Reklama

Trzecie pokolenie w kadrze – Marcos Llorente, żołnierz Simeone, kroczy utartym szlakiem

redakcja

Autor:redakcja

17 listopada 2020, 21:08 • 9 min czytania 2 komentarze

Jeśli ktoś z was spojrzałby na koligacje rodzinne Marcosa Llorente, zrozumiałby, że chłopak był skazany na uprawianie profesjonalnego sportu. Był otoczony zewsząd piłkarzami, koszykarzami, wszędzie widział tylko barwy białe i czerwono-białe, symbolizujące Real oraz Atletico. Swoim występem przeciwko Holandii w zeszłym tygodniu otworzył trzecią generację swojej rodziny w reprezentacji Hiszpanii. Przy okazji, to za jego sprawą „Atleti” zaczęło grać lepiej. A wystarczyło oderwać go od pierwotnej pozycji.

Trzecie pokolenie w kadrze – Marcos Llorente, żołnierz Simeone, kroczy utartym szlakiem

Miał zaledwie 13 lat, kiedy trafiał do akademii Realu.

Spędził w niej sześć lat, zanim wypatrzył go Zidane. Postanowił zabrać go do Castilli, rezerw „Królewskich”, które wówczas prowadził. Już wtedy zaczęto pisać o utalentowanym 19-latku, który trenuje tak, jakby od zawsze grał w seniorskich drużynach. MARCA napisze „Marcos Llorente olśnił Carlo”, bowiem o Hiszpanie usłyszał nawet Ancelotti, opromieniony zdobyciem Decimy. W Segunda Division Llorente zadebiutował zresztą w meczu Realu Castilla przeciwko… drużynie Atletico B. Nie olśnił jednak Ancelottiego na tyle, aby rozegrać w barwach pierwszego zespołu debiutancki mecz. Na ten czekał dopiero do czasów Rafaela Beniteza, który posłał go do gry w meczu z Levante w październiku 2015 roku.

Reklama

***

Jak sam opowiadał, nie miał sportowych idoli. Swoje kolejne stopnie w Realu pokonywał już ze świadomością, że wzory do naśladowania miał w jego własnej rodzinie. Była ona niemalże w całości związana ze sportem madryckim. Prześledźcie zresztą sobie krąg jego krewnych.

– Jego ojcem jest Paco Llorente, piłkarz najpierw Atletico w sezonie 1986/87, a później Realu w latach 1987-1994, zdobył 9 krajowych trofeów podczas gry na Bernabeu. W reprezentacji Hiszpanii zagrał jeden raz – 1987 roku, kiedy nawet strzelił gola w meczu przeciwko Albanii.
– Dziadkiem ze strony matki jest z kolei Ramon Grosso, również były piłkarz Realu, 14-krotny reprezentant kraju.

– Matka, Maria Angela „Gelu” Moreno była koszykarką i także reprezentantką Hiszpanii.
– Julio Llorente, brat ojca Marcosa, to były piłkarz „Królewskich”, był także jego agentem.
– W sumie zresztą braci Llorente jest aż czterech. Pozostali dwaj to dwaj byli koszykarze Realu Madryt – Tonino i Jose Luis.
– Sergio, syn Jose Luisa, kuzyn Marcosa grał z kolei w drużynie koszykarskiej Fuenlabrady.

Reklama

Najbardziej jednak uwagę madridismo przy pierwszym kontakcie skupił ten zwrot – „DNA Gento”. Obok Di Stefano, Kopy i Puskasa, nie ma nazwiska z czasów wielkiego Realu lat 50. XX wieku, które byłoby większe niż Francisco „Paco” Gento. Llorente jest jego wnukiem stryjecznym. Rozumiecie to? Honorowy prezydent Realu Madryt, jeden z dwóch ostatnich żyjących piłkarzy, którzy zagrali w finale Euro 1960, zdobywca sześciu Pucharów Europy, 12-krotny mistrz Hiszpanii ma teraz potomka, który jest podporą Atletico.

***

Od zawsze kibicował Realowi, z klubem był związany od trzynastego roku życia. Kiedy podpisywał z klubem kontrakt wiążący go do końca czerwca 2021 roku, w połączeniu z rodzinną historią nie było opcji, aby reprezentował kiedyś kogoś innego niż Real. Poszedł jednak drogą ojca – zagrał i tutaj, i tutaj. Niebawem miała się z jego obecności cieszyć druga połowa Madrytu, a druga nawet w sumie nie była skora do gwizdów w jego kierunku, gdy Llorente pojawił się na Bernabeu podczas derbów miasta. Wykazał szacunek wobec „Los Blancos”, pochodził z rodu, który dał temu klubowi wiele. Z Realem wygrał Superpuchar Hiszpanii, Ligę Mistrzów, dwukrotnie Superpuchar Europy i dwukrotnie klubowe mistrzostwo świata, gdzie w jednym z finałów zdobył bramkę i został piłkarzem meczu. Na mistrzostwo kraju z 2017 roku się nie załapał, bo zdobywał wówczas doświadczenie w Deportivo Alaves.

Atletico kosztował 30 milionów euro. „Najlepszą rekomendacją tego transferu niech będzie fakt, że fani Realu żałują tego odejścia” – można było wtedy usłyszeć. Ale Zidane, który otworzył niegdyś drogę Llorente, podziękował zawodnikowi, który chciał grać znacznie więcej. Grał, ale za sprawą Santiago Solariego. Miał jednak pecha, bowiem przydarzyła mu się jedna z zaledwie trzech kontuzji, jakie miał w trakcie kariery. Akurat musiało to przypaść m.in. na marzec, gdy Ajax wyjaśnił na Bernabeu jego drużynę. Nie było go w grze przez 59 dni. Kiedy nastał znów Zidane, wolał on zaufać Casemiro, a nie jego zmiennikowi.

Dlatego kiedy Atletico pożegnało Rodriego, zwrócono się do Llorente. Dostał obietnicę – zagrasz więcej. A Hiszpan wiedział, że jeśli z jakiegoś powodu nie podobasz się Zidane’owi, to skończysz jak Bale i James. Czyli zasadniczo, daleko od boiska.

Jeszcze przed samym transferem, wobec niepewnej sytuacji, jego wujek i zarazem agent, Jose Luis zaczął dostawać zapytania z wielu klubów. Po pewnym czasie opowiedział, że nawet Liverpool i Inter kontaktowały się ws. ewentualnego transferu. W LaLiga na wypożyczenie chciał go każdy. On nie był nieprzekonujący, jego po prostu nikt nie umiał w pełni wykorzystać. A rozkwitł w Atletico, choć nie wierzono, że to jest możliwe, aby w pełni zastąpił Rodriego.

***

Przyjechał piłkarz silny, zdyscyplinowany, świadomy, że może wciąż utrzymać się na poziomie. „Jestem tu, gdzie chcę być. Czasami, gdy sprawy nie idą po twojemu, musisz zdecydować się na zmianę. Ja zmieniłem barwy klubowe. Atletico było dla mnie najlepszą opcją” – mówił po transferze.

A z początku łatwo nie było. Jeszcze w grudniu zeszłego roku jego transfer wydawał się pomyłką. Rozegrał tylko trzy mecze ligowe na 17 możliwych, w Lidze Mistrzów został wpuszczony na boisko raptem na 9 minut. Odchodził po to, by grać i nie oglądać pleców Casemiro. Tymczasem Saul, Koke, Herrera i Thomas okazywali się zbyt mocnymi rywalami, przynajmniej na początku.

Potrzebny był inny pomysł niż wystawianie go wciąż na pozycji znanej z Realu.

I zobaczcie, jak pozamykał wszystkim później twarze.

***

Wypuść Llorente ze strefy, w której go przyspawałeś, a otrzymasz jeszcze lepszego piłkarza.

Pierwszego gola dla Atletico strzelił dopiero 14 lutego, dając prowadzenie w meczu z Valencią (skończyło się 2:2). W Realu czekał na trafienie aż trzy lata od debiutu, w Atletico trafił po ośmiu miesiącach od transferu.

Ale chyba ten najpiękniejszy moment jest każdemu znany.

Anfield, 11 marca 2020 roku, 74 minuty, które wytrąciło z równowagi Liverpool. Ostatni mecz w dawnej rzeczywistości przed pandemią, pełne trybuny stadionu „The Reds”, kibice Atletico normalnie siedzący w swoich sektorach. Była 97. minuta, kiedy Liverpool prowadził już w dwumeczu 2:1. Nagle jednak w okolicy szesnastego metra na swoją lepszą prawą nogę zszedł Llorente. Uderzył, złapał na braku czujności Adriana, wykorzystał jego brak refleksu. Bramkarz nie wiedział, co ma zrobić z rękami, stał o krok za daleko, za to Llorente doskonale wiedział, co zrobić z nogami.

Drugi gol to z kolei jego osobisty highlight, ten, do którego wracaliśmy non stop pamięcią. Przejęta piłka, przebiegnięte metry po przekątnej boiska, cofający się van Dijk, a nagle kolejna myśl uwolniona – znów szybkie zejście na prawą nogę tuż przed linii szesnastego metra. Znów Adrian był spóźniony, podobnie jak stojący dość blisko Llorente Jordan Henderson. Z reakcją nie zdążył nikt.

A wynik ustalił wspomniany już Morata. Jakby tego było mało, po asyście Llorente. Naprawdę nieźle, jak na człowieka, który wchodził na boisko w 56. minucie.

Kolejna sytuacja, gdzie Llorente momentalnie zrobił efekt z ławki? Musimy już cofnąć się do meczu z byłym jego klubem, Alaves. Ponownie wszedł w 57. minucie. Po dwóch minutach został sfaulowany, odgwizdano rzut wolny. Chwilę później Atletico strzeliło po stałym fragmencie gola. 71. minuta – Llorente został sfaulowany w polu karnym. Zrobiło się 2:0. Po meczu przeczytaliśmy: „Atletico nie sprawiło, że Llorente jest lepszy. To Llorente sprawił, że Atletico jest lepsze”.

Niekwestionowaną gwiazdą nazwiemy dziś Joao Felixa, no i oczywiście Luisa Suareza. Jednak także pozostałe ważne postaci mają swój udział w coraz lepszej grze Atletico – Angel Correa ma aż cztery asysty, za to „Cholo” najbardziej musi być dumny właśnie z Llorente. Jego obecny bilans sezonu 2020/2021 to trzy strzelone gole i dwie asysty w lidze, a do tego jeden gol dołożony też w Lidze Mistrzów. Jest znacznie lepiej niż w pierwszym sezonie gry. W czterech meczach ligowych miał podobną sytuację do spotkania z Liverpoolem, czyli i strzelał, i asystował w trakcie jednego występu. Tylko Messi robił to częściej od początku 2020 roku.

W chwili, gdy Real musi polegać na 35-letnim Modriciu, Casemiro nie ma zmiennika, Fede Valverde sam meczu nie wygra, a Toni Kroos znajdzie chwilę przerwy w narzekaniu na cieszynki i dokuczaniu Aubameyangowi, Marcos Llorente już się przestał tym przejmować. Stał się dziś piłkarzem uwolnionym. Uwolnionym w systemie, który miał przecież dusić w piłkarzach ich własne umiejętności. Pomysł na niego znalazł Diego Simeone. Odszedł Marcos Llorente-środkowy pomocnik, zrodził się partner w ofensywie. Albo inaczej – umiał dostosować się do zmiany pozycji, co do tej pory głównie kojarzyło nam się choćby z defensorami Bayernu.

„To pomocnik kompletny. Mogę go wystawić wszędzie – na skrzydle, jako drugiego napastnika. Widziałem, jak pracuje na treningach. Przez to wystawiliśmy go wyżej w naszym ustawieniu, przez co odnaleźliśmy różną charakterystykę naszych napastników” – cytuje Simeone portal The Coaches’ Voice. ”Simeone odkrył mnie nowo” – przyznał z kolei sam piłkarz.

Jest iskrą, która spopiela.

Jeśli usłyszysz charakterystykę Llorente, to pomyślisz sobie – piłkarz bazujący na sile fizycznej jak Lewandowski, a także Krychowiak w wersji z Sevilli. Śpi, je, trenuje, śpi, je, trenuje. Dba o siebie, dba o zdrowie, dba o to, by nie łapać kontuzji – już wspominaliśmy, że urazy z sezonu 2018/19 były czymś na wskroś wyjątkowym. To właśnie Llorente chwali się raz po raz swoimi ćwiczeniami w social mediach, to jego zaprasza do przeróżnych filmów hiszpańska wersja „Men’s Health”. To on potrafił biegać w trakcie okresu świąteczno-noworocznego po pustyni. Dieta paleo? To również jego codzienność. Nie toleruje przetworzonych produktów, pod tym względem ociera się o pełen profesjonalizm. A wszystkiego nauczył go jeden z jego wujów, Tonino Llorente.

„Myśli szybko, wie, co trzeba zrobić przed dostaniem piłki. Imponował tak, jakby trenował z tymi ludźmi od zawsze” – pisał swego czasu Mateusz Wojtylak, redaktor naczelny RealMadryt.pl. Piłkarz nowoczesny, umie się przystosować. Użyteczny przy piłce i przed dostaniem piłki. O tyle lepsza jest dla niego obecna pozycja. Wielokrotnie bywało tak, że w tworzeniu przestrzeni spisywał się lepiej niż w podawaniu i kreowaniu akcji, choć i tego ostatniego aspektu nie zatracił, a statystyka to potwierdza. Na to stawiał Simeone – kreował u niego nowe cechy, rozwijał je. Chciał, żeby stał się jeszcze lepszy. Chciał, by też zmuszał przeciwnika do błędu swoją grą bez piłki.

Na pierwsze powołanie od Luisa Enrique musiał czekać właśnie do listopada 2020 roku, wcześniej rozgrywając tylko dziewięć meczów w reprezentacji do lat 21. Ponownie kłania się casus z jego kariery klubowej – został zupełnie niewykorzystany i trzeba było dostrzec w nim „coś więcej”. Pytany o powołanie przed meczem z Cadiz, Simeone przyjął to z zadowoleniem: „To świetna decyzja. Można go wykorzystać na każdej pozycji w pomocy. Ma odpowiedni wzrost, jest szybki, wzrok skupia na bramce przeciwnika, potrafi łamać linie i strefy, a przede wszystkim bardzo ciężko pracuje. Będzie on służył Enrique na wiele sposobów”.

W listopadzie do seniorskich reprezentacji po raz pierwszy powołani zostali chociażby Alessandro Bastoni, Marcus Thuram, Jude Bellingham czy Dodi Lukebakio. Jeśli zestawimy ich wiekowo z Llorente, to okazałoby się, że Hiszpan jest zdecydowanie najstarszy. To rocznik 1995. W styczniu skończy 26 lat. Pochwała cierpliwości i ciężkiej harówy? Jak najbardziej.

Właściwie może się tylko cieszyć – odhaczył kolejny cel do zrealizowania. Jako jedno ze swoich przykazań w kontekście diety stwierdził: „Jedz naprawdę głodny”. Jeśli był głodny gry jako pierwszoplanowa postać, jeśli chciał w końcu spełnić nadzieje rodzinne, to musiał być po tych sześciu latach wściekle głodny.

Teraz poniekąd odbiera nagrodę.

RAFAŁ MAJCHRZAK

Fot. Newspix

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

2 komentarze

Loading...