnie najbardziej znacząca rzecz związana z tamtejszym futbolem.
Nowa drużyna szybko dała jednak miejscowym fanom powody do radości. Startując od szóstej ligi zaliczyła dwa awanse w trzy lata i wdrapała się na poziom centralny – do Tercera División. Już pierwszy sezon istnienia klubu, zresztą zgodnie z założeniem właścicieli, udało się zakończyć triumfem w lidze. Choć początki były trudne, ale to nikogo nie dziwiło – nowa ekipa musiała się w końcu zgrać. Do tego, jak się ostatecznie okazało, potrzebna była zmiana trenera. Nieważne jednak jakim sposobem, a ważne z jakim efektem skończyło się debiutancki rok. W tym przypadku efektem był awans.
Dwa kolejne sezony potrzebne były na wejście o jeszcze jeden stopień ligowy wyżej. Gdy udało się tego dokonać, w Móstoles spodziewano się, że nowa ekipa będzie walczyć o to, by miejscowość słynęła nie tylko z Casillasa. Ale Poves, jak się okazało, miał zupełnie inny plany.
Postanowił zmienić nazwę klubu. Móstoles Balompié stało się Flat Earth FC. Rozpoczęła się przepychanka z innymi członkami zespołu, aż wreszcie udało się osiągnąć porozumienie: Poves dostał miejsce w czwartej lidze, ale zawodnicy, trenerzy i fani zostali z Márquezem, który raz jeszcze rozpoczął budowę od podstaw, tworząc UD Móstoles Balompié. To te dwie literki na początku nazwy robiły różnicę. Za cel nowa ekipa obrała sobie awans do czwartej ligi w ciągu pięciu lat.
*****
Oni będą fanami płaskiej Ziemi, my zostaniemy z tymi, którzy są fanami okrągłej Ziemi ~ Walter Zimmemann, dyrektor ds. komunikacji UD Móstoles Balompié, po rozłamie
*****
Poves więc, choć w wyższej lidze, też musiał zacząć od zera. Znaleźć trenera, zawodników, nawet stadion. Zresztą Flat Earth do dziś nie ma swojego obiektu – gra na wynajętych. Ale energii do działania mu nie brakowało. – Gra w piłkę mnie nudzi. Ale jako prezes to ja podejmuję decyzję. Mogę zrobić to, co mi się podoba, wiele osiągnąć. Widzę futbol jako coś, czego mogę użyć. Nie chcę rozmawiać o sportowych aspektach, taktyce i podobnych rzeczach. Widzę profesjonalną piłkę nożną jako narzędzie. Mechanizm, za pomocą którego mogę wysyłać wiadomość – mówił.
– Oczywiście, że gdy coś kupujesz, możesz z tym zrobić, co chcesz – twierdził Zimmermann. – Byliśmy jednak bardzo zaskoczeni jego decyzją o zmianie nazwy. Nie wiedzieliśmy o tym, powiedział nam dopiero kilka dni przed publicznym ogłoszeniem. Dla nas bycie łączonymi z teorią o płaskiej Ziemi było katastrofalne – uznaliśmy, że przyniesie nam to więcej szkody niż pożytku, więc zdecydowaliśmy się na rozłam klubów. Chcę podkreślić, że większość ludzi w drużynie jest normalna.
Poves jednak – zdaniem Zimmermanna – należał do innej kategorii osób. Tych… nie do końca normalnych. Choć sam twierdził, oczywiście, że jest zupełnie inaczej. – To nie jest coś, o czym zdecydowałem pod wpływem chwili. Przeszedłem do tego punktu długą drogą. To jak filozofia życiowa, którą interesowałem się od dwóch lat – mówił. By choć spróbować go zrozumieć, należałoby więc prześledzić jego drogę. Od profesjonalnego piłkarza, do prezesa Flat Earth FC.
Piłkarz nietypowy
Urodził się w Madrycie, więc naturalnie grał w tamtejszych klubach. Jako junior przechodził przez akademie Atlético i Rayo Vallecano. W rezerwach tej drugiej ekipy zaliczył seniorski debiut. Potem grywał też w mniej znanych klubach: Las Rozas CF i CDA Navalcarnero. W 2008 roku dołączył za to do Sportingu Gijón, mając być wzmocnieniem rezerw tego klubu, bo te akurat poszukiwały środkowego obrońcy.
