Wszyscy wiemy, w jakim obecnie czasie się znajdujemy. Popierdzielonym, mówiąc delikatnie. Koronawirus dezorganizuje wszystko, jak leci, nigdy się nie wie, czy kolejny mecz będzie grany, czy też nie, a jak będzie kiedy indziej, to właściwie kiedy. Mamy wrażenie, że takie realia mogą wpływać na sensacyjne rozstrzygnięcia w lidze. I idealną pointą tego okresu byłoby mistrzostwo dla Rakowa.
Natomiast żebyśmy się dobrze zrozumieli – jeśli Raków weźmie tytuł dla siebie, nie uznamy tego za wypadkową koronakryzysu. To nie byłoby tak, że wszyscy mają problemy, a Raków akurat przechodził i zgarnął mistrzostwo do torby. Nie, to klub bardzo dobrze zarządzany, wręcz już nudzi podkreślanie tego, ale jakby więcej zespołów działało na podobnych zasadach – żyłoby się nam w tej Ekstraklasie lepiej.
Jednak tak czy tak mistrzostwo dla częstochowian byłoby sensacją. Większą jeszcze niż to dla Piasta, bo przecież gliwiczanie grali o pierwsze miejsce już za Latala. A prowadził i prowadzi ich trener, który był blisko tytułu z Ruchem Chorzów. Była to więc oczywiście historia pokręcona, ale Raków wziąłby to na inny poziom. Patrząc historycznie ich największy sukces w lidze to przecież ósme miejsce w 1996 roku, mieli jeszcze finał Pucharu Polski, jednak w latach 60., czyli dajcie spokój.
Naturalnie ktoś może zarzucić, że takie rozważania są wciąż nie na miejscu, bo nawet nie dotarliśmy do 1/3 sezonu, ale po prostu trudno nie dostrzegać coraz większej liczby argumentów, które za częstochowianami stoją. Nawet jeśli to się w którymś momencie wysypie i Raków skończy jak – załóżmy – rewelacyjny Górnik 17/18, czyli na czwartym miejscu, to od podobnych spekulacji nikt jeszcze nie umarł.
PO PIERWSZE – TAKTYKA
A nad Rakowem aż chce się pochylać, bo widać, że czasy się zmieniają, a ekipy Papszuna liga się jeszcze nie nauczyła. Wspomniany Górnik zaskoczył na początku sezonu, kiedy wyszedł bardzo wysoko, ale po paru kolejkach zaczął być wyjaśniany – długa piłka za linię obrony i można z ekipą Brosza grać. Rakowa mało kto rozumie, nawet Legia, która jako jedyna ograła częstochowian w tym sezonie, miała ogromne problemy. Mimo że Raków walczył w dziesiątkę, to zdołał wyrównać, jeszcze Gutkovskis miał ze dwie bardzo dobre okazje, Legia przechyliła szalę na zwycięstwa dopiero w końcówce.
Wiele zespołów próbowało grać na trzech obrońców, nawet polska reprezentacja, ale często kończyło się to katastrofą. W Rakowie to działa pod rządami Petraska, a żeby dla rywala było jeszcze trudniej, to Czech co chwila ładuje się w pole karne przeciwnika i nie potrzebuje do tego stałego fragmentu gry. Jednocześnie Raków ma wówczas asekurację. Można wymieniać dalej: napastnik, od którego w pierwszej kolejności nie wymaga się nawet strzelania bramek, bo jak inaczej tłumaczyć transfery Forbesa, Zawady czy nawet Gutkovskisa. Wokół niego skupione czasem dwie dziesiątki, czasem dwaj schodzący napastnicy, wspierani przez wahadłowych.
No tak się w Polsce w piłkę nie gra. I Papszun mówił u nas w wywiadzie, jeszcze, gdy był pierwszoligowym trenerem, że po prostu nie ma czasu, by tego Rakowa się nauczyć.
– Nie boi się pan, że zaraz pana rozgryzą?
– W drugiej lidze też mieli. Ciągle mówiło się, że nas rozkminią, rozgryzą i przeanalizują! Jednak na końcu i tak na boisko wychodzą ludzie. Poza tym, spotkanie w nami jest jedno w rundzie, więc nikt nie będzie się ustawiał pod nas przez miesiąc. Mają na to kilka dni, a z doświadczenia wiem, że nie jest łatwo cokolwiek wdrożyć w takim czasie. Pewne elementy można zespołowi zasygnalizować, coś zaszczepić w treningu, ale nie łudźmy się, że zawodnicy zostaną zaprogramowani na wszystkie fazy gry.
Zresztą widać, że nawet piłkarze, którzy przychodzą do Rakowa, potrzebują czasu na zrozumienie tych wszystkich taktycznych meandrów, więc co dopiero powiedzieć o rywalach. Wiadomo, piłkarz-kozak zawsze się obroni, ale przykładowy Ivi Lopez, który jest kozakiem, też nie wskoczył od razu do składu. Ławka z Lubinem, 18 minut z Podbeskidziem, 30 minut z Cracovią, 10 minut z Wisłą Płock i dopiero z Górnikiem oraz Stalą Mielec pierwszy skład. Od razu po dwie bramki.
Często, gdy rozmawia się z piłkarzami, zwracają oni uwagę, że może i trener miał fajny pomysł na kolejny mecz, ale wprowadzał go za szybko, tak, że nie miało to prawa wypalić. W Rakowie jest ciągłość pracy i na zaskoczenie właściwie nie ma miejsca.
