Reklama

„Bielsa uczy: największe błędy popełnia się w chwilach triumfu albo tuż po nich”

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

22 września 2020, 08:33 • 22 min czytania 26 komentarzy

– Bielsa wychodzi z założenia, że największe błędy popełnia się w chwilach triumfu albo tuż po nich. Wtedy najłatwiej jest coś zepsuć. Trudniej wtedy spostrzec, że zespół potrzebuje zmian, żeby się rozwijać. Bo przecież jest wciąż wynik. A pewna formuła może się właśnie kończyć i trzeba nie lada geniuszu, by dostrzec ten moment nim będzie za późno. Jak wszystko idzie dobrze, traci się czujność – Radosław Bella, trener w Akademii Śląska Wrocław, to bielsista, który opublikował książkę na temat filozofii Marcelo Bielsy. Na analizy poświęcił setki godzin, praca dostępna jest za darmo, a dzięki tłumaczeniom korzystają z niej na całym świecie. Jak wspomina Bella, wśród jej czytelników był nawet Jorge Sampaoli.

„Bielsa uczy: największe błędy popełnia się w chwilach triumfu albo tuż po nich”

Na czym w zasadzie polega taktyczny fenomen Marcelo Bielsy? Dlaczego korzystają z jego warsztatu tak odmienni szkoleniowcy jak Simeone i Guardiola? Jaką rolę u Bielsy spełnia Mateusz Klich, a jaką w reprezentacji Polski? Dlaczego piłkarze robią u Bielsy życiówki, ale też czym to często przypłacają? Na czym polegają maksymalnie wyżyłowane standardy pracy Bielsy? Jak trudny to charakter? I skoro tak fascynuje największych szkoleniowców, to dlaczego jego osobista gablota jest w sumie dość skromna? Zapraszamy.

***

POBIERZ KSIĄŻKĘ

Reklama
Na jakiej pozycji u Marcelo Bielsy gra Mateusz Klich?

Jest łącznikiem między zawodnikami, którzy rozpoczynają atak, a tymi, którzy mają za zadanie kończyć akcje. To też pokazuje jakim zaufaniem obdarzył go Bielsa, bo Klich to zawodnik, który musi bronić jak szóstka – dużo odbiorów –  a atakować jak dziesiątka –  rozgrywać. Musi mieć bardzo dużo otwierających podań – niekoniecznie kończących, ale takich, które rozpoczynają finalizację akcji. Mateusz u Bielsy zagrał w 99.99% meczów, co pokazuje jak w tej roli się odnajduje.

Mi spodobały się heatmapy Klicha. Pokazują, że jest na boisku wszędzie, po obu stronach boiska jak skrzydłowy, poza tym we własnym polu karnym, jak i w szesnastce rywala.

To też wynika z filozofii Marcelo Bielsy. Bardzo ciężko powiedzieć kto jest typowym defensywnym pomocnikiem, kto ofensywnym. W jednym z wykładów Bielsa tłumaczył, że w środku pola ma trzy ósemki. Każdy ma umieć w pewnym momencie wejść w rolę dziesiątki, szóstki. Środkowi pomocnicy często się rotują między sobą. Do tego bardzo często dochodzi do rotacji ze skrzydłowym. Ma się wrażenie że zawodnicy nie są pozycjami, a tylko bywają na pozycjach. To taki kontrolowany chaos, stąd też w konsekwencji heatmapy i miejsce podań Klicha wyglądają w taki sposób.

Nie zdarza się Bielsie żeby chwalił publicznie swoich piłkarzy. Trzyma się raczej na dystans. Piję tutaj do tego, że po meczu z Liverpoolem jednak poświęcił wiele ciepłych słów Klichowi.

Nie, bardziej zawodnicy go chwalą niż on. Żeby zrozumieć jak ważną postacią jest u Bielsy Klich, trzeba na niego patrzeć dziewięćdziesiąt minut, w sensie: tylko na niego i na to, co robi. Bez tego można mieć wrażenie, że w niektórych momentach meczu nie jest widoczny. A tak widać nieustannie jaki wpływ ma na to, co dzieje się na boisku. Myślę, że Leeds na ten moment nie mogłoby sobie pozwolić na to, by Klicha im zabrakło.

Dlaczego akurat Klich tak przypadł Bielsie do gustu? Czym dokładnie?

Ciężko powiedzieć. Myślę, że nawet Mateusz może tego nie wiedzieć. W takich momentach właśnie Bielsa pokazuje swój geniusz. Widział w nim o wiele więcej niż jego poprzedni trenerzy i kibice.

Czy to kwestie fizyczne, które w piłce Bielsy są tak ważne?

Na pewno też, bo nie ma co mówić, Mateusz może biegać na bardzo dużej intensywności cały mecz. Od i do piłki, za linię obrony rywala lub pokazując się do gry. Jest dosłownie wszędzie.

Jak patrzysz na Klicha w Leeds i Klicha w kadrze, gdzie widzisz największe różnice?

W filozofii gry jako całości. To, co widzę w naszej reprezentacji, to tendencja dopasowywania się do rywala. U Marcelo Bielsy filozofia nigdy nie jest zmieniana. Ustawienie może się zmienić, ale na tym polega geniusz Bielsy, że mimo to zespół pozostaje w tych samych ramach filozofii. Bielsa woli zarządzać meczem niż kalkulować.

Reklama
To jest ciekawe, bo z jednej strony znalazłem cytat, w którym Bielsa mówi, że kluczem jest sztuka wykorzystywania wad rywali, a z drugiej mówimy, że nie ugina się pod przeciwnika. To jak to jest?

W trenerskim świecie od zawsze, na wszystkich poziomach, trwa rozmowa: czy ja mam się dostosowywać do rywala czy rywal do mnie? Analizując zespół Bielsy nauczyłem się, że da się to gdzieś pogodzić. Przykładowo, jeśli rywal będzie pressował jednym napastnikiem, to zespół Bielsy nie będzie grał trzema środkowymi obrońcami. Dwóch sobie poradzi. Z kolei jeśli przeciwnik zaczyna obronę dwoma napastnikami, to zespół Bielsy będzie rozgrywał trzema stoperami. Natomiast bez względu na ustawienie nie zmienia się sama filozofia gry, ponieważ model/pomysł na grę, to coś więcej niż tylko ustawienie.

Czyli, w zasadzie, co?

Zasady – czyli to, co przyświeca grze jego zespołów. Chce jak najszybciej wejść w pole karne rywala. Nie posiadać piłki dla samego jej posiadania. To, co mogę za Bielsą powiedzieć, to że najważniejsze rzeczy w piłce nożnej dzieją się w polu karnym. Trzeba piłkę tam wprowadzić w sposób kontrolowany. Samo jej wbicie w szesnastkę nie jest osiągnięciem.

Piłka w polu karnym ma być narzędziem do stwarzania sytuacji, a nie celem samym w sobie. Bielsa gra ryzykownie – preferuje bardzo dużo ryzykownych podań do przodu, które mają minąć jak najwięcej broniących zawodników rywala. Na przykład należy szukać podania, które minie jak największą ilość zawodników przeciwnika. To, czego nauczyłem się analizując zespoły Bielsy, to że najważniejsze co się dzieje w meczu, nie dzieje się wcale w rejonie piłki, a za plecami przeciwnika.

Co przez to rozumiesz?

Z perspektywy broniącego, jeśli mam przed sobą zawodnika z piłką, a za swoimi plecami kolejnych przeciwników, to jest mi bardzo ciężko bronić. Takie ustawienie powoduje że pojawia się problem: Co zrobić? Kogo kryć? Wyjść z pozycji czy zostać?  Dlatego bardzo dużo piłkarzy u Bielsy jest zawieszonych między linią pomocy i obrony rywala. To powoduje, że broniący pomocnicy nie mogą skupić się tylko na piłce, ale jeszcze muszą mieć na względzie dwóch, trzech zawodników za swoimi plecami. Ciekawy koncept, który pozwala na więcej opcji podania do przodu. Bielsa tłumaczył, że zawodnik z piłką musi mieć przynajmniej trzy opcje podania do przodu. I szukać tego, którym minie największą liczbę rywali.

Gdzieś mi się rzucił w oczy cytat, że dwa progresywne podania według Bielsy niszczą defensywne struktury rywala. Z drugiej strony Mateusz Klich mówił, że Bielsa ostrzega ich, żeby nie dopuścić aby rywal… wymienił cztery podania. To jest w jakiejś strefie, na przykład na twojej połowie, czy tak w ogóle?

W zasadzie gdziekolwiek. Bo te cztery podania zdaniem Bielsy to czas, który może sprawić, że rywal się zorganizuje i może już stworzyć sytuację podbramkową. Zdąży ustawić się już w jego polu karnym lub mieć przewagę przy jego linii obrony. To szczególnie widoczne na wyższym poziomie. No i szczególnie niebezpieczne przeciwko wysoko grającemu Leeds czy każdemu innemu zespołowi Bielsy. Dlatego po stracie jest natychmiastowa presja odbioru.

