Reklama

Biliński: Na razie zamrażamy próby gry efektownej na rzecz efektywności

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

19 października 2020, 10:56 • 7 min czytania 2 komentarze

Kamil Biliński wiosną wrócił do Polski po pobycie na Łotwie i wywalczył awans z Podbeskidziem, ale w I lidze przeważnie był rezerwowym. Do sukcesu dołożył raptem dwa gole. Tym większym zaskoczeniem jest jego początek w Ekstraklasie. W obliczu problemów zdrowotnych Marko Roginicia 32-letni napastnik cały czas gra w pierwszym składzie i z czterema bramkami jest obecnie najlepszym polskim strzelcem w Ekstraklasie. Przed meczem z Wartą Poznań rozmawiamy z nim o tym korzystnym dla niego splocie okoliczności, przyczynach niepowodzeń „Górali” w pierwszych pięciu kolejkach sposobie, dzięki któremu on i koledzy zamierzają wkrótce wyjść na prostą oraz… pewnej sugestii Wojciecha Kowalczyka z Ligi Minus. Zapraszamy. 

Biliński: Na razie zamrażamy próby gry efektownej na rzecz efektywności
Jesteś najlepszym polskim strzelcem w tym sezonie Ekstraklasy. Brzmi dumnie?

Wiadomo, że to cieszy, ale do wszystkiego podchodzę spokojnie. Lód na głowę i pracujemy dalej. To dopiero początek, nie nakręcam się. Chcę wypełniać zadania nakreślone przez trenera i pomagać zespołowi. Stać mnie na określoną liczbę goli, punktem wyjścia jest jednak dobre funkcjonowanie całej drużyny.

Zakładam, że najwięcej satysfakcji dała zwycięska bramka ze Stalą Mielec. Mieliście przed tym meczem poczucie, że to ostatni dzwonek, żeby ugasić iskry i nie dopuścić do pożaru?

Każdy gol daje mi dużo satysfakcji, nawet na treningu. I jakkolwiek strzelony. Takim typem napastnika jestem. Co do tamtego meczu, wiedzieliśmy, że to już ten czas, w którym trzeba mocno zakasać rękawy i wziąć się do roboty, coś pozmieniać w funkcjonowaniu naszego zespołu. Za niezłe wrażenia artystyczne nikt punktów nie przyznawał. Najwięcej mówiło się o nas w kontekście bramek traconych, a nie zdobywanych i ogólnie całkiem przyzwoitej gry. Udało się, mecz ze Stalą był przełamaniem, ale ponownie powiem: spokojnie, jeszcze dużo przed nami.

Jeśli nie wygracie z Wartą Poznań, lepsze nastroje mogą szybko ulecieć i wrócicie do punktu wyjścia, który nie był dobry.

Najważniejsze, że gramy u siebie, na swoim stadionie czujemy się mocniejsi. Chcemy wykorzystać, że tak się ułożył terminarz, że kolejka po kolejce gościmy w Bielsku pozostałych beniaminków. Ale łatwo nie będzie. Stal tanio skóry nie sprzedała i Warta na pewno też nie zamierza.

Czuć było nerwowość w klubie przed meczem ze Stalą? Twitt prezesa Bogdana Kłysa, piszącego o długiej drodze z Gdańska dającej czas na przemyślenia, siłą rzeczy sugerował, że zaraz mogą polecieć czyjeś głowy.

Słów pana prezesa nie będę komentował, bierze odpowiedzialność za swoje wypowiedzi. Odnośnie nerwowości – jasne, że była. Za łatwo promowaliśmy drużyny przeciwne. Z gry zawsze się wydawało, że nie jesteśmy tacy słabi, a traciliśmy gole jak dzieci. Tu był nasz problem jako zespołu, bo nie chodzi tylko o błędy obrońców czy bramkarza. Jakieś wpadki zawsze będą się przytrafiać, ale było ich za dużo jak na tak krótki czas. Przed Stalą zmieniliśmy trochę styl grania, nie szliśmy w efektowność, tylko w efektywność. Opłaciło się. Zagraliśmy na zero z tyłu i wreszcie wygraliśmy. Okej, zupełnie błędów się nie ustrzegliśmy, goście mieli dwie bardzo dobre sytuacje.

