
weszlo.com / Blogi i felietony

Opublikowane 04.11.2020 13:31 przez
Jakub Olkiewicz
Bywa w życiu tak, że pewne rzeczy robimy bez większego przekonania, jako jedyną motywację traktując mniej lub bardziej mglistą obietnicę przyszłych nagród. W szkole uczymy się tych pantofelków i innych ameb, choć zdajemy sobie sprawę, że w dziale księgowości wielkiej korporacji pantofle zakłada się rzadko. O związkach nawet nie wspominam, bo to, do czego czasem kobiety są w stanie popchnąć w miarę racjonalnych mężczyzn (i odwrotnie) jest zwyczajnie przerażające.
Jemy te brukselki, wierząc, że nerki pozostaną dzięki nim zdrowe na długie lata, choć przecież w piątek i tak wystawimy cały organizm na morderczy wysiłek, którego żadna brukselka nie zrekompensuje.
No i niestety, trzymamy się reżimu sanitarnego w Ekstraklasie, nawet jeśli uważamy go za głupi, niekonsekwentny, miejscami zbyt surowy, a miejscami zbyt łagodny.
Ha, nie spodziewaliście się reżimu sanitarnego po tym wstępie, choć moim zdaniem sytuacja jest właściwie identyczna. Plan był wykreślony w czasie, gdy zakażeń koronawirusem w całym kraju mieliśmy kilka tysięcy. Łącznie. Dzisiaj dziennie przybywa nam cztery razy tyle, w związku z czym pewne jego punkty wydają się totalnie bez sensu. Z drugiej strony – plan był wykreślany w czasie, gdy zamknięte były nawet lasy, a nieosiągalnym marzeniem dla wielu ludzi było wyjście pod blok bez ryzyka wyłapania 30 tysięcy złotych grzywny. Musiał być sprecyzowany w taki sposób i mieć takie brzmienie, by przekonać największych niedowiarków, że boiska mogą stać się strefą zero, strefą wolną od koronawirusa.
Trzeba się przez chwilę zastanowić – po co my to wszystko robiliśmy? Po co było to tworzenie ułudy życia w bańce, po co były maseczki, często trzymane pod brodą, w skrajnie niepoprawny sposób?
Oficjalna odpowiedź: żeby uniknąć zarażeń wśród piłkarzy. Prawdziwa odpowiedź: żeby się nikt nie dopierdolił.
No nie ma sensu się oszukiwać, w maju ryzyko zakażenia było niewielkie. Dopiero z dzisiejszej perspektywy widzimy, jak komfortowa była wówczas sytuacja, jak niewiele było w Polsce ognisk koronawirusa, jakiego pecha musiałby mieć wyspany, wybiegany i regularnie badany piłkarz, by przytaszczyć COVID do szatni. A w związku z tym – szereg regulacji, które wówczas przyjęliśmy, był trochę przesadzony. Te wszystkie maseczki na drodze do szatni, opóźnianie wejścia na boisko przez jedną drużynę, by piłkarze nie mijali się w przejściu, zaniechanie przybijania piątek – klasyczny przykład dmuchania na zimne.
Ale robiliśmy to wszystko w jednym celu: żeby nikomu nie wpadło do głowy, że boiska są niebezpieczne. Że to właśnie na piłkarskiej murawie może dochodzić do transmisji wirusa, że to właśnie szatnia piłkarska może się okazać rozsadnikiem epidemii. Wielokrotnie ze strony polityków – nie tylko w Polsce, bo podobnie było przecież w Niemczech czy na Wyspach Brytyjskich – padały słowa uznania: futbol postępuje dojrzale, futbol postępuje odpowiedzialnie, bierzmy przykład z piłki nożnej. Oczywiście to był trochę teatrzyk, co demaskowali raz na jakiś czas mniej rozgarnięci piłkarze jak Salomon Kalou czy Raheem Sterling. My udawaliśmy, że jest pełna izolacja, politycy udawali, że w to wierzą.
Efekty jednak były zadowalające dla wszystkich – ligi się kręciły, kluby mogły zarabiać, cała spora gałąź gospodarki wstawała z kolan. Być może błędy popełniono latem? Gdy kolejne branże się otwierały, gdy kolejne restrykcje były łagodzone, futbol trwał przy swoich bardzo ostrych wytycznych. Sami przeciw temu protestowaliśmy – bo cyrki z konferencjami prasowymi czy ograniczanie pojemności stadionu w momencie, gdy na plaży w Ustce nie ma gdzie wcisnąć szpilki wydawało się niemądre. Z obecnej perspektywy faktycznie – wtedy można było poluzować, po to by teraz znów zacieśniać.
