Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

30 września 2020, 14:53 • 5 min czytania 11 komentarzy

Są piłkarze i trenerzy, którzy traktują klub jak miejsce pracy. Są też tacy, którzy natychmiast zaczynają się identyfikować z lokalną społecznością, niemalże tatuując sobie klubowy herb na ramieniu. Istnieją tacy, którzy po jednej rundzie w Wiśle Kraków już nigdy nie spojrzą na ofertę z Cracovii, są też tacy, którzy wręcz kolekcjonują w życiorysie derbowych rywali. I jest też Mircea Lucescu. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

To jest fascynujący przypadek. Trener-legenda. Człowiek, któremu Rinat Achmetow powierzył jedną ze swoich najcenniejszych zabawek i to nie na sezon czy dwa, ale na dwanaście długich lat, podczas których Szachtar Donieck stał się ukraińskim hegemonem oraz zespołem groźnym nawet dla europejskich potęg. Bywał podawany za wzór lojalności, bywał nawet mylnie nazywany trenerem jednego klubu, bo po ponad dekadzie w Donbasie, europejski kibic wyrobił sobie automatyzm: Lucescu – Szachtar, Szachtar – Lucescu.

A przecież jego cała kariera, łącznie z początkami w ojczystej Rumunii, to historia typowego najemnika. W Dinamie Bukareszt jako piłkarz rozegrał przeszło ćwierć tysiąca meczów, co nie przeszkodziło mu w objęciu stanowiska trenera Rapidu. W Turcji poszedł jeszcze kroczek dalej – po dwóch latach prowadzenia Galatasaray, od razu przeszedł na dwa sezony do sąsiedniego Besiktasu. Nie ma sensu wchodzić w świat włoskich ultrasów, bo jednak zmiana barw z Brescii na Reggianę to pikuś przy późniejszych ruchach. Kto by się bowiem spodziewał, że dwie największe wolty Lucescu wykona już w wieku emerytalnym?

Jakiż to był ogromny kontrast. Trwa konflikt w Donbasie, świat obiegają zdjęcia stadionu Szachtara Donieck, na którego elewacji znajdują się potężne dziury po uderzeniach pocisków. Achmetow jest zmuszony wyruszyć ze swoim klubem w wielką wędrówkę po Ukrainie. Ekipa z Donbasu rozgrywa swoje mecze we Lwowie, w Kijowie, w Charkowie. Początkowo niemal wszędzie spotyka się z ciepłym przyjęciem – w końcu dramat i Krymu, i Donbasu poruszył ukraińskie serca nawet i pod polską granicą. Mniej więcej w tym czasie jedna z legend Szachtara, Darijo Srna, organizuje akcje pomocowe dla dzieciaków z terenów ogarniętych wojną. Chorwat, który dobrze pamiętał obrazki z bałkańskich konfliktów, czuł z Donieckiem więź na tyle silną, że ufundował 100 laptopów dla młodzieży, by mogła nadal się rozwijać. Wcześniej samodzielnie koordynował akcję przewozu 20 ton pomarańczy z chorwackich plantacji.

W podobnym okresie Mircea Lucescu, człowiek, który prowadził Szachtar w trakcie wojennej zawieruchy, negocjuje warunki kontraktu z Zenitem Sankt Petersburg. Tym Zenitem. Z tej Rosji. Pytany o konflikt, o to czy doniecka tożsamość nie przeszkadza mu w negocjowaniu z klubem Gazpromu, wypalił – dla mnie Rosja i Ukraina to jedność. Sam nie mogłem w to uwierzyć, ale te wypowiedzi wypominają nie tylko ultrasi z Ukrainy, ale choćby Gazeta Wyborcza. Nie był wprawdzie jedyny – trzy lata później Szachtar na Zenit zamienił Jarosław Rakicki, przypłacając to zresztą wilczym biletem do reprezentacji, w której nie zagrał od tej pory ani jednego meczu. Ale jednak – Lucescu był pierwszy, w okresie, gdy na granicach rosyjsko-ukraińskich ginęli kibice zdzierający wcześniej gardło na meczach jego górniczej drużyny.

Reklama

Dwanaście lat w Szachtarze, dziesiątki wychowanych piłkarzy, tysiące kibiców ślepo zakochanych w Mistrzu. I na koniec taki zwrot akcji, takie rozczarowanie dla tych, którzy postrzegali Lucescu jako człowieka Donbasu.

