Reklama

Sztuka wychodzenia z piwnicy. Historia Georginio Wijnalduma

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

18 listopada 2020, 16:54 • 17 min czytania 9 komentarzy

Wychowywał się w najpaskudniejszej dzielnicy Holandii. Zdarzało się, że piłkę kopał w piwnicach, wśród igieł i prezerwatyw, prostytutek i alfonsów, dilerów i klientów. Babcia pokazała mu piłkę nożną, bo nie chciała, żeby złamał sobie kręgosłup podczas robienia salt w marzeniu o byciu wielkim gimnastykiem. Pokochał futbol. Zawsze chciał grać w środku pola. Został najmłodszym piłkarzem w historii Feyenoordu, który zadebiutował w Eredivisie. Zabłysnął na mundialu. Dojrzał w PSV. Zmienił się w Anglii. Uczestniczył w pięknej historii wzrastania Liverpoolu. Według Juergena Kloppa jest pomocnikiem idealnym. W dziesięć lat z nieodpowiedzialnego i nieszablonowego pomocnika stał się pomocnikiem do bólu zadaniowym i pragmatycznym. Oto historia gwiazdy reprezntacji Holandii, Georginio Wijnalduma.

Sztuka wychodzenia z piwnicy. Historia Georginio Wijnalduma

I

Tosty z syropem i tolerowanie przestępstw
Od świtu do zmierzchu, od zmierzchu do świtu

Kendrick Lamar – Humble*

Paskudne musiało być to miejsce. Schiemond w Rotterdamie. Według instytutu Verwey-Jonker najgorsza dzielnica w Holandii. Wszechobecna bieda. Szarość. Brud. Mieszkania socjalne. Margines społeczny. Mnóstwo nędzarzy, złodziejaszków, żuli, bezdomnych, prostytutek, ćpunów, alkoholików, a wśród tego zwykli ludzie. Wszyscy z jednym celem – przetrwać. Ale wcale niekoniecznie się wyrwać.

Georginio Wijnaldum wychowywał się tutaj z babcią. Jego rodzice, oboje pochodzenia surinamskiego, rozwiedli się tak szybko, jak się pobrali. Błąd młodości. Łączyła ich tylko ojczyzna i emigracja. Nic więcej. Spłodzili dzieci, ale tylko na tyle wystarczyło im miłości. Ojciec odszedł, zostawiając rodzinę samą sobie. Matka też niespecjalnie dbała o swoje dzieci. Schiemond się jej nie podobało, ciągnęło ją do Amsterdamu, do lepszych prac, do lepszego świata, do większych pieniędzy. Kiedy tylko mogła, wyjechała. Georginio został. Ponoć sam też tak chciał, ale co mógł mieć do powiedzenia, kiedy miał pięć lat?

Reklama

Pewnie nic.

POLSKA WYGRA Z HOLANDIĄ – KURS 4.00 W TOTALBET

Inna sprawa, że tutaj miał wszystkich braci, kumpli, ziomali.

Rósł i tworzył swoją tożsamość na dwóch równoległych poziomach – dom i babcia, ulica i jej prawa.

Babcia bardzo o niego dbała. Długo odprowadzała go do szkoły, żeby nie wpadł w sidła lokalnych dilerów i rzezimieszków, którzy raz po raz nagabywali dzieciaki do pomocy w szemranych interesach. Uczyła go kindersztuby, posłuszności, asertywności. Martwiła się o niego w matczyny sposób. Kiedy, jako mały chłopiec, marzył o byciu zawodowym gimnastykiem i przy każdej możliwości popisywał się ekwilibrystycznymi saltami, babcia zawsze go ganiła, bojąc się, że pewnego razu, skacząc z jakiejś ławki czy murku, chłopiec złamie sobie kręgosłup. To ona wskazała mu zresztą najlepszą alternatywę dla tego szaleństwa – piłkę.

Piłkę, w którą nieprawdopodobnie się wkręcił. Kiedy zobaczył, jak jego starszy brat kopie w szkółce Sparty Rotterdam, oniemiał w zachwycie, jaką piękną grą jest futbol. Jaką wspólną, a zarazem indywidualną. Od tego momentu tylko to zajmowało jego głowę. Przestał robić salta.

***

Szybko zauważano, że ma talent.

