Wczorajszy mecz z Crystal Palace Leeds United zaczęło źle. Przegrywali już od dwunastej minuty, gdy gola strzelił Scott Dann. Później podopieczni Marcelo Bielsy się przebudzili i zdobyli bramkę. Bramkę, która nie została uznana. Bramkę, która nie została uznana, bo Patrick Bamford ruszył ręką. Zapytacie, co się stało – przyjął sobie piłkę ręką? Strzelił w stylu Maradony? Odepchnął łokciem obrońcę?
Nie, Bamford pokazał ręką, gdzie chce dostać piłkę. I wystawił ramię za linię obrońców.
Żeby pojąć o jakim absurdzie mówimy, trzeba zobaczyć zdjęcie, które pokazuje rzekomego spalonego Patricka Bamforda. Samymi słowami opisać się tego nie da.
W powyższej sytuacji uznano, że granicę spalonego wyznacza… skrawek rękawka koszulki Bamforda. Chociaż to absurdalne, to jednak zgodne z przepisami, które zostały przyjęte przez angielską federację. Tylko czy naprawdę linie wyznaczono dobrze?
Wątpliwy jest już sam fakt narysowania jej od rękawka Anglika. Stopklatka, która wykonuje tysięczne okrążenie po internecie, wskazuje, że sędziowie bardziej wymierzyli w łokieć, a on pozycji spalonej wyznaczać nie może. Zastanawia również traktowanie piłkarzy Crystal Palace, przede wszystkim Nathaniela Clyne’a, gdzie początkowi linii znacznie bliżej do barku, niż fragmentu ubrania.
Co więcej, z analizy wykluczono Mamadou Sakho. Słusznie? Oceńcie sami z innego ujęcia.
Ktoś powie, że angielski snajper mógł nie sygnalizować podania, bo i tak pewnie by je od Klicha dostał, ale to fatalna linia obrony, nawet dla tak specjalnej grupy jak angielscy sędziowie. Chris Kavanagh i obsługujący VAR Mike Dean podjęli decyzję, która bardzo skrzywdziła Pawie. Co żadnym nowum nie jest. Tak się bowiem składa, że chociaż Premier League uchodzi za futbolowe niebo, to arbitrów mają fatalnych, a obsługę VAR-u jeszcze gorszą. Mecz Crystal Palace z Leeds wywołał kolejną burzę.
Mają dość
Jeśli masz zamiar powiedzieć mi, że ta decyzja była słuszna, to równie dobrze możemy się pakować. To śmieszne, to absurd. ~ Steve Bruce, szkoleniowiec Newcastle United.
To zdecydowanie jedna z najgorszych decyzji jakie widziałem, to jest złe, to jest nie w porządku! ~ Paul Merson, ekspert, były piłkarz Arsenalu.
Kolejna żenująca decyzja ze strony VAR-u (…). Naprawdę nienawidzę sposobu, w jaki wyznaczono tego spalonego. ~ Gary Lineker, prowadzący Match of the Day.
Niszczą futbol. – Patrick Bamford, piłkarz Leeds United.
Oni nawet nie potrafią go [VAR-u] używać ~ Mark Clattenburg, angielski sędzia.
Przy ocenie pracy arbitrów z Wysp, emocje biorą górę nie tylko nad kibicami poszczególnych drużyn, ale też nad ekspertami, piłkarzami, czy nawet kolegami po fachu. Wszyscy łączą się ku jednemu – ku doprowadzeniu VAR-u do porządku, bo w Premier League problem ten tylko narasta.
Doszło nawet do tego, że krytykuje się sam system, co w gruncie rzeczy jest bez sensu, bo VAR przedstawia jak najbardziej słuszne założenia. Ma uczynić futbol bardziej sprawiedliwym, bardziej dokładnym. Zniwelować do minimum pomyłki arbitrów. Centymetrowy spalony? Jasne, nie ma problemu, w końcu to spalony. Warto tylko przy tym dobrze wyznaczać linie ofsajdu. Szkopuł tkwi w tym, że na Wyspach nie umieją. System zawsze obsługiwany jest przez ludzi, a w Anglii zajmują się tym ludzie niekompetentni, popełniający błąd na błędzie. Arbitrzy, którzy zasiadają za sterami, bezustannie gubią ichniejszy złoty róg.
