Reklama

Kenny Saief, czyli nadzieja Lechii na choćby przyzwoity sezon

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

22 września 2020, 20:05 • 3 min czytania 5 komentarzy

Lechia Gdańsk w ostatnich latach – delikatnie mówiąc – nie słynęła z obsady pozycji numer dziesięć. Cholera, być może trzeba się cofnąć aż do czasów Razacka Traore, by znaleźć naprawdę konkretnego piłkarza, a i on wędrował przecież na boisku w różne rejony, od skrzydła po napad. W każdym razie w kolejnych latach nikt lepszy się nie objawił: Wiśniewski to jednak półka niżej, Mila mimo wszystko zawiódł, Wolski dużo się leczył, Lipski… No, wiadomo. Rodzi się więc pytanie, czy te niespecjalną serię może przerwać Kenny Saief?

Kenny Saief, czyli nadzieja Lechii na choćby przyzwoity sezon

W meczu ze Stalą zagrał wyśmienicie. Nie zaliczył co prawda bramki czy asysty, ale konkret przecież powinien mieć, tyle że okradł go z niego Haydary, marnując sam na sam ze Strączkiem. Natomiast inne liczby zdecydowanie stoją po stronie Amerykanina:

  • 92 procent celnych podań (!), a kto oglądał to spotkanie, wie, że Saief nie grał na alibi.
  • Dwie próby kluczowych zagrań, oba udane.
  • 13 stoczonych pojedynków ze skutecznością 62 procent.
Jeśli porównywało się jego grę do choćby Makowskiego, widziało się przepaść.

Dość powiedzieć, że Makowski wygrał ledwie 27 procent swoich pojedynków, więc w trzech na cztery przypadki tracił piłkę. Bez Saiefa Lechii grałoby się w tym meczu ciężko, na pewno nie dominowałaby aż tak mocno nad przeciwnikiem, bo gość po prostu w większości przypadków podejmował dobre decyzje. Jeśli pauzować obraz przed każdym jego zagraniem i wskazywać, gdzie powinien puścić piłę, a potem wznowić film, futbolówka leciała właśnie tam.

Ktoś powie, że to tylko mecz ze Stalą, beniaminkiem, który nie wygrał jeszcze żadnego meczu i prawda: spokojnie. Nie robimy z niego, cholera wie, kogo, tym bardziej że w Zabrzu zagrał przeciętnie, natomiast kibice Lechii mają prawo mieć nadzieję, spoglądając akurat na niego. Po pierwsze jego CV nie kłamie, to rzeczywiście jest jakościowy piłkarz, z dobrą jak na nasze warunki techniką. Gent czy Anderlecht nie brały go na piękne oczy.

Po drugie już w zeszłym sezonie udowodnił, że może dać Lechii sporo.

Początkowo prezentował się słabo, widać było, że jest zapuszczony i nie nadąża. To przecież on „popisał się” tym, że po wejściu na mecz z Lechem, kiedy Lechia broniła się rozpaczliwie, tak zmęczył się kwadransem przebieżki, iż nawet nie miał ochoty blokować uderzenia Modera. A wtedy padła bramka.

Reklama

Natomiast im dalej w las, tym było z nim lepiej. Kończył swoje granie ze średnią 5,20 u nas, być może gdyby nie jego kontuzja, Lechia miałaby więcej argumentów w grze o podium i w finale Pucharu Polski. Wrócił do siebie, wydawało się, że jest dla gdańszczan przegrany, bo jego pensja w Anderlechcie była spora, natomiast klubom udało się dogadać.

LECHIA OGRA PODBESKIDZIE CO NAJMNIEJ DWIEMA BRAMKAMI? KURS 3,47 W EWINNER

Według nas jego gra może być główną nadzieją Lechii na to, że ten sezon będzie przynajmniej przyzwoity. Cały czas trudno nam uwierzyć, że w tym składzie posiadania ekipa Stokowca powalczy choćby o podium, ale być może z takim rozgrywającym nie będzie trzeba gnić na miejscach, załóżmy, dziesięć-dwanaście.

Bo też gdzie upatrywaliśmy słabości Lechii w tamtym sezonie? Właśnie w środku. Lipski i Gajos przez cały sezon uzbierali w sumie trzy gole, jedną asystę i jedno kluczowe podanie. Saief grając króciutko, nie był od nich dużo gorszy, miał bramkę i ostatnie podanie. Lechia była bezradna, rywal w ogóle nie musiał się martwić o środek, bo jeśli coś miało się dla niego wydarzyć przykrego, to raczej po akcjach ze skrzydła. Najgroźniejszy był Kubicki, mając 10% udziału w bramkach Lechii, tyle że choć Haraslin odszedł zimą, skończył na 26% (dane za Ekstrastats). No, a gdy wydawało się, że Saief ten problem rozwiąże po przesunięciu do centrum, złapał wspomniany uraz.

Pozostaje mieć nadzieję, że Saief tym razem pozostanie w zdrowiu i da Lechii dobry, równy sezon. Z pewnością stać go na to. Jeśli – odpukać – znów coś mu się przytrafi, pozostaje się przeżegnać nogą, na myśl o duecie Gajos-Makowski w środku.

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...