Reklama

Schiemond pokazało swoją najbardziej ludzką stronę. Lokalsi, akceptując potencjał Giniego, nie zaczepiali go. Nie zaczepiali go, kiedy z piłką wpadał między prostytutki, stojące jedną przecznicę od jego domu, kiedy nieraz w entuzjastycznym biegu odgradzał sprzedawcę marihuany od kupca, i kiedy w końcu wpadał, wraz z kumplami, do piwnic. Piwnic, które były symbolem tego miejsca.

Fenomenalnie opowiada o nich jego kumpel z dzieciństwa w materiale Guardiana:

W piwnicach były prostytutki i ich klienci, byli dilerzy i alfonsi. Na co dzień działy się tam rzeczy, które widzi się na filmach albo w reportażach o złu tego świata. Igły i prezerwatywy były wszędzie. Widywaliśmy smutnych gości z pistoletami. Czasami był wystrzał. Ot, jakiś diler się wkurwił i postraszył dłużnika, ewentualnie doszło do jakiejś kłótni małżeńskiej. Co nam pozostawało zrobić? Grać w piłkę i mówić młodym dzieciom, aby trzymały się z dala od igieł, ponieważ mogą sprawić, że będziesz chory. Nawet, jeśli w to nie wierzyły.

A oni grali tam w piłkę.

***

Babcia Francien pilnowała, żeby nie odleciał, piłka dawała mu poczucie sensu, ale Gini też nie był święty. Zdarzało mu się prowokować sąsiadów. Kilka razy ktoś postraszył go bronią. Zazwyczaj kiedy piłka wpadała na czyjąś prywatną posesję, a grupka chłopców wparowywała do niej bez uprzedzenia. Uciekali, ale praktycznie zawsze wracali. W końcu nie można było stracić piłki. Przyjeżdżała policja. Raz zabrała chłopców na komendę, ale na strachu się skończyło. Włóczył się. Przesiadywał nad rzeką Maas.

Ale najwyraźniej nic z tych rzeczy nie wciągnęło go na tyle, żeby zabrać mu talent.

Wymowny jest inny cytat z Guardiana. Tym razem wypowiada się jego brat.

Gdybym mógł cofnąć czas i zmienić sobie dzieciństwo, chciałbym jeszcze dorosnąć tutaj. To miejsce nas ukształtowało, ulepiło. To żyzny grunt. Wielu piłkarzy pochodzi z tych ulic, ale nie tylko – tak samo DJ-ów i raperów. Znam prawnika, lekarza i kilku biznesmenów, którzy tu dorastali. Chłopcy, nawet najmniejsi, stali się tu twardzi. Tylko, że jasne, że nie pozwoliłabym, aby moje dzieci tutaj dorastały. W żadnym razie. I tak, wiem, że Schiemond jest teraz o wiele bezpieczniejszy, ponieważ strefa prostytucji została zamknięta i już nie jest tak samo. Nie jest tak brudno.

Schiemond kształtowało, ale nie zabijało.

II

Wstań rankiem, uśmiechaj się wraz ze wschodzącym słońcem

Bob Marley, Three Little Birds

Osiedle na Giniego i jego brata wołało pieszczotliwie mooiboys, czyli przystojniaki. To żadna grypsera, czysta sympatia.

Wijnaldum był zdeterminowany. Na treningi do szkółki Sparty Rotterdam docierał na piechotę. Szedł czterdzieści pięć minut, trenował, wracał czterdzieści pięć minut. W międzyczasie wpadał na podwórkowe boiska a to tu, a to tam, a to tu, a to tam. Ulica dawała mu luz, ale bez akademii nic by z tego nie było. To akademia zapewniała mu sprzęt, zapewniała mu wyszkolenie w holenderskim systemie gry, rozumienie własnej techniki. Nabywał świadomość.

Szybko zaczął też rozumieć, że jest dobry i że wielu rzeczy już nie wypada.

W wieku siedmiu lat biegał jeszcze nad rzekę Maas, w wieku dziesięciu tak samo, ale w wieku czternastu już dużo rzadziej. Przeradzał się w kandydata na poważną piłkę. Wyróżniał się. Był najlepszym zawodnikiem swojego rocznika, ramię w ramię z Kevinem Strootmanem.

Właściwie to trochę nawet temu Strootmanowi zazdrościł, bo ten zawsze grał na środku pomocy, czyli na pozycji, która Wijnaldumowi się marzyła. Właściwie to był początek jego obsesyjnej walki z trenerami o swoją pozycję na boisku. W Sparcie początkowo ustawiano go jako środkowego obrońcę, później jako środkowego napastnika. I w jednej, i w drugiej roli sobie radził, ale nie odczuwał żadnej satysfakcji. Czyste konta i strzelone gole nie były tym, o co chodziło mu w futbolu. Chciał grać. Ciągle być przy piłce.

***

Jego większej ekspozycji chcieli za to w Feyenoordzie, gdzie od początku zapowiedziane zostało, że Wijnaldum to wielki talent holenderskiego futbolu. Wielki talent z drugiej linii. Skrzydłowy albo dziesiątka. Doceniali jego technikę, zdolność dryblingu, szybkość z piłką, ciąg na bramkę, nieszablonowość, zaskakującą błyskotliwość.

Mając zaledwie 16 lat i 148 dni zadebiutował w Eredivisie, stając się tym samym najmłodszym piłkarzem w historii klubu, który wybiegł na boisko w holenderskiej elicie. Jak wypadła inicjacja? Raczej marnie. 0:4 od Groningen, niewiele wykreowanych sytuacji, za mały był i jeszcze za cienki, żeby cokolwiek zdziałać. Klub też radził sobie niespecjalnie. Niby pałętał się blisko czołówki, ale do topowych miejsc sporo brakowało, a w kasie zaczynało brakować pieniędzy na opłacanie gwiazd.

Wijnaldum niespecjalnie cokolwiek sobie z tego robił, bo powstawała szansa dla niego. Bert van Marwijk wystawiał go na lewym skrzydle, Gertjan Verbeek na prawym, i jakoś się to wszystko toczyło.

Tłumaczyli mi, że za dużo drybluję. Mówili, że cały czas mam spuszczoną głowę, że gapię się na swoje stopy, że brakuje mi przeglądu pola, że za mało widzę, żeby grać na kierownicy. Nie narzekałem. Skoro jest szansa, to biorę to skrzydło. Inna sprawa, że nie czułem się gorszy od moich kolegów ze środka pola. Po prostu oni byli dojrzalsi. Nie tracili piłki, nie podejmowali ryzyka tam, gdzie ja podejmowałem. Byłem młody, więc bezpieczniej było posadzić mnie na skrzydle. 

Zdobywał doświadczenie.

***

Po kilku latach w Feyenoordzie miał już na koncie ponad sto występów w Eredivisie. Jako 20-latek był już ograny tak, jak mało kto w jego wieku. Problem w tym, że wcale nie zachwycał, a nawet wprost przeciwnie – często bywał krytykowany. Że za nonszalancki, że frywolny, że zalicza stratę za stratą, że jest skrajnie nieodpowiedzialny i kiepski w defensywie. Bo faktycznie tak grał. Spontanicznie, nieprzewidywalnie, bardziej do przodu niż do tyłu, może nawet czasami bezmyślnie.

Nie pomogło nawet przestawienie go na dziesiątkę, którego dopuścił się Mario Been. Wijnaldum był szczęśliwy, ale stylu gry nie zmienił. Dalej wolał popuszczać wodze fantazji przy każdym kontakcie z piłką. Nie zamierzał się zmieniać. Co to oznaczało? Ano to, że zamiast być wielką gwiazdą światowej piłki już w wieku dwudziestu lat, wciąż był melodią przyszłości.

GEORGINIO WIJNALDUM STRZELI PIERWSZĄ BRAMKĘ W MECZU HOLANDII Z POLSKA – KURS 7.30 W EWINNER

Dużo się na jego temat spekulowało, łączono go z wieloma klubami. Takie dwa przykłady, które chyba doskonale pokażą skalę rozstrzału w jego odbiorze. Jakoś w okolicach 2010 przewijały się w jego kontekście dwa tematy. Liverpoolu i Wisły Kraków. Tak, tego Liverpoolu i tej Wisły Kraków. Gazeta Krakowska pisała, że dotarła do listy życzeń nowego dyrektora Białej Gwiazdy, Stana Valckxa, który deklarował doskonałe obcykanie na holenderskim rynku. Oto ona:

Georginio Wijnaldum (pomocnik, Feyenoord Rotterdam), Kelvin Leerdam (boczny obrońca, Feyenoord Rotterdam), Anouar Hadouir (środkowy pomocnik, Roda Kerkrade), Maceo Righters (napastnik, Willem II Tillburg), Wesley Verhoek (napastnik, ADO Den Haag), Lex Immers (ofensywny pomocnik, ADO Den Haag), Daryl Janmaat (prawy obrońca, Heerenveen), Rumun George Ogararu (prawy obrońca FC Sion, kiedyś Ajax), Koreańczyk Lee Young Pyo (boczny obrońca, Al-Hilal Riad, kiedyś PSV Eindhoven), Rumun Nicolae Dica (obrońca, Manisaspor), Brazylijczyk Paulo Junior Paulao (obrońca, Sporting Braga), Francuz Valentin Roberge (obrońca lub pomocnik, Maritimo) i Słowak Martin Dubravka (bramkarz, Żilina).

Sympatycznie.

Ten transfer był bez szans nie tylko dlatego, że Wijnaldum raczej niespecjalnie przychylnie patrzył na polski kierunek, ale również dlatego, że kosztowałby Wisłę sześć milionów euro, czyli o jakieś 5,5 miliona euro więcej niż Wisła mogłaby wyłożyć w najśmielszych założeniach. Liverpool brzmiał stanowczo bardziej zachęcająco i przekonująco, ale ilu było takich, jak on?

Pewnie mnóstwo w całej Europie, a jeszcze więcej na świecie.

Choć trzeba przyznać, że nawet sam Dirk Kuyt przekonywał, że w Liverpoolu taki temat istniał, tylko sam Wijnaldum nie był przekonany, czy już jest gotowy na skok na głęboką wodę. Wolał wybrać PSV.

III

To już inny poziom, to już inny poziom

Frenna, Ghetto Youth

W Eindhoven wszystko przyspieszyło. Druga linia PSV była ultra-mocna jak na holenderskie warunki: Ola Toivonen, Dries Mertens, Jeremain Lens, Kevin Strootman, Zakaria Labyad, Gini Wijnaldum. Kozackie nazwiska. Można było poklepać, można było postrzelać, Wijnaldum nie musiał już biegać po skrzydle, na dobre został przestawiony na środek pomocy, ale dalej zarzucano mu bezmyślność i nieodpowiedzialność.

Krótko: za dużo kiwał, za dużo holował, za mało rozgrywał.

Tak tłumaczył to w rozmowie z Goal.com:

Problem polegał na na tym, że wszyscy mówią graczom, którzy potrafią dryblować, że muszą grać szybko, zamiast pokazać, gdzie i kiedy mogą dryblować, i jak najlepiej z umiejętności kiwania się korzystać. Dlatego tak cieszyłem się, że trafiłem na Freda Ruttena, który pracował ze mną nad tym, gdzie i jak mogę najlepiej dryblować, a gdzie muszę tego zaniechać, uciekając się do prostszych środków. Czuł grę i mnie. Wykorzystywał moją jakość. Pod jego wodzą grałem najlepiej. Lubił drybling. Tworzenie przewag. Był jedną z nielicznych osób, którym się to podobało, wszyscy inni mówili, że „trzeba grać szybko, zostawić ten drybling”. 

Rutten wskazał mu kierunek. Pokazał, jak wykorzystywać drzemiący w nim talent. Wijnaldum zaczął grać na miarę oczekiwań. Rosnąć w oczach.

2011/12: 32 mecze, 8 goli, 7 asyst
2012/13: 33 mecze, 14 goli, 5 asyst

W międzyczasie Bert van Marwijk pierwszy raz powołał go do reprezentacji. Debiut z San Marino. Cztery minuty. Gol. Holenderscy dziennikarze pisali, że wprost fascynujące jest to, jak zmienił się Gini Wijnaldum. Że gra mądrzej, że gra odpowiedzialniej, że wie, kiedy podać, kiedy kiwnąć, kiedy strzelić, że zaczął wyważać proporcje.

Stał się pełnoprawnym pomocnikiem.

***

Musisz mieć wielkie ego, żeby akceptować siebie. Inaczej nie będziesz dobrym piłkarzem.

Georginio Wijnaldum

***

Na mistrzostwa świata 2014 pojechał trochę z dziką kartą.

Kontuzja pleców zabrała mu większość sezonu poprzedzającego mundial, wcześniej nie był częścią kadry Oranje, więc niewielu spodziewało się, że Louis van Gaal wyśle mu powołanie. Ale wysłał. Na początku do szerokiej kadry, potem do ścisłej. Za wiele sobie po tym nie obiecywał. Nie czuł się specjalnie częścią tej drużyny. Van Gaal tworzył różne plany – pan A, plan B, plan C, we wszystkich Wijnaldum siedział na ławce.

Nic dziwnego, że również tam zaczął dwa pierwsze mecze. I tak był zadowolony, że w ogóle wchodzi na murawę. Hiszpania – 28 minut, Australia – 12 minut. Ale surowy selekcjoner nie był zadowolony z postawy Jonathana de Guzmana.

Wijnaldum podobał mu się bardziej. Tak go recenzował:

Lubię tego typu ludzi, naprawdę pozytywnie mnie zaskakuje. No właśnie, to facet, który cały czas czymś zaskakuje. 

Czym zaskoczył Wijnaldum podczas mistrzostw? Kompetencją, rzetelnością i cholerną przewidywalnością. Wkomponował się w ten zespół. Nie rozbijał go, nie rzucał się w oczy, nie był najbardziej spektakularny, nie błyszczał w świetle reflektorów. Ostatecznie odcinał się od łatki efekciarza na rzecz bardzo przydatnego pomocnika box to box, przekazującego futbolówkę z obrony do ofensywy, harującego w defensywie i stabilizującego tempo gry.

Różnicę mieli robić Wesley Sneijder, Dirk Kuyt, Arjen Robben, Robin van Persie. Nigel de Jong i Daley Blind byli od zapieprzania, jeden w środku, drugi na skrzydle, a Wijnaldum pełnił rolę spoiwa. Wytrwał dwie dogrywki w fazie pucharowej, a czempionat zwieńczył wyśmienitym występem i golem przeciwko Brazylii.

Narodziła się duża postać holenderskiego futbolu. Etatowy reprezentant i facet, który już wtedy był gotowy na wyjazd z Eredivisie.

IV

Czas płynie tak powoli
I tak wiele może się wydarzyć

Righteous Brothers, Unchained Melody

Przed swoim ostatnim sezonem w PSV powiedział, że uwielbia ten klub, ale ma większe ambicje. Coraz częściej wspominał, że podobają mu się kierunki angielskie, francuskie, włoskie, hiszpańskie, niemieckie. Tak, jakby nie chciał zamykać sobie żadnej z dróg, a zarazem zaznaczyć, że ciągnie go do większej piłki, do topowych lig. Eredivisie robiło się za małe. Jego koledzy z poprzednich sezonów pozmieniali kluby, promowały się nowe gwiazdy, chociażby Luuk de Jong i Memphis Depay, ale to Georginio Wijnaldum był liderem.

Jako kapitan poprowadził PSV do mistrzostwa.

33 mecze, 14 goli.

Triumf dojrzałości.

W Holandii był spełniony.

***

Ściągnęło go Newcastle. Cena? 20 milionów euro.

Znany i lubiany Steve McLaren zapowiada wielkie rzeczy. Duże pieniądze, duże transfery, świetne wyniki. Historia srogo to weryfikuje. Newcastle zawodzi na całej linii. Nie wygrywa pierwszych ośmiu meczów w Premier League. Dostaje cięgi od wszystkich. Wijnaldum nie jest temu specjalnie winny. On akurat się wyróżnia. W pierwszym wygranym przez Sroki meczu w angielskiej elicie strzela cztery bramki przeciwko Norwich.

Zwolniony zostaje Steve McLaren. Holender jest niepocieszony. Dobrze dogadywał się z Anglikiem. Miał przekonanie, że wszystko, mimo fatalnych wyników, zmierza w dobrym kierunku. No i ciągle miał obawę, że nowy trener zmieni mu pozycję, a tego przez całą karierę będzie bał się najbardziej.

Dlaczego?

W sumie nie wiadomo.

Chyba dlatego, żeby nie tracić kontroli nad grą, którą dawały mu występy w środku pola. Na St. James Park zawitał Rafa Benitez, a obawy Wijnalduma sprawdziły się tylko pozornie. Hiszpan rzucał go bowiem po pozycjach, ale w akceptowalnych dla niego ramach – z szóstki na ósemkę, z ósemki na dziesiątkę, z dziesiątki na ósemkę, z ósemki na szóstkę, i tak w kółko. Sezon skończył z jedenastoma bramkami, ale i ze spadkiem.

Komplementował go Benitez, a on komplementował Beniteza.