Trzy lata czekał na szansę, by pójść w ślady swojego kuzyna, Óscara Télleza, i zadebiutować w Primera División. Udało mu się 21 maja 2011 roku, gdy Sporting grał z Hérculesem, a Poves wszedł na murawę w drugiej połowie. Wydawało się, że od tamtego momentu będzie szło mu już tylko lepiej. Może nie tak jak Téllezowi, który grał w kadrze i wystąpił w finale Pucharu UEFA wraz z Deportivo Alaves, ale Javi miał potencjał na zrobienie niezłej kariery w słabszych ekipach.
Tyle tylko, że Poves z piłki zrezygnował. Zamiast robić karierę – zakończył ją. Miał 24 lata.
*****
To, co widziałem, sprawia, że mam jasny osąd: profesjonalny futbol to tylko pieniądze i korupcja. To kapitalizm, a kapitalizm to śmierć. Nie chcę być częścią systemu opartego na zarabianiu pieniędzy kosztem śmierci innych ludzi w Ameryce Południowej, Afryce czy Azji. Moje sumienie nie pozwala mi tego kontynuować
~ Javi Poves
*****
Tak naprawdę Javi już przed tą decyzją nie był typowym piłkarzem. Ludzi w biurach Sportingu zszokował kiedyś, prosząc o wypłatę w gotówce. Tłumaczył, że nie ufa bankom. Innym razem oddał auto, które każdy piłkarz otrzymywał od klubu, bo „nie potrzebował drugiego samochodu”. Szybko zyskał sobie łatkę antysystemowca. Dziennikarze coraz częściej i chętniej przychodzili z nim porozmawiać. A on sam najchętniej rozmawiał z… ludźmi związanymi ze sztuką.
Miał to po matce. W rodzinie to ona była artystyczną duszą, ojciec był bardziej przyziemny. Kiedy Poves zrezygnował z piłki, ten płakał nad jego decyzją. Matka powiedziała po prostu, że syn ma sobie sam wybrać drogę. I jak wybierze, tak będzie dobrze.
Javi pamiętał, że nigdy nie dogadywał się najlepiej z kolegami z klubu. – Najważniejsze były dla mnie znajomości, które zawarłem poza boiskiem – mówił. W Gijón zakochał się we włoskim języku, poszedł na studia do tamtejszego włoskiego instytutu. Poznał w nim dziewczynę, która była w związku z Enrico Ingenito, włoskim artystą. Zaprzyjaźnił się z obojgiem, oni wciągnęli go jeszcze bardziej w świat artystycznej bohemy.
Piłkę nożną coraz częściej postrzegał jako przemysł, do tego brutalny. Mówił, że obrzydzają go kluby takie jak Real Madryt. Nie ufał też rządowi, był w dużej mierze anarchistą. Nie chodził na wybory, bo polityka i system parlamentarny go nie pociągały. Koledzy ze Sportingu się dziwili. – Mówili: „Jesteś szalony. Co chcesz robić po tym wszystkim? Lepiej zarobić trochę pieniędzy i potem decydować”. A ja czułem się szczęśliwy – wspominał.
*****
Wiele razy pytano mnie, czy gdybym decydował jeszcze raz, to znów skończyłbym karierę. Odpowiedź brzmi: tak. To była najlepsza rzecz, jaką zrobiłem w swoim życiu
~ Javi Poves
*****
Planów miał wiele. Myślał o różnorakich studiach. Ostatecznie postawił jednak na podróże. – Chcę naprawdę poznać świat. Pojechać do Afryki. Nie trzeba wiele pieniędzy, by to zrobić. Byłem już w Turcji, gdzie za nocleg płaciłem trzy euro – mówił. W podróż faktycznie wyruszył. Zwiedził 35 państw. Jak twierdził, chciał w te sposób odzyskać radość z życia. I udało mu się. Spał na hamakach, podróżował za grosze, ledwie było go stać na przemieszczanie się z miejsca na miejsce, bo jego miesięczny budżet wynosił 1000 euro – tyle dostawał za wynajem swojego madryckiego mieszkania. Ale był zadowolony. Najbardziej z wizyty w Iranie – zakochał się w tym państwie i regularnie tam powracał.