PO DRUGIE – JAKOŚĆ KADRY
Chociaż oczywiście: sam pomysł nie wystarczy, trzeba mieć do niego odpowiednich wykonawców i tutaj Raków też zrobił ogromny skok jakościowy. Przypomnijmy sobie pierwsze okienko po wejściu tego zespołu do elity:
- Andrija Luković
- Bryan Nouvier
- Ruslan Babenko
- Kamil Piątkowski
- Dawid Szymonowicz
- Brown Forbes
- Aleksandar Kolew
- Emir Azemović
Dziś widać, że były to transfery słabiutkie. Zaprocentowało ściągnięcie Piątkowskiego, swoje zrobił Forbes, natomiast reszta? Ruchy pasujące do Zagłębia Sosnowiec niż do drużyny, która obecnie jest liderem.
No ale właśnie: Raków wyciągnął wnioski. Od tego czasu przyszli między innymi Tijanić, Tudor, Lopez, którzy są dziś czołówką ligi na swoich pozycjach. Bronią się transfery nieoczywiste, takie jak Cebuli, Gutkovskisa czy Poletanovicia. I dziś Raków jest zespołem, który ma swoim składzie reprezentantów przyzwoitych (patrząc pod kątem Ekstraklasy) reprezentacji. Jeden jedzie na zgrupowanie Słowenii, drugi grać dla Czech, które wystąpią przecież na Euro, Piątkowski wskakiwał do kadry Michniewcza, gdy ta ogrywała Rosję. Kto by pomyślał jeszcze rok temu.
Raków ma więc skład bardzo przyzwoity, ale co więcej, szeroki. Taką grafikę przygotowaliśmy jakiś czas temu w Weszłopolskich:
Jest ona już poniekąd nieaktualna, bo zmienił się układ sił w napadzie, natomiast wciąż widać moc. Inaczej niż na przykład w Górniku Zabrze, który kołderkę ma jednak krótką i gdy zabrać niewiele elementów, robi się problem. A zresztą Raków w bezpośrednim starciu zabrzan dość gładko wyjaśnił.
PO TRZECIE – DOŚWIADCZENIE
Idąc dalej: Raków wreszcie zyskał to, czego zabrakło mu w tamtym sezonie, by powalczyć o górną ósemką. Doświadczenie. Ileż to razy częstochowianie tracili punkty w meczach, które – wydawało się – muszą wygrać. Naczelnym przykładem jest oczywiście spotkanie z Arką w Gdyni. Cisnęli ich, cisnęli, do przerwy mogło być 4:0, w końcu i tak Raków prowadził 2:0, ale przegrał 2:3 w kilka chwil. Dziś widać, że takich przygód częstochowianie już nie planują. Przykładem niech będzie ostatni mecz ze Stalą Mielec. Też w głupim momencie stracili bramkę na 2:1, ale większego pożaru potem nie było.
Kamyczkiem do ogródka może być tutaj mecz z Cracovią i remis w ostatniej minucie, ale jakkolwiek osądzamy Cracovię, trudno z nią w tym sezonie wygrać (ledwie jedna porażka). Poza tym: 19 oczek w ośmiu meczach Rakowa nie wzięło się z przesadnego rozdawnictwa punktów.
Dziś jak Raków chciałaby punktować i Legia, i Lech, ale nawet jak wygrają swój zaległy mecz – na tej płaszczyźnie Rakowa nie dogonią. I też u nas często bywa tak, że mistrzostwo wygrywa się słabością innych. Cóż, Lech tak chwalony, nie zwycięża w lidze, gra na trzech frontach… Może okazać się zwycięzcą finansowym tego sezonu, lecz niekoniecznie sportowym. Legii nigdy nie można skreślać i wręcz nie ma sensu. Jeśli chodzi o dorobek, drużyna z Warszawy zaczyna się ogarniać, natomiast stylu wciąż nie widać. Można się zastanowić: czy to w ostatecznym rozrachunku nie będzie kluczowe? Pamiętajmy – gramy tylko trzydzieści kolejek, nie będzie już czasu na nadrabianie różnych strat w Pucharze Maja.
PO CZWARTE – CZY TO NAPRAWDĘ MOŻE SIĘ STAĆ?
Są więc pewne przesłanki – słabsze i mocniejsze – że Raków o tytuł przynajmniej powalczy. To naprawdę nie jest silna liga, eufemistycznie mówiąc, a i potężniejsze rozgrywki nie takie historie widziały, żeby wspomnieć naturalne Leicester. U nas dużo można wygrać solidnością, przewidywalnością, dobrą organizacją. Raków to wszystko ma. Zobaczymy, na ile to wystarczy.
Bo też oczywiście nie jest tak, że ekipę Papszuna chcemy koronować już teraz. A gdzie tam. Po pierwsze, choć mówiliśmy o doświadczeniu, które Raków zdobywał, to wciąż właściwie nikt tam nie wie, jak gra się o mistrzostwo Polski. Łącznie z trenerem. A to może być kluczowe, kiedyś tak Łukasz Surma tłumaczył, dlaczego Lechia nie weszła do pucharów, gdy ślicznie grała pod rządami Kafarskiego. Czym innym jest doświadczenie w biciu się o utrzymanie, a czym innym w walce o miejsca 1.-4.. Tam wystarczy pewnych meczów nie przegrać, tu trzeba większość jednak wygrać. Wtedy, w Gdańsku, tamta grupa ludzi tego nie dźwignęła.
Ponadto mówiliśmy o szerokości składu, ale jednak bez niektórych piłkarzy trudno sobie Raków wyobrazić. Na przykład bez Petraska, Tijanicia czy powoli Lopeza. Łatwo się mówi, że nie ma ludzi niezastąpionych, natomiast trudno później ich zastąpić.
Tak, w dzisiejszych czasach trudno cokolwiek przewidywać i przed Rakowem jeszcze cholernie długa droga. Natomiast dla klubu z Częstochowy to duży sukces, że tytułowe pytanie nie brzmi humorystycznie.
PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyk