Dobra postawa w pucharach i słabiutki występ w lidze. Wydaje się, że Lech Poznań złapał już swój rytm i przyzwyczaja do niego kibiców od początku tego sezonu. Jesteśmy świadkami powtórki z sezonów 2010/11 i 2015/16 – lechici wtedy też weszli do grupy Ligi Europy, a w Ekstraklasie prezentowali się kiepściutko. Dzisiaj Cracovia potrzebowała jednej wrzutki i skutecznego murowanka, by wywieźć z Poznania remis. A niewiele brakowało, by wywiozła komplet punktów.
Można oczywiście upraszczać problem i zwalać wszystko na brak Pedro Tiby w kadrze meczowej Kolejorza. Drobny uraz Portugalczyka sprawił, że dzisiaj lechici musieli od początku grać z Karlo Muharem w środku pola. Ponadto trener Żuraw pozmieniał trochę skład z uwagi na wysokie natężenie meczów – nie było Puchacza, był Marchwiński. Nie było Ishaka, był Kaczarawa.
Ale wydawało się, że model gry Kolejorza nie będzie się zmieniał nawet wtedy, gdy w pierwszym składzie zabraknie kilku zawodników. Tymczasem dzisiaj oglądaliśmy… no, właściwie to nie oglądaliśmy pomysłu na grę. Cracovia w swoim stylu cofnęła się we własne pole karne, a jedyny sposób gospodarzy na sforsowanie tych zasieków wyglądał następująco:
- jeśli masz piłkę, to podaj ją do Modera lub Ramireza
- a jeśli Moder lub Ramirez mają piłkę, to niech strzelają – i to nieważne z którego miejsca
No i generalnie Lech się męczył. Owszem, brak Tiby był dostrzegalny, ale czy będziemy mówić o braku Portugalczyka przy każdej okazji i rozgrzeszać w ten sposób Lecha? Dzisiaj na pewno rozczarowali wszyscy ci, którzy dostali szansę gry od pierwszej minuty. Kaczarawa snuł się po boisku, Marchwiński wyglądał jak piłkarz drugoligowy (taki akurat na rezerwy Lecha) i dorzucił do tego jeszcze żenującą symulkę. Muhar do przodu jeszcze coś kopał, ale w defensywie był słabiutki i już po pięciu minutach grał z kartką. Jedyny “nowy” piłkarz, który pokazał coś na boisku, to Awad, który strzelił gola wyrównującego.
Ale na Cracovię to było mało. Oczywiście “Pasy” nie zagrały w Poznaniu nic nadzwyczajnego. Stare, dobre probierzowe murowanko. Jeszcze gdy Pelle strzelił gola na 1:0 (piękna wrzutka Dimuna, kuriozalne krycie Czerwińskiego), to goście byli w wymarzonej dla siebie sytuacji. Mogli ustawić dziesięciu chłopa na 25. metrze od bramki i czekać na to, co wymyśli Lech.
A Lech wiele wymyślić nie mógł. Dopiero zmiany wniosły trochę ożywienia – zwłaszcza to wejście Kamińskiego. Ale tak czy siak to był za mało, by myśleć tu o zwycięstwie. Ponadto Cracovia miała między słupkami znakomitego dziś Niemczyckiego. Już w pierwszej połowie kapitalnie sparował strzał Ramireza na poprzeczkę, później jeszcze raz popisał się rewelacyjną paradą przy bombie Modera. Dla nas dzisiaj – gracz meczu.
Trudno oglądało się ten mecz. Dużo kartek, fauli taktycznych, symulek. Jeszcze w końcówce sędzia trochę wmieszał się w widowisko, bo wydaje się, że gdyby dał korzyść Cracovii, to ta mogłaby zdobyć bramkę po wyjściu z kontrą. Ale ostatecznie na boisku mieliśmy dwóch rannych.
Patrzymy na punkty Lecha – dziewięć w siedmiu meczach, już dwanaście oczek wypadło lechitom z rąk. W tabeli Kolejorz bliżej ma do ostatniego Piasta niż do lidera z Częstochowy. I przed sobą terminarz, który będzie wymagający – wyjazd do Glasgow, starcie ze Zniczem, mecz ze Standardem, wyjazd na Legię i do Rakowa. Nie wygląda to jak czas, gdy można dać odpocząć liderom. I nie wygląda to też na czas, w którym Kolejorz miałby wystrzelić w górę tabeli.