Reklama

Magia Imaza nie wystarczyła Jadze nawet do zdobycia punktu

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

07 listopada 2020, 20:09 • 4 min czytania 20 komentarzy

Dużo mamy magii w Ekstraklasie, ale najczęściej niestety nie takiej, jaką byśmy chcieli. Działacze potrafią „zniknąć” tysiące euro, bo spodobał się im – przysłowiowy wręcz – 30-letni Słowak, który kiedyś coś kopał, ale to było dawno, natomiast może sobie przypomni?! Piłkarze czarują, gdyż 90 minut z nimi często wygląda na dziesięć razy tyle, trenerzy też czarują na konferencjach prasowych, tłumacząc, że wszystko jest fajnie. Czarna magia. Ale dziś, w meczu Cracovii z Jagiellonią obejrzeliśmy coś zupełnie innego, bardzo pozytywnego i chcielibyśmy Imazowi za to serdecznie podziękować. I tyle mu zostanie, nasze podziękowania, ponieważ ostatecznie jego zespół nie zrobił na Cracovii nawet punktu.

Magia Imaza nie wystarczyła Jadze nawet do zdobycia punktu

Ale naprawdę: podobne bramki polskie boiska oglądają raz od wielkiego dzwona. Owszem, zdarzają się ładne trafienia, natomiast polegają głównie na zamknięciu oczu i kopnięciu ile fabryka dała – a ta czasem ma lepszy dzień i piłka leci w widły. Tutaj Imaz sobie wszystko zaplanował, następnie elegancko wykonał.

To było FENOMENALNE.

Hiszpan dostał piłkę w polu karnym, przyjął piętką, potem zaraz przerzucił Szymonowicza i sieknął z woleja po długim. Niemczycki nie miał szans, a Szymonowicz został po prostu bez skrupułów zezłomowany. Imaz przypomniał swoje najlepsze lata w Ekstraklasie i gdy zadba o odpowiednią dawkę lecytyny, jest w naszych warunkach po prostu kozakiem.

Gdyby cały mecz dostosował się do tej bramki, zrzucilibyśmy siebie z maseczki i poszli ściskać przechodniów, bo uznalibyśmy, że żyjemy w tak pięknym świecie, iż o żadnej pandemii nie może być mowy. Oczywiście tak różowo nie było. Dla równowagi opiszemy wam drugą bramkę z pierwszej połowy, to wiele powie: Zaucha schodząc do środka źle podał, Tiru źle wybił, van Amersfoorta piłka właściwie trafiła, poleciała do Vestenickiego i ten już no, strzelił. Przy golu Imaza o przypadku nie mogło być mowy, natomiast tutaj przypadek dał kluczowe podanie, asystę i jeszcze zaproponował herbatę.

Długo wydawało się, że ten mecz tak się skończy, piłkarze dadzą sobie po razie – w różnym stylu – potem pokopią i rozejdziemy się od telewizorów. Było inaczej, ale odetnijmy na razie ostatnie pięć minut, żeby takie przemyślenie uargumentować.

Reklama
Jedni i drudzy nie przekonywali.

Długo zbyt wątło było w kontekście konkretów u Pasów. Okej – Thiago uderzył w słupek, ale przez większy czas drugiej połowy to był jedyny strzał Pasów. Przed zejściem na piętnastominutowy odpoczynek swoje szanse miał Zaucha, ale najpierw w dogodnej okazji strzelił prosto w Węglarza, a dobitkę przeniósł nad poprzeczką. I nie ma co zwalać na brak doświadczenia: musi strzelić. Natomiast wypadałoby, żeby większą odpowiedzialność wzięli inni, bardziej doświadczeni, ale przykładowy Fiolić był tak bezbarwny, że jego zjazd do bazy po 45 minutach nie mógł przejąć nikogo.

Jagiellonia? Przed przerwą pokazał się właściwie tylko Imaz, po przerwie ataki ofensywne były oparte na uderzeniach z dystansu Borysiuka. To źle brzmi. Owszem, pomocnik gości trafiał w bramkę – co jest pewnym wyczynem – natomiast z jego próbami radził sobie Niemczycki. Raz z problemami, miał szczęście, bo niezbyt pewnie odbijał piłkę, ale skończyło się na strachu.

No i teraz mamy ostatnie minuty. Wchodzi Loshaj, rozgrywa piłkę w środku pola (pierwszy jego kontakt z futbolówką), wchodzi w pole karne, dostaje piłkę na głowę, uderza (drugi kontakt) i jest bramka. Potem Thiago biegnie wzdłuż pola karnego, niby goni go Tiru, ale w takim tempie nie nadążyłby za rozklekotanym Maluchem, więc zawodnik Cracovii ma pole do oddania strzału. Wykorzystuje je, trafia przy słupku i do widzenia.

Mędrzec i świetny mówca Takesure Chinyama, powiedziałby: football is football, you know?

Naprawdę nie wyglądało, że Cracovia przechyli szalę zwycięstwa na swoją stronę. Ale Pasom wystarczyły dwa celne uderzenia przez 45 minut, by cieszyć się z wygranej. Przy takiej statystyce można spytać: czy więcej powinien zrobić Węglarz? Przy strzale Loshaja tak – to było do wyjęcia. Ale niestety, bramkarz Jagiellonii przyzwyczaił nas, że nie daje swojej drużynie czegoś ekstra.

Nie jest to oczywiście problem Cracovii, która w trzech meczach zanotowała siedem punktów. Wciąż przegrała tylko jeden mecz. Nie jest to futbol z naszej bajki, ale jak na warunki Ekstraklasy, jest to futbol dość skuteczny.

Reklama

 

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...