– Kiedy werdykt został ogłoszony, poczułem rozczarowanie, ale nie zaskoczenie […] Jak się walczy, trzeba mieć świadomość, że sędziowie mogą interpretować sprawę na dwie strony. I Mateusz nieco za późno włączył ten swój najwyższy bieg – mówi Szymon Kołecki. Zawodnik KSW, a także mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów, w rozmowie z nami komentuje porażkę, jaką poniósł Mateusz Gamrot w swoim debiucie w UFC. Zwraca uwagę choćby na specyfikę punktowania w tej organizacji, a także – mimo przegranej – wróży polskiemu zawodnikowi udaną karierę za oceanem.
Werdykt po debiutanckiej walce Mateusza Gamrota wzbudził niemałe kontrowersje. O tym, że porażka polskiego zawodnika MMA z Guramem Kutateladze była niezasłużona, mówili m.in. Jan Błachowicz, a także autor najszybszego nokautu w historii UFC, Jorge Masvidal, który napisał wprost, że był to “rabunek”.
Totally disagree. @gamer_mma should win this fight. #UFCFightIsland6
— Jan Blachowicz (@JanBlachowicz) October 17, 2020
Saw that from start to finish. Robbery #UFCFightIsland
— Jorge Masvidal (@GamebredFighter) October 17, 2020
Choć nie da się ukryć, że walka była wyrównana i można spokojnie interpretować ją na korzyść Polaka, kwestia zwycięstwa wcale nie jest taka jednoznaczna. Poniżej możecie zobaczyć, jak typowali ten pojedynek eksperci z różnych portali skupiających się na mieszanych sztukach walki:
Z drugiej strony: statystyki stoją po stronie Polaka. Gamrot wyprowadził 161 ciosów, z czego trafił 77. Dla porównania u Gruzina liczby rozkładają się tak: 92 ciosy, z czego 40 celnych. W istotnych uderzeniach co prawda przewaga była znacznie mniejsza, ale wciąż to polski zawodnik trafiał częściej (44 do 36). Nie dziwi zatem, że werdykt sędziów wywołał takie emocje.
My o zdanie spytaliśmy Szymona Kołeckiego, zawodnika KSW (bilans w MMA 8-1), a także mistrza olimpijskiego w podnoszeniu ciężarów z igrzysk w Pekinie 2008:
Mateusz Gamrot przegrał niezasłużenie?
SZYMON KOŁECKI: Widziałem bardziej niesprawiedliwe werdykty niż ten. Mateusz na pewno przegrał drugą rundę, a trzecią wygrał. Natomiast jeszcze w trakcie walki drżałem o werdykt pierwszej rundy, ponieważ była bardzo wyrównana. Ja dałbym ją Mateuszowi, ale wiedziałem, że sędziowie mogą zdecydować inaczej. Też dlatego, że w UFC bardziej promowana jest stójka, niż próby obaleń czy kontrola w parterze. A jednak Gruzin bardzo mocno kopał. Zatem kiedy werdykt został ogłoszony, poczułem rozczarowanie, ale nie zaskoczenie.
Jednak sytuacje, w których werdykt kwestionuje sam zwycięzca walki, nie zdarzają się często.
Nie zdarzają się często, ale trzeba naprawdę znać zasady punktowania. Każda runda jest osobno punktowana, po każdej rundzie sędziowie oddają karty. Tak więc pierwszą rundę zapunktowali na korzyść Gruzina, oddali karty. Temat zamknięty i tyle. Najbardziej jednostronna była trzecia runda, w której dominował Mateusz. Gdyby to była pięciorundowa walka, to na pewno by ją wygrał. Było widać, że zaznacza przewagę, wchodzi w swój rytm. Natomiast w pierwszej rundzie nie dostrzegłem zdecydowanego zwycięstwa.
Tak jak mówiłem: Amerykanie wolą promować ciosy, kopnięcia, presję. A Mateusz, chcąc obalać, trochę się cofał, żeby wciągać rywala na siebie i narażał się na ciosy w stójce. Tak więc: rozczarowanie owszem, ale na pewno nie zaskoczenie. Przypomnijcie sobie werdykt w walce Marcina Helda (z Joe Lauzonem – przyp.red.). Tam to była dopiero niesprawiedliwa decyzja. A czy Mateusz przegrał niesprawiedliwie? Możliwe, że gdyby wejść w szczegóły, dałoby się do takiego wniosku dojść. Ale jak się walczy, trzeba mieć świadomość, że sędziowie mogą interpretować sprawę na dwie strony. Mateusz nieco za późno włączył ten swój najwyższy bieg.
Ale jak już to zrobił, całkowicie przejął inicjatywę.
Poniekąd uważam, że trochę przygniotła go presja. Może to potwierdzić, może nie, trudno powiedzieć, jakie będzie jego zdanie. Myślę, że trochę zaskoczył go poziom Gruzina, który zapewne utrzyma się w UFC i nie będzie w nim przypadkowym zawodnikiem, bo pokazał się z bardzo dobrej strony. On walczył bez żadnych oczekiwań. W przeciwieństwie do Mateusza, na którego nałożyliśmy sporą presję. Nawet Mike Brown (były zawodnik, dziś jeden z bardziej znanych trenerów – przyp. red.) mówił, że Polak w krótkim czasie będzie walczył z czołówką – w momencie, kiedy nawet nie zdążył zadebiutować w UFC. Możemy mówić, że to nie ma znaczenia, ale jednak zawsze się jakoś odbija. Zawodnik też to czuje. Mateuszowi – może podświadomie – te oczekiwania nieco ciążyły. W pierwszej rundzie nie był jeszcze sobą, nie pracował na swoim poziomie, nie pokazał pełni potencjału.
Porażka zaszkodzi Gamrotowi w jego dalszej karierze w UFC?
Może mu zaszkodzić, jeśli będzie myślał w tych kategoriach, że od teraz nie może przegrać walki, bo jak przegra to zostanie zwolniony z UFC. Wtedy może go ta porażka sparaliżować. Natomiast – oczywiście mówimy o kompletnie innym, znacznie niższym poziomie – w momencie, kiedy ja przegrałem swoją pierwszą walkę, to nawet mi trochę ulżyło. Poczułem się zrelaksowany – nie byłem już niepokonany, przecież nie zawsze muszę wygrywać.
Mam nadzieję, że tak samo będzie u Mateusza. Pomyśli: no dobra, mam już porażkę, nic się nie stało, trenuję dalej, idę po zwycięstwo. Jeśli chodzi o same umiejętności, to jestem spokojny. On się w UFC utrzyma, będzie walczył na wysokim poziomie – nie mam co do tego wątpliwości. Co prawda nie sądzę, żeby kiedykolwiek został mistrzem albo walczył o pas, ponieważ uważam, że ma fajny boks, ale brakuje mu ciosu. A w jego kategorii się już naprawdę mocno bije. Natomiast posiada potencjał, aby być w czołowej piątce czy siódemce. Na pewno w tej czołówce powinien się wkrótce znaleźć.
Mówi się też, że Mateusz stoczył efektowną walkę, którą dobrze się oglądało. To też ma znaczenie w kontekście jego dalszej kariery?
Sama gala była za to bardzo nudna. Większość walk nie zachwyciła. Wiele taktyki, zachowawczości. Ciekawy był moment, kiedy Koreańczyk (Jun Yong Park – przyp-red) powalił gościa, zadał trzysta ciosów, a nawet nie doszło do żadnego rozcięcia na głowie. Aż dziwnie to wyglądało. Natomiast walka Mateusza była dobra, widowiskowa, a to jest doceniane. Trzeba jednak pamiętać, że w tej kategorii wszystkie walki są dobre. Zawodnicy znajdują się na niskim poziomie wagowym, natomiast ich uderzenia mają moc. Oglądamy połączenie techniki, sprawności oraz szybkości z siłą, a czasem nokautującym ciosem.
Amerykanie widzą jednak, że przyszedł gość z Polski i dał pokaz dobrego MMA.
No tak, Mateusz dostał też bonus za walkę wieczoru. Jego pojedynki są ciekawe, szybkie, emocjonujące. Nawet kiedy toczą się zazwyczaj w parterze, jest sporo zmiany pozycji, bicia, prób poddań. Bardzo podoba mi się ten styl walki, ale trzeba pamiętać, że w roku jest około czterdziestu pięciu gal UFC i za tydzień odbędzie się kolejna, na której walczy Chabib. W najbliższą niedzielę nikt już nie będzie pamiętał o tym, co stało się w ubiegły weekend.
Mateusz musi zatem cały czas udowodniać swoje.
To jest niestety UFC, które w przeciwieństwie do większości federacji, jest naprawdę potężną maszynką. Możemy je porównać do Ligi Mistrzów. Jesteś oceniany tylko za swój ostatni występ, a tydzień po twojej walce ludzie interesują się kimś innym.
Fot. Newspix.pl