Reklama

Niech będę przestrogą dla młodych piłkarzy. Teraz żałuję, że nie pracowałem nad sobą

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

09 września 2020, 08:23 • 12 min czytania 14 komentarzy

– Przyznam się, że nie doceniałem okresu, kiedy miałem zaszczyt występować w Ekstraklasie i trochę nad tym ubolewam. Żałuję. Cóż, prawo młodości – nie szanowałem tego, wkładałem zbyt mało pracy indywidualnej nad sobą, nad głową. Fajnie, gdybym był przestrogą dla młodych piłkarzy, którzy dostają szansę. Teraz wielu młodych ją ma. Niech doceniają to, co mają. Kiedyś było ich mniej, sześć lat temu młody w lidze był wyjątkiem, teraz każdy zespół musi mieć takich co najmniej kilku. Niech oni patrząc na moją historię, widzą, że nie wolno się zadowalać tym, co już mają i niech wychodzą ze strefy komfortu – mówi Mariusz Rybicki z Warty Poznań. Sześć lat temu zwany był polskim Neymarem, ale jak sam przyznaje: głównie przez fryzurę. Teraz wraca do Ekstraklasy i ma coś do udowodnienia. Zapraszamy!

Niech będę przestrogą dla młodych piłkarzy. Teraz żałuję, że nie pracowałem nad sobą
Wróciłeś po kilku latach do Ekstraklasy. Coś cię zaskoczyło, coś się zmieniło?

Nie było mnie sześć lat. Jeśli chodzi o intensywność meczów, to ona jest na podobnym poziomie, natomiast według mnie obecnie widać większą jakość.

To ciekawe, bo nie przekłada się to na Europę.

Nie da się ukryć, że nie możemy tam wiele zdziałać, ale miejmy nadzieję, że może to się w końcu zmieni.

Wydaje się, że w pierwszym meczu z Lechią byliście lepsi niż przeciwnik i spokojnie mogliście wygrać, ale już z Zagłębiem graliście na 0:0.

Te dwa spotkania były zupełnie różne. Z Lechią grało nam się łatwiej, kreowaliśmy sytuacje z przodu i mogliśmy spokojnie co najmniej zremisować. Jeżeli chodzi o Zagłębie, to nie stworzyliśmy sobie żadnej okazji i to najbardziej boli. Broniliśmy się dobrze, ale kompletnie nas zdominowali. Za mało konkretów daliśmy w ofensywie. Przegraliśmy zasłużenie, przecież nie oddaliśmy żadnego celnego strzału.

Taki był plan, żeby grać na 0:0?

Nie. Tak się mecz potoczył. Wiedzieliśmy, że Zagłębie jest fajną drużyną, która potrafi się utrzymać przy piłce, ale zakładaliśmy, że stworzymy kilka sytuacji. To się nie udało.

Reklama
Jak ty się czujesz w szatni Warty jako jeden z bardziej doświadczonych Ekstraklasowiczów?

Trochę lat mam. Z wiekiem nabrałem doświadczenia, ale jakoś o tym nie myślę. Bardziej cieszę się, że po przerwie znów mogę występować w Ekstraklasie. Chcę pomóc drużynie w utrzymaniu, to jest główny cel, a indywidualnie: kilka bramek, kilka asyst.

Pewnie nie spodziewałeś się przy transferze do Warty, że za rok będziesz w Ekstraklasie.

No nie. Powiedzmy sobie szczerze: mieliśmy grać o utrzymanie, a nie o awans. Długo ciężko było uwierzyć, że ten awans rzeczywiście przyszedł. Złożyło się na to wiele czynników, ale mam wrażenie, że choć warunki w klubie nie zawsze są sprzyjające, to mamy ekipę, w której walczy się jeden za drugiego. To było widać w pierwszej lidze. Robiliśmy dużo kilometrów, tworzyliśmy wiele sytuacji przez ruch do piłki. Każdy chciał zaistnieć na boisku. W połączeniu z naszą jakością przełożyło się to na punkty.

Bartosz Kieliba wspominał, że na początku budowy tej drużyny trudno było zakładać, że to tak odpali.

Ja później dołączyłem, ale z tego, co chłopaki opowiadali, to było ich dziesięciu czy jedenastu na obozie w Jarocinie. Później, gdy przychodzili nowi zawodnicy, zaczęło się to zazębiać, ale pierwszy mecz ze Stalą Mielec był bardzo słaby. Wielu łapało się za głowę, jak to w ogóle będzie z nami w tamtym sezonie. Po tym meczu nikt by nie powiedział, że zrobimy awans. Natomiast udało się to poukładać.