– Nie jestem przeciwko pieniądzom, ale temu, jak one funkcjonują. Ich przepływ na świecie jest problemem. To, jak używa się ich, by zbijać kapitał. System jest makiaweliczny. Nie jestem komunistą, nie wierzę, że wszystko powinno być równo rozdzielone. Nie sądzę też jednak, że ktoś powinien mieć miliard dolarów, gdy ktoś inny żyje na ulicy. Ludzie mówią: „Piłka nożna jest najlepsza”. Nie, nie, nie. Przez trzy lata podróżowałem dookoła świata. Przeżyłem rzeczy, których sobie nie wyobrażacie. Znacie „Blade Runnera”? Postać grana przez Rutgera Hauera mówi na końcu filmu: „Widziałem rzeczy, w które wy, ludzie, nie uwierzylibyście”. Tak się czułem – mówił.
Ale w końcu wrócił. Do Madrytu, wraz z dziewczyną, z którą otworzył małą kawiarnię. Zaczął też na nowo… grać w piłkę. Ale już nie na najwyższym poziomie, a w czwartej lidze. Dlatego, że to lubił, nie dla zbijania kapitału. – Czy jestem wciąż tą samą osobą? Nie, zmieniłem się. Stałem się bardziej radykalny. Nie toleruję nikogo, kto traktuje źle zwierzęta, morze czy nawet rośliny. Nigdy do końca nie zrozumiem ludzi. Ale naturę tak. Dlatego nie toleruję kogokolwiek, kto ścina drzewo czy zaśmieca ocean. Mogę stać się przez to bardzo agresywny. […] Nie myślę o pieniądzach. Wróciłem do gry w piłkę, bo zaproponował mi to kolega. Skusił mnie, przyznam szczerze. Chciałem poczuć radość z gry.
Wiele jednak nie pograł. Ledwie kilka meczów, zresztą niecałych. A dwa lata później miał już swój klub. Fundusze na zainwestowanie w niego zyskał, sprzedając kawiarnię. Nie zależało już mu na niej, bo rozstał się z dziewczyną. Po kolejnych trzech latach zmienił nazwę drużyny.
Klub dla idei
– Nowe hasło naszego klubu to: najtrudniej wyobrazić sobie rzeczywistość. W herbie znajdzie się model płaskiej ziemi z wieńcem gałązek oliwnych. Piłka nożna to najbardziej popularny sport na świecie, dzięki drużynie poświęconej zwolennikom teorii o płaskiej Ziemi będziemy mieć zagwarantowaną obecność w mediach – mówił Poves.
Dodawał też, że będzie używać Flat Earth dla rozpowszechnienia swojej idei w ten sam sposób, w jaki Real Madryt używa wizerunku klubu, by osiągnąć konkretne cele. – Jesteśmy pierwszym zespołem, który nie jest oparty na lokalizacji. Fani mogą być z każdego zakątka świata. Liczba zapytań o karnety, którą otrzymujemy, jest niesamowita. Na całym świecie są miliony ludzi, którzy wierzą, że Ziemia jest płaska – dodawał.
Paradoks polega jednak na tym, że na spotkaniach ekipy zwykle doliczano się kilkunastu, z trudem kilkudziesięciu kibiców. I to mimo tego, że mieszkańcom lokalnej dzielnicy – w której Flat Earth wynajmowało stadion – zapewniano darmowe wejścia. Aczkolwiek zespół doczekał się swojej grupy kibicowskiej, odpowiedzialnej za doping. Nazwała się ona Flat Hearts – Płaskie Serca (całkiem kreatywnie, co?). Osoby w niej działające zostały kupione ideą, że Ziemia wcale nie jest okrągła. Doszło do tego, że jeden z fanów na pierwszym meczu drużyny – w dodatku wyjazdowym – chwalił się… sporymi tatuażami z nazwą klubu na obu rękach.
– Identyfikuję się z konceptem klubu, jego ideą, celem i filozofią – mówił jeden z nich. Inny przyznawał, że choć nie wierzy, że Ziemia jest płaska, to zgadza się z tym, że ta ma inny kształt, niż nam się to na co dzień wmawia. Ale to kilku najbardziej zagorzałych sympatyków. Poza tym Poves mówi, że fani są „wolni”. Nie muszą się zgadzać z linią klubu, jeśli chodzi o ich pogląd na kształt planety. Podobnie zawodnicy, bo Javi „nienawidzi, gdy klub każe powtarzać wszystkim piłkarzom te same rzeczy, jak małpom”.
