Reklama

Największy przegrany ostatnich tygodni? Mamy mocnego kandydata

redakcja

Autor:redakcja

13 października 2020, 20:24 • 4 min czytania 74 komentarzy

Największym wygranym ostatnich tygodni w polskiej piłce, tak personalnie patrząc, jest Jakub Moder. Chyba nie ma co do tego większych wątpliwości, nie spodziewamy się tu ławy oburzonych, tak jak trudno kłócić się z tym, że na miano największego przegranego pracuje Czesław Michniewicz. Na krótką metę na trzymaniu przez niego dwóch srok za ogon nie skorzystała już Legia, która w kompromitujacym stylu odpadła z walki o Ligę Europy z Karabachem, a teraz prawdopodobnie dołączy do tej listy młodzieżowa reprezentacja Polski. 

Największy przegrany ostatnich tygodni? Mamy mocnego kandydata

Najpierw mizerny futbol i porażka z Serbami. Teraz remis z Bułgarią. By jechać na Euro na Węgry i do Słowenii, trzeba było dziś wygrać. Podział punktów naszych szans jeszcze nie przekreśla, ale trzeba liczyć na kilka zbiegów okoliczności, by ten awans się wydarzył. By nie powiedzieć inaczej – trzeba liczyć na cud. Bilety wpadną w ręce pięciu najlepszych ekip z drugich miejsc (na dziewięć). Na razie zajmujemy w tej klasyfikacji drugie miejsce, ale nie ma co się to tego przywiązywać. Pozostał nam mecz z Łotwą, a bilans z najsłabszą ekipą nie będzie się liczył w tej tabeli. Do końca eliminacji prawdopodobnie zostaniemy dopadnięci.

Jak wyglądało spotkanie z Bułgarią? Co tu kryć – słabo. Przy odrobinie szczęścia można było je wygrać (do czego wrócimy), ale przy gorszej dyspozycji Grabary równie dobrze już dziś moglibyśmy sobie odpuścić śledzenie rozstrzygnięć w innych grupach. To nie była tak zdyscyplinowana kadra jak w większości meczów za kadencji Michniewicza, w ofensywie również opieraliśmy się bardziej na indywidualnych zrywach Puchacza czy Klimali, niż na grze zespołu. Wyjście na prowadzenie pewnie uspokoiłoby poczynania naszej drużyny, a mogło do niego dojść, gdyby drugi z wymienionych graczy lepiej dostawił szuflę po zagraniu wzdłuż bramki pierwszego, ale nic z tego. A kilka minut później z gola cieszyli się rywale.

Bramka dla Bułgarów dość brutalnie przypomniała nam, że śledzimy mecz piłki młodzieżowej (wcześniej dało się to pomylić z przykładowym spotkaniem Wisły Płock ze Stalą Mielec). No bo jednak w piłce seniorskiej rzadko zdarza się, by atakujący zawodnik wpadł dość głęboko w pole karne, następnie sam się z niego wyrzucił na 20. metr, a na koniec, mając sporo miejsca i czasu, spokojnie sobie z tego miejsca uderzył. Właśnie mniej więcej w taki sposób zabawiał się z naszymi chłopakami Zdravko Dimitrov. Na tej podstawie Kamil Piątkowski, Karol Fila i Bartosz Slisz byliby pewniakami do odegrania roli drzew w szkolnym przedstawieniu. Zasłonięty Grabara nie miał większych szans, bo strzał był precyzyjny – Dimitrov nogę ma ułożoną, pokazywał to w tym meczu przy kilku okazjach.

Po przerwie przespaliśmy pierwszy kwadrans, choć wynik był niekorzystny – całe nasze starania można sprowadzić do pudła Listkowskiego w przypadkowej sytuacji. Bułgarzy wydawali się za to pewni swego, atakowali. I wtedy – w drugiej dość przypadkowej sytuacji – Klimala huknął w zamieszaniu w poprzeczkę, ale jego strzał dobił Bida. Wymarzony wynik znów był na wyciągnięcie ręki – w obliczu rezultatu, który nie zadowalał i jednych, i drugich, gra stała się otwarta, choć mocno szarpana, piłka często wędrowała od jednego pola karnego do drugiego. Meczówkę znów miał Bida, ale trafił w jednego z rywali, a sędzia nie dopatrzył się ręki.

Reklama

I tu dochodzimy do wywołanego “szczęścia”, bo meczówkę powinien mieć Paweł Tomczyk. Sekundy do końca, napastnik Stali Mielec wychodzi na czystą pozycję, w dodatku ma partnera do wyłożenia piłki na pustka. A sędzia podnosi chorągiewkę.

Ech. Mogła to być kolejna piękna historia napisana przez tę kadrę, dreszczowiec fajnych lotów, ale z tym arbitrem jest chyba tak jak z młodymi piłkarzami – dopiero uczy się fachu. Szkoda, że w tym wypadku naszym kosztem.

Oczywiście trzeba wspomnieć o tym, że kadra musiała sobie radzić bez Sebastiana Walukiewicza, Kamila Jóźwiaka, Jakuba Modera, Sebastiana Szymańskiego i Michała Karbownika, którzy przebywają na zgrupowaniu pierwszej reprezentacji. Z innych względów nie można było skorzystać między innymi z Krystiana Bielika, Patryka Dziczka, Przemysława Płachety, Roberta Gumnego czy Kamila Pestki. Każdy z nich byłby dziś przynajmniej kandydatem do pierwszego składu, większość by się w nim znalazła i poszczególni zawodnicy (w sumie też większość) mogliby zrobić różnicę. Wcześniej Michniewicz potrafił sobie radzić w różnych sytuacjach, ale to zgrupowanie pokazało, że nie tylko decyzja o grze na dwa fronty okazała się dość niefortunna, ale też zaplecze w reprezentacji młodzieżowej nie jest tak mocne, jak mogłoby się wydawać.

Szkoda.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
52
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

74 komentarzy

Loading...