GEORGINIO WIJNALDUM STRZELI PIERWSZĄ BRAMKĘ W MECZU HOLANDII Z POLSKA – KURS 7.30 W EWINNER

Benitez: – Bardzo mądry zawodnik. Gdybyśmy trafili na siebie w innych okolicznościach, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Jego prawdziwy poziom to Liga Mistrzów.

Wijnaldum: – Pokochałem metody Beniteza. W innych okolicznościach chciałbym pracować z nim dłużej.

Kluczowym określeniem w tej historii jest stwierdzenie „w innych okolicznościach”, a okoliczności były takie, że Newcastle spadało do Championship, a wokół Wijnalduma zaczęły kręcić się duże kluby.

***

Fragment wywiadu Wijnalduma dla Guardiana.

– Pamiętam mój ostatni mecz w barwach Newcastle. Kibice skandowali moje nazwisko i namawiali mnie, żebym nie zmieniał klubu. Było mi ich żal, ale musieli zrozumieć, że miałem takie propozycje, że nie wypadało mi powiedzieć: „nie”.

***

Saga transferowa orbitowała wokół Tottenhamu i Liverpoolu. Holender chciał być uczciwy. Każdemu dawał taką samą szansę. Spotkał się i z Mauricio Pochettino, i z Juergenem Kloppem. Opowiadał o tym tak:

Z Kloppem i Pochettino kapitalnie gadało się o piłce. To geniusze. Błyskotliwe umysły. Ale tylko z Kloppem było tak, że wyszedłem zauroczony. Dlaczego? Bo ciągle się śmialiśmy. Nie gadaliśmy tylko o futbolu. Juergen Klopp interesował się moim życiem osobistym, moimi zainteresowaniami, moimi problemami, tym co dla mnie jest złe, a co dla mnie jest dobre. Interesował się nie tylko piłkarzem Wijnaldumem, ale także osobą Wijnaldumem. Złapanie kontaktu, jak człowiek z człowiekiem, znacznie ułatwia sprawę również w piłce. 

Wybrał Liverpool, który zapłacił za niego 25 milionów euro.

Dużo. Powiedzielibyśmy nawet, że za dużo.

V

Życie jest dobre, wiesz o co mi chodzi?

Future – Life is good

Georginio Wijnaldum nie miał wówczas zbyt mocnej pozycji. Przychodził ze spadkowicza, mając łatkę zawodnika nieco przepłaconego, a do tego reprezentacja Holandii, z nim w składzie, wchodziła w chude lata kryzysu, które najlepiej podsumowują braki awansów na Euro 2016 i mundial 2018. Ale Klopp bardzo dużo sobie po nim obiecywał. I słusznie, bo Wijnaldum pełnił w jego układance bardzo ważną rolę w drodze na szczyt.

Właściwie to przygodę Holendra na Anfield Road można podzielić na dwa etapy.

Etap I: Efektowny

Etap II: Efektywny

I jest to też, po części, historia wzrastania całego klubu.

W swoim pierwszym sezonie w Liverpoolu tworzył trzon środka pola z bardziej defensywnym Hendersonem i z Canem. Z Niemcem pełnili rolę dwóch ósemek, dwóch regulatorów, dwóch przyspieszaczy. Owocowało to fajnymi liczbami: 36 meczów, 6 goli, 9 asyst.

Wijnaldum na dobre zadomowił się w Anglii.

Ale to, co najlepsze, było jeszcze przed nim.

***

Przed moim drugim sezonie w Liverpoolu, podszedł do mnie Klopp i powiedział: „Twoja rola się zmienia. Spadną ci liczby. Bądź na to gotowy”. To było najciekawsze, co przydarzyło mi się w karierze.

Georginio Wijnaldum

***

Pamiętacie ten wieczór, kiedy Wijnaldum i spółka pogrążyli Barcelonę w rewanżowym meczu półfinału Ligi Mistrzów?

Pewnie pamiętacie.

Kto by nie pamiętał.

Od tamtych słów Jurgena Kloppa już trochę minęło. Rola Wijnalduma się zmieniła. Nie rozdawał kart. Pełnił rolę zadaniowca. Gościa od ścisłych zadań i ról. Nie mógł pozwalać sobie na szarże, na nieszablonowości, na błyskotliwości, na popisy. Jakże daleko było mu do tego chłopaka, którego dziesięć lat wcześniej krytykowano za samolubne i nieodpowiedzialne kopanie w Holandii.