*****
Dlatego słyszysz prawdę – Ziemia jest płaska! Zawsze będziesz to pamiętać – Ziemia jest płaska. Ludzie śpiewają z miłością – Ziemia jest płaska. Majowie mają rację i ona jest płaska, tak!
~ Jedna z przyśpiewek fanów Flat Earth, śpiewana na melodię „Que viva España!” Manolo Escobara
*****
Zawodnicy, wobec tak postawionej sprawy, sami przyznają, że nie wierzą w koncepcję płaskiej Ziemi. Mało tego, zdarzyło się, że w zespole były osoby, których studia związane były z fizyką i wszystko, co głosił Javi Poves, kłóciło się z ich naukowym podejściem. Równocześnie jednak przyznawano, że jak na czwartą ligę, Flat Earth jest klubem naprawdę bliskim profesjonalizmu. – Nie mam opinii na temat kształtu Ziemi, nie stoję po niczyjej stronie. Przyszedłem do klubu, bo jest jedyny w swoim rodzaju – mówił Christian Martin, najmłodszy zawodnik w ekipie.
– Nie mam nic przeciwko zmianie nazwy. Szanuję wolność każdej osoby do myślenia i wiary w to, w co chcą wierzyć. W klubie nie ma nieporozumień. Gracze niemal nie rozmawiają o tego typu rzeczach, nie wiem nawet, czy ktokolwiek podziela poglądy Javiego. Skupiamy się jedynie na tym, by dobrze wypaść na boisku. Klub należy do Javiego, może robić z nim, co chce. Ale, koniec końców, to wciąż drużyna piłkarska. Funkcjonuje w normalny sposób – dodawał Raul Montero, kapitan zespołu i prawa ręka Povesa.
Poves regularnie powtarza, że cel klubu jest jeden: dotrzeć do profesjonalnego futbolu. Mało tego, mówi, że chciałby zagrać (i ją wygrać) w Lidze Mistrzów. I to mimo tego, że wyniki klubu „zupełnie go nie obchodzą”. Wygrane są mu jedynie potrzebne do tego, by móc szerzyć jego ideę. Zresztą trzeba przyznać, że to – przynajmniej na razie – wychodzi mu naprawdę dobrze. Już w pierwszych dniach po ubiegłorocznej zmianie nazwy wideo dla niego nagrał Coco Basile, były selekcjoner reprezentacji Argentyny – również płaskoziemca – który gratulował mu odważnej decyzji i oferował, że może poprowadzić klub.
Z oferty Poves nie skorzystał, choć za wsparcie dziękował. I często się nim chwalił.
*****
Gdybym naśladował to, co robią wszyscy inni, znaczyłoby to, że jestem równie szalony, co oni. Z tego powodu wiele razy musiałem wystąpić z tłumu i powiedzieć albo zrobić coś zupełnie odwrotnego
~ Javi Poves
*****
Zaczęło się od wody
– Ogromny ekonomiczny motyw stoi za tym, dlaczego tak wielu ludzi próbuje przekonać nas do tego, że Ziemia jest okrągła. […] Wyznaczono sporą nagrodę dla kogokolwiek, kto zrobi zdjęcie kosmosu, które nie będzie przerobione. Sam nigdy nie czułem, że Ziemia się porusza. Wciąż też czekam, aż pokażecie mi, w jaki sposób zakrzywia się woda? – mówił Poves.
Argument z wodą to jego oczko w głowie. Tak właśnie doszedł do wniosku, że Ziemia nie jest okrągła – obserwując wodę. Bo jak planeta może być okrągła, jeśli woda na niej się nie wykrzywia? Nigdy się tak nie dzieje, to niemożliwe, bo płyny zawsze znajdują swój poziom. Wystarczy popatrzeć na basen czy nawet większy zbiornik wodny – powierzchnia wody jest równa. Tak to ujmował. By dowieść swych racji wyzywał nawet na debatę Pedro Duque, ministra nauki w rządzie Hiszpanii i byłego astronautę. Swoją drogą możliwe, że to ze względu na jego osobę maskotką Flat Earth jest człowiek w srebrnym stroju, mającym przypominać właśnie kostium astronauty.
Duque z wyzwania nie skorzystał, zresztą trudno mu się dziwić. Poves uznawał to jednak jedynie za potwierdzenie swych racji. Argumentował, że minister boi się konfrontacji z nim. Równocześnie sam był powszechnie wyśmiewany, nawet przy okazji wywiadów na żywo w różnych hiszpańskich stacjach telewizyjnych. Wielokrotnie opowiadał też, że za szaleńca zaczęli uważać go choćby członkowie jego własnej rodziny.
