Reklama

Kompromitacja Legii, czyli obraz nędzy i rozpaczy

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2020, 22:03 • 3 min czytania 232 komentarzy

Droga Legio, co my mamy po tym meczu napisać? To był smutny wieczór. Pierwszego października, przy ulicy Łazienkowskiej, nie wyszłaś na boisko. Znaczy, przepraszamy, wyszłaś i szkoda, że tak się stało, bo mogłaś zostać w szatni. Nie byłoby takiego wstydu, bowiem po tym, co zobaczyliśmy, ręce nam opadły. I to do samej ziemi. Karabach zmiótł mistrza Polski z powierzchni ziemi. Ozobić, Owusu, Zoubir, Matić, Andrade – oni wszyscy będą się piłkarzom Legii śnić po nocach. To żadni piłkarze Barcelony, żadni piłkarze Realu, to byli piłkarze Karabachu. Drużyny – papierowo – na poziomie Legii. Szkoda, że tylko papierowo. Bo na boisku był eurowpierdol. 

Kompromitacja Legii, czyli obraz nędzy i rozpaczy
Nie no, kurwa, to był jakiś dramat.

Legia nie zagrała kompletnie nic.

Przypominała ekipę jaskiniowców zwiedzającą wielką metropolię. Zagubiona, obsrana, prymitywna, zszokowana, sklecona na szybko drużyna surowych neandertali, która z rozdziawioną buzią podziwia zdobycze cywilizacyjne. Karabach grał w piłkę nowoczesną, ofensywną, szybką, techniczną, agresywną, a Legia pełniła rolę biernych obserwatorów.

Serio.

Składne akcje Legii z tego meczu należałoby policzyć na palcach jednej ręki. Niby Valencia miał doskonałą okazję po wzorowo rozegranym stałym fragmencie gry, niby Mladenović mocno huknął z dystansu, niby cztery celne podania, zakończone solidnym dośrodkowaniem, wymienili Antolić, Juranović i Kapustka, ale to było tyle. No może jeszcze parę razy coś tam w ofensywie próbował zrobić Mladenović. Ale to coś tam, to jest minimum minimalnej przyzwoitości. Poza tym nędza i rozpacz. Dramat. Wszystkie wymienione sytuacje to pierwsza połowa, którą i tak zdominował Karabach.

Reklama

Bo najlepszy na boisku, po stronie Legii, był Artur Boruc. Długo wyjmował wszystko, choć – przyznajmy – nie były to interwencje, o których powiedzielibyśmy, że Polak wyprawia w bramce cuda. Ot, po prostu całkiem groźne uderzenia, wynikające z katastrofalnej postawy bloku defensywnego i ogromnej dziury w środku pola. Swoich sił próbowali ci wszyscy – Ozobić, Owusu, Zoubir, Matić, Andrade – wymienieni na początku tekstu, ale początkowo bez bramkowego efektu.

Tylko, że właśnie: czuło się, że bezbramkowy stan długo się nie utrzyma.

Taki Owusu zagrożenie sprawiał nieustannie. Momentami przypominał nieco kultowego już Juniora Kabanangę z Astany. Silny, dynamiczny, wbiegający za plecy legijnej defensywy. Kilka razy udało się go złapać na spalonym, kilka razy udało się go zablokować, kilka razy jego strzały bronił Boruc, ale i tak swoje zrobił. Co konkretnie? Ano wypracował pierwszą bramkę, która ostatecznie zamknęła jakiejkolwiek szanse Legii na przyzwoity wynik – najpierw z łatwością ograł Jędrzejczyka, żeby za chwilę wykorzystać moment zawahania Mladenovicia i obsłużyć idealnym podaniem Andrade.

Zaczęło się.

Zaraz Zoubir bez wazeliny porobił Juranovicia w polu karnym Legii i zrobiło się 2:0, a za chwilę szybką akcję Karabachu sfinalizował Ozobić i było po ptokach. To był wpierdol. Eurowpierdol.

Jeśli mielibyśmy wystawiać oceny po tym meczu, ograniczając się tylko do piłkarzy Legii z pola, to jesteśmy przekonani, że posypałyby się pały od góry do dołu. Kopiący się po czole Juranović. Popełniający wpadkę za wpadką duet Lewczuk-Jędza. Nieistniejący środek pola. Zagubieni Valencia i Kapustka. Drewniany Pekhart, który na swoich długich nogach próbował ścigać się ze sto razy szybszymi defensorami Karabachu. Dramatyczny Lopes, który nie zrobił na boisku absolutnie nic, co pozwalałoby powiedzieć, że to człowiek, który kiedykolwiek grał w piłkę.

Legia nie miała żadnego pomysłu. Nie zagrała ani ofensywnie, ani defensywie. Czesław Michniewicz nie wymyślił nic, co pozwoliłoby Legii jakoś wyglądać na tle Karabachu. Nic. Próżnia. Gówniana gra. Tak nie wypada.

Reklama

Przygoda Legii z europejskimi pucharami kończy się bardzo boleśnie i przyznamy szczerze, że w ogóle nie jest nam mistrza Polski żal. Skompromitował się na własne życzenie. I brawa dla Karabachu, bo frajerów trzeba umieć w Europie lać.

Legia Warszawa 0:3 Karabach Agdam 

Andrade 50′, Zoubir 62′, Ozobić 70′

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Liga Europy

Liga Europy

Liga Europy: Mecz z udziałem drużyny z Izraela odbędzie się bez kibiców

Bartosz Lodko
11
Liga Europy: Mecz z udziałem drużyny z Izraela odbędzie się bez kibiców
Liga Europy

Wspaniały Stambuł i wielkie lanie w Amsterdamie. Emocje w Lidze Europy [PODSUMOWANIE DNIA]

Antoni Figlewicz
1
Wspaniały Stambuł i wielkie lanie w Amsterdamie. Emocje w Lidze Europy [PODSUMOWANIE DNIA]

Komentarze

232 komentarzy

Loading...