Reklama
Tomczyk w końcówce miał absolutną setkę, nie czarujmy się.

Zostawiliśmy mnóstwo zdrowia na boisku i szczęście trochę nam to oddało. Po tamtej sytuacji zagraliśmy już spokojnie do ostatniego gwizdka sędziego.

Zbyt życzeniowym podejściem trzeba tłumaczyć gole tracone we wcześniejszych kolejkach? To problem wielu beniaminków, którzy w dobrym stylu wchodzą do Ekstraklasy. Chcą w niej grać to samo co w I lidze i przeważnie się nie udaje, co pokazują świeże przykłady Miedzi Legnica czy ŁKS-u.

W zasadzie sam wszystko podsumowałeś, nie muszę wiele dodawać (śmiech). Chcieliśmy kontynuować to, co sprawdzało się wcześniej, grać ofensywnie. W pięciu kolejkach takie podejście przełożyło się na dwa punkty. Przy tym pamiętajmy, że trafił nam się naprawdę trudny terminarz. Górnik, Cracovia, Jagiellonia, Raków, Lechia – każdy z tych rywali albo był w gazie jak Górnik i Raków, albo ogólnie aspiruje do walki o czołowe lokaty. Trudno było nam znaleźć się w odpowiednim punkcie co do naszego grania. Miejmy nadzieję, że ze Stalą go znaleźliśmy i pójdziemy tym śladem.

Czyli nie można powiedzieć, że Podbeskidzie nie dojechało mentalnie na pierwsze mecze w Ekstraklasie? Chodziło o zbyt odważne granie, a nie tremę i spętane nogi?

To mogło być problemem tylko podczas pierwszej połowy w Zabrzu na inaugurację sezonu. Wyszliśmy bardzo naładowani i zmobilizowani, chcieliśmy się pokazać na fajnym stadionie z fajnym przeciwnikiem, mieliśmy w sobie dużo pozytywnych emocji. Mija kilkadziesiąt sekund i dostajemy gonga na 0:1. Trochę nas to zmiotło i do przerwy już się nie odkręciliśmy, nie było pozytywów. W szatni sobie pogadaliśmy i w drugiej połowie już powalczyliśmy. Skończyło się 2:4, ale trochę Górnika nastraszyliśmy i pokazaliśmy, że w kryzysowych momentach możemy się podnieść. Później gubiło nas to, że unikaliśmy gry prostej, nastawionej na efektywność. Chcieliśmy wnieść coś nowego i świeżego do ligi. Niestety, mówiąc brutalnie, zostaliśmy zweryfikowani. 16 straconych goli nawet po sześciu meczach to i tak zdecydowanie za dużo.

Wyjściowe założenia na dobre chowacie do szafy czy tylko zamrażacie na jakiś czas?

Myślę, że zamrażamy. Trener Brede jest na tyle ambitny i zafiksowany na punkcie pewnych rzeczy, że nie porzuci prób grania mocno po europejsku i pójścia drogą najlepszych. Na razie jednak musimy złapać pewność w graniu i punktowaniu, zyskać trochę stabilności, więc wyrachowania będzie trochę więcej niż początkowo zakładaliśmy.

Czuliście na starcie, że nie traktuje się was jak typowego beniaminka? Warta awansowała sensacyjnie, skład ma mocno pierwszoligowy, jej budynek klubowy się sypie. Stal miała zawirowania typu zmiany trenerów, odejście prezesa, zaległości płacowe. U was wszystko się zgadza, co mogło zwiększać oczekiwania.

Sądzę, że to nie miało większego znaczenia. Pewnie niektórzy jeszcze myślą, że to jest to samo Podbeskidzie co cztery lata temu, z tymi samymi problemami i składem o podobnym potencjale. Jesteśmy nowym Podbeskidziem, możemy sporo wnieść do Ekstraklasy, ale potrzebujemy czasu. Pewnych rzeczy nie da się zrobić z miesiąca na miesiąc. Celem nadrzędnym jest spokojne utrzymanie oraz rozwinięcie się i jako zespół, i jako klub. Tym sezonem możemy zbudować fundamenty na następne lata w elicie, bo chcemy coś w niej znaczyć, a nie tylko być i co roku bronić się przed spadkiem. Ale wszystko krok po kroku.