– Często zdarza mi się to słyszeć. Ale to mnie motywuje, potrzebuję tego. Używam tej energii, by o czymś debatować. Ważne jest, by ludzie mnie słuchali. Dobrze, że dostaję reakcje – mniej istotne jest to, czy są one pozytywne, czy negatywne. […] Wyśmiewanie w telewizji? Wierzę, że ci ludzie nie są na moim poziomie intelektualnym i na moim poziomie doświadczeń. Jako płaskoziemcy wiemy, że będziemy sprowadzani do absurdu. Postrzegamy to jako strach przed nami – mówił.
Równocześnie jednak kilkukrotnie zdarzyło mu się przyznać, że… nie jest całkowicie pewien kształtu Ziemi. Wie tylko tyle, że nie jest ona okrągła. A jeśli ktoś mu udowodni, że jednak jest (choć, powiedzmy sobie szczerze, pewnie i tak nie zaakceptowałby dowodów, jakie by one nie były), to będzie pierwszym, który stwierdzi, że należy rozwiązać klub. Na razie jednak Javi nie wierzy w to, że Ziemia jest okrągła, podobnie jak nie wierzy w system. Bo to akurat nie uległo zmianie od wielu lat.
– Jak mogę ufać systemowi, w którym nauka zawsze była kontrolowana przez Kościół? Jak mogę ufać systemowi edukacji, który mówi, że przygotowuje nas do dorosłego życia, a nie uczy nawet wypełniania zeznań podatkowych? – pytał dziennikarzy. Równocześnie raczył ich też cytatami z dzieł filozofów, na czele z Arthurem Schopenhauerem, który kiedyś sformułował trzy fazy, przez które przechodzi każda prawda: wyśmiewanie, zaprzeczanie i akceptacja. Poves uważa, że on i inne osoby kwestionujące kształt Ziemi, wciąż znajdują się w pierwszej z nich, ale w końcu dojdą do ostatniej.
*****
Żyjemy w czymś znacznie gorszym niż Matrix
~ Javi Poves
*****
Problem z Povesem i Flat Earth jest taki, że dopóki chodziło tylko o to, czy nasza planeta jest płaska, czy też nie, było jeszcze całkiem sympatycznie. Ot, klub-ciekawostka, który można było śledzić, nawet jeśli nie zgadzało się z tym, co głosił jego właściciel. Ale Javi w miarę upływu czasu stawał się coraz bardziej radykalny i drużyna wkrótce stała się miejscem do wygłaszania wszelkich innych poglądów jej prezesa.
Podsumujmy więc. W ostatnich miesiącach Javi Poves, poprzez social media klubu, przekonywał ludzi, by:
- sprzeciwiali się decyzjom rządów (w liczbie mnogiej, bo komunikaty zwykle kierowane są do ludzi z całego świata);
- nie dali się zaszczepić na koronawirusa, jeśli tylko szczepionka się pojawi;
- zrzucili kagańce, czyli maseczki.
W dobie koronawirusa to poglądy po prostu niebezpieczne. Zresztą Javi doczekał się wreszcie reakcji ministerstwa, ale tylko ze strony rzecznika, nie samego ministra, który wprost powiedział, że Poves igra ze zdrowiem, a nawet życiem fanów swojego zespołu, wygłaszając tego typu stwierdzenia. Tym bardziej, że Hiszpania była przecież krajem, który w bardzo dużym stopniu dotknęła już pierwsza fala wirusa. A druga sytuację wyłącznie pogorszyła.
Wideo z oficjalnego kanału YouTube’owego klubu
Na tym się to wszystko jednak nie kończy. Sam Poves – już nie za pośrednictwem klubu, ale jako jego właściciel i prezes – dokłada do tego sporo teorii spiskowych. Z których każda jest bardziej szalona od poprzedniej. Weźmy kilka z nich:
- globalne ocieplenie i zmiana klimatyczna nie są wynikiem działalności ludzi;
- wszystko na świecie jest kontrolowane przez Watykan;
- lądowanie na Księżycu zostało sfabrykowane, a rakiety po starcie z przylądka Canaveral są rozbijane w morzu;
- satelity nie istnieją i Javi może to udowodnić (nie zrobił tego);
- grawitacja jest jak magia – wmawia się ludziom, gdy jeszcze są dziećmi, że istnieje;
- Słońce tak naprawdę jest oddalone o ledwie kilka tysięcy kilometrów od Ziemi i jest znacznie mniejsze, niż nam się mówi;
- John F. Kennedy został zabity, bo chciał ujawnić prawdę o ludziach, którzy kontrolują świat;
- wszystkie te oszustwa są motywowane ekonomicznie (ale w jaki sposób ktokolwiek miałby na tym zarabiać – nigdy nie wyjaśnił, choć był o to pytany).
