Reklama

Wielki talent z problemami – Maxime Lestienne znów naprzeciw Polaków

redakcja

Autor:redakcja

05 listopada 2020, 16:49 • 9 min czytania 0 komentarzy

Była 90. minuta drugiego meczu ze Śląskiem Wrocław w eliminacjach Ligi Europy. Maxime Lestienne i Club Brugge musieli uznać wyższość drużyny Stanislava Levego. To jednak nazwisko 21-letniego Belga najczęściej powtarzał Bożydar Iwanow, który komentował to spotkanie. Chłopak trafi w poprzeczkę, wiele razy sprawił problemy swoją dynamiką grającemu na boku obrony Krzysztofowi Ostrowskiemu. Dziś z polską drużyną spotka się po raz kolejny, tym razem rywalem będzie Lech. Od tamtego czasu Lestienne przeszedł jednak wiele, bardzo wiele.

Wielki talent z problemami – Maxime Lestienne znów naprzeciw Polaków

Nie ma już w drużynie Standardu postaci, które znamy i pamiętamy z polskich boisk. Znikł Orlando Sa, nie ma już Milosa Kosanovicia. Lestienne’a kojarzą właśnie kibice z Wrocławia, choć pewnie cieszą się, że wówczas on i Izrealczyk Refaelov nie byli w stanie pokonać polskiej drużyny. Już wtedy rzucał się w oczy tym, czym zaimponował od lat najmłodszych – dobra lewa noga, świetna gra na małej przestrzeni, bardzo konkretny i bezpośredni piłkarz.

Maxime Lestienne pierwsze kroki w piłce nożnej postawił już w wieku czterech lat. Pozostał w juniorach Excelsioru Mouscron do 16. roku życia. Swojego zawsze będą chronić, dlatego kiedy zagrał po raz pierwszy w barwach „Les Hurlus” był wniebowzięty. Spełnił właśnie swoje marzenie.  – Mój ojciec nie opuścił żadnego z moich meczów – ani na wyjeździe, ani u siebie – opowiadał lata później Lestienne. Mówił wprost, że wykonywał dzieło, które zaczęli rodzice, wysyłając go na pierwsze treningi.

Doglądał go Giovanni Seynhaeve, jego starszy o 16 lat kuzyn. Tak mówił, zapytany o początki młodego skrzydłowego: – Maxime zawsze był lepszy od innych w drużynach kolejnych roczników. Zastanawialiśmy się, jak się sprawdzi w profesjonalnym zespole. Zdaliśmy sobie sprawę, że był gotowy na dokonanie tego skoku dzięki swoim umiejętnościom technicznym i wytrzymałości. Widzieliśmy, że był w stanie biegać godzinami. A uwagę skupił tym, że było to u niego powtarzalne w wielu meczach.

***

Reklama

Jako mieszkaniec Mouscron i wychowanek Excelsioru odczuł potężny cios, kiedy klub ogłosił bankructwo. 17-letni Lestienne został z kartą na ręku. Propozycji dostał jednak kilka. – Miałem przed sobą trudny wybór – PSV, Anderlecht, Brugge – mówił. Przez moment był nawet bliski wyjazdu z kraju – do Liverpoolu, gdzie na Goodison Park mógł go podjąć David Moyes. Wybrał ostatecznie Brugię, Eindhoven musiało na niego poczekać.

Tylko w samej Jupiler League przez cztery lata zdobył 37 goli, grając wciąż na swojej optymalnej pozycji lewoskrzydłowego. Na złote czasy jednak się nie załapał i mistrzostwa kraju nie zdobył – a wtedy Brugia czekała na nie od 2005 roku. Niedługo jednak po meczu ze Śląskiem Wrocław nadeszła przerwa reprezentacyjna. Wówczas otrzymał od Marka Wilmotsa pierwsze powołanie do reprezentacji, mając na skrzydle olbrzymią konkurencję – Edena Hazarda, Driesa Mertensa czy też Kevina Mirallasa. W meczu ze Szkocją nie wystąpił. Krążyły bowiem słuchy, że oddał się dzień przed meczem innym aktywnościom niż sportowe – mianowicie stosunkom płciowym. Nie widać było chyba zatem po nim zdziwienia, że selekcjoner Wilmots, a także jego następca, Roberto Martinez zadzwonili do niego z powołaniem dopiero sześć lat później.

***

Zamiast poziom wyżej, powędrował na swoją półkę lub raczej wykonał sportowy krok w tył. Al-Arabi i Genoa były raczej pomysłami chybionymi. – Stałem się twardszy i silniejszy dzięki pobytowi we Włoszech. Ale wciąż uczyłem się zupełnie innej gry niż w Belgii. Genoa nie była przecież drużyną, która zaatakuje w sposób otwarty Juventus, Milan lub Inter. Trochę też żałuję, że nie posłuchałem pewnych nauk trenera Michela Preud’homme’a w Brugii. Gdyby nie one, pewnie nie wylądowałbym we Włoszech i dziś umiałbym więcej jako piłkarz – opowiadał. Traktował każdy z tych klubów jak zesłanie, pierwsze oznaki, że kariera jednak nie rozwija się odpowiednio. „Gwiazdka” – jak mówiono o nim Mouscron – zaczynała przygasać. Ale była jeszcze szansa, że zalśni.

***

Zadzwoniło PSV Eindhoven, więc piłkarz „na dorobku” musiał z tej oferty skorzystać. Był wreszcie bliżej ojczyzny, w dodatku sam został ojcem małej Alize. – Kiedy wracam do domu i ja widzę, to czuję tylko szczęście – stwierdził. Kto jednak spodziewał się, że także wtedy los stanie na drodze do jego spokojnego rozwoju. Kto by przypuszczał, że zamiast tylko o golach zdobytych w Lidze Mistrzów, o świetnej statystyce notowanych asyst – 10 w 20 meczach we wszystkich rozgrywkach – będziemy mówili o jednym wydarzeniu. Dojście do siebie zajęło mu sześć tygodni, ale psychicznie miał cierpieć znacznie dłużej.

Reklama

***

Był sobie chłopak, miał 23 lata. I oto właśnie osoby, z którymi był związany przez całe życie odeszły na zawsze w ciągu zaledwie sześciu tygodni. Najpierw nadszedł pierwszy mroczny dzień – 5 października 2015 roku. Dostał nagłą wiadomość – umarła jego matka. Przyczyna? Pęknięty tętniak. Cinthia Lestienne miała zaledwie 52 lata. Wiedział, że musi być przy ojcu, Fabianie, chorującym już od kilku miesięcy na raka. Sześć tygodni później również swojego tatę musiał pochować.

***

Ula Chincz opowiadała kiedyś o tym, że jej ojciec, dziennikarz i prezenter Andrzej Turski umarł z tęsknoty za jej mamą. Wszyscy pamiętamy, kiedy aktorka Debbie Reynolds umarła ledwie dzień po śmierci córki, również aktorki, Carrie Fisher. Okazało się, że śmierć z powodu tęsknoty jest możliwa. Zabrzmi może dla niektórych z was jak coś wyjętego z telenoweli, ale jak się okazało – i takie przypadki się zdarzają. Dodatkowo – osoby chorujące na raka wiedzą, z czym się mierzą. Rolą bliskich jest wtedy wsparcie. Do problemów zdrowotnych dochodzi psychiczne załamanie. Oto osoba, do której się przywiązałeś, właśnie odeszła. Ojciec Lestienne’a nie mógł tego znieść, że został na tym świecie sam. A jeszcze mocniej jego późniejsza śmierć dotknęła bliskich, którzy musieli z takim konkretnym, drugim już ciosem się zmierzyć.

Lestienne’a nie interesowało już to, czy pojedzie na mecz na szczycie przeciwko Ajaksowi. Został wycofany z kadry meczowej. On i jego żona, Kiara Vanlerberghe musieli zaopiekować się tym, co im pozostało – po raz drugi przechodzili razem przez ten sam cykl, którego przeżywać nie chcieli. W chwilach smutnych piłkarz otrzymał niespodziewane wsparcie – fani odradzającego się Mouscron podczas meczu z Leuven kazali szczere wyrazy wsparcia dla chłopaka ze swoich okolic. W PSV dostał z kolei 10 tygodni wolnego. Kiedy już powrócił do gry, mówił: – Dostawałem wiele telefonów – byłem dobrze otoczony przez moją rodzinę. Dobrze jednak się czuję, mogąc grać znów w piłkę. To wtedy zapominam o całym świecie, który nas otacza.

***

Jeżeli jednak przyciągał problemy, zanim stało się najgorsze, to jego sposób radzenia sobie ze stratą później nie był też raczej modelowy. Lestienne’a jeszcze przez lata widywano w wisielczym nastroju. Rzadko się uśmiechał, farbował włosy na tleniony blond, zamknął się w sobie, nie był skory do wylewnych rozmów. Można było zaobserwować, jak na swoje kanały społecznościowe wrzuca zdjęcia swoich rodziców.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Bonne anniversaire ma petite maman 54 ans aujourdhui … Tu nous manque … Je t’aime telement 🙏❤️ #maman

Post udostępniony przez  Maxime Lestienne (@maxime_lestienne16)

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Photo de jeunesse ! 😍 mais bonne anniversaire PAPA 54 ans aujourd’hui ! Je t’aime 😘 ❤️

Post udostępniony przez  Maxime Lestienne (@maxime_lestienne16)

Na boisko wrócił w meczu z PEC Zwolle, które PSV pokonało 3:2. Jednak wszystkie media holenderskie obiegło zdarzenie pomeczowe. Razem z Jeroenem Zoetem, Lestienne udał się do centrum Eindhoven. Imprezowali. Była noc z soboty na niedzielę – z 19 na 20 grudnia. Za kilka dni miał obchodzić pierwsze święta bez rodziców. Świadkowie podejrzewali, że to, co się stało później było wynikiem sprowokowania Belga. Aresztowano go za udział w bójce, a film pokaże, jak Zoet będzie chciał pomóc koledze z drużyny i powstrzymać policjantów przed jego aresztowaniem.

Wideo z zatrzymania:

Kolejne mecze po wypuszczeniu z aresztu stracił na leczeniu kontuzji łydki. Wobec braku gry, podłamał się zupełnie. Pod koniec sezonu trener Philip Cocu nie stawiał już na niego w meczach, wiedział, że wypożyczenie do PSV nie zostanie przedłużone. Z Eindhoven łączyło go coraz więcej nieprzyjemnych zdarzeń. Ale nie spodziewał się chyba, co spotka go na fecie mistrzowskiej, co do której nikt nie przypuszczał, że w ogóle do niej dojdzie.

Tak, tak, jedyną osłodą była ostatnia kolejka ligowa, którą Lestienne śledził już z trybun – Ajax przegrał mistrzostwo Holandii w ostatnim meczu. Zremisował z De Graafschap 1:1. PSV nie będzie w to wierzyło – oni wygrali znowu ze Zwolle 3:1 i to do nich powędrował w ostatniej kolejce tytuł zwycięzców Eredivisie. Na fecie mistrzowskiej Lestienne został przez kibiców nagrodzony brawami. Chyba sam nie spodziewał się, że spotka go jeszcze coś takiego.

***

Spróbował kolejnych wojaży. Trwały one krótko, bo zaledwie dwa lata. Trudno się dziwić, że po tym wszystkim wolał wrócić do Belgii. Kiedy rękę z pomocą wyciągnął Rubin Kazań, Lestienne dalej odczuwał coraz większą samotność. Przeżył kolejną sinusoidę. W trakcie gry w Tatarstanie zarówno urodził mu się syn, jak i pożegnał kolejną bliską osobę – tym razem dziadka. Zdawał się być człowiekiem, któremu obojętnieje gra w piłkę, bo nie radzi sobie sam ze sobą. Wpadł w towarzystwo, w którym mógł uciec od problemów. Alex Song i Yann M’Vila nie przyjechali przecież do Kazania dlatego, że podoba im się miasto. Przyjechali, bo w lidze rosyjskiej mogli jeszcze zagrać za niezły pieniądz. Było i tak dobrze, ponieważ po odejściu Lestienne’a do Malagi media informowały o coraz większych, nawet czteromiesięcznych zaległościach w wypłatach dla piłkarzy.

W takim otoczeniu, daleko na wschód od Belgii znalazł się Lestienne. Nic zatem dziwnego, że po przyjeździe na jeden z treningów on i Song podpadli radzie drużyny. Także M’Vila był na cenzurowanym, ale on przynajmniej był w stanie trenować na pełnych obrotach. Od Belga oraz jego kompana – byłego gracza Barcelony i Arsenalu – wyczuwano alkohol. Rozważano nawet przesunięcie obu panów do rezerw. Nic zatem dziwnego, że u Javiego Gracii Lestienne miał spaloną opinię. Nie wiedzieć, czemu, przed powrotem do Liege wymyślił sobie jeszcze pobyt w Maladze, z którą zleciał z hukiem z La Liga. Wyglądał ciągle jak gość, który szuka swojego miejsca na świecie – ale jakby nie rozumiał, że po takich problemach i takim emocjonalnym podejściu najlepiej jest być u siebie, na miejscu, nigdzie indziej. Szczególnie w sporcie, w którym psychika odgrywa kluczowe znaczenie.

***

Odbudowę rozpoczął w Liege i właściwie dopiero tutaj odzyskał wiarę w swoje możliwości. Sezon 2018/19 nie wyglądał najlepiej, bowiem było to zaledwie 5 goli i 3 asysty w 33 meczach. Lepiej było już jednak w kolejnych rozgrywkach, gdzie odnotował 10 goli i 5 asyst w 34 meczach. To właśnie wtedy w końcu telefon wykonał do Lestienne’a Roberto Martinez. Piłkarza Standardu wciąż jeszcze nie posłał do boju, nie dał zaliczyć 1A, ale to był sygnał, że coś zaczyna się u Maxime’a w końcu zgadzać. Choć niedawno z meczu z Rangers wyeliminował go pozytywny wynik testu na koronawirusa, teraz wraca. Na nim i młodym Raskinie w pierwszej kolejności powinni się skupić obrońcy Lecha.

Tym razem nie oczekujemy sinusoidy. Lestienne – przynajmniej w belgijskich warunkach – pokazał, że jest w gazie. A powracający po odbytej izolacji jest głodny gry.

RAFAŁ MAJCHRZAK

Fot. Newspix

Najnowsze

Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
0
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Komentarze

0 komentarzy

Loading...