– Największa różnica jest w tabelkach Excela, na boisku prawie żadna. Pod kątem indywidualnym oba zespoły mają podobny potencjał, co nie świadczy dobrze o ekipie Michała Probierza. Tam dużo grosza się marnuje, trzeba to otwarcie powiedzieć. Oczywiście Wisła wcale nie jest lepsza ze swoimi decyzjami, czasami mam wrażenie, jakbym widział rządy naszego ukochanego PiS-u. Decyzja jedna drugą goni i się wyklucza – punktuje Andrzej Iwan, legenda Wisły Kraków, z którym porozmawialiśmy przed derbami. “Ajwen” jak zwykle nie gryzie się w język.
Derby Krakowa jeszcze pana grzeją?
Właśnie nie! Wiadomo, że o mocy tego pojedynku zawsze decydowali kibice, no, powiedzmy, że kibole, ale nie chodzi nawet o pandemię i puste trybuny. Kurczę, naprawdę nigdy nie czułem takiej obojętności. Przyznaję, że zdarza mi się to po raz pierwszy. Jasne, że czekam na mecz i końcowy wynik, ale w swoim zainteresowaniu zauważam spore deficyty. Brak kibiców jeszcze przeboleję, bo ich zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Chodzi tu o poziom prezentowany przez obie drużyny, na ich grę trudno się patrzy, walory estetyczne są właściwie żadne.
Upatrywałby pan tutaj winę w liczbie obcokrajowców?
Ma to swój wpływ. Oj, w moich czasach to były prawdziwe derby Krakowa. Chłopcy z regionu, miasta i pomniejszych miejscowości. Niestety od dawna derby są tylko derbami herbów, nie piłkarzy. Kiedyś mieliśmy coś takiego jak mecz o Tarczę Krakowa, mecz rozgrywany w styczniu przy pełnej publiczności, na trybunach setki rodzin i znajomi piłkarzy. To była zupełnie inna otoczka. W takim Manchesterze ludzie są już przyzwyczajeni, że dochodzi do derbów tylko z nazwy, czynnik ludzki schodzi na dalszy plan, kluczowe znaczenie mają ogromne pieniądze. Tam panuje inny wymiar, tam muszą grać najlepsi zawodnicy ze wszystkich stron świata, natomiast u nas nie jest to do końca zrozumiałe. Swego czasu krakowska piłka była wzorem dla całej Polski, wychowywali się tutaj świetni piłkarze. Dzięki temu Wisła potrafiła rywalizować z drużynami o dwie klasy lepszymi, mecze były bardzo wyrównane. To trochę zamarło, a moim zdaniem wcale nie musi tak być.
Naprzeciwko wzorcom dawnej, krakowskiej piłki stoi filozofia, jaką przyjęła Cracovia z Michałem Probierzem na czele.
W jakiś sposób trzeba drużynę budować, choć swego czasu sam Michał mówił, że przy tak wątpliwych opcjach zagranicznych i większym ryzyku lepiej będzie sięgać do własnego podwórka. Tutaj szukać dobrych chłopaków, penetrować rynek, a nie liczyć na piłkarzy z zagranicy, z których dzisiaj trudno wyróżnić kogoś, kto mógłby nadawać ton całej drużynie. Mam wrażenie, że dopiero się przekonamy, gdzie taka polityka zaprowadzi Cracovię. Teraz zaczęli sezon z karą -5 punktów, swoją drogą śmiesznie niską, ale okej, wydźwignęli się z tego. Są przed Wisłą, to można im oddać, natomiast sama Wisła nie wykorzystuje pełni swojego potencjału. Dziwi mnie to i uważam, że układ tabeli wcale nie musi wyglądać tak, jak widzimy go obecnie.
W takim razie bliżej panu opinii, że decyzja o zwolnieniu Artura Skowronka była właściwa?
Osobiście byłem zwolennikiem zatrudnienia trenera Skowronka. Uważałem go za zdolnego szkoleniowca, obserwowałem jego pracę przez dłuższy okres. Wydawało mi się, że do Wisły będzie pasował jak ulał. W ostatnim czasie miałem jednak wątpliwości, dziwiły mnie pewne decyzje personalne. Tak samo nie rozumiałem ugięcia się pod presją Kuby, który chciał zmienić trenera od przygotowania fizycznego. Teraz widzimy tego efekty, Wisła słabo prezentuje się fizycznie. Nie ma takiego zaangażowania, możliwości kondycyjne wyglądają na gorsze. Mówiąc wprost, piłkarze źle wyglądają.
Wspomniał pan o Kubie. Czy jego pozycja w klubie nie jest rzeczą niebezpieczną?
Duża część ludzi zarządzających klubem była przeciwko zatrudnieniu Artura Skowronka. To była autonomiczna decyzja Kuby, co już wtedy mogło być pewnym sygnałem ostrzegawczym. Teraz Kuba musi zadbać o lepsze rezultaty, nie da się ukryć, że jest bardzo obciążony. Mam wątpliwości, czy on do końca rozumie swoją rolę. Kiedy wracał do Wisły, wszyscy się ekscytowali, ale ludzie kochani! Kuba mógł i nadal może czasami pomóc, lecz na pewno nie jest osobą, która popchnie Wisłę do przodu. Nie ma takiej możliwości, to zgrana płyta.
Czyli Kuba powinien usunąć się z szatni i przejść do biura.
Gdyby Kuba miał papiery trenerskie, wyobrażałbym sobie, że on przejmuje stery. Nie wiem tylko, czy taka droga go interesuje, choć osobiście widzę go w takiej roli w przyszłości. Zresztą, te wszystkie papiery i licencje to fikcja, to napędzanie kasy PZPN-owi. Skoro kluby mają swoich właścicieli, każdy powinien zatrudniać kogo chce. Szkoleniowiec z papierami nie zawsze oznacza poprawę kwestii sportowych, trochę się o tym zapomina. Przez lata widzimy ślizgających się trenerów, którzy zostają na karuzeli, dopóki nie odepniesz im łańcucha. Wracając do Wisły, ona jest w takiej sytuacji, że każdego ruchu wyczekuje się z dużą nadzieją. Niestety w ostatnim czasie pojawia się więcej niewypałów, nie jest za ciekawie.
Kibice nie oczekują zbyt wiele?
Niestety kibicowi trudno pewne rzeczy wytłumaczyć. Oni żyją tradycją, wielu z nich pamięta erę prezesa Cupiała, partycypuje w pomocy dla klubu, chce mieć wpływ na rozwój wydarzeń. Nikt nie patrzy na budżet i możliwości, u nas tego nie ma. Brakuje trzeźwego spojrzenia, co swoją drogą w niezdrowy sposób napędzają działacze klubów. Niech pan zrobi ankietę wśród prezesów na początku sezonu, okaże się, ilu z nich zadeklaruje walkę o utrzymanie. Zapewniam, że żaden. Poza tym dobrzy piłkarze kosztują teraz krocie, dlatego wolimy ściągać tanich zawodników albo takich za darmo. Gustujemy w szrocie, zamiast poczekać i poszukać lepszych rozwiązań. Często idziemy w ilość, nie jakość. Ani to nie podnosi poziomu ligi, ani nie daje żadnej nadziei na przyszłość.
Niektórzy mają dobrych piłkarzy pod nosem, ale wolą z nich zrezygnować. Cracovia, Mateusz Wdowiak – jaka jest pana opinia na ten temat?
Powiem wprost: dziwię się, że taki chłopak zatrudnił sobie agenta. Jest wychowankiem Cracovii, zna język, ma wyrobione nazwisko. Ludzie kochani, po co ci agent?! Żeby psuł wszystko? Jestem przekonany na 100%, że gdyby nie agent Mateusza, oni by się bardzo szybko dogadali. Czasami nie dziwię się klubom, ba, ja je wręcz szanuję, że gonią firmy menadżerskie, które żądają sobie niebotycznych prowizji. Szkoda, że tak mało jest piłkarzy samodzielnie myślących. Rozumiem, że idzie się wtedy w nieznane, nikt nie robi czegoś za ciebie, ale moim zdaniem łatwiej jest samemu dojść do porozumienia z klubem, niż zrzucić pełną odpowiedzialność za swoją przyszłość na barki agenta. Agenta, który czasami chce zarobić więcej niż piłkarz.
Gdzie widzi pan największe różnice między Wisłą a Cracovią?
Na pewno widzę różnicę przynajmniej kilku miejsc w tabeli na koniec sezonu. Choćby ze względu na fakt, że Cracovia ma wszystko, czego potrzebuje dobry polski klub. Wisła nie ma takich możliwości, nie może liczyć na luz finansowy. Gdyby miała bogatego inwestora, sytuacja zapewne byłaby inna, jestem pewien, że wtedy Wisła mogłaby dotrzymać kroku Cracovii. Największa różnica jest w tabelkach Excela, na boisku prawie żadna. Pod kątem indywidualnym oba zespoły mają podobny potencjał, co nie świadczy dobrze o ekipie Michała Probierza. Tam dużo grosza się marnuje, trzeba to otwarcie powiedzieć.
Oczywiście Wisła wcale nie jest lepsza ze swoimi decyzjami, czasami mam wrażenie, jakbym widział rządy naszego ukochanego PiS-u, decyzja jedna drugą goni i się wyklucza. Normalnie czeski film. Żaden z szanujących się polskich trenerów z bogatszym CV nie skusi się na pracę w takim miejscu. Zbyt dobrze zna sytuację, tu jest problem. Wczoraj rozmawiałem z Janem Urbanem, który mi powiedział, że wcale nie wykluczałby zajęcia się Wisłą, ale nawet nie dostał telefonu. Przyznam, że to mnie trochę zdziwiło, nikt go najwidoczniej nie rozważał. Wiem, że łatwiej jest zbajerować jakiegoś Niemca z zachodniej szkoły trenerskiej, żeby zaspokoić kibiców, wiadomo, tu świeża krew, tam świeże spojrzenie i tak dalej, jednak na dłuższą metę mam co do tego wątpliwości.
Rozmawiał KAMIL WARZOCHA