Legia Warszawa dotychczas nie zaliczała się w Ekstraklasie do klubów najbardziej dotkniętych koronawirusem. Pojedyncze przypadki się zdarzały, ale nigdy nie było paraliżu czy masowych wyników pozytywnych jak w Pogoni Szczecin i kilku innych zespołach. William Remy najwyraźniej uznał, że pora to zmienić i im szybciej Legia jako drużyna nabierze zbiorowej odporności, tym lepiej.
Francuz oficjalnie leczy kolejną kontuzję. Mimo to, nie przeszkadza mu ona nie tylko w codziennym życiu, ale i w używaniu życia. Internet obiegły zdjęcia, na których widać, jak w najlepsze imprezuje z ekipą, wśród której znajdowały się także panie zdecydowanie nie wyglądające na sprzątaczki, które przyszły zadbać o jego mieszkanie. A na stole nie znajdowała się tylko woda niegazowana.
I oczywiście, jak przystało na ludzi światłych i inteligentnych, on i jego paczka okazali się na tyle przezorni, że wszystko trafiło do internetu.
Tak sie bawi nasz kochany William w trakcie gdy w Warszawie mamy po prawie 1000 zarażonych. Co za brak odpowiedzialnosci. Gratulacje byku @willyboyy04. Mam nadzieje, ze zostaną wyciagniete konsekwencje pic.twitter.com/vT7JtXvkFS
— Michał Rączka (@majkel1999) October 28, 2020
Nie to, żebyśmy mówili komuś, jak ma żyć. Skoro jednak chodzi o piłkarza z najwyższej ligi w Polsce, sowicie opłacanego, w założeniu profesjonalistę, to pewnego minimum można wymagać. W kraju padają rekordy zakażeń, pojawiają się różne przecieki odnośnie tego, co dalej z graniem, a gość wykazuje się skrajnym brakiem odpowiedzialności. Pomijając już negatywny pijar dla niego samego, zwiększa prawdopodobieństwo gwałtownego przyspieszenia zakażeń w Legii i wysłania większości drużyny na kwarantannę. Chyba nie musimy przypominać, od czego zaczęły się koronawirusowe problemy Śląska Wrocław, z których wychodzono dobrych kilka tygodni.
Generalnie odnosimy wrażenie, że dalszy pobyt francuskiego stopera w Warszawie ma coraz mniejszy sens, przynajmniej z punktu widzenia piłkarskiego. Nie od dziś słychać, że poza boiskiem nie jest on wzorem profesjonalizmu, zaczyna się tworzyć historia na wzór Steevena Langila.
Remy miał świetne wejście zimą 2018, ale potem jego forma spadła, a z czasem częściej zaczął być kontuzjowany niż gotowy do gry. Przez przez ostatnie półtora roku rozegrał dla Legii 12 meczów i to licząc wszystkie fronty. Sam jednak nie odejdzie, do końca tego sezonu kaska będzie mu spływać za sam fakt, że ktoś kiedyś go tu zatrudnił. Klub ma natomiast okazję, żeby sobie to trochę zrekompensować i dowalić delikwentowi solidną karę. Do czego zachęcamy.