Reklama

Uwaga! Lewczuk jak mnich z Tybetu – siłą umysłu kontroluje temperaturę ciała!

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

03 listopada 2020, 10:45 • 3 min czytania 102 komentarzy

W poniedziałek wieczorem nastąpiło w Grodzisku Wielkopolskim zjawisko, którym powinni zająć się profesorzy medycyny z najlepszych uniwersytetów świata. Temperatura Igora Lewczuka zmienia się niczym pogoda w kwietniu. Według pierwszej wersji stoper Legii Warszawa był już o krok od trumny i wycieczki do zakładu pogrzebowego. Po kilkudziesięciu minutach temperatura jego ciała wróciła jednak do tej niemal optymalnej. Czyżby Lewczuk był jak ci mnisi z Tybetu, którzy są w stanie kontrolować umysłem temperaturę własnego organizmu?

Uwaga! Lewczuk jak mnich z Tybetu – siłą umysłu kontroluje temperaturę ciała!

– Przed rozgrzewką Igor Lewczuk zgłosił, że ma gorączkę. Jesteśmy mu wdzięczni, że dał radę wystąpić, bo nie było innego środkowego obrońcy – mówił Czesław Michniewicz na konferencji prasowej tuż po meczu z Wartą Poznań.

Igor w jednym z pomiarów temperatury przed meczem miał ją lekko podwyższoną w granicach 37 stopni, nie była to gorączka. Kolejne kilkukrotne badania temperatury pokazały prawidłowy wynik. Po meczu Igor także kilkukrotnie mierzył temperaturę i każdy pomiar jest prawidłowy – prostował Czesław Michniewicz Czesława Michniewicza. Ale tu już po tym, gdy w internecie zawrzało, że Legia z premedytacją wystawiła przynajmniej jednego piłkarza z objawami koronawirusem.

Opcje są dwie. Właściwie trzy. Być może Lewczuk jest faktycznie jednym z niewielu ludzi na świecie, którzy potrafią w ciągu kilkudziesięciu minut zmienić temperaturę swojego ciała. I to jeszcze w pomiarach z przeszłości, co sprawiałoby, że byłby jedynym takim człowiekiem kroczącym po planecie ziemskiej. Jeśli ta wersja jest prawidłowa, to na miejscu Legii wysyłalibyśmy maile do najbardziej renomowanych uniwersytetów świata oraz do magazynu “Science”. Nie może być tak, że Polska chowa przed światem nauki taki przypadek.

Środek pandemii, rygor sanitarny, obostrzenia… Michniewicz: Lewczuk miał gorączkę i grał!

Druga możliwość jest taka, że heroizm Lewczuka – o którym mówi Michniewicz – faktycznie ograniczał się do tego, że facet zagrał z gorączką 37,0 stopni Celsjusza. W takim razie Legia powinna napisać przynajmniej (podkreślamy – PRZYNAJMNIEJ) do prezydenta, by odznaczył obrońcę mistrzów Polski medale za nadzwyczajne zasługi dla sportu. Przecież to sytuacja podobna do tych, gdy żołnierze na wojnie pod wpływem adrenaliny byli w stanie doholować do okopu rannego kolegę mimo tego, że im samym odłamek granatu urwał nogę. Hitami internetu są filmy, na których triathloniści niesieni już tylko siłą woli dobiegają do mety, choć właściwie każdy mięsień w ich ciele pali bolesny skurcz. A Lewczuk? Zagrał 90 minut z TRZYDZIESTIOMA SIEDMIOMA STOPNIAMI GORĄCZKI.

Reklama

Jest jeszcze trzecia opcja. Ktoś po prostu robi ludzi w bambuko. I to tak ordynarnie. Najpierw Michniewicz dziękuję Lewczukowi tak, jakby ten przynajmniej do Grodziska z Warszawy doszedł pieszo. Jakby miał przynajmniej sztuczne płuco i protezę biodra, a i tak doskonale radził sobie z Mateuszem Kuzimskim. A po tym, jak w internecie padły zarzuty o to, że Legia bez cienia żenady przyznała się do wystawienia piłkarza z objawami zarażenia koronawirusem, nagle następuje zmiana frontu. “Nie no, Igor miał tylko 37 stopni gorączki na jednym ze stu pomiarów, a i w ogóle nie mamy pewności, że termomter wsadził pod swoją pachę, a nie w buty Stolarskiego”.

Albo Lewczuk przyleciał z planety Melmac. No albo Legia wykonała właśnie najbardziej niezdarne sprostowanie w pandemicznej erze polskiej piłki.

Zaraz się okaże, że Pekhart też wcale nie stracił węchu. Po prostu w nosie utknął mu paproch z getrów Malarza.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

102 komentarzy

Loading...