W wakacje, nie tylko w piłce nożnej, restrykcje były luzowane „nieoficjalnie”. W teorii nadal mieliśmy trzymać się na baczności, w teorii powinniśmy się zachowywać tak jak w marcu czy kwietniu. Ale teoria swoją drogą, praktyka swoją. Pielgrzymki piłkarzy bez maseczek do galerii handlowych przestały kogokolwiek zniesmaczać, bo też i sytuacja w kraju pozwalała myśleć o koronawirusie jako o odległym niemiłym wspomnieniu. Takie „nieoficjalne” poluzowanie obostrzeń to prosta droga do wyrobienia nawyku – skoro mamy to w dupie w lipcu, czemu mamy to traktować poważnie we wrześniu czy w październiku?
Natomiast nie ulega wątpliwości – błędy z wakacji nie mogą usprawiedliwiać tego, co dzieje się obecnie. I nie chodzi tu wyłącznie o Legię Warszawa, ale o pewien całokształt naszego podejścia do futbolowych restrykcji. Bo jeśli zadamy sobie raz jeszcze pytanie: po co my to wszystko robimy, to odpowiedź będzie już nieco inna niż w kwietniu czy w maju.
Otóż tym razem nie chodzi jedynie o to, by nikt się nie dopierdolił. Tym razem wszystkie względy bezpieczeństwa naprawdę mają na celu uniknięcie rozprzestrzeniania się wirusa, także w piłkarskich szatniach. Pogoń Szczecin, Zagłębie Sosnowiec, Wisła Płock – kolejne kluby pokazują nam, że to nieprawdopodobnie zaraźliwe cholerstwo. Walka toczy się już nie o to, by któryś polityk nie stwierdził, że trzeba zamknąć tę branżę. Walka toczy się o to, by liczba zakażonych piłkarzy nie miała wpływu na terminarz, by pozostawała na tyle niska, by nie przekładać meczów i nie paraliżować rozgrywek. To naprawdę nie jest fizyka kwantowa – bez trzech czy czterech piłkarzy swobodnie można grać. Ba, przestrzegając zasad, można nawet ubłagać sanepid, by nie wymierzał kwarantanny od razu wszystkim najbliższym kumplom zakażonego.
Czy to ważne? No, dość ważne, jeśli mamy do wyboru zagrać mecz bez trzech piłkarzy w składzie, albo wylądować na dwa tygodnie poza światem futbolu, gdy leczyć będzie się 25 zawodników.
Wydaje mi się, że mentalnie część środowiska nadal jest na wakacjach, w czasie, gdy szpitale były puste, plaże pełne, kibice rozśpiewani, epidemiolodzy milczący. Niestety, ale nie możemy udawać, że nic się nie dzieje. To jest moment, by powrócić do karności i dbałości, którą wykazywaliśmy w maju. Wtedy – by nikt się nie dopieprzył. Dziś – by w miarę bezboleśnie zagrać jesienią wszystkie mecze przewidziane na jesień.
Boję się, że przy tym stopniu lekkomyślności, jaki mamy w ligach obecnie, to misja niemal niemożliwa do zrealizowania.

Opublikowane 04.11.2020 13:31 przez
Ale nudny tekst. Innych tematow nie ma?
Jak tam Kuba? Podobno odstawili wam niezłą manianę przy okazji dobudowy trzech brakujących trybun na ŁKSie. W ramach oszczędności montują dwa metry krótszy dach względem tego, który jest na obecnie użytkowanej trybunie. W sumie nie moja sprawa, jednak pamiętam wasze prześmiewcze teksty nt dachu na Widzewie. I co? Znowu wyszło, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni 😀
Wy tam na swoim kurniku słyszycie coś w czasie deszczu? Te stukające krople o blachotrapez muszą być irytujące?
Martw się łksiaczku swoją stadionową sztukówką, bo sztukowany dach, to podobno nie jedyne oszczędności na Sztukówka Arena. Cóż, jaki klub, taki stadion, czyli Łódzki Kabaret Sportowy.
Jakie to tajne informacje posiadasz na temat budowanego stadionu, może się nimi podzielisz?
zmierzyli długość pejsów i skrócili dach
Przypomnij mi to powiedzenie jak już będzie skończony, żebym mógł się pośmiać.
Pośmiać? Co najwyżej śmiech przez łzy jak to macie w zwyczaju. Stadionowo napinaliście muskuły, a wyszło sztukowane gówno. Jasne, jest super, bo co macie powiedzieć? Tu krótszy dach, obok dłuższy, tu mniej krzesełek, bo znowu oszczędności, obok więcej, ale jest the best. Gnieździliście się na wiacie z jedną trybuną i też twierdziliście, że lepsza niż stadion. Przez kilka lat przeciekał gumowy kondom robiący za poszycie dachu i też było super. Jebaliście nawet waszych, którzy próbowali podejmować temat dachowego bubla. Cicho – sza, bo jeszcze Widzew usłyszy. Koślawy napis na krzesełkach również okej? Koślawo zamontowane krzesełka przy narożnikach trybuny – po prostu crème de la crème ha ha ha! Żyjcie dalej swoich urojeniach stadionowej zajebistości. Nic wam więcej nie pozostało.