Generalnie – pełen pakiet. A to tylko część, o której akurat rozmawiał z dziennikarzami. Sam przyznawał, że do ujawnienia całej prawdy trzeba by powiedzieć znacznie więcej. Cóż, może powinien pomyśleć o założeniu kolejnych klubów. „Satellites Do Not Exist FC” czy „Kennedy Knew FC” to całkiem chwytliwe nazwy, prawda?
Genialny hipokryta?
Przy całym tym szaleństwie, oddać Povesowi trzeba jedno – zbudował całkiem niezły, półprofesjonalny klub. Z ambicjami na więcej. I faktycznie zrobił mu wielką kampanię medialną. Najlepszy dowód? To już dobry rok po tym, jak zmienił nazwę, a nadal powstają o nim nowe artykuły – jak choćby ten. Równocześnie jednak jego ekipa kojarzona jest raczej jako dowód na to, że w piłce nawet szaleńcy mogą zaistnieć.
W Tercera División, hiszpańskiej czwartej lidze, Flat Earth radzi sobie nieźle. W swojej grupie zajmuje aktualnie czwarte miejsce. Ma 14 punktów zgromadzonych w ośmiu meczach, do lidera traci cztery oczka. Biorąc pod uwagę, że w zeszłym roku kadra budowana była niemal od podstaw, a ekipa ostatecznie spokojnie zapewniła sobie utrzymanie, by w tym sezonie starać się walczyć o awans – jest naprawdę dobrze. Tym bardziej, że nie stoi za nimi żaden bogaty sponsor. Choć środki na funkcjonowanie mają.
I tu dochodzimy do jeszcze jednego aspektu – Povesowi często zarzuca się, że jest hipokrytą. A cała ta zmiana nazwy i kampania medialna służy tylko temu, by na klubie zarobić.
Faktem jest, że Flat Eart ma własny sklep z pamiątkami i wysyła koszulki na cały świat. Faktem jest też, że klub korzysta na zainteresowaniu poglądami prezesa. A skoro korzysta klub, to i sam Javi Poves. Hiszpan po prostu robi biznes. Biznes, którym – jak często mówił – całkowicie się brzydzi. Podobnie jak profesjonalnym futbolem, do którego chce przecież dotrzeć.
Takie zarzuty regularnie jednak odpiera. Mówi, że gdyby chciał zarabiać, to byłyby na to lepsze sposoby. I że w teorię płaskiej Ziemi wierzył jeszcze zanim zmienił nazwę klubu, co można sprawdzić w internecie. Choć to – jak zauważają jego krytycy – nie wyklucza tego, że faktycznie mógł chcieć dzięki niej zbić kapitał i ułatwić klubowi życie.
Ale jak było faktycznie – pewnie prędko się nie dowiemy. Prędko też raczej nie zobaczymy Flat Earth na szczytach hiszpańskiego futbolu. Choć jeśli wierzyć Povesowi, to w końcu tam dotrą. Ale czy w cokolwiek, co mówi ten człowiek, naprawdę można uwierzyć?
*****
AKTUALIZACJA
Javi Poves ogłosił w nocy za pośrednictwem Twittera, że podaje się do dymisji. Tekst (skończony wczoraj wieczorem, jeszcze przed tą nowiną) pozostawiliśmy jednak w niezmienionej formie, opowiada bowiem jego historię oraz historię budowy klubu oraz pokazuje, jak za pomocą futbolu można głosić swoje – choćby niebezpieczne – idee.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. YouTube
Źródła: Oficjalny kanał, strona internetowa i social media Flat Earth FC, El Diario, La Informacion, futmadrid.com, Libertad Digital, The Guardian, Bleacher Report, Copa 90, VICE, El Espanol, Mundo Deportivo, The Athletic, AS, Marca, Mis Viajes des Futbol, playrface.co.uk, Newsweek, lne.es.