Kto by się spodziewał, że to jeszcze nie koniec niespodzianek, przygotowanych przez Rumuna na finisz szkoleniowej historii. W Zenicie poszło średnio, skończył ligę na trzecim miejscu i ewakuował się do Turcji. Tam, w roli selekcjonera, też nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Wiele wskazywało na to, że 74-letni szkoleniowiec po prostu zbliża się do końca swojej bogatej kariery. I wtedy pojawiła się propozycja z Kijowa.

Mądrzejsi ode mnie już to opisali na tysiąc sposobów. Jak Ferguson, który wraca z emerytury do Liverpoolu. Jak Jurgen Klopp, który obejmuje Schalke Gelsenkirchen. Jak Zinedine Zidane, który decyduje się dźwignąć Barcelonę w kryzysie. Można tak sobie wymieniać długo, zasada jest jasna, po -nastu latach za sterami Szachtara, Lucescu zdecydował się sprawdzić w Dynamie Kijów.

Co go zostało na miejscu, oprócz nienawiści kibiców z Kijowa i Doniecka? Sytuacja napięta była już wcześniej. Surkisowie, potężna familia znana również w Polsce, prowadzi Dynamo od paru ładnych lat. Stołeczni fanatycy jasno i klarownie oceniają ich rządy jako serię nieszczęść. Od niezrozumiałych dla ultrasów zbliżeń z Szachtarem (m.in. w postaci zaproszenia donieckiego klubu do gry na tym samym stadionie co Dynamo), przez takie decyzje jak zatrudnienie Lucescu właśnie, aż po najbardziej trywialną rzecz, czyli rozczarowujące wyniki sportowe. Walka z zarządem trwała już wcześniej, Lucescu był wisienką na torcie, zwłaszcza że już jako trener Szachtara był na celowniku – między innymi po wypowiedziach, w których deprecjonował osiągnięcia Walerija Łobanowskiego.

Pracę dla Dynama zaczął od rzekomej rezygnacji, przez wzgląd na szacunek dla fanów. Później okazało się, że to jedynie wymiana prywatnych maili z Surkisem, w których dzielił się swoimi wątpliwościami. Listy wyciekły do rumuńskich mediów, zrobiła się afera. Choć kibice Dynama przez moment świętowali (wydając triumfalne oświadczenie), to po chwili Lucescu zameldował się w Kijowie. Zaczął od przepraszającego gestu – kwiatów przy pomniku Łobanowskiego. Ale za tym poszła ciężka robota. Praktycznie bez transferów. Odmładzając skład. Od pierwszego dnia działając tak, jak działał w Szachtarze – wprowadzając swoje twarde, ale i mądre rządy.

Efekty? Już w drugim meczu wstawił do gabloty pierwsze trofeum, ogrywając Szachtar w ramach Superpucharu Ukrainy. Potem zaczął przygodę pucharową. Ograł AZ Alkmaar. W barażu o Ligę Mistrzów dwukrotnie wygrał zaś z belgijskim Gent. Na osiem meczów zwyciężył w siedmiu, przede wszystkim przerywając trwający trzy sezony rozbrat z fazą grupową Champions League. Kijowscy ultrasi dzień przed decydującym meczem z Belgami zajęli stanowisko: żaden pojedynczy wynik nas nie udobrucha, nie chcemy w klubie Lucescu i Surkisów.

Reklama

Biorąc jednak pod uwagę jakim źródełkiem pieniędzy jest Liga Mistrzów, biorąc pod uwagę jak świetnie wchodzą do seniorskiego futbolu ukraińskie talenty pod wodzą Lucescu… Będą chyba musieli się przyzwyczaić. Lucescu ma dopiero 75 lat. Może nie udało mu się przekonać świata, że Ukraina i Rosja to jeden kraj, za to teraz stworzył okazję, by Dynamo i Szachtar mieli jeden stadion w tych samych rozgrywkach. Donieccy piłkarze mecze domowe grają na Olimpijskim. W Lidze Mistrzów Kijów będzie organizował spotkania dwóch klubów. Znienawidzonej drużyny z Doniecka i drużyny prowadzonej przez znienawidzoną legendę i honorowego obywatela Doniecka.

Interesująca perspektywa. Jak cała kariera 75-letniego Lucescu, który, jak przystało na 75-latka, sentymenty odkłada dopiero na czas emerytury.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

11 komentarzy

Loading...