Są czasami w futbolu takie spotkania, gdy piłka po prostu za nic w świecie nie chce odnaleźć drogi do siatki. I taki był właśnie mecz Deportivo Alaves z FC Barceloną. W drugiej połowie gospodarze mieli problemy, by wymienić choćby dwa czy trzy celne podania na własnej połowie. Barca cisnęła, napierała. Raz po raz uderzała na bramkę. No i prawie nic z tego nie wyszło. Na pewno nie można odmówić Katalończykom gigantycznego zaangażowania. Z przebiegu gry zwyczajnie zasłużyli na komplet punktów, walczyli o zwycięskiego gola jak szaleni. Ale przy tak katastrofalnej skuteczności doprawdy trudno myśleć o regularnym punktowaniu.
Fatalna pierwsza połowa
Dzisiejsze spotkanie właściwie od samego początku nie układało się po myśli Ronalda Koemana. Przede wszystkim – jego podopieczni w pierwszej połowie zaprezentowali się bardzo blado jako zespół. Mieli spore problemy z przebijaniem się przez dobrze zorganizowaną defensywę rywali, a na dodatek sami popełniali sporo indywidualnych błędów w obronie. Nie ma przypadku w tym, że holenderski szkoleniowiec już w przerwie dokonał trzech zmian. Tak gwałtowna reakcja była wręcz wskazana, by pobudzić zespół do działania.
Ale trzeba też zaznaczyć, że goście mieli także w pierwszej połowie sporo pecha. Kiedy już udało im się rozmontować obronę Alaves, to Ansu Fati w fatalnym stylu sknocił dwustuprocentową sytuację strzelecką. Na dodatek arbiter nie podyktował rzutu karnego na korzyść Barcy, choć powtórki pokazały, że powinien był to uczynić. Jednak to co dla „Dumy Katalonii” absolutnie najgorsze wydarzyło się w 31 minucie gry. Bramkarz katalońskiej ekipy, Neto, nie poradził sobie z opanowaniem prostego podania od Gerarda Pique. Piłka zaplątała mu się między nogami, z czego skorzystał szarżujący napastnik Deportivo, Luis Rioja. Hiszpan wyłuskał zagubionemu w akcji golkiperowi piłkę spod nóg i dopełnił formalności, pakując ją do pustej bramki. Barcelona musiała zatem odrabiać straty.
I kiepsko zareagowała na tę konieczność. Po piłkarzach Blaugrany widać było frustrację. Przede wszystkim udzieliła się ona Leo Messiemu, któremu niewiele się dziś na boisku udawało. Argentyńczyk obejrzał nawet żółtą kartkę za celowe odkopnięcie piłki.
Nieudany pościg
O ile jednak w pierwszej połowie Katalończykom w oczy dmuchała wichura, tak po przerwie sytuacja się zmieniła. Jako się rzekło, Koeman – inaczej niż w El Clasico – nie zwlekał ze zmianami. Ściągnął z murawy tragicznie dysponowanego Busquetsa, pozbył się bezproduktywnego Dembele. Wzmocnił też siłę ognia, wymieniając Lengleta na Pedriego. No i podziałało – gospodarze, którzy przed przerwą z naprawdę dużą klasą odpierali natarcia Barcy, zaczęli się gubić. W 62 minucie drugą żółtą kartkę obejrzał Jota, a już kilkadziesiąt sekund później na listę strzelców wpisał się Antoine Griezmann, dziś ustawiony przez Koemana jako fałszywa dziewiątka.
Wydawało się wówczas, że kolejne gole są kwestią czasu. Barcelona miała rywala na widelcu – osłabionego, oszołomionego utratą gola, ewidentnie panikującego. Przed przerwą Deportivo broniło się mądrze, miało plan na szybkie kontrataki. W drugiej połowie gospodarze po prostu ustawili się całą ekipę w okolicy własnej szesnastki. Ich defensywa z minuty na minutę wyglądała na coraz bardziej zdesperowaną.
Barcelona nie potrafiła tego wykorzystać.
W samej tylko drugiej połowie Katalończycy oddali 19 (!) strzałów na bramkę rywali, w tym siedem celnych. Fernando Pacheco dał się jednak zaskoczyć tylko raz. Hiszpan w pewnym momencie tak się już nakręcił kolejnymi skutecznymi interwencjami, że zaczął naprawdę wyczyniać cuda między słupkami. Szczególnie mogło się podobać, gdy jedną ręką sparował piekielnie mocny i podkręcony strzał Messiego. Ale świetna dyspozycja golkipera Alaves to żadne usprawiedliwienie dla Barcy. Obowiązkiem gości było wklepanie osłabionym przeciwnikom co najmniej jeszcze jednej, zwycięskiej bramki. Tego obowiązku Blaugrana nie wypełniła.
Ma nad czym rozmyślać Koeman. Co z tego, że Barcelona wymieniła dziś w sumie prawie 850 podań? Co z tego, że miała aż 13 rzutów rożnych? Wreszcie – co z tego, że oddała 25 strzałów, w tym kilka groźnych? Kompletu punktów znowu nie ma, a mistrzostwo ucieka. Real Madryt ma wprawdzie jeden mecz rozegrany więcej od Katalończyków, lecz osiem oczek przewagi na tak wczesnym etapie sezonu to i tak jest więcej niż pokaźna zaliczka.
DEPORTIVO ALAVES 1:1 FC BARCELONA
(L. Rioja 31′ – A. Griezmann 63′)
fot. NewsPix.pl