Casus Bamforda to przecież nieodosobniona kwestia.
Wierzchołek góry lodowej
Nowy sezon VAR rozpoczął z przytupem, bo dzięki niemu sędziowie dyktowali karne na prawo i lewo. W październiku tempo było tak wysokie, że w właściwie w każdym meczu oglądaliśmy jedenastkę. Później akcja trochę spowolniła, ale tylko do granicy 0.7 rzutu karnego na mecz. Wyliczono, że to zagwarantowałoby nam 250 rzutów karnych do końca sezonu. Dotychczasowy rekord? 106.
Jednakże poza ekspresowym gwizdaniem i wskazywaniem na wapno, VAR zajmował się też krzywdzeniem zespołów, czyniąc to z regularnością równą ratowaniu sytuacji. Wystarczy przyjrzeć się tylko kilku spotkaniom, które miały miejsce na przestrzeni miesiąca.
Tottenham – Newcastle United
https://twitter.com/davspurs/status/1310517199845691392
Spurs niebywale męczyli się ze Srokami Steve’a Burce’a. W końcu wcisnęli gola, ale nie oznaczał on zwycięstwa. Na pomoc Newcastle United przybył bowiem VAR. Peter Banks przy pomocy VAR-u uznał, że Dier celowo zagrał piłkę ręką w polu karnym, co więcej jego kończyny ułożone były nienaturalnie. Celowo. Będąc do akcji tyłem. Spadając na ziemię po tym jak walczył w powietrzu. No dobra.
Sędziemu tego spotkania bardzo oberwało się po głowie. To właśnie wtedy Steve Bruce stwierdził, że nie chce gwizdania takich karnych, mimo że tym razem uratowały jego zespól, zaś Jurgen Klopp uznał, iż wszystko dąży ku obcięciu rąk zawodnikom.
W tej sytuacji komiczny jest również powód, dla którego Newcastle miało w ogóle szansę. Otóż w 94’ otrzymali oni rzut wolny po tym jak… ich zawodnik staranował piłkarza Tottenhamu.
Everton – Liverpool
https://twitter.com/MatFlusk/status/1318646885712875520
O tym wydarzeniu mogą powstawać prace magisterskie i pewnie już powstają. Setki analiz, godziny przesuwania klatki po klatce, ogólnoeuropejski szał i wściekłość na decyzję, która zapadła. Pickford niemal urwał nogę Van Dijkowi, ale uniknął konsekwencji. Dlaczego? Arbiter obsługujący VAR – David Coote – uznał, że Anglik był na spalonym, więc tak naprawdę nie ma podstaw do usuwania go z boiska. Ponadto, arbitrzy sytuację odnotowali w protokole, więc nie było możliwości zawszenia gracza Evertonu.
Ale o co my się wściekamy – przecież Pickford mógł zabić. A nie zabić.
Manchester United – Chelsea
How was that maguire challenge on Azpilicueta not a penalty ? pic.twitter.com/sue18xVDLD
— PS (@psSeagull2017) October 24, 2020
Zapasy w polu karnym w wykonaniu Harry’ego Maguire’a. Najwidoczniej to było zbyt mało, aby w ogóle… przyjrzeć się tej sytuacji. Arbitrzy zbagatelizowali sprawę, VAR jej nie analizował, czyste papcie. Śmieszne, bo kilkadziesiąt sekund później ze skrupulatnością godną kronikarza przyglądano się obcierce w polu karnym Chelsea. Na swoje szczęście nie gwizdnęli wtedy jedenastki.
Tottenham – Brighton
https://twitter.com/GalSportBetting/status/1323208236053471246
Nie mogliśmy znaleźć wideo, więc musicie uwierzyć nam na słowo. Ale ostrzegamy – łatwo nie będzie.
Pomocnik Tottenhamu – P.E Hojbjerg – traci piłkę w środku pola. Jest jednak wyraźnie faulowany i to na oczach arbitra. Piłkarz Brighton wykonał wślizg, trafił w piłkę, ale przy okazji zgarnął za sobą nogi Duńczyka. W myśl przepisów – wolny dla Tottenhamu. W myśl angielskiej potęgi sędziowskiej – gramy dalej. Piłka trafia do Grossa, ten podaje do Lampteya, prawy obrońca strzela i mamy remis. Jose Mourinho w furii, ale wulkan miał dopiero wybuchnąć.
Graham Scott idzie do monitora, przyjrzeć się sytuacji i… nie cofa swojej pierwotnej decyzji. Uznaje, że wślizg był czysty, Hojbjerga to w sumie przewrócił wiatr, a nie atak na nogi, a Brighton należała się bramka.
Reakcja Mourinho? I prefer not to speak.
A to tylko wierzchołek góry lodowej. VAR w Premier League jest pomiatany i trudno się dziwić, że angielscy kibice mają go dość. Obsługiwany przez tak niekompetentnych ludzi staje się groźną bronią, która wyrządza jeszcze większe zło. Tym bardziej, że na lepsze się nie zanosi.
Potrzeba zmian
Angielscy dziennikarze nawołują do naprawienia systemu, lecz chyba zdają sobie sprawę, że nie jest to możliwe, bo musieliby wywalić całą kadrę sędziowską, a mają problem nawet z jednym ancymonem.
Wspominany David Coote, który zasiadał na VAR-ze w Derbach Merseyside, mylił się wyjątkowo często. A to karał Marcelo Bielsę kartką, ponieważ przy linii znajdowało się zbyt dużo szkoleniowców Leeds. A to nie zauważył bestialskiego wejścia Lo Celso, które nieomal połamało nogę Azplilicuety, a to nie zauważył ewidentnego przewinienia na Robertsonie. Niefajny gość.
W każdym razie Coote dwukrotnie został odsuwany od prowadzenia meczów Premier League. Raz po sytuacji z graczami Tottenhamu i Chelsea, teraz po meczu Evertonu z Liverpoolem. Za każdym razem wracał jak bumerang i nic nie zanosi się na to, aby miał wziąć dłuższy rozbrat z piłką na najwyższym poziomie. A szkoda, bo jego decyzje nie ograniczają się do przeoczenia spalonego. Coote naraża piłkarzy na niebezpieczeństwo.
Chociaż rzeczony sędzia jest problemem skupionym w soczewce, to nie jest jednym kłopotem, z jakim muszą borykać się na Wyspach. Jeszcze w październiku – zaraz po meczu Tottenhamu z Newcastle United – Premier League oczekiwało od International Football Association Board stosownego rozporządzenia, które pozwoli patrzeć nieco łagodniej na zagrania piłki ręką. Zagrozili nawet, że jeśli dygnitarze z Zurychu nie przychylą się do prośby, zaczną gwizdać po swojemu.
Organ FIFY trochę przeraził się zapędów Anglików i pozwolił im na delikatną samowolkę, ale nadal podpartą przepisami. Sędziowie na Wyspach mieli zatem rozstrzygać tylko i wyłącznie kwestie nienaturalnego ułożenia rąk, bez patrzenia na możliwy czas reakcji, albo sytuację, w jakiej znalazł się piłkarz.
Jak się skończyło?
Ludzie o spalonym po VARze:
Hurr, durr, jak to można gwizdać, jak on miał rękę wysuniętą, niszczycie futbol.Tymczasem przepisy, które te VAR tylko weryfikuje: pic.twitter.com/ak6TOET5yt
— Tomasz Lebkuchen (@LebkuchenTomasz) November 7, 2020
Niby Anglia, a w kwestii przepisów Dziki Zachód.
Solą w oku pozostają też spalone. Tutaj wariacje właściwie się nie kończą, bo chociaż zdołano doprecyzować zagrania ręką, to mecz Crystal Palace z Leeds United pokazał, że Anglicy wciąż mają problem z rysowaniem linii spalonego i wyznaczaniem odpowiedniej stopklatki. FIFA wielokrotnie upominała wyspiarskich arbitrów, aby się trochę z tymi marginalnymi ofsajdami ogarnęli, bo uchwycenie idealnego momentu graniczy z cudem, ale nikt nic sobie z tych próśb nie robi.
Żeby nie było – jesteśmy za gwizdaniem nawet najsubtelniejszych spalonych, ale decyzje niech będą w 100% rzetelne. W innym wypadku kontrowersje będą narastać, a sam system raz po raz będzie obrywał rykoszetem.
Niby Premier League dysponuje najlepszą technologią, ale jeśli idzie o VAR, to działają bardzo chałupniczo.
JAN PIEKUTOWSKI
Fot.Newspix