Co ci się rzuciło w oczy, gdy w miniony weekend Leeds grało z Liverpoolem, obecnie przecież światowym topem?

Myślę, że o sile filozofii Bielsy świadczy konferencja pomeczowa, na której Klopp przyznał, że spodziewał się takiego meczu. Przygotowywał się, że Leeds nie będzie przeciwnikiem, który pozwoli grać, wycofa się, tylko będzie wywierał presję. To zespół Bielsy miał większe posiadanie piłki. To i klasa Liverpoolu pokazuje, że ta filozofia Bielsy jest niezmienna, niezależna z kim gra. Niezależnie, czy Leeds będzie grało z mistrzem Europy, czy z ostatnią drużyną w tabeli, zawsze będzie chciał grać mecz na swoich własnych warunkach. Mecz z Liverpoolem to bardzo dobry prognostyk, ale pytanie czy na tym poziomie, w dłuższym okresie, taka gra będzie możliwa. Na pewno to sprawdzą.

To jest ciekawe, że będą chcieli grać na swoich warunkach, nie mając de facto kadry, by w Premier League z każdym grać na swoich warunkach, dyktując ton meczu.

Wszystkie zespoły Bielsy mają bardzo dobry początek ligi. Teraz jest najlepszy moment, żeby oglądać Leeds. Później bywało różnie, to się działo i w Marsylii, i w Bilbao, i nawet choćby w pierwszym sezonie w Leeds. Ciężko nie odnieść wrażenia, że w ostatnich kolejkach zespoły Bielsy po prostu słabną. Ta filozofia niesie za sobą ofiary. Ale w wygranej wojnie też są ofiary.

Twoja hipoteza czemu tak się dzieje? Ta najbardziej oczywista, że piłkarze nie wytrzymują obciążeń?

Tak. I obawiam się, że Premier League jest tak wymagająca, że gdzieś taki styl gry w dłuższym okresie może spowodować zadyszkę, może nawet kontuzje. To najbardziej konkurencyjna liga na świecie, a Leeds nie ma nie wiadomo jak szerokiej kadry. Liczę jednak, że Leeds będzie baśniowym kopciuszkiem na balu. Bielsa na pewno się jednak nie ugnie, nie pójdzie na kompromis. Od trzydziestu lat się nie ugiął, więc nie ma żadnych dowodów na to, by ugiął się kiedykolwiek. W Leeds po trzech tygodniach powiedział na jednej z pierwszych konferencji: „Czego się możecie spodziewać, to że nigdy nie będę kalkulował”. Dla niego liczy się zawsze najbliższy mecz, najbliższe zwycięstwo. Niezależnie, czy to jest wrzesień czy maj. Czy ktoś ma siedemdziesiąt meczów rozegranych za sobą, czy sześć.

Fajna jest ta anegdota, w której Payet przyznawał, że od żadnego trenera nie nauczył się tyle, co od Bielsy, ale nigdy więcej nie chciałby z nim pracować.

Piłkarze wyciskani są jak cytryny. Do granic możliwości. Ale dzięki temu wspinają się często na poziom, o jaki sami siebie nie podejrzewali. Widać to także w Leeds i nie tylko po Klichu.

Po co, tak dokładnie, wchodząc w szczegóły, Bielsie taka wytrzymałość piłkarzy?

To, o czym mówiliśmy: to jest trener, który chce, aby jego piłkarze grali bardzo dużo podań do przodu. By piłka w kontrolowany sposób przedostawała się w pole karne. I to łączymy z chęcią jak najszybszego odebrania piłki. Grając tak odważnie do przodu narażamy się na stratę, więc w konsekwencji jest o wiele więcej faz przejściowych. A jak już nie zdążą jego piłkarze odebrać piłki od razu, to przechodząc do obrony nie można rywalowi wymienić nawet czterech podań. Wymaga to biegania o wiele więcej i na dużo większej intensywności niż standardowo. Trzeba bronić praktycznie całego boiska. Po stracie bez względu na strefę ma miejsce polowanie na piłkę, bo po stracie zespół Bielsy nie cofa się, a idzie do przodu. Ten sposób gry jest wyniszczający i jest konsekwencją modelu gry przyjętego przez Argentyńczyka.

„Nie wiem czy istnieje inny na świecie zespół, który tak bardzo meczy ruchem linię obrony przeciwnika”. Tak powiedziałeś w podcaście „Jak uczyć futbolu” Przemka Mamczaka. Co miałeś na myśli?

Można mając piłkę „ruszać” zespołem rywala. Można nim manipulować za pomocą piłki, zmieniając stronę, szukając luki itd. Można to zrobić też jednak w inny sposób. Na przykład ruchem i ustawieniem piłkarzy. Wspominałem o ustawieniu między liniami. Ale też można to zrobić ciągłym ruchem czy wymiennością pozycji. Pierwsza bramka Leeds z Liverpoolem – Hernandez wyciągnął Gomeza, środkowego obrońcę The Red, ze swojej pozycji, a w jego miejsce, na jego pozycję, wbiegł strzelec bramki Jack Harrison – co ciekawe gol został zdobyty tylko po dwóch podaniach do przodu.

Na czym, znów twoje słowa, polega bezczelność ofensywna zespołów Bielsy?

Próba grania tak odważnych piłek po ziemi, gdzie większość trenerów, w tym ja, nie chciałoby tak ryzykować. Przykładowo, środkowy obrońca zagrywający po ziemi piłkę przez dwie linie do napastnika… No, to nie jest zagranie oczywiste.


Co miałeś na myśli mówiąc, że trenerzy taktycy często są sami sobie wrogami?

Jest debata wśród trenerów: przez co ma się największy wpływ na drużynę? Bielsa uważa, że przez taktykę. Ale nauka taktyki u tego nauczyciela nie jest łatwa. Porównajmy to do nauki trudnego języka. Powiedzmy, że ktoś zna japoński w stopniu podstawowym. Taktyka Bielsy będzie w tym ujęciu jest jak nauka japońskiego prawniczego, pełnego drobiazgowych, szczegółowych zwrotów. Nawet znając japoński, do biegłości w japońskim prawniczym trzeba sporo wysiłku.

Do gry w tej taktyce trzeba się więc dostosować, a też wymaga ona od swoich piłkarzy sporej inteligencji taktycznej. Taka dygresja, ale byłem swego czasu na stażu w Boltonie, gdzie jednym ze szkoleniowców był trener, który w United pracował przy złotym pokoleniu Man Utd: Giggs, Beckham, Scholes… Rozmawiałem z nim o treningu, taktyce, i w sumie rozumiałem co mówi, ale też wiedziałem z tyłu głowy, że to nie ten sam poziom rozumienia rozmowy. Zupełnie inny pułap wiedzy. Z pięć lat musiałbym się jeszcze uczyć, żeby zrozumieć o czym dokładnie mówi.

To, co jest najbardziej chyba dobitne, to że nie chodzi nawet o mecze, gdzie trzeba pracować jak w mało której drużynie, jeśli jakiejkolwiek. Ale że treningi także są zabójczo intensywne.

Piłkarze z różnych zespołów, które prowadził Bielsa, mówili, że nawet piątkowy trening przed sobotnim meczem potrafił być bardzo ciężki. Cięższy niż u kogokolwiek, z kim wcześniej pracowali. Oczywiście jest w tym logika: chcesz intensywnie grać, musisz intensywnie trenować.

Im większa intensywność grania, tym mniej czasu na ustawienie. Chodzi o automatyzmy. Mateusz też o tym mówił w swoich wywiadach: mamy bardzo dziwne treningi, Bielsa dużo mówi o automatyzmach i nawykach, żebyśmy nie myśleli o tym, co robimy, tylko żebyśmy to robili.

Jeśli na boisku musisz się zastanawiać nad tym, gdzie zagrasz, to już jesteś spóźniony. Taka jest rzeczywistość dzisiejszego futbolu, gdzie decydują często ułamki sekund.

Mówi się, że najlepsi grają w piłkę praktycznie podświadomie. W rejonie piłki gra nasza podświadomość, według dzisiejszych badań, a do głosu dochodzą umiejętności kognitywne. Na tej właśnie zasadzie: jeśli myślisz o swoim ustawieniu, to już jesteś spóźniony. Wchodząc w drybling nie nadinterpretujesz wydarzeń – no dobra, idę w lewą stronę, bo on wystawił prawą. To się musi dziać w stopniu dużo szybszym, na takie zastanawianie się dzisiaj nie ma miejsca. Można ten proces przyspieszyć przez trening świadomości. Myślę, że Bielsa właśnie to próbuje na treningach wyzwolić.