Jak to nic Nam nie pozostało ? Pozostało czytanie twoich rewelacji i słuchanie jak to widzew jest największy…. . Dobranoc aha co Cie, tak Ten ŁKS interesuje ?
Cieszcie się, że wam w tej Łodzi cokolwiek wybudowali. Ładnie mówiąc specyficzne to wasze miasto.
dlaczego wy wszyscy się tak nienawidzicie? tylko żółć , wyzwiska…ludzie ogarnijcie się
Tam i tak zajmą tylko dwa górne rzędy wiec taka wiata w zupełnosci wystarczy
musiał dopierdolić i zrównać z ziemią.. leże i się nie podniosę. jesteś najlepszy
Ciekawe o czym napisal,mam nadzieje ze nie bedzie pierdolil o covidzie itp.
A jednak… szybki scroll na dol. Pozdr
Tak, tak, tak. Jeden mówi jedno, drugi co innego, a cała Europa upada przez covida. Rządy największych i najbogatszych krajów podejmują nielogiczne decyzje, ludzie kipią z wściekłości, bezrobocia i braku szansy na poprawę, złe emocje są na skraju eksplozji, nikt tak naprawdę nie wie jak reagować, a tu się okazuje, że w polskiej lidze są jakieś recepty na coś.
Otóż nie ma. Peckhart narzeka na brak smaku, jest afera, ale robią mu test – nic nie wykazuje. Inny biega jak szalony i okazuje się, że on, jak i pół jego zespołu covida ma. W tej walce nie ma żadnych reguł i logiki.
Oblewamy test sprawności fizycznej i organizacyjnej jako wymierający kontynent, a zawodowy futbol dalej funkcjonuje, bo jest z niego wielka forsa. Liga Mistrzów i Europy gra, piłkarze latają po całej Europie, nie mają kwarantann, nikt z nich nie umiera, wszystko działa, bo są z tego potężne dochody. Nie słyszałem też, żeby ktoś znany i bogaty umarł bezpośrednio na covid, a mieli go i piłkarze, i aktorzy, i czołowi politycy. To jest akurat reguła stara jak świat.
Bardzo mądry tekst. Przekaż chłopakom z Kanału Sportowego, że dają dziesiątkom tysięcy oglądających świetny przykład tego, jak poważnie podchodzić do tematu. Oh wait…
czyli robic tak żeby nikt się nie „dopierdolił”, ale nie tak jak Słowacy :).
Może sympatyczny redaktor w każdy piątek katuje organizm bynajmniej nie ćwiczeniami, ale rozsądni ludzie żyją znacznie zdrowiej.
szukasz miłych kobiet?
https://cutt.ly/Spotkania
ja szukam odpisz
To nie jest lekkomyślność.
To jest życie.
Rozmawialiśmy ostatnio w grupie znajomych o wisrusie.
Każdy otwarcie przyznał, że mając lekkie przeziębienie nikomu nic nie mówił, a dzieci chodziły do szkoły, inni dodali od siebie to samo.
Wszyscy cwaniakujemy, domagamy się przestrzegania ograniczeń, a gdy padnie na nas i mamy być stratni z tego powodu, zaczynamy kombinować, zatajać, ukrywać prawdę.
Tak to wyglada.
Wirus jest coraz słabszy, ludzie zaczynaja pomału się uodparniać, kwestia czasu 5-12 miesięcy i zapomnimy o nim.
Za 12 miesięcy nie będzie czego zbierać z gospodarki. Morawiecki i spółka powinni trafić przed trybunał stanu za otwarcie szkół.
https://www.edziecko.pl/rodzice/7,79361,26477959,prof-fal-otwarcie-szkol-bylo-jak-kon-trojanski-dla-koronawirusa.html
Nikt o tym głośno nie mówi, ale to jest główny powód rozprzestrzeniania się wirusa. Nie zakupy w galeriach, czy mecze piłkarskie, a nawet wizyta raz w tygodniu godzinę w kościele. Mateuszek Kłamczuszek i jego świta sami w lato chyba uwierzyli że „wirus jest w odwrocie” i pojechali ostro po bandzie, a wiadome było że przy wszystkich szkołach normalnie działających (prawie każdy ma w rodzinie jakiegoś dzieciaka który chodzi do szkoły) to na przełomie września i października zacznie się rzeźnia.