11 listopada 2007 roku Zenit Petersburg po raz pierwszy zatriumfował w rosyjskiej ekstraklasie. Pół roku później dołożył do tego zwycięstwo w Pucharze UEFA. Mogło się wówczas wydawać, że klub będący własnością Gazpromu wkrótce nie tylko zdominuje krajowe podwórko, ale stanie się znaczącym graczem w Lidze Mistrzów. Czyli w rozgrywkach również sponsorowanych przez gazowego giganta z Rosji. A jednak Zenit w Champions League nigdy tak naprawdę nie zaistniał. Tylko trzykrotnie wystąpił w fazie pucharowej rozgrywek, za każdym razem przegrywając już w pierwszym dwumeczu. Obecnie spekuluje się, że Mauricio Pochettino ma być tym człowiekiem, któremu powierzą w Petersburgu misję poprowadzenia zespołu do międzynarodowej chwały. Ale wielkich nazwisk na ławce trenerskiej Zenitu w ostatnich latach przecież nie brakowało, a europejskich triumfów jak nie było, tak nie ma.
Opcja rosyjska
Obecnie szkoleniowcem klubu jest Siergiej Siemak, w pierwszej dekadzie XXI wieku czołowy rosyjski piłkarz. 65-krotny reprezentant kraju i jeden z bohaterów Euro 2008. Jako zawodnik Siemak był właściwie gwarancją trofeów. Po mistrzostwo Rosji sięgnął najpierw w barwach CSKA Moskwa, gdzie zbudował reputację boiskowego lidera. Potem wygrywał ligę z Rubinem Kazań, aż wreszcie dołożył do kolekcji dwa tytuły jako zawodnik Zenitu, w którym zresztą skończył karierę zawodniczą, a rozpoczął trenerską. Najpierw w sztabie szkoleniowym, a od maja 2018 roku na własny rachunek. Wcześniej zaliczył też udane przetarcie w roli pierwszego trenera FK Ufa.
Postawienie na Siemaka przez działaczy Zenitu było mimo wszystko pewnym zaskoczeniem. Nawet biorąc pod uwagę, że media dość długo na ten temat spekulowały. Jeżeli spojrzymy sobie bowiem na listę szkoleniowców „Lwów” zatrudnionych w erze Gazpromu, niewiele tam rosyjskich nazwisk:
- Dick Advocaat (2006 – 2009)
- Anatolij Dawydow (2009)
- Luciano Spalletti (2009 – 2014)
- Andre Villas-Boas (2014 – 2016)
- Mircea Lucescu (2016 – 2017)
- Roberto Mancini (2017 – 2018)
- Siergiej Siemak (2018 – )
Jak widać – dominują znaczące postaci z Europy Zachodniej. Utytułowani Dick Advocaat i Roberto Mancini, ceniony na włoskim rynku Luciano Spalletti, oraz Andre Villas-Boas, uchodzący niegdyś za trenera nieprzeciętnie utalentowanego. Do tego doświadczony gigant wschodnioeuropejskiej piłki, Rumun Mircea Lucescu. Wyjątek stanowił Anatolij Dawydow, który zapisał w Zenicie (wówczas jeszcze Leningrad, nie Petersburg) piękną kartę jako piłkarz, sięgając z klubem po jedyne w jego dziejach mistrzostwo Związku Radzieckiego. Dawydow był do tego stopnia w Zenicie ceniony, że po raz pierwszy zaoferowano mu posadę trenera już w 1988 roku. Odmówił, ponieważ – pomimo 35 lat na karku – nie chciał zawieszać butów na kołku. I trudno się dziwić, skoro karierę kontynuował jeszcze przez… dwanaście lat. W 1997 roku powrócił nawet do Petersburga i zagrał ostatnich kilkanaście meczów na najwyższym poziomie rozgrywek. W zespole grał wówczas również jego syn, Dmitrij.
ZENIT POKONA DZIŚ LAZIO? KURS: 2,37 W TOTOLOTKU!
Dawydow po raz pierwszy szkoleniowcem Zenitu został finalnie w 1998 roku i na stołku wytrwał dwa lata. Jego powrotu przeszło dekadę później nikt się nie spodziewał. Początkowo Rosjanin miał zresztą pełnić tylko rolę trenera tymczasowego, ratownika, dopóki działacze nie ustalą warunków umowy z fachowcem o bardziej uznanym nazwisku w świecie europejskiej piłki. Jednak drużyna pod wodzą legendy zanotowała bardzo gwałtowny progres, zadziałał sławetny efekt nowej miotły. Nie tak wiele brakowało, a Zenit rzutem na taśmę włączyłby się nawet do walki o mistrzostwo kraju. Do tego ostatecznie nie doszło, lecz „Lwy” zakończyły sezon na trzeciej pozycji. Niezłej, bo gwarantującej udział w eliminacjach do Ligi Mistrzów. I na tym misja Dawydowa się zakończyła. Rosjanin powrócił do prowadzenia drużyny rezerw, a od pewnego czasu piastuje stanowisko dyrektora akademii Zenitu.
