Mecz na szczycie. Rywalizacja najlepszej ofensywy z najlepszą defensywą. Bayern w prawie najsilniejszym zestawieniu personalnym. RB Lipsk pragnący zepchnąć Bawarczyków z pierwszego miejsca w tabeli. Czyli znając pokrętną logikę futbolu, a raczej jej brak, zapowiadało się przeciętne spotkanie. Ile razy było tak, że umówiliście się na jakiś szlagier. Zorganizowaliście męski wieczór. Piweczko, pizza i meczycho. A zamiast hitu otrzymaliście kit. Na całe szczęście dziś w Monachium było wszystko. Pół tuzina bramek. Kapitalne emocje, zwłaszcza w końcówce pierwszej połowy. A przede wszystkim wiele pięknych akcji i nieszablonowych zagrań. Ten, kto zaplanował sobotni wieczór z Bundesligą, nie mógł wybrać lepszej koncepcji. Bawarczycy zremisowali 3:3 z wiceliderem z Lipska. Czy prawdziwy pasjonat futbolu może otrzymać coś więcej?
RB Lipsk szybko uderzył w czuły punkt
Goście wyszli na spotkanie niesamowicie naładowani. Jakby chcieli udowodnić wszystkim, że wcale nie odstają od najlepszej drużyny 2020 roku. Wyglądali trochę jak wściekłe psy spuszczone ze smyczy.
W 2. minucie mogli wyjść na prowadzenie. Marcel Sabitzer zdecydował się na atomowe uderzenie zza pola karnego i nadał futbolówce niesamowitą trajektorię lotu, że ta skręciła tuż przed Manuelem Neuerem, lecz na jego niekorzyść trafiła w poprzeczkę.
Plan Juliana Nagelsmanna był taki, by grać długie piłki za plecy niezbyt szybkich stoperów z Bawarii. W pierwszych 20 minutach zdecydowanie groźniejszy był zespół z terenów byłej NRD. Szkoleniowiec z Lipska znakomicie rozszyfrował Bayern. Kapitalną prostopadłą piłkę w stronę Christophera Nkunku posłał Emil Forsberg, a delikatnie spóźniony Neuer nie zdołał przeciąć podania. Francuski pomocnik z dużym spokojem minął bramkarza i nie spudłował, mając przed sobą tylko pustą bramkę.
Wystarczyło, tylko by Bayern poważnie zagroził gościom, a piłkarze obu drużyn zaprosili nas na kilkunastominutową przejażdżkę rollercoasterem
W 28. minucie Benjamin Pavard w charakterystyczny dla siebie sposób uderzył piłkę z prostego podbicia, ale fenomenalną paradą popisał się Peter Gulacsi. Futbolówka zmierzała w samo okienko, a Węgier końcówkami palców wybił ją na rzut rożny. Był to poważny sygnał ostrzegawczy dla „Byków”. 180 sekund później przyszło zapłacić im za ignorancję. Jamal Musiala zaliczył fantastyczne wejście na murawę. Chwilę wcześniej zmienił kontuzjowanego Javiego Martineza, a już za moment cieszył się ze swojego trzeciego trafienia w tym sezonie. 17-latek mierzonym technicznym uderzeniem z okolic szesnastego metra sprawił, że było już 1:1.
Zanim Lipsk zdążył się otrząsnąć po pierwszym ciosie, już przegrywał. Szybka rozegrana akcja. Lewandowski do Comana. Coman do Muellera. A Niemiec nie ma w zwyczaju marnowania okazji, gdy stanie oko w oko z goalkeeperem. Zapewne wielu kibiców pomyślało sobie – oho, no tak, typowy Bayern. Jak poczuje krew, nie odpuści przeciwnikowi. Jednak monachijczycy chyba zbyt bardzo ucieszyli się po tym trafieniu, bo kilkadziesiąt sekund później Amadou Haidara sprytnie zagrał do Justina Kluiverta, a młody Holender pewnie wykorzystał kreatywne podanie kolegi.
Niesamowity fragment spotkania. Był on emocjonujący jak końcowe minuty netflixowskich seriali. Jak wyścigi konne na Służewcu dla bukmacherów. Jak bogaty wieczór kawalerski zorganizowany przez przyszłego szwagra.
Ogromna dawka dobrej zabawy.
Obrońcy byli dziś czwartej gęstości
Odpowiednia koncentracja stanowiła dziś największy problem dla podopiecznych Hansa Flicka. Już 3 minuty po przerwie ponownie byli zmuszeni gonić wynik. Kolejny raz przysnęło się parze stoperów – Niklas Sule i Jerome Boateng. Pozostawili zupełnie niepilnowanego Emila Forsberga we własnej „szesnastce”. Szwed po udanej centrze Angelino z bliskiej odległości strzelił głową w prawą stronę bramki. Patrząc na to, co wyczyniała dziś obrona Bayernu, wcale nie byłoby dla nas dużym zaskoczeniem, gdyby okazało się, że w bidonach zamiast napoju izotonicznego znajdował się Gluhwein. Notorycznie spóźniona. Rozkojarzona.
RB Lipsk niepotrzebnie cofnął się i czekał na kontratak. Przy tak słabo dysponowanej formacji defensywnej Bawarczyków spokojnie mogli pogrążyć ich. Oddać Bayernowi inicjatywę, to jak chodzić po rozżarzonym węglu i mieć potem do kogoś pretensje, że ma się poparzone stopy. Choć w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że piłkarze z Monachium walą głową w mur, to w 75. minucie Kingsley Coman idealnie dośrodkował w pole karne przeciwnika, a Thomas Mueller najwyżej wyskoczył do główki i nie dał Gulacsiemu żadnych szans na skuteczną interwencję.
Zapowiadał się pasjonujący ostatni kwadrans meczu na szczycie Bundesligi.
Niestety, w końcówce oba zespoły grały już zachowawczo. Widocznie stwierdziły, że podział punktów będzie dziś dla nich satysfakcjonujący. Tym samym Bayern wciąż pozostał na pozycji lidera. U gości ewidentnie zauważalne były trudy środowego starcia z Lidze Mistrzów.
Mimo słabszego finiszu, biorąc pod uwagę całe spotkanie, było to kapitalne widowisko. Fatalna dyspozycja obrońców swoją drogą, ale akcje bramkowe i ich wykończenie stało na najwyższym możliwym poziomie. Bez żadnego cienia wątpliwości należy przyznać, że zobaczyliśmy najlepsze spotkanie w obecnej edycji Bundesligi.
Polak rodak bez błysku geniuszu
Lewandowski zagrał dziś przeciętnie. Zbyt często holował piłkę, nie miał praktycznie żadnych dogodnych sytuacji na powiększenie dorobku goli w lidze. Zaledwie jeden kontakt z piłką w polu karnym Lipska. Trochę został nakryty czapką przez Konate i Upamecano.
Niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że zaliczył bardzo słabe spotkanie. To on szybko rozprowadził akcję na 2:1. Zaabsorbował uwagę obrońców przy trafieniu Muellera na 3:3. Jednak nie był dziś pierwszoplanowym bohaterem. To zdecydowanie.
Bayern 3:3 RB Lipsk
(J. Musiala 30′, T. Mueller 34’, 75’ – C. Nkunku 19’, J. Kluivert 36’, E. Forsberg 48’)
fot. NewsPix.pl