Gdyby nie było doliczonych czasów gry, Borussia M’gladbach po dwóch meczach z Interem i Realem Madryt miałaby sześć punktów. Wymarzona pozycja wyjściowa. Real miałby punktów zero i mocno paliłoby mu się w dupkach, zwłaszcza że przed nim teraz dwa boje z mediolańczykami. Ale to scenariusz alternatywny, bo podopieczni Marco Rose w obu przypadkach na ostatniej prostej wywalali się na skórce od banana. Bieg kończyli, ale bez satysfakcji. Dziś prawie do samego końca prowadzili 2:0 z “Królewskimi” i nie wygrali.
Gospodarze naprawdę nam dziś zaimponowali. Zagrali totalnie bez kompleksów, po swojemu. Wysoki pressing? Był. Sensowne rozgrywanie od swojej bramki? Było. W razie czego Yann Sommer w jednej akcji okiwał dwóch rywali i utrzymał piłkę, no problem. Jakość w ofensywie? Oczywiście również ją obejrzeliśmy.
Pierwszy gol – błąd Varane’a, niefrasobliwe wybicie, ale przede wszystkim kapitalne podanie Plei do Marcusa Thurama, który pięknie załadował pod ladę.
Drugi gol – przytomna wrzutka Lainera, wolej Plei i skuteczna dobitka Thurama, uniknął spalonego.
Real oczywiście długimi fragmentami dominował, pewnych rzeczy się nie przeskoczy, ale serio: praktycznie ani przez moment nie mieliśmy wrażenia, że Borussia zaczyna panikować, że plan jej się wali i nie wie, jak ma grać. “Królewscy” na dobrą sprawę przed przerwą mieli niecelny strzał Benzemy w średnio-groźnej sytuacji, bombę Kroosa zza pola karnego (obronił Sommer) i strzał Asensio w bliższy róg, który też odbił bramkarz. Żadnej naprawdę czystej, konkretnej okazji.
Zaraz po zmianie stron goście z Madrytu zaczęli z animuszem. Asensio po rykoszecie od obrońcy trafił w słupek, a po chwili niepilnowany Vinicius kopnął zupełnie nie w tę stronę, co trzeba. Mogło to zwiastować problemy Borussii i jeśli już, był to jedyny fragment przed 87. minutą, który mógł niepokoić kibiców z Moenchengladbach. Ale ich piłkarze zaraz zadali drugi cios i powinni kolejne. Plea przegrał pojedynek z Courtoisem, a Stindl uderzył tuż obok słupka. Mogło być po meczu.
Mogło, ale nie było.
Real się męczył, poza jedną sytuacją Hazarda zakończoną strzałem w boczą siatkę, Sommer się nudził.
Sergio Ramos nie opuszczał już okolic pola karnego Borussii, Zidane rzucił wszystkie armaty do ataku i nagle stał się cud. Sommer potwierdził, że w grze na przedpolu jest słaby, zlekceważył wrzutkę Valverde – zakładając, że opuści boisko – a Benzema efektownie wykończył dogranie Casemiro. No i wreszcie finał: dośrodkowanie Modricia, Ramos zgrał, Casemiro wykończył. Gdyby kibice mogli zasiąść na trybunach, cisza byłaby taka sama jak bez nich, bo wszyscy byliby w szoku. Jak można było to wypuścić?
Dopełnieniem sfrajerzenia się ekipy Marco Rose okazało się nawet zachowanie jego zawodników przy stanie 2:2. Co najmniej dwa razy w koncertowy sposób partolili wybornie zapowiadające się kontry. W ostatniej akcji w pole karne Realu wbiegło pięć czarnych koszulek i nic z tego, bo podanie było fatalne, prosto pod nogi obrońcy.
“Królewscy” i tak zamykają tabelę, ale wszystko wraca do punktu wyjścia. Oni mają jeden punkt, Inter i Borussia po dwa, Szachtar cztery. A było o krok od dramatu z ich perspektywy. Jeśli jednak sama gra się nie zmieni, zapewne i tak do niego dojdzie.
Borussia M’gladbach – Real Madryt 2:2 (1:0)
1:0 – Thuram 33′
2:0 – Thuram 58′
2:1 – Benzema 87′
2:2 – Casemiro 90+2′
Fot. Newspix