Definitywnie nastał czas w Petersburgu zagranicznych trenerów. I zawodników. Szybko stało się dla Zenitu normą, że o jego sile stanowią piłkarze spoza Rosji. Często Brazylijczycy i Argentyńczycy. Nie spodobało się to samemu Władimirowi Putinowi. – Dobra robota, wygraliście. Z ośmioma obcokrajowcami na boisku – tak prezydent Federacji Rosyjskiej gratulował włodarzom klubu zwycięstwa 3:1 z Realem Sociedad, które zapewniło Zenitowi pierwsze miejsce w grupie Ligi Europy 2017/18.
Oczywiście były to słowa uznania wypowiedziane z ironią.
Siergiej Siemak
Czyżby zatem zatrudnienie Siemaka symbolizowało zwrot Zenitu w stronę – nazwijmy to – rosyjskości, po nieudanych kadencjach Manciniego i Lucescu? Niekoniecznie. Przynajmniej jeśli mowa o kształcie kadry.
Siemak pod ostrzałem
W pierwszym sezonie pracy nowego trenera klub w niezłym stylu powrócił na ligowy tron, odzyskując mistrzostwo po trzech latach niepowodzeń. Wśród dziesięciu zawodników, którzy zaliczyli najwięcej występów w sezonie 2018/19, aż siedmiu było Rosjanami. Sporo. Ale w minionych rozgrywkach, również zakończonych przez Zenit na szczycie tabeli, proporcje się zmieniły. Sześciu obcokrajowców i czterech Rosjan w dziesiątce najaktywniejszych piłkarzy „Lwów” w sezonie 2019/20. Obecnie trend w rosyjskiej ekstraklasie generalnie jest zresztą taki, by stopniowo zdejmować ciążące na klubach ograniczenia dotyczące wystawiania piłkarzy spoza Rosji. Wzbudza to trochę kontrowersji, ponieważ może spowodować odpływ najlepszych rosyjskich piłkarzy do lig z europejskiego TOP5, no ale z drugiej strony takie zmiany oznaczają znacznie większą swobodę w budowie kadry w oparciu o stranierich.
Zenit naturalnie jest beneficjentem tego rodzaju reform. Nie przekłada się to jednak na europejskie sukcesy. W zeszłym sezonie „Lwy” odpadły z Ligi Mistrzów już po fazie grupowej. Teraz zaczęły zmagania od dwóch porażek. Choć w obu przypadkach Zenit był przecież losowany z pierwszego koszyka, więc nie trafiał na zaporowych oponentów. W sezonie 2019/20 mistrzowie Rosji byli jedynym klubem spośród dwudziestu najwyżej rozstawionych, który nie zapewnił sobie nawet miękkiego lądowania w Lidze Europy.
Katastrofa. No i zanosi się na kolejną.
REMIS ZENITU Z LAZIO? KURS: 3,35 W TOTALBET!
W drugiej kolejce fazy grupowej Champions League rosyjska ekipa przegrała 0:2 z Borussią Dortmund. Wcześniej – i to w Petersburgu – poległa w konfrontacji z Clubem Brugge. To właśnie ta pierwsza wpadka sprawiła, iż zaczęto dość powszechnie kwestionować przyszłość Siemaka na stanowisku trenera klubu. Tym bardziej że w tej chwili szkoleniowiec „Lwów” nie broni się dobrymi rezultatami na krajowym podwórku. Zenit zaczął świetnie, pokonując między innymi CSKA Moskwa w meczu na szczycie, ale potem było już gorzej. Sporo remisów, dwie porażki. Oczekiwania były o wiele większe. Zamiast się rozwinąć, drużyna wykonała krok wstecz.
A przecież nie jest tak, że Gazprom zakręcił – nomen omen – kurek z forsą. Rzućmy okiem na największe transfery przychodzące ostatnich lat:
- 2018/19: Wilmar Barrios (15 milionów euro), Sardar Azmoun (12), Jarosław Rakicki (10)
- 2019/20: Malcom (40), Douglas Santos (12,5), Wiaczesław Karawajew (8)
- 2020/21: Wendel (20), Dejan Lovren (12)
Summa summarum na same tylko kwoty odstępnego Zenit wydał przez ostatnie trzy sezony około 150 milionów euro. A trzeba też pamiętać o takich graczach jak Claudio Marchisio, którzy do Petersburga przybyli na zasadzie wolnego transferu, ale dostali naprawdę tłusty kontrakt i okazałą kwotę za podpis. Oczywiście Zenitowi zdarzało się też sprzedawać za spore pieniądze, żeby przypomnieć choćby Leandro Paredesa, który przeniósł się do Paris Saint-Germain za około 40 baniek. Niemniej, wydatki i tak znacznie przewyższały zarobki z transferów.
Sardar Azmoun
Wydawać by się mogło, że regularnie wzmacniana kadra – oparta również na krajowych gwiazdach, takich jak uwielbiany w Petersburgu Artiom Dziuba, Aleksandr Jerochin czy Magomied Ozdojew – powinna jednak na europejskiej arenie radzić sobie lepiej. Nawet jeżeli nie w fazie pucharowej Ligi Mistrzów, to chociaż piętro niżej, w Lidze Europy. A tymczasem Zenitowi od lat kiepsko się wiedzie również w pucharze pocieszenia. Od czasu triumfu w 2008 roku rosyjska drużyna nigdy nie dotarła w LE dalej niż do ćwierćfinału.
Pytanie – czy jest to wina kolejnych trenerów, w tym Siemaka?
Nie wszyscy tak uważają. – Drużynie po dwóch mistrzostwach potrzebny jest psychologiczny restart, a to wymaga czasu – sądzi Herman Tkaczenko, agent piłkarski ze Wschodu. – Do tego dochodzi krótki okres przygotowawczy, brak prawdziwego odpoczynku. Drużyna obecnie ewoluuje. Siemak kombinuje z ustawieniem z trójką środkowych pomocników kosztem sprawdzonej formacji 4-4-2. W nowym ustawieniu lepiej mógłby się odnaleźć Malcom, który zostałby zwolniony z obowiązków defensywnych. Na razie Brazylijczyk jest wielkim rozczarowaniem, lecz w paru momentach udowodnił, że ma wielki potencjał. Ciąży na nim duża presja ze względu na kwotę, jaką za niego zapłacono. Krótko mówiąc – jest trochę problemów. Mistrzowskie tytuły je zatuszowały.
– Trzeba realnie oceniać rzeczywistość – dodał agent. – Dzisiaj wartość kadry Zenitu jest mniej więcej taka sama jak – dajmy na to – Getafe. Czy ktoś rozdzierałby szaty, gdyby Getafe przegrało z Clubem Brugge? Wszyscy w Petersburgu zbudowali wokół tego meczu klimat spacerku, a Belgowie to dziś równorzędny przeciwnik dla Zenitu. Po dwóch mistrzostwach z rzędu oczekiwania wystrzeliły w górę, lecz Zenit nie dokonał aż takich wzmocnień, by mierzyć przesadnie wysoko. Na dodatek styl gry preferowany przez Siemaka opiera się na bardzo dużej intensywności. Nie jest łatwo realizować taką strategię w obecnych okolicznościach.
Pochettino na ratunek?
Mamy zatem podział na dwa obozy. Zwolennicy Siemaka dowodzą, że szkoleniowiec pozostaje właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Ze względu na swoją osobowość, to po pierwsze. Ale i osiągnięcia. Rosjanina bronią wszak rezultaty na krajowym podwórku, mistrzowskie tytuły zdobywał nie psim swędem, lecz z przytupem. Co świadczy o tym, iż potrafi do maksimum wykorzystać potencjał swojego zespołu. A że nie przekłada się to na udane występy w Champions League? Cóż, najwyraźniej Zenitu na nie po prostu nie stać. – Guus Hiddink nazywał Siemaka „trenerem biegającym po boisku”. Zmiana roli z piłkarza na szkoleniowca przyszła Siergiejowi nad wyraz łatwo – sądzi Igor Rabiner, rosyjski publicysta sportowy. – Nie lekceważmy jego osiągnięć. Niezależnie od tego, jak potężny jest Gazprom i jak wielkie pieniądze mu zapewnia. Lucescu i Mancini to nie są przypadkowi trenerzy, a nie poradzili sobie w Petersburgu. Choć oczywiście o międzynarodowym poziomie Siergieja Bogdanowicza będziemy mogli mówić dopiero wówczas, gdy zrealizuje on kolejny cel, jakim jest sukces Zenitu w Lidze Mistrzów.