Nie miałeś wrażenia, że transfer do Warty to krok w tył i moment, który cię cofnie do drugiej ligi?

Moja sytuacja była złożona. Byłem niechciany w Opolu, miałem mały konflikt z trenerem Rumakiem. Nie widziałem mnie w swoim układzie. Dostawałem inne propozycje, ale zdecydowałem się na Wartę, bo była najkonkretniejsza. Dzwonił do mnie trener, to zdecydowało. Nie patrzyłem na to też jako krok w tył, bo wówczas była mowa o tej samej lidze. Wiemy, jaka ona jest – każdy może awansować, jesteśmy tego najlepszym przykładem. Po prostu chciałem się odbudować.

Na czym polegał ten konflikt z trenerem Rumakiem?

Może za dużo powiedziałem, że konflikt, ale miał inną wizję. Nie widział mnie w swojej drużynie. Nie pasował mu mój styl, moje poruszanie się po boisku? Nie mam pojęcia. Nigdy mnie nie wziął na rozmowę i nie powiedział, o co chodzi. Trochę dziwnie zostało to rozstrzygnięte.

Reklama
Gdybym powiedział ci sześć lat temu, że tyle będziesz czekać na powrót do ligi, to chyba byś mi nie uwierzył?

Zgadza się. Cieszę się z powrotu, bo już nie wierzyłem, że wrócę. Miałem spore zawirowania w tej swojej przygodzie z piłką. Powrót wydarzył się niespodziewanie. Fajnie, że złapię kolejne występy i mam nadzieję, że zagoszczę tu na dłużej.

To wróćmy do początku – zwany byłeś polskim Neymarem. To cię drażniło?

Nie do końca. To była łatka przypięta ze względu na fryzurę niż umiejętności, co mi zawsze było wytykane. Ale nie przejmowałem się tym, to było raczej w żartobliwym tonie. Taki też miałem i mam styl gry, może momentami przypominałem samymi ruchami Neymara. Natomiast teraz nawet już takiej fryzury nie mam.

Widzew to było dobre miejsce, by debiutować w Ekstraklasie?

Widzew był moim marzeniem od dziecka. Chciałem w nim grać, więc nawet nie analizowałem tego pod tym kątem. Miałem 18 czy 19 lat, gdy trafiłem do Widzewa, w ciemno tam poszedłem i byłem dumny.

Pytam o organizację.

Gdy tam trafiałem, to większych kłopotów jeszcze nie było, może po sezonie zaczęła się równia pochyła. Długi narastały i robiło się coraz gorzej. Najdłużej czekałem na pensję… Ojejku. Do tej pory czekam! Ale tak patrząc, to cztery-pięć miesięcy. Na zero wciąż nie jestem. Ogłoszono upadłość, długi poszły w nicość i nawet się nie nastawiam, że cokolwiek kiedykolwiek odzyskam. Bez szans.

Jak podchodziłeś do siebie i Ekstraklasy? Na zbyt dużym luzie?

Można to tak nazwać. Przyznam się, że nie doceniałem okresu, kiedy miałem zaszczyt występować w Ekstraklasie i trochę nad tym ubolewam. Żałuję. Cóż, prawo młodości – nie szanowałem tego, wkładałem zbyt mało pracy indywidualnej nad sobą, nad głową. Gdyby tego było więcej, może byłbym w Ekstraklasie dłużej.

Pojawiła się sodówka?

Delikatnie tak. Nie będę kłamał. Marzeniem każdego młodego piłkarza jest w tak młodym wieku występować w Ekstraklasie. Nawet jeśli się tej sodówki nie chce, to ona z tyłu głowy siedzi.

Jak to się objawiało – imprezami, drogimi ciuchami?

Nie. Nie zarabiałem, nie wiadomo, jakich pieniędzy, byłem młodym zawodnikiem i miałem naprawdę niską pensję, więc nawet nie było mnie stać na drogie auta, ciuchy i tak dalej. Bardziej czerpałem z tego, że mogę w tej drużynie być, aniżeli finansowo. Po prostu bujałem w obłokach. Że jestem w Ekstraklasie, że nie muszę nad sobą pracować i wszystko przyjdzie samo z siebie, skoro przychodziło wcześniej.

Mówiłeś w jednym z wywiadów, że brakowało u ciebie tego, by zostać po treningu.

Zgadza się. Mogę powiedzieć, że brakowało pracy nad sobą. Teraz się wzmocniłem na nogach i w górnych partiach mięśniowych, ale wtedy byłem chucherkiem. Powinienem pracować nad sobą pod tym kątem.

Siedzi w tobie żal do samego siebie?

Staram się o tym zapominać, to było sześć lat temu, nie mogę ciągle tego rozpamiętywać. Tym bardziej że jestem znów w Ekstraklasie i mogę się pokazać. Zamykam ten etap, ale jak rozmawiam z kimś w wywiadzie, to mówię szczerze i otwarcie, że żałuję tego, bo nie doceniłem tego, co miałem.

Był duży hype na ciebie. Polski Neymar, wizyta w Lidze Plus Extra z Mariuszem Stępińskim, głosy o reprezentacji. Sporo tego było.

Tak i może to też się w głowie nałożyło. Zadowalałem się tym i byłem w strefie komfortu, z której nie chciałem wyjść. To był największy problem tego czasu. Powinienem szanować teraźniejszość, ale dążyć do kolejnych celów.

Nie było kogoś, kto by cię ściągnął na ziemię?

W tamtym okresie byli rodzice, którzy mnie wspierali, ale czy mnie ściągali? Może nie widzieli pewnych rzeczy, nie obnosiłem się ze sobą przy nich. Wracałem po meczu czy treningu do domu, to zazwyczaj gdzieś wychodziłem, ale nie do klubu, tylko na miasto, na jakąś kawkę. Może więc nie dostrzegali braku mojej pracy, może zakładali, że tak ma być, bo muszę odpocząć? Nie mieli przecież większej styczności ze sportem.

Zobaczysz – napiszą ci w komentarzach, że to nie była kawka.

Może tak być!

Myślałem, że tata mógł cię próbować ściągnąć na ziemię, bo opowiadałeś, że pracował z tobą nad techniką.

To było w czasach, gdy byłem bardzo młody. Ale to nie wyglądało tak, że tata mi robił ćwiczenia treningowe, rozstawiał pachołki i tak dalej, tylko stawiałem go na bramkę i mu strzelałem. Potem zbierała się ekipa, graliśmy dużo małych gierek, w których ja ciągle dryblowałem. Poniekąd w ten sposób nabrałem tego stylu gry, w którym dużo kiwam.

Może też uznałeś, że na samej kiwce daleko zajedziesz, skoro u nas to nie jest codzienność?

Wtedy nie było tego dużo, ale teraz dryblingów jest więcej. Poza tym nie wiem, jaki był indeks moich udanych dryblingów do nieudanych, ale prób rzeczywiście było dużo.

Po spadku Widzewa nie miałeś żadnych ofert, żeby zostać w Ekstraklasie?

Miałem. Z Cracovii. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, byłem po testach medycznych, ale transfer zablokował dyrektor SMS-u Łódź, który miał do mnie jakieś prawa.

Wściekłeś się na niego?

Tak, byłem zły. To była fajna szansa, żeby zostać w Ekstraklasie. Naturalnie chodziło o kasę. Oczekiwał pieniędzy i Cracovia się nie zdecydowała, by je zapłacić. Wiem, że on, Widzew i Cracovia w pewnym momencie byli dogadani, ale okazało się, że któraś ze stron chciała więcej i się wysypało. To nie były duże sumy, kilkaset tysięcy złotych, natomiast z tej pierwszej połowy.

Czyli Cracovia nie była specjalnie przekonana.

Miałem być zawodnikiem na przyszłość, który może się rozwinąć i zobaczymy, co będzie. A nie takim, za którego warto płacić trochę tu i teraz.

Tamten Widzew musiał spaść?

Trochę tych problemów się nawarstwiło. Sporo zawodników miało długi okres bez przelewu. Część z nich była zza granicy, a wiadomo, że jak im się nie płaci, to inaczej podchodzą do tego niż Polacy. Mają wszystko gdzieś i tyle. Nie ma sianka, nie ma granka. Jakość przez to spadała z miesiąca na miesiąc i trudno było się w takim klimacie utrzymać.

Pierwsza liga to kontynuacja tych problemów.

Tak. Sportowo ten skład był niezły, mógł grać o coś więcej niż utrzymanie, ale okazało się, że problemy w klubie dalej tkwiły. Nie było więc większych szans, żeby to ogarnąć i lecieliśmy dalej w dół.

Po uwolnieniu się od Widzewa zakładałeś, że to kwestia czasu, iż wrócisz piętro wyżej?

