Reklama

Typowy Śląsk na wyjeździe? Nie, bo zwycięski

redakcja

Autor:redakcja

28 listopada 2020, 20:09 • 2 min czytania 3 komentarze

Śląsk Wrocław i mecz wyjazdowy – to nie brzmi jak idealny plan na sobotnie popołudnie. W zasadzie nie brzmi to jak dobry pomysł na spędzenie czasu niezależnie od terminu spotkania i okoliczności, bo ekipa Vitezslava Lavicki w delegacjach sobie po prostu nie radzi. I stawiamy dolary przeciwko orzechom, że nie poradziłaby sobie również dzisiaj gdyby nie fakt, że Podbeskidzie Bielsko-Biała większość roboty odwaliło za swoich gości. 

Typowy Śląsk na wyjeździe? Nie, bo zwycięski

Nie przesadzamy. Śląsk wygrał dwa do jaja, czyli dość bezpiecznie, ale patrząc na sam przebieg meczu, nie jest to wynik zasłużony. Szczególnie w pierwszej połowie beniaminek był ekipą lepszą, beniaminkowi zależało, by umilić nam czas i przy okazji zdobyć jakiejś punkty (albo odwrotnie). Sęk w tym, że same chęci, które są poparte przyzwoitą grą to często za mało, bo piłka jest już tak urządzona, że jeszcze trzeba strzelać bramki i najlepiej ich nie tracić, szczególnie w głupi sposób.

Te dwa kryteria nie zostały spełnione.

Zacznijmy od drugiego. Śląsk błyskawicznie wyszedł na prowadzenie, ale nie dzięki swojej dobrej grze, tylko za sprawą fatalnych błędów Danielaka. Prawy obrońca Podbeskidzia najpierw podał piłkę do Exposito, a później przepuścił pomiędzy nogami jego dogranie do Picha. Fatalne zachowanie. O podejściu gości do tego spotkania najlepiej świadczy fakt, że przez resztę pierwszej połowy oddali tylko jeden strzał. Przynajmniej według części statystyków, bo niektórzy z nich uznali, iż Exposito próbował jednak dogrywać – takie to było uderzenie. Drugi gol wbity w 66. minucie to też efekt wpadki gospodarzy – tym razem to Gach wyłożył piłkę Zylli. W przypadku wrocławian Mikołaj pojawił się w tym roku wyjątkowo wcześnie i był bardzo hojny.

A Podbeskidzie, jak już wspomnieliśmy, cisnęło. Zwróćcie zresztą uwagę na posiadanie piłki. 69% do 31% na rzecz gospodarzy. W meczu beniaminka z kandydatem do gry w pucharach! I z tego posiadania wynikały też groźne okazje strzeleckie, tylko co z tego, skoro:

Reklama

– Sitek z czterech metrów strzelił nad bramką,
– Rzuchowski z dwóch też nie trafił w prostokąt (choć jemu sprawę mocno utrudnił Putnocky),
– Sierpina sieknął w poprzeczkę,
– strzał Rzuchowskiego z dalszej odległości efektownie obronił bramkarz rywali,
– Ivan Martin…

W sumie nie wiemy, co zrobił Ivan Martin, ale jest to idealne podsumowanie starań Podbeskidzia, więc musicie to zobaczyć.

Tym samym Podbeskidzie dało się wyprzedzić w tabeli Stali Mielec, przejmując tytuł najgorszego beniaminka. Jeśli jutro punkt z Warszawy wywiezie Piast, bielszczanie osuną się na ostatnią lokatę. Mimo wszystko dość niespodziewany scenariusz.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...