Ano właśnie. Krytycy rosyjskiego trenera stoją na stanowisku, że występy w Champions League obnażają warsztat Siemaka. Który, owszem, potrafi z przytupem pozamiatać ligowych konkurentów, ale jest za cienki w uszach, by cokolwiek ugrać w Europie.
LAZIO WYGRA Z ZENITEM? KURS: 2,82 W EWINNER!
– Obecny styl gry Zenitu, do przesady oparty na Dziubie, jest po prostu prymitywny. Powolny, przewidywalny. Łatwy do rozczytania dla klasowych rywali – twierdzi Giennadij Orłow, komentator telewizyjny. – Nieobecność takich graczy jak Malcom czy Azmoun wymusza na Siemaku pewne taktyczne kompromisy, ale bez przesady. Nie może być tak, że gra ofensywna drużyny sypie się, gdy brak dwóch zawodników, z których tylko jeden był liderem zespołu. Pozostali muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za kreowanie sytuacji. Wendel miał wnieść nową jakość do środka pola, tymczasem nie przypominam sobie ani jednego otwierającego podania w jego wykonaniu. Wciąż oddaje piłkę do najbliższego kolegi. Tak się nie da grać, nie ma w tym elementu zaskoczenia. System gry Zenitu obecnie nie istnieje. Nie ma żadnego planu, a terminarz jest wyjątkowo napięty i brakuje czasu na to, by wypracować jakiś nowy pomysł. Przed Siemakiem trudne zadanie. Nikt mi nie powie, że ostatnie porażki to tylko wypadki przy pracy.
– Zwolnienie Siemaka? Na razie to tylko spekulacje, nie znam konkretów. O nich wiedzą zresztą trzy, może nawet dwie osoby w całej Rosji – dodaje Orłow. – Pewne jest jedno. Siemak nie może się czuć bezpieczny. Jego polisą ubezpieczeniową są rezultaty widoczne na tablicy wyników, a te obecnie działają raczej na jego niekorzyść. Powtarzam – Zenit nie ma systemu gry kombinacyjnej.
Mauricio Pochettino
Czyżby zatem rozwiązaniem dla mistrzów Rosji było zatrudnienie kolejnego uznanego fachowca z Zachodu? Ponoć klub rozpoczął już negocjacje z jednym z najbardziej obecnie rozchwytywanych trenerów – Mauricio Pochettino.
– Oczywiście Zenit jest w stanie zapewnić Pochettino olbrzymi kontrakt. Myślę, że nawet sięgający dziesięciu milionów euro za rok gry. Gazprom może sobie na to pozwolić – twierdzi Maksym Allazanarow, kolejny dziennikach sportowy z Rosji. – Tylko czy jest możliwe, by namówić trenera tej klasy – znajdującego się przecież w szczycie kariery – na pracę w rosyjskiej ekstraklasie? Wydaje mi się to niezbyt prawdopodobne. Skuszenie Argentyńczyka pieniędzmi oczywiście wchodzi w grę, ale możliwość zatrudnienia go sondowały przecież takie kluby jak Barcelony czy Juventus. „Stara Dama” na pewno może zaoferować Pochettino podobne warunki finansowe do Zenitu. O ile mi wiadomo, szefowie Zenitu mają zamiar zmienić trenera dopiero w momencie, gdy klub odpadnie z Ligi Mistrzów. Choć nie wykluczam, że kiepskie wyniki w lidze mogą tę decyzję przyspieszyć. Siemak jest w trudnej sytuacji. Ale zatrudnienie jednego z najlepszych trenerów Europy w jego miejsce brzmi obecnie jak scenariusz z gatunku science-fiction.
Tak czy owak, najbliższe tygodnie będą kluczowe dla przyszłości trenera Zenitu. A może i nawet najbliższe dni. Jeśli Zenit przegra dzisiaj u siebie z Lazio, szanse na awans do fazy pucharowej Champions League spadną niemalże do zera.
Niezależnie od sukcesów na krajowym podwórku, kolejna wtopa w Europie musi być traktowana jako olbrzymie rozczarowanie. Bo może i Zenit – nawet ze wsparciem Gazpromu – nie jest wystarczająco mocny, by stawać w szranki z największymi piłkarskimi potęgami Starego Kontynentu, lecz niewątpliwie stać go na to, by od czasu do czasu w europejskich rozgrywkach chociaż namieszać.
Tymczasem od paru ładnych lat Zenit w Europie nie znaczy nic.
fot. NewsPix.pl