Reklama

Dzień remisów w I lidze. Odra i Górnik raczej nie narzekają

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2020, 15:18 • 3 min czytania 1 komentarz

Coś czujemy, że dziś na konferencji prasowej w Opolu padnie trenerski klasyk: to były dwie zupełnie inne połowy. Zarówno Dietmar Brehmer, jak i Kamil Kiereś się w takim osądzie nie pomylą. W meczu dwóch rewelacji startu sezonu pierwszej ligi padł remis. I jeśli obaj trenerzy podadzą sobie ręce i uznają, że był to wynik sprawiedliwy, to także trzeba będzie przyznać im racje.

Dzień remisów w I lidze. Odra i Górnik raczej nie narzekają

W zasadzie spotkanie w Opolu trochę nas zaskoczyło. Tak Odra, jak i Górnik, swoją pozycję w tabeli budowały głównie dzięki defensywie. A dziś jedni i drudzy wpadli chyba na pomysł podejścia rywala sposobem, zakładając, że ten nie spodziewa się ofensywy. Dzięki temu obejrzeliśmy całkiem niezły mecz – wysokie tempo, akcja za akcję, praktycznie bez przerw na typowe, piłkarskie szachy.

Lepiej zaczął Górnik

Ok, ale słowo się rzekło – o co chodzi z tymi dwiema różnymi połowami? W pierwszej w piłkę grał w zasadzie tylko Górnik. Oczywiście nie mogło się obejść bez jakiejś wrzutki ze stojącej piłki, więc jeśli ktoś grał w bingo ekipy Kamila Kieresia, musiał być zadowolony. Siódma minuta gry, Paweł Baranowski strzela po centrze Bartłomieja Kalinkowskiego (Baranowski strzela głową – też odhaczone), a Kacper Rosa ledwo, ale jednak zbija ten strzał na słupek.

Niezły początek.

Odra nie za bardzo miała pomysł na rewanż. Jej próby były raczej kiepskie i ograniczały się do szukania podaniami Arkadiusza Piecha – nieskutecznie – lub uderzeń Konrada Nowaka. Za to wspomniany już Kalinkowski stwierdził chyba, że przyda się trochę polotu. Były pomocnik ŁKS-u puścił piłkę takim korytarzem, jakby nazywał się Anders Iniesta i już wiadomo było, że z tej akcji coś musi się urodzić. Tak też było. Paweł Wojciechowski z pola karnego dograł górą na nos Serhija Krykuna, a ten z bliska władował piłkę do siatki.

Reklama

Górnik Łęczna zdobył gola po główce. Kolejna odhaczona rzecz do naszego bingo.

Lepiej skończyła Odra

O ile po meczu obydwaj trenerzy mogą mówić o dwóch zupełnie innych połowach, tak w przerwie musiało paść kilka męskich słów w szatni. A przynajmniej w szatni Odry, bo to gospodarze przejęli inicjatywę. Znów aktywny był Konrad Nowak, który trzasnął głową tuż nad bramką. Zresztą później Nowak miał jeszcze lepszą okazję do zdobycia gola. Tak się jakoś złożyło, że Miłosz Trojak zamiast trafić w bramkę, trafił prosto w niego. I tak się jakoś złożyło, że dzięki temu Nowak stanął oko w oko z Maciejem Gostomskim. Niestety dla piłkarza Odry ten pojedynek okazał się przegrany, więc ten dzień na pewno nie był dla niego udany.

Tak jak i dla Pawła Sasina, który pechowo przysłużył się do zdobycia wyrównującego gola przez Odrę. Trochę farfoclowata wrzutka z narożnika boiska leciała na bliższy słupek, Sasin strącił ją głową i przedłużył zagranie idealnie na nos Łukasza Winiarczyka. Pewny gol, 1:1 i wracamy do gry.

Wracamy, albo i nie, bo w tym meczu wiele więcej się w zasadzie nie wydarzyło. Górnik nie oddał w drugiej połowie ani jednego celnego strzału, Odra kilka razy w wielki prostokąt na końcu boiska trafiła, jednak nie na tyle precyzyjnie, żeby zaskoczyć Gostomskiego. Dlatego punkt na koncie każdej z drużyn wygląda sprawiedliwie. Zresztą co tu wybrzydzać, że nie udało się wykorzystać potknięcia ŁKS-u? Wiadomo, że obydwa zespoły o awansie raczej nie myślą – a na pewno nie z dwóch pierwszych miejsce – a tak przynajmniej udało się zachować kontakt z czołówką.

Odra Opole – Górnik Łęczna 1:1

Winiarczyk 54′ – Krykun 21′

W pozostałych meczach

Sandecja – Radomiak 1:1

Reklama

ŁKS Łódź – Puszcza Niepołomice 4:4

Fot. Newspix

Najnowsze

EURO 2024

Jedenastka nieobecnych na Euro 2024 – po jednym z każdego kraju

AbsurDB
0
Jedenastka nieobecnych na Euro 2024 – po jednym z każdego kraju
Niemcy

Honess: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Szymon Piórek
1
Honess: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Komentarze

1 komentarz

Loading...