To jest nauka umiejętności improwizacji. Nawet nie myślenia na boisku, ale by właściwe zachowania weszły już w nawyk tak, by o nich nie myśleć.

W tą stronę to idzie. Kontrolowany chaos. Nagelsmann często mówi, że chciałby aby piłka nożna była pozbawiona pozycji. Guardiola mówi, że chciałby mieć samych środkowych pomocników w zespole, bo środkowy pomocnik zawsze był przyzwyczajony do presji z każdej strony, do gry w trudniejszych warunkach. Oczywiście jest w tym pewna umowność, ale chodzi o to, że dzisiejszy futbol wymaga coraz większej wszechstronności. Żadna sytuacja nie powtórzy się na boisku, ale tysiące podobnych pozwolą ujrzeć powiązania, wtedy reagujemy szybciej. Dzisiaj mamy bocznych obrońców, którzy więcej czasu spędzają na połowie rywala niż na swojej. Stoperów, którzy więcej rozgrywają niż grają głową. Te trendy totalnie się zmieniły, piłka ewoluuje cały czas, stąd piłkarze będą musieli odnajdywać się na boisku w różnych sytuacjach i różnych sektorach – Klich przykładem.

Podoba mi się, jak Bielsa mówi – moją rolą jest to, żebyście pokonali dwie trzecie boiska. W trzeciej strefie do głosu wchodzi improwizacja. Ale zarazem ma pomysł na to, by tę improwizację też w jakiś sposób szlifować.

Wydaje mi się, że to Guardiola powiedział, że w polu karnym ciężej pewne rzeczy zaplanować. Tam jest za dużo zmiennych, nie da się przewidzieć pewnych rzeczy. Tym bardziej, że w polu karnym atakujemy w mniejszości. Stąd też powrót do gry ulicznej, bo gra w polu karnym i jego okolicach to taka gra uliczna – dużo graczy na małej przestrzeni i gierka. Na treningach coraz częściej zdarzają się ćwiczenia, gdzie nie mówi się już zawodnikom co mają robić, tylko daje wolne wybory i grę wolną od pozycji. Wiem, że coraz bardziej praktykuje się takie podejście także w wychowaniu piłkarzy w prestiżowych akademiach.

Dlaczego zafascynował cię właśnie Bielsa? Jak to się zaczęło?

W okresie, gdy byłem trenerem w rezerwach Miedzi, chciałem iść na staż do jednego z pierwszoligowych trenerów. Prezes Dadełło dał mi wtedy poradę bardzo prostą, ale jakże trafną, którą zapamiętam do końca życia. „A po co? Niech pan jedzie na staż do kogoś, kto odniósł sukces”. Typowe biznesowe podejście – jeśli się uczyć, to tylko od najlepszych. Ja na bazie tego pomyślałem jeszcze: no dobra, to może wezmę sobie jeden topowy zespół i będę go analizował tydzień w tydzień? Będę chciał się nie tylko go nauczyć, ale i trenera. Najpierw pomyślałem o moim rówieśniku Nagelsmannie, ponieważ jeżeli jesteś najmłodszym trenerem w Bundeslidze, to prawdopodobnie masz wybitne umiejętności. Później pomyślałem jednak: co wspólnego mają ze sobą najlepsi typu Guardiola, Sampaoli, Simeone… każdy z nich mówił, że uczył się u Bielsy. Skoro najlepsi tak twierdzą, to musi być w tym trochę prawdy. I było.

Czyli siadłeś do jego meczów w Marsylii, które są podstawą książki, z punktu zero, nie wiedząc o Bielsy nic.

W ogóle nie wiedziałem czego się spodziewać. Coś czytałem, w sensie ogólnym, na przykład że preferuje grę trójką z tyłu. To był wtedy w Polsce wrażliwy temat – nikt tak nie grał. Pierwsze pięć meczów nie rozumiałem nic. Czarna magia. Dopiero później,  im dalej w las, tym częściej widziałem, że ten chaos to jednak pewne schematy. Jest w nim porządek. Powtarzalność. Nawyki. Bielsa mówi na jednej z konferencji o pięciu sposobach na gubienie krycia. Gdy pierwszy raz oglądasz jego mecze, myślisz, że jakieś gubienie rywala to inwencja piłkarza, intuicja, albo nawet przypadek. Jak złączysz wszystko do kupy widać, że to po prostu dość złożony mechanizm.

Od razu pisałeś to z myślą o książce?

Nie, na początku to były tylko własne notatki oraz wycinałem filmy, które miałem pokazywać prowadzonym przez siebie zespołom. Ale tego zrobiło się tak dużo, że postanowiłem to złożyć w Ebook. Gdzieś po ośmiu meczach widziałem, że może to być ciekawy materiał do udostępnienia.

Jaki był odbiór twojego ebooka?

W Polsce dosyć duży, sporo osób mi pisało, że to fajna publikacja. Ale naprawdę zaskoczył mnie dopiero odbiór zagraniczny. Najpierw angielska wersja a potem Robert Ustarbowski przetłumaczył ebook na hiszpański. Powstała również niemiecka wersja. I się zaczęły naprawdę ciekawe rzeczy. Zaczęli do mnie pisać ludzie z całego świata. Trenerzy z Argentyny, Boliwii, Włoch, Chile czy z Japonii.

Napisał do mnie choćby trener młodzieżowych reprezentacji Chile, który współpracował z Bielsą w czasach, gdy ten prowadził ich pierwszą kadrę. Powiedział, że ebook mu się podobał, wiele rzeczy trafnych, a z niektórymi się nie zgadza. Taki kontakt to strzał w dziesiątkę. Napisał też do mnie trener, który odpowiadał za przygotowanie kondycyjne u Bielsy w czasach Bilbao. Napisał też do mnie asystent Jorge Sampaolego, który wspomniał, że Sampaoli ma ten ebook, czytał, i generalnie jest w nim wiele prawdy. Z jego asystentem mam dobry kontakt do dziś, obecnie pracuje w Santos FC.

Bielsa łączy ludzi.

Zdecydowanie, choć nie jestem aż tak obsesyjnie w niego wpatrzony. Samemu Marcelo Bielsie też próbowałem wysłać ebook. Próbowałem dotrzeć do niego różnymi kanałami. Ostatnio dostałem informację z Leeds, że dziękują bardzo i Bielsa ebook otrzymał. To tyle. Nie łudzę się o jakąś opinię ale… byłoby super gdyby przeczytał.

Gdybyś spotkał Bielsę, jakie byś mu zadał jedno pytanie?

Jak bardzo się myliłem w swojej subiektywnej analizie. Oglądałem te mecze po parę razy. Oglądałem też rywali we wcześniejszych meczach, by uwzględnić jak dostosowywali się pod mecze z zespołem Bielsy. Ciekawe jak się myliłem. Ile jeszcze nie wiem. To mnie dręczy.

Ciekawi cię jego ocena twojej pracy, naturalne. A wychodząc z tego, jedno pytanie warsztatowe?

Na co mamy największy wpływ jako trenerzy. Co w pierwszej kolejności należy wpajać zespołowi. Jaka rzecz będzie miała w najkrótszym okresie największy wpływ na zespół. Czyli: od czego zaczynać i w jakich proporcjach, by narodziny zespołu nie trwały dłużej niż to konieczne.

Co sprawia, że grupa przypadkowych ludzi, obcych często sobie, staje się zwartym organizmem na boisku, gdzie gołym okiem widać wspólną myśl.

Chciałbym wiedzieć jak to robi Bielsa. Ja mam wrażenie, że jemu, jak obejmuje drużynę, wystarczą trzy tygodnie i ten zespół jest nie do pomylenia z żadnym innym – jest od razu zespołem Bielsy. Nie potrafię tego rozszyfrować. Czy to tworzenie środowiska, czy analizy, czy treningi. A przecież ma wymagający styl, który teoretycznie powinien wymagać adaptacji w dłuższym okresie. A tu od razu widać jego piętno. Jak to jest, że Klich z zawodnika nie nadającego się według wcześniejszych trenerów Leeds do Championship, staje się zawodnikiem nadającym się do Premier League. Nie stało się to nagle, ale on już to wtedy wiedział. Skąd? Na jednym pytaniu by się nie skończyło.

No dobrze, Radku, pora zadać pytanie, które cisnęło się na usta od początku wywiadu: skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Bielsa porywa wyobraźnię, ale jego gablota jest dość średnia.

Gdzieś natknąłem się na opinię, że istnieje około 20% zawodników na świecie, i jeszcze mniejszy procent prezesów, którzy mogliby wytrzymać z taką osobowością. Ja myślę, że to osobowość wielka, ale – z relacji – bardzo trudna jeśli chodzi o współpracę, pracę w sztabie. Wymagania czasem, po prostu, przeciorają tych ludzi po podłodze. Przekracza granice wytrzymałości nie tylko piłkarzy, ale wszystkich w klubie.

Perfekcjonista niezdolny do kompromisu.

Ma wyżyłowane do maksimum standardy pracy. Sam powiedział, że jego asystenci magazynują ogromne ilości danych o przeciwnikach – tak wiele, że większość nie jest do wykorzystania, przetworzenia. Analitycy pracują na okrągło. Jak zapytano go, po co to robi, po co tego jest aż tyle, to powiedział, że tak każe mu jego profesjonalizm i szacunek do rozgrywek, w których bierze udział. I tak będzie robił. Jego standardy pracy są czasem nierealne dla zdrowego, mającego jakieś życie prywatne człowieka. Jego asystenci nie wychodzą z klubu. Nie mogą ani na moment pokazać, że nie są z jakiegokolwiek zagadnienia nieprzygotowani.

Słyszałem, że traktuje ich też dość oschle, nie zna niektórych imion.

Tego nie słyszałem, ale wiem, że się nie spoufala, czy z asystentami, czy z piłkarzami. Udało mi się dotrzeć do jednego z jego aktualnych asystentów. Poprosiłem czy nie przekazałby mojego ebooka. Powiedział, że nie, że nie są na takiej stopie, żeby robić coś podobnego. A przecież trener i asystent to często, może nawet zazwyczaj, bliska, zażyła relacja. Wydaje się, że Bielsa nie wchodzi w relacje żadne. A na drugim biegunie mamy Kloppa, który jak przychodził do Liverpoolu, witał się i ściskał praktycznie z każdym pracownikiem klubu. Bielsa powiedział: ja was kocham, ale nie chcę was poznawać, bo jeszcze zmienię zdanie.

Czemu taki jest?

Jak w większości cech naszej osobowości można się doszukiwać źródeł w jego dzieciństwie. Ojciec był szanowanym prawnikiem, bardzo wymagającym wobec dzieci. Bielsa powiedział, że nauczył się pracowitości oraz poszukiwania wiedzy od ojca. Bardzo dużo czytał jak na dziecko. Mama była nauczycielką. Rodzina odnosiła wielkie sukcesy poprzez swoją ambicję i pracowitość. Jeśli coś ma być zrobione, to teraz, zaraz, trzeba rzucić wszystko i to zrobić. Rodzina wywierała dużą presję na niego, też rodzeństwo, brat i siostra, są wykształceni oraz odnoszą sukcesy w swoich dziedzinach. W takim środowisku dorastał przyszły pracoholik.

Ciekawe jest to, że Bielsę za inspirację mają tak odmienni szkoleniowcy jeśli chodzi o style gry co Simeone i Guardiola.

Wiele rzeczy można się od Bielsy nauczyć, wiele wykorzystać, poprawiając swój warsztat. Branie Bielsy jeden do jednego jest niemożliwe z wielu przyczyn, to jest w stanie odtworzyć tylko Bielsa. Ale jest w jego warsztacie mnóstwo takich perełek, który można sobie zabrać, niezależnie od tego co chce się grać. Nie chodzi o odkrywanie piłki na nowo, tylko do zaaplikowania w bardzo logiczny sposób pewnych elementów.

Chciałbym cię skonfrontowac z kilkoma cytatami z Bielsy. „Nigdy nie dałem się omamić komplementom. Komplementy w futbolu to czysta hipokryzja”.

Bielsa wychodzi z założenia, że największe błędy popełnia się w chwilach triumfu albo tuż po nich. Wtedy najłatwiej jest coś zepsuć. Trudniej spostrzec, że zespół potrzebuje zmian, żeby się rozwijać. Bo przecież jest wciąż wynik. A pewna formuła może się właśnie kończyć i trzeba nie lada geniuszu, by dostrzec ten moment nim będzie za późno.

To się wiąże bezpośrednio jak się zdaje z „Momenty, po których stałem się gorszy, są bezpośrednio związane z sukcesem”.

Jak wszystko idzie dobrze, traci się czujność. Masz wrażenie, że wszystko jest dobrze, nie trzeba nic zmieniać. W Marsylii po ośmiu zwycięstwach i jednej porażce powiedział na konferencji: nie myślę teraz o tytule, trzeba być bardzo uważnym, bo wszystko może się zepsuć. No i wykrakał.

„Trenerzy popełniają tylko dwa błędy. Jedni zmuszają zawodników potrafiących latać do chodzenia, inni udają, że zawodnicy umiejący tylko chodzić, potrafią latać”. To mnie ciekawi, bo z drugiej strony nie idzie na kompromisy i zawsze chce grać swoją wymagającą piłkę, bez względu na to jaką ma kadrę.

Ale też bardzo często na początku tę kadrę zmienia. W Lille od razu wyrzucił 13 zawodników, którzy mu po kilku treningach nie odpowiadali. Wydaje mi się, że piłkarze muszą zaufać jego filozofii i rygorowi pracy – to jest podstawa, która może przykryć pewne niedostatki. W Marsylii mieli obawy jak odnajdzie się u Bielsy Gignac. Mówiono na niego wtedy „Big Mac for Gignac”, nawiązując do problemów z nadwagą. Nie wierzyli, że da sobie radę, że w ogóle się dogadają. Usiedli w pewnym momencie jednak w cztery oczy, porozmawiali i ogarnął się. Jeśli ktoś nie chce przyjąć myśli Bielsy, to nic z tego nie będzie, ile by nie umiał.

„Zaufanie jest synonimem relaksu, wolę strach, on zmusza do bycia ostrożnym”.

Chodzi o przesuwanie granicy swoich możliwości, podnoszenie poprzeczki cały czas. Strefa komfortu rozleniwia – zaufanie, że mam pewne miejsce w składzie, nigdy nie pomaga. A środowisko, w którym o to miejsce trzeba walczyć, powoduje, że jestem ciągle czujny, że daję z siebie więcej. Obawa przed utratą miejsca w składzie czy straty punktów napędza.

„Ryzykujesz nagradzając zwycięstwo, na które nie zasłużyłeś”.

Ponieważ takie zwycięstwo jest mgliste. Jak wygrywam, ale graliśmy źle, albo okoliczności sprawiły, że mecz został wygrany. Wielu ludzi się na pewno nie zgodzi, ale ja to czytam tak, żeby nie chwalić za sam wynik. Jest coś więcej. Idea, to jak chcemy grać, jest ważna. Na długą metę to on daje też wynik, często bardziej spektakularny.

Czytałem, że Bielsa analizuje mecz nawet nie przez pryzmat wyniku, które może być niesprawiedliwy, tylko przez pryzmat liczby stworzonych dogodnych okazji.

To jeden z komponentów oceny meczu. Albo inny warty rozważenia: tak zwana domena gry. Kto w odcinkach pięciominutowych dominował. Im więcej tych pięciominutowych wycinków jest dla jego drużyny, tym lepiej.

„Jest różnica między drużynami czekającymi na błąd rywala, a drużynami, które te błędy powodują”.

To jest bardzo ciekawe. Bielsa powiedział kiedyś, że kluczem jest to, aby zmusić przeciwnika do popełnienia błędu JAKIEGO MY CHCEMY, a nie jakiegokolwiek. Nie czekamy na to, że rywalowi coś nie wyjdzie, tylko te błędy prokurujemy. Na przykład pressing jednego napastnika pozwala koledze z formacji niżej przewidzieć ruch przeciwnika z piłką, to najwyższy level rozumienia gry w obronie: umieć poruszać się razem, jako zespół w sprincie, by spowodować błąd w miejscu, który chcemy. Taka gra w obronie to sztuka!

Da się Bielsę zaimplementować w pracy, którą wykonujesz, czyli z młodzieżą?

Wybieram to, co uważam, że da się wprowadzić. Tak 40% mojego warsztatu i filozofii Bielsy wcieliło się we mnie.

Miałeś w planach kolejnego darmowego ebooka – o grach na utrzymanie.

Zacząłem pisać, ale aktualnie z niego zrezygnowałem. Poszedłem na studia z psychologii, interesują mnie relacje z zawodnikami, umiejętności miękkie w byciu trenerem i najważniejsze: wgryzienie się w temat aspektów kognitywnych i podświadomej gry. Widzę w tym przyszłość i o tym będę chciał napisać pracę magisterską, którą na pewno się podzielę. Wierzę też głęboko, że pierwszy trener jest kimś pomiędzy psychologiem a taktykiem.

A co byś chciał wziąć od trenera Lavicki?

Trener Lavicka jest bardzo silnym przywódcą, który jest bardzo cierpliwy i konsekwentny. Potrafi również na spokojnie analizować wydarzenia na meczu. Tych cech na pewno chciałbym się nauczyć.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

26 komentarzy

Loading...