Reklama

Pora na zmiany? Bereszyński zakopał się w Sampdorii

redakcja

Autor:redakcja

29 września 2020, 16:42 • 6 min czytania 22 komentarzy

Tak było całkiem niedawno: Bereszyński chwalony w Serie A. Łączony z większymi niż Sampdoria firmami calcio, w kadrze mający być następcą Łukasza Piszczka. Tak jest teraz: Polak zmienił się w ligowy dżemik, w reprezentacji jest rzucany między pozycjami, bo z prawej wyleczył go Tomasz Kędziora, którego swego czasu wyprzedzał o długość.

Pora na zmiany? Bereszyński zakopał się w Sampdorii

MOMENTY BYŁY

Bereszyński przechodził do Sampdorii z Legii, która właśnie zagrała w Lidze Mistrzów. Adaptacja w Serie A nie trwała jakoś długo – zaczał od ławki, ale jeszcze wiosną, czyli w swojej pierwszej rundzie, rozegrał od pierwszej minuty 13 na 19 możliwych meczów dla Sampy. Dobry bilans.

A raczej zapowiedź tego, co zdarzyło się w kolejnym roku. To Bereszyński miał wtedy najmocniejszą kartę w Sampdorii ze wszystkich Polaków. Co więcej, Sampdoria dość długo pozostawała w grze o europejskie puchary – wypisała się de facto dopiero w końcówce.

Po sezonie 17/18 pisaliśmy w naszym podsumowaniu Polaków w Serie A:

Reklama

Bartek Bereszyński miejsce w podstawowym składzie Sampdorii wywalczył sobie w zasadzie tuż po transferze, choć trafił do zespołu w zimowym oknie transferowym. W poprzednim sezonie nie tylko udowodnił, że w pełni na swoją pozycję zasługuje, ale wręcz doszlusował do czołówki najlepszych prawych obrońców w Italii. O zainteresowaniu jego osobą głośno było już w okolicach maja, w roli ewentualnego kupca wymieniało się przede wszystkim Inter. Ale reprezentacyjny obrońca ostatecznie został na Stadio Luigi Ferraris. Stawiamy jednak dolary przeciwko orzechom, że jeżeli po drodze nie wydarzy się nic niespodziewanego, to „Beresia” najdalej za rok przygarnie jakiś lepszy/bogatszy klub.

Sklasyfikowaliśmy go wśród Polaków w Italii tylko za Zielińskim i Szczęsnym, a choćby przed Milikiem i Linettym.

To tamtego lata pojawiały się też w prasie deklaracje: Bereszyński chce odejść. Nie dlatego, że źle czuje się w Sampie, ale dlatego, że to idealny moment. 26 lat. Ostatni dzwonek. Recenzje znakomite w całej Italii. Najgłośniej mówiło się, że parol na Polaka miały zagiąć albo Inter, albo Roma.

Po mundialu w Rosji z reprezentacją Polski pożegnał się Łukasz Piszczek, a Bartosz Bereszyński wydawał się wtedy zdecydowanie najpoważniejszym kandydatem. Zobaczcie cały ranking prawych obrońców 2018.

Dla Bereszyńskiego był to trzeci kolejny rok z kategorią reprezentacyjną. Trzeci tuż za Piszczkiem. Ale tym razem już na jego poziomie, po raz pierwszy. Kędziora był jedynym, który naciskał, ale zarazem miał w kadrze łącznie rozegrane trzy mecze przy jedenastu Bereszyńskiego. Doświadczenie minimalne. Jego pozycja w Dynamie Kijów była mocna, ale zwracało się uwagę, że Bereszyński ma sufit wyżej. Że wyróżnia się w mocniejszej lidze, że daje radę na wahadle, jest mocny w ofensywie, a Kędziora nie jest tak wszechstronny, tak nowoczesny.

Reklama

Bereszyński debiucie selekcjonerskim Jerzego Brzęczka zachwycił. Wystawiliśmy mu za ten mecz notę 8, wyższą od Lewandowskiego, a taką samą jak Zieliński. Pisaliśmy:

Niezmordowany. Koń do biegania. Tak samo pewny w pierwszej i dziewięćdziesiątej minucie. Niesamowicie skuteczny w defensywie, bez względu na to czy trzeba było wygrać walkę ustawieniem, ostrzejszym wejściem czy sprintem. Grał jak Piszczek w najlepszej formie. Włosi jego stroną musieli ograniczać się w gruncie rzeczy głównie do dośrodkowań. Bardzo sprytny w ataku, gdzie potrafił wysupłać piłkę wysoko lub obić ją o skrzydłowego Squadra Azzurra. Szukał ciekawych, otwierających podań.

To był jego czas.

RÓWNIA POCHYŁA

Trzeci sezon w Serie A finalnie Bereszyński zaczął w tych samych barwach. Przedłużył po drodze kontrakt aż do 2023 – wcześniejszy obowiązywał do 2021. Należy zakładać, że dostał dużą podwyżkę, ale zarazem ta umowa nie miała się wcale wiązać z blokadą przy transferze.

I wszystko wciąż Bereszyński miał w nogach, ale zaczęło iść coraz gorzej. W sezonie 18/19, w Sampie wciąż będącej średniakiem, na finiszu sezonu coraz częściej grywał Jacopo Sala, o którym rok wcześniej pisało się, że nie stanowi dla Bereszyńskiego konkurencji. Oddajmy, że po drodze przydarzyl też uraz mięśnia, który zabrał Polakowi pół grudnia na leczenie.