Reklama
Zakładam, że najbardziej bolał was mecz w Białymstoku, gdzie mimo dwubramkowego prowadzenia tylko zremisowaliście. Jak zareagowałeś na sugestię Kowala w Lidze Minus, że wychodząc sam na sam zamiast strzelić gola powinieneś się przewrócić, co dałoby karnego na 2:0 i czerwoną kartkę dla obrońcy Jagi?

Nie umiem się teatralnie przewracać. Runje nie wytrącił mnie z równowagi na tyle, żebym nie był w stanie skończyć tej sytuacji. Tylko na tym się koncentrowałem, byłem bardzo pewny siebie i czułem, że wykończę tę akcję. A wiem, jak by to mogło wyglądać. Upadłbym i zaraz byłoby gadanie, że Biliński szukał karnego zamiast normalnie strzelać. Z jednym mogę się zgodzić: faktycznie, gdybym tak zrobił, skończyłoby się wapnem dla nas i czerwoną kartką dla Runje. Zaraz potem drużyny miały przerwę na picie, wymieniłem kilka zdań z Szymonem Marcinakiem i przyznał, że właśnie taką decyzję musiałby podjąć. Runje już w ogóle nie był zainteresowany walką o piłkę. Ale nie jest przecież powiedziane, że byśmy karnego wykorzystali i kto wie, co by się dalej działo. Moim zadaniem było strzelić i strzeliłem. A że pan Wojtek sądzi inaczej? To już typowo kanapowa opinia.

Gdy rozmawialiśmy w lutym zaraz po transferze, wydawało się, że miałeś wkalkulowane, iż trzeba będzie poczekać na odgrywanie ważniejszej roli w zespole. Spodziewałeś się jednak, że w zasadzie całą rundę będziesz rezerwowym?

Jasne, że nie, ale zdawałem sobie sprawę, że będzie ciężko. Marko Roginić bardzo dobrze się prezentował, trener nie robił zmian i rozumiałem to. Trudno coś zmieniać, gdy maszyna chodzi jak trzeba. Wiedziałem jednak, jaki jest plan na moją osobę. Przed podpisaniem umowy trener jasno mi go nakreślił. Przydatny na sto procent miałem być już na czas Ekstraklasy. Jak widać, to się sprawdziło. Znając długoterminowe założenia, aż tak mocno się wiosną nie frustrowałem.

Nie przechodziło ci przez myśl, że to naciągany scenariusz, że w Ekstraklasie będziesz grał więcej niż w I lidze? Wszystko fajnie wyszło, bo Roginicia męczą urazy, ale gdyby był zdrowy…

Wiadomo, że różnie mogło być, ale już tego nie sprawdzimy. Dziś świeci słońce, jutro może padać deszcz. Trudno pewne rzeczy założyć ze stuprocentową pewnością. Okazało się, że siła wyższa rozstrzygnęła te dylematy. Dostałem swój czas, który musiałem wykorzystać. To mi pomogło. Sam po sobie widziałem, że potrzebowałem regularniejszej gry w dłuższym wymiarze. Teraz czuję się mocny również fizycznie, co pokazują moje biegowe osiągi. Moje zadania to nie tylko zdobywanie bramek czy utrzymywanie przy piłce. Kosztują dużo sił, a niekoniecznie są widoczne na pierwszy rzut oka. Marko niedługo wróci, będzie rywalizacja, zespół tylko na tym skorzysta.

Raz już zagraliście razem od początku, ale to akurat spotkanie na 0:4 z Lechią Gdańsk.

Marko został ustawiony na lewym skrzydle, był tu określony plan. Nie można jednak stwierdzić, czy nasz duet wypalił, bo nie graliśmy na dwóch napastników.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Komentarze

2 komentarze

Loading...