Reklama

Polska legenda, islandzkie wzorce i brak pieniędzy, czyli sukces Wysp Owczych

redakcja

Autor:redakcja

18 listopada 2020, 18:10 • 8 min czytania 5 komentarzy

Niepokonani w sześciu ostatnich meczach o punkty. Pierwsze miejsce w swojej grupie Ligi Narodów i awans do lepszej ligi. Bilans bramek 8:4. Wszystko to dziełem reprezentacji kraju, który liczy 50 tysięcy osób. Reprezentacji kraju, w którym większość piłkarzy nie jest profesjonalistami. Wyspy Owcze przeżywają najlepszy okres w swojej historii.

Polska legenda, islandzkie wzorce i brak pieniędzy, czyli sukces Wysp Owczych

Farerzy nie sięgnęli po awans w sposób przypadkowy. Odstawili Andorę, Maltę i Łotwę, z którą przecież nawet reprezentacja Polski miała pewne problemy. W żadnym ze spotkań bieżącej edycji Ligi Narodów nie schodzili z boiska na tarczy, prezentując futbol na miarę swoich możliwości. Wyspy Owcze robią wszystko, by zerwać z łatką chłopców do bicia lub kwiatków u kożucha wśród reprezentacji starających się o awans do wielkich turniejów.

Wychodzi im nieźle, wszak wreszcie są w stanie konkurować z drużynami, które kiedyś lały ich po głowie bez większego trudu. Wszystko jest jednak efektem ciężkiej pracy dziesiątek pasjonatów, którzy zajmują się szkoleniem na Wyspach Owczych. Jedną z osób, która przykłada rękę do rozwoju farerskiej piłki, jest Łukasz Cieślewicz.

Polak trafił do Tórshavn w 2011 i już tam został. W tym czasie stał się legendą tamtejszego futbolu i prawdopodobnie najlepszym obcokrajowcem w historii ligi. Rozegrał grubo ponad 200 meczów, zdobył trzy tytuły mistrzowskie oraz – jako jeden z nielicznych – mógł cieszyć się statusem profesjonalisty. Jednakże 33-latek nie zamierzał siedzieć na tyłku i po kilku nieudanych powrotach do kraju, zaczął dokładać sobie kolejnych zajęć. Jednym z nich stała się praca z farerską młodzieżą.

Myślenie

Cieślewicz nie ma najmniejszych wątpliwości, że piłka w jego drugim domu poczyniła ogromne postępy. Poza sukcesami reprezentacji, awans do Ligi Europy nieomal wywalczyło Klaksvik, które do końca biło się z Dundalk. Pamiętamy też aż za dobrze, że ich młodzieżówka w poprzednich eliminacjach dwa razy zremisowała z kadrą Czesława Michniewicza. W tych obecnych wygrała z Izraelem czy Czarnogórą. Wcześniej takie rzeczy były nie pomyślenia nie do pomyślenia. Jeśli chodzi o kluby, skalpowali ich nie tylko Belgowie, Szwedzi, Grecy i Rumuni, lecz także Estończycy, Łotysze, Gruzini, a nawet zespoły z Malty. Porażka stała się słowem zbyt często używanym w historii farerskiej piłki. Ale już wystarczy.

Reklama

Przegrywanie nigdy nie weszło wyspiarzom w krew. Chcieli osiągać lepsze wyniki, mieć poczucie, że są w stanie rywalizować z piłką w krajach podobnych do nich – malutkich, gdzie futbol nie jest finansowany przy udziale dużych nakładów.

Chociaż do odtrąbienia sukcesu nadal jeszcze daleka droga, wszak żaden klub nie dostał się do europejskich pucharów, a reprezentacja ma za sobą „jedynie” zwycięstwa z Andorą czy Maltą, to Farerzy są na dobrej drodze. Udało się w dużej mierze dzięki zmianie myślenia.

– Gdy przenosiłem się do Tórshavn, widziałem, że traktują to jako rozrywkę, zabawę, ale nic poważnego. Trudno było mówić o jakimś profesjonalizmie, brali to wszystko z przymrużeniem oka. Zmiana tego podejścia trochę zajęła, ale około 2015 zacząłem dostrzegać poprawę. Zawodnicy bardziej przykładali się do treningów, zaczęli stosować się do jadłospisów, więcej siedzieli na siłowni. Konieczne było zmienienie podejścia, bo olewczy stosunek nigdzie by ich nie zaprowadził. Na szczęście się go pozbyli – mówi Łukasz Cieślewicz.

Patrzenie

Oczywiście sam mental nie sprawiłby, że zawodnicy, którzy dotychczas regularnie dostawali łupnia, nagle nauczyliby się stawiać wymagania Andorczykom, Łotyszom, a nawet Grekom, których Farerzy pokonali w ostatnim spotkaniu rozgrywanym w ramach eliminacji do Euro 2016 2:1. Potrzeba było szkolenia i zaciśnięcia zębów, bo warunki są cokolwiek niesprzyjające.

– Nie możemy liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony rządu. Wszystko rozstrzyga się między federacją a klubami – państwo bezpośrednio nie daje nic na rozwój piłki. A mogliby, gdyby tylko chcieli. W takiej sytuacji wszystko pozostaje na głowie ligi i zarządzającego nią organu. To dzięki nim trenerzy dostają pieniądze na szkolenia, co automatycznie podnosi jakość treningów. Treningów, które często są przeprowadzane w niesprzyjających warunkach. Na Wyspach bardzo szybko robi się ciemno, przez większość miesięcy ciągle pada i wieje, a temperatura nie przekracza 10 stopni. A jednak cały czas trenujemy na naturalnym boisku, bo schowanego pod balonem jeszcze się nie doczekaliśmy – podkreśla Cieślewicz.

Niewielkie możliwości finansowe, skromne bazy treningowe, historia, w której trudno mówić o paśmie sukcesów. W takiej sytuacji trudno wzorować się na skandynawskich państwach pokroju Szwecji i Danii, wszak ich warunki są zupełnie inne. Na szczęście dla Farerów istnieje Islandia, o czym opowiada nasz rozmówca.

Reklama

– Gdy zaczynałem swoją przygodę na Wyspach, w oczy rzucało się słabe przygotowanie fizyczne. Pod tym kątem zawodnicy bardzo odstawali od poziomu, który spotkałem na wcześniejszych etapach kariery. Trudno było ich przekonać do zmian, ale w końcu sukcesy zaczęła odnosić Islandia. Stała się ona symbolem małego państwa, które mając bardzo ograniczone możliwości, jest w stanie pojechać na wielką imprezę, a nawet ograć na niej Anglików. Ich praca stała się dla Farerów inspiracją. Zaczęliśmy w szkoleniu zwracać uwagę przede wszystkim na aspekt fizyczny, patrząc także na sposób gry reprezentacji Strákarnir okkar. Wyspy Owcze zaczęły konstruować akcje w podobny sposób – bez technicznych fajerwerków, ale odpowiedzialnie, przede wszystkim pod względem defensywnym. Skupieni od samego początku na jednym celu, konsekwentnie do niego dążący przez 90 minut.

Farerzy zdołali zatem znaleźć swoją drogę, wskazaną przez nieco słynniejszych, ale niekoniecznie znacznie zamożniejszych kolegów. Trzymać się tej drogi będą bardzo ściśle, wszak sukces w Lidze D to zaledwie początek. Niebawem przyjdzie pora na to, by mierzyć się ze reprezentacjami silniejszymi od Łotwy, Andory czy Malty, co do których Cieślewicz nie ma wątpliwości, że mocniejsze od wyspiarzy po prostu nie są.

Liga C to już zupełnie inna sprawa i trudno ferować wyroki, jak zakończy się przygoda w kolejnej edycji Ligi Narodów. Póki co wypada zachować umiarkowany optymizm i przyglądać się stopniowemu rozwojowi. Rozwojowi, który uzależniony jest w dużej mierze od czynnika, który w opinii wielu szkodzi poziomowi polskiej piłki klubowej.

Uciekanie

Farerzy chcą, by młodzi zawodnicy opuszczali Wyspy Owcze bardzo szybko. Prędko, prędzej. Jak najszybciej.

– Jesteśmy świadomi ograniczeń i tego, że na pewien poziom nie wskoczymy, przynajmniej w ciągu najbliższych kilku lat. Jasne, wszystko się rozwija, trenerzy są bardziej odpowiedzialni, treningi stają się urozmaicone, dzieci nie są w końcu szkolone przez rodziców, a także produkujemy coraz lepszych technicznie zawodników, ale to nadal zbyt mało. Poprzeczki zawieszonej przez Szwedów czy Duńczyków nie przeskoczymy z wielu względów, przede wszystkim finansowych. Dlatego ważne jest, aby młodzi zawodnicy, u których dostrzeżemy talent, szybko opuszczali Wyspy Owcze i kierowali się do skandynawskich krajów. Skorzysta na tym przede wszystkim reprezentacja, ale także cała liga, bo nawet jeśli im nie wyjdzie i wrócą, to zobaczą i sprawdzą się na poziomie szkolenia, o którym u nas można póki co pomarzyć. Jeśli 14, 15-letni Farer jest uzdolniony, powinien dla swojego dobra rozważyć wyjazd – twierdzi były zawodnik B36 Tórshavn.

Taka szkoła życia może mieć zbawienne skutki w przyszłości. Obecna reprezentacja kiełkuje, ale nadal jej większość stanowią zawodnicy pochodzący z rozwijającej się, jednak wciąż słabiutkiej ligi. Na mecz z Maltą w Lidze Narodów wybiegło aż sześciu zawodników z ichniejszej Premier League. Szybkie wyjazdy młodych zawodników mogą poskutkować tym, że kadra przepełniona będzie piłkarzami z ligi szwedzkiej, norweskiej lub duńskiej, a to już zupełnie inny poziom.

Jednakże takie zachęcanie zawodników do opuszczenia Wysp Owczych niesie ze sobą rozwiązanie jeszcze jednego problemu. Tym razem jest on na tyle duży, że właściwie uchodzi za główny mankament farerskiej piłki.

Cieślewicz: – Uważam, że tutejsza młodzież ma za łatwo. Ma to związek z kulturą, społeczeństwem, a przede wszystkim wychowaniem – są trzymani pod kloszem. Blisko do każdego, każdy pomocny, ale ma to swoje minusy przejawiające się w tym, że nie potrafią walczyć o swoje marzenia. Nawet jeśli któryś wyjedzie, to przy pierwszym potknięciu wraca na Wyspy, bo tutaj jest tak dobrze, nikomu się nie spieszy. No jasne, że jest, ale w taki sposób nie da się osiągnąć sukcesu. Ta opieszałość Farerów i ich południowo-europejskie podejście potrafi zdenerwować bardzo często, niemalże na wszystkich etapach życia, bo chociaż nikt nie strąbi cię na jednym z czterech sygnalizatorów świetlnych, to gdy zamówisz ekipę do malowania domu i ustawisz cały dzień pod nich, to oni i tak przyjadą spóźnieni kilka godzin. Nikt w tym nie widzi problemu, ale taka postawa pokutuje także w innych aspektach.

***

Wyspy Owcze bez wątpienia przechodzą jeden z lepszych okresów w historii swojego futbolu reprezentacyjnego. Wreszcie weszli na poziom, na którym mogą konkurować z przynajmniej kilkoma reprezentacjami, a każdy sukces staje się przyczynkiem do większej popularności futbolu. Łukasz Cieślewicz przyznaje, że brał udział w meczach, w których na stadionie zasiadało nawet… 10% całej farerskiej populacji. A wszyscy wiemy, że siłą napędzającą nieomal każdego sportowca jest uznanie płynące ze strony zwykłych ludzi.

Wydaje się, że tym razem nikt nie ma zamiaru osiadać na laurach. Farerzy zdają sobie sprawę, że dopiero raczkują, podczas gdy inni chodzą lub nawet biegają. Przed wyspiarskim futbolem jeszcze długa, a w dodatku wyboista droga, lecz nie można im odmówić ambicji. Być może w połączeniu z coraz lepszym szkoleniem i zwyczajnym szczęściem, doprowadzi ona do niemalże bajkowej historii, zakończonej piłkarskim happy-endem.

JAN PIEKUTOWSKI

Najnowsze

1 liga

Piłkarz Motoru: Dzięki współpracy z trenerem Feio jestem lepszym zawodnikiem i człowiekiem

Bartosz Lodko
2
Piłkarz Motoru: Dzięki współpracy z trenerem Feio jestem lepszym zawodnikiem i człowiekiem

Komentarze

5 komentarzy

Loading...