Podsumowując sezon Beresia pisaliśmy, że twarde dane statystyczne nie są jego sprzymierzeńcem i potwierdzają słabe wrażenia dostrzegalne gołym okiem.

Porównanie niektórych statystyk Bereszyńskiego robi dość kiepskie wrażenie. W sezonie 2018/19 Polak w lidze stracił aż o 11 piłek więcej na własnej połowie względem rozgrywek 2017/18, gdy plotkowało się o jego transferze choćby do Interu Mediolan. Odebrał natomiast o 40 piłek mniej. Wygrane pojedynki? O 60 mniej. Do tego gigantyczny regres skutecznych wślizgów, przechwytów. Krótko mówiąc – jeżeli chodzi o grę w defensywie, która w swoim czasie była znakiem firmowym Polaka, właściwie wszystkie słupki statystyczne zauważalnie spadły.

Miniony sezon, a czwarty Bereszyńskiego w Italii, był jeszcze znacząco gorszy. Po pierwsze, Sampdoria była wyraźnie słabsza niż we wcześniejszych latach. Kręciła się długo wokół ostatniego miejsca. Bereszyński był rzucany po pozycjach, zagrał mecz i na środku obrony, i na prawej pomocy. Zebrał przez cały rok rekordowe na niego jedenaście żółtych kartek. W grudniu miał uraz łąkotki. Potem przyszła pandemia, a Bartek był jednym z pierwszych polskich piłkarzy, u których zdiagnozowano koronawirusa. Pech. Szczęśliwie wyleczył się, Sampie udało się utrzymać w lidze, do czego z pewnością dołożył cegiełkę grając dużo w końcówce, choć też zdarzały mu się błędy i prokurowanie karnych.

Sukcesy? W zasadzie głównie to, że utrzymał skład i wciąż grał dużo, bo latem 2019 mówiło się, że będzie tylko rezerwowym.

Za 2019 w rankingu obrońców zjechał jednak o notę i pozycję za Kędziorę. A był moment, gdy wydawało się, że Bereszyński jest na kursie, by pierwszy raz od wielu lat zluzować w rankingu Piszczka.

W reprezentacji Polski od końcówki roku 2018 zaczął być sprawdzany na lewej obronie. Niby można tutaj znaleźć taką interpretację: piłkarz bardziej wszechstronny, prędzej się tam sprawdzi niż Kędziora. Ale jednak, jaki by nie był zamysł selekcjonera, kończyło się to tak, że Kędziora ugruntowywał swoją pozycję w pierwszej jedenastce przez całe eliminacje, a Bereszyński nigdy nie przekonał na lewej stronie.

WEJŚCIE W SEZON

Dość powiedzieć, że jednym z plusów ostatniego zgrupowania kadry uznano fakt, że z Bośnią na lewej obronie zagrał lewy obrońca, Rybus, będąc przy tym jednym z najlepszych Polaków w tym meczu. CZYLI że dano sobie spokój z Bereszyńskim. Kędziora natomiast znowu w obu meczach zagrał na prawej obronie. Bereszyński z Bośniakami nie podniósł się z ławki.

W klubie? Za pierwszą kolejkę został uznany według Tutto Mercato najgorszym piłkarzem meczu Juventus – Sampdoria. To jego spektakularny kiks finalnie pogrążył Sampę. Za ten mecz dostał notę 4.5 na dziesięć, od 2:26:

W drugim spotkaniu, z Benevento, było lepiej, no ale wiadomo: to było tylko Benevento, a nie Juventus. Tym razem noty Polaka oscylowały wokół 5.5. Wyglądało to średnio:

  • Przegrana główka, po której uratowała go kapitalna interwencja Audero
  • Gol stracony po centrze z jego strony boiska, nie zdążył wybiec i zablokować dośrodkowania
  • Przegrana główka, która zapoczątkowała akcję na 2:3
  • Słabiutkie statystyki

Niestety, ale gdzieś po drodze Bereszyński zmienił się w ligowy dżemik, a czasem schodząc nawet poniżej tej rangi. Co więcej, zapowiada się kolejny sezon ciężarów Sampy. Wymowne – mówiło się ostatnio, że pójdzie do Torino razem z Linettym. Miało to sens, bo w Torino jest Giampaolo, który zbudował go w Sampie. Ale ostatecznie postawiono tam na inne opcje. Teraz mówi się o zainteresowaniu Besiktasu – kto wie, może to byłby dobry pomysł. Liga słabsza, ale Bereszyński wydaje się modelowym przykładem zawodnika, który potrzebuje nowego impulsu.

Tak czy siak liczymy, że się odbuduje – przecież nagle nie zapomniał jak się gra w piłkę na wyższym poziomie, a kadrze rzecz jasna dobry Bereszyński bardzo by się przydał. Ale niektóre opcje w karierze klubowej raczej zamknęły się dwa lata temu. Będzie można najwyżej kiedyś, za dziesięć, dwadzieścia lat, w wywiadzie pozastanawiać się “co by było gdyby”.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Weszło

Komentarze

22 komentarzy

Loading...