Ale tamtego wieczoru błyszczał.

Zdobył dwa kluczowe gole w jednym z najbardziej spektakularnych comebacków w historii futbolu. Bez niego cała piękna historia napisana w ostatnich miesiącach przez Liverpool by po prostu nie zaistniała.

***

W sezonie 2019/20 Wijnaldum grał więcej minut niż jakikolwiek inny pomocnik Liverpoolu. Na murawę nie wyszedł tylko w jednym meczu. Poza tym zawsze obecny, zawsze zaangażowany, ale przy tym krytykowany. Za co? A no – o, ironio – za zbyt nudny i zbyt szablonowy sposób gry. Zarzucano mu, że nie kreuje, że nie zalicza kluczowych podań, że nie wpada w szalone dryblingi, że nie jest postacią pierwszoplanową w środku pola. Że rezerwowi mają lepsze liczby, że od bardzo dawna nie zaliczył żadnej asysty.

Sporo mówiło się, że latem 2020 opuści Anfield Road i przejdzie do Barcelony.

Kibice Liverpoolu wzruszali ramionami i w mediach społecznościowych zachęcali go do zmiany, pisząc, że nie będzie to żadna strata dla ich zespołu, a kibice Barcelony komentowali samo to zainteresowanie jako kolejny absurd polityki transferowej Blaugrany. Dlaczego? Ano właśnie, dlatego, że rola, którą Klopp przewidział dla niego w jego drugim etapie w Liverpoolu polegała na skrajnym oddaniu celom wyższym.

Niemiec tłumaczył to tak:

Wiecie, kto ma najwyższą celność podań w zespole? Wijnaldum. Praktycznie nie traci piłki. Potrafi przetrzymać ją tak mądrze, że wszyscy inni zdążą się już dziesięć razy ustawić. Jest idealnym łącznikiem między obroną a atakiem. Idealnym. Czy jest idealnym pomocnikiem? Powiem tak: ma 100% z zestawu umiejętności, które powinien mieć idealny pomocnik. Czucie małej przestrzeni, czucie dużej przestrzeni. Dobra kontrolę nad piłką, przegląd pola, oczy dookoła głowy, doświadczenie, dynamika, mądrość. Ma wszystko, czego potrzebujesz. 

Laurka? Trochę tak, ale przecież jeden z najlepszych trenerów świata nie stawiałby na niego tak często, gdyby w tym wszystkim nie chodziło, o coś więcej niż zwykłe liczby, których Wijnaldum już nie notuje i pewnie nie będzie już notował.

***

Jeśli usłyszałbym rasistowski tekst na boisku, zszedłbym z boiska. Nawet w finale Ligi Mistrzów. Bo niby dlaczego miałbym kontynuować grę? Żeby ludzie myśleli, że to spoko sprawa, że nadużycie nie prowadzi do konsekwencji? W takim układzie to się nigdy nie skończy. Rola piłkarzy nie kończy się tylko na zabawianiu ludzi.

Georginio Wijnaldum

***

W reprezentacji Holandii jego rola jest nieco inna. W ultra-ofensywnym i kreatywnym systemie, zaaplikowanym przez Rolanda Koemana i kontynuowanym przez Franka de Boera, Georginio Wijnadum jest dziesiątką. I choć żaden z niego wielki gwiazdor, żaden wielki mózg, o Złotą Piłkę nigdy nie walczył i nigdy nie będzie walczył, to druga linia holenderskiej drużyny funkcjonuje wprost znakomicie.

Frenkie de Jong, Davy Klaassen, Memphis Depay, Steven Berghuis, Quincy Promes i spółka. Z każdym z nich Wijnaldum, kapitan holenderskiej kadry, może sobie pograć, poklepać, pokiwać, poszaleć. Właściwie to po jego grze i liczbach w narodowych barwach widać, że to dla niego doskonała odmiana od liverpoolskiego kieratu i zamknięciu w roli zadaniowca.

Tu znów Wijnaldum może się bawić.

I robi to doskonale.

Nawet, jeśli jest już innym piłkarzem.

W końcu mówią, że stara miłość nie rdzewieje.

JAN MAZUREK

Fot. Newspix

*Wszystkie cytaty pochodzą z piosenek, które Georginio Wijnaldum zamieścił na swojej przedmeczowej playliście.

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

9 komentarzy

Loading...