Na to liczyłem i taką miałem nadzieję. Byłem wolnym zawodnikiem, trafiłem do Pogoni Siedlce, gdzie miałem całkiem udany sezon z porządnymi liczbami. Po tym roku trafiłem do Korony Kielce i to jest najdziwniejsza historia w mojej przygodzie. Podpisałem dwuletni kontrakt, a przez pierwszy rok byłem w Miedzi, a przez drugi w Wigrach. Przez dwa sezony byłem w trzech klubach. W Koronie nie dostałem szansy. No, może jedną, choć trudno to tak nazywać. Puchar Polski z Puszczą Niepołomice. Padł remis, ale w karnych przegraliśmy i ja też swojej jedenastki nie strzeliłem. Po meczu trener Wilman mnie nawet chwalił, mówił, że wkrótce mnie weźmie do osiemnastki i dostanę szansę. Ale po dwóch tygodniach przyjechali Hiszpanie – Palanca i Abalo. Trener powiedział wtedy, że mam odejść na wypożyczenie i się ogrywać.

Może jednak ten karny zaważył…

Może, może… Nie, chodziło o Hiszpanów. Nie było dla mnie miejsca i coś trzeba było ze mną zrobić.

Palanca jak Palanca, ale od Abalo pewnie nie czułeś się gorszy.

No nie. Miguel miał naprawdę dużą klasę, trenowałem z nim i było widać, że liznął piłkę hiszpańską na dużym poziomie. Jeżeli chodzi o Abalo, to za wiele nie zobaczyłem, bo przyjechał później, ale nawet przejął mój numer.

Czyli Korona była bardzo złym wyborem, chyba że nie było innego.

Zdecydowałem się, bo dzwonił do mnie trener i mówił, że będzie fajnie, że się rozwinę i będę grał. Mówiłem do menadżera, że chce tam iść, bo dzwoni do mnie sam trener, a nie dyrektor czy prezes. No ale dokonałem złego wyboru, ponieważ byłem też w kręgu zainteresowania Pogoni Szczecin i bodaj Wisły Płock.

Skończyło się tak, że po odejściu z Korony była Odra Opole.

Tak, ale miałem ofertę ze Śląska Wrocław. To zostało zablokowane – a przynajmniej tak mi to przedstawiono – przez Jakuba Koseckiego, który miał odejść, ale mówił, że zostaje. Gdy ja podpisałem umowę z Odrą, to on jednak odszedł. Początki były naprawdę dobre, mimo że byłem bez przygotowania fizycznego, bo trenowałem indywidualnie, gdyż to wszystko długo się ciągnęło i nie miałem klubu. Fajnie wszedłem w zespół, w drugiej kolejce strzeliłem bramkę, w trzeciej poprawiłem. Potem było gorzej. Ale też spotkałem się z dziwnymi decyzjami i mogę to powiedzieć, skoro chłopaki to widzieli i dziwili się, dlaczego nie gram. Przez to się rozstałem z Odrą.

Czytam między wierszami, że Mariusza Rumaka wspominasz najgorzej ze wszystkich trenerów, z którymi współpracowałeś.

Czy najgorzej… Nie wspominam go dobrze, powiem tak, by być uprzejmym. Początki tego nie wskazywały, dogadywaliśmy się, ale w pewnym momencie coś się zepsuło. Ja nie jestem konfliktowy i jeśli trener mnie nie widzi, to nie ma problemu, po co się pchać na siłę? Nie strzelam fochów na treningu i nie robię pod górkę. Natomiast lubię, jak ktoś mi to mówi w twarz. Tu się to działo za plecami. Ja się dowiedziałem o decyzji trenera z karteczki, która wisiała w szatni. Tam były wypisane nazwiska moje i trzech kolegów, z informacją, że mamy się stawić w gabinecie dyrektora. Nie było trenera, był Dariusz Motała i on tłumaczył, że trener mnie nie widzi w swojej koncepcji, bo będzie grał młodzieżowiec na skrzydle. Rumak w żaden sposób tego nie tłumaczył. Nie mówił, czy nie podoba mu się moje dryblowanie, czy coś innego i według mnie to było słabe.

A z drugiej strony – któremu trenerowi najwięcej zawdzięczasz?

Chyba Arturowi Skowronkowi, z którym pracowałem w Widzewie i Wigrach. Nauczył mnie najwięcej. Pokazał, jak pracować w defensywie, a miałem z tym duży problem. Muszę też powiedzieć, że dużo zawdzięczam Piotrowi Tworkowi. On do mnie wyciągnął rękę, zadzwonił, powiedział, jaki ma pomysł na mnie i teraz jesteśmy w Ekstraklasie.

Groziła ci po Odrze bezpośrednio druga liga?

Bałem się tego. Na szczęście udało się utrzymać w pierwszej lidze, ale druga liga zaglądała mi w oczy. Na szczęście zaufała mi Warta. Z perspektywy czasu to była świetna decyzja.

Czujesz, że nie odkopałbyś się z drugiej ligi?

Mogłoby tak być.

Jak tak rozmawiamy, to widać, że twoja kