Reklama

Węgierski spacerek Barcelony. 3:0 i na lotnisko

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2020, 23:50 • 4 min czytania 7 komentarzy

Siergiej Rebrow nie uważa, by najlepszą obroną był atak. Szkoleniowiec Ferencvarosu przeciwko Barcelonie, która wystąpiła dziś w eksperymentalnym składzie, postanowił ustawić zespół ultradefensywnie. Pięciu obrońców, maksymalnie zagęszczony środek pola miało być receptą na uniknięcie porażki z utytułowanym rywalem. Na zespole z Katalonii nie zrobiło to żadnego wrażenia. Błyskawicznie skarcili asekuranctwo i brak odwagi ze strony gospodarzy. Wystarczyło im pół godziny gry, by móc już spokojnie kontrolować mecz i minimalnym nakładem sił doczekać się końca spotkania. Ostatecznie Barca na dużym luzie zwyciężyła 3:0, a „Fradi” uniknęli kompromitacji tylko i wyłącznie dzięki nieskuteczności Katalończyków.

Węgierski spacerek Barcelony. 3:0 i na lotnisko

Na mocy decyzji Rolanda Koemana do Budapesztu nie wybrali się między innymi Leo Messi czy Phillippe Coutinho. Blaugrana już w zeszłym tygodniu zapewniła sobie awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. W teorii idealna okazja dla węgierskiej drużyny, aby zapisać kolejną piękną kartę w historii klubu. Nawet zdobycie punktu stanowiłoby dla „Fradich” sukces. Fani madziarskiej ekipy na pewno mogą żałować, że ich ulubieńcy nie zdobyli się na odrobinę szaleństwa. Zamiast gry bez kalkulacji, była dziurawa obrona, a goście w bocznych strefach boiska wręcz ośmieszali defensorów z Budapesztu. Dla polskiego kibica to dość znany scenariusz, jeśli chodzi o potyczki naszych drużyn w europejskich pucharach. Najpierw maksymalna napinka. Wślizg, wślizg, wślizg. A potem brutalne sprowadzenie na ziemie przez silniejszego rywala.

Barca postanowiła szybko załatwić sprawę

Taktyka obrana przez Rebrowa może i była w jakiś stopniu uzasadniona. Za mocno odkryć się przed Barceloną, to jak zabawa z karnistrem pełnym benzyny i zapałkami. Tylko że plan postawienia autokaru we własnym polu karnym sprawdza się pod warunkiem, że nie straci się bramki już po kwadransie.

No i 14. minucie „sprawa się rypła”. Jordi Alba z Ousmana Dembele szybkimi podaniami rozklepali głęboko cofnięte zasieki Frencvarosu.  Hiszpański boczny obrońca płasko zacentrował w pole karne gospodarzy, a Antoine Griezmann ekwilibrystycznym zagraniem piętą pokonał bramkarza – Denesa Dibusza. 6 minut później gospodarze przegrywali już 0:2. Powiedzieć, że ich prawa obrona nie funkcjonowała dziś, jak należy, to nie powiedzieć nic. Dembele swobodnie minął Endre Botke i po ziemi zaadresował futbolówkę do Martina Braithwaita, który na wślizgu wpakował ją do bramki. W 28. minucie Abraham Frimpong faulując we własnej „szesnastce” napastnika katalońskiej drużyny, pozbawił kolegów nadziei na to, że uda się im w jakikolwiek sposób powalczyć z utytułowanym rywalem.  Aleksiej Kublakov wskazał na „wapno”, a rzut karny pewnie wykorzystał Ousmana Dembele. W tym momencie było już pozamiatane.

Jeśli chodzi o pierwszą część rywalizacji, „Fradi” i tak mogą mówić o dużym szczęściu. Gdyby tylko Braithwaite miał lepiej nastwiony celownik, to sądzimy, że pod wpływem złości, na niektórych ulicach Budapesztu wylądowałoby wiele telewizorów. Na dobrą sprawę do przerwy powinno być już 5:0 lub 6:0 dla Barcy. Gdyby tak się stało, madziarskie sklepy z elektroniką jutro zdecydowanie zwiększyłyby obroty.

Reklama

Druga połowa po prostu się odbyła

Podopieczni Rolanda Koemana po przerwie spuścili z tonu. Nie chcieli ryzykować kontuzji. Z kolei Węgrzy w końcu zagrali odważniej i nawet kilka razy przeprowadzili groźnie zapowiadające się akcję. Raz nawet Neto musiał ofiarnie interweniować, po tym, jak Gergo Loverncsics dokładnie dośrodkował piłkę wprost na głowę Roko Baturiny. Barcelona z kolei mogła pogrążyć rywali, lecz koncertowo marnowała kontrataki. Najpierw Fransisco Trinaco nie trafił z kilku metrów w bramkę, a Dembele, zamiast powiększyć swój dorobek bramkowy i zapakować piłkę pod ladę, nagle postanowił zostać altruistą. W dogodnej sytuacji nieudolnie podał Rickiemu Puiqowi.

W drugiej połowie bramek nie ujrzeliśmy. Dla gości i tak był to mecz o pietruszkę. Neutralny widz może czuć trochę niedosytu. Gdyby Ferencvaros bardziej umiejętnie znalazł proporcję między defensywą i ofensywą, być może byłoby więcej emocji. Dla kibiców Blaugrany dzisiejszy wieczór stanowił idealną okazję, by ujrzeć kilku zawodników, którzy nie odgrywają znaczącej roli w zespole. Jeżeli Miralem Pjanić i Fransisco Trinaco mieli dziś pokazać, że zasługują na więcej minut w przyszłości, to była to zdecydowanie nieudolna próba.

*

A jak wypadły „ekstraklasowe akcenty”? Lasha Dvali wprawdzie nie zrobił żadnego „wielbłąda”, lecz w pewnym stopniu opowiada za stratę pierwszych dwóch goli. Griezmann i Braithwaite mieli w tych sytuacjach, tyle wolnej przestrzeni, że mogli jeszcze zrobić fikołka do przodu. Grego Lovrencsics wszedł na boisko w 64. minucie i odrobinę rozruszał ofensywę gospodarzy. Adnan Kovacević nie podniósł się dziś z ławki rezerwowych.

Ferencvaros – Barcelona 0:3 (0:3)

Griezmann 14, Braithwaite 20, Dembele 28 (karny)

Fot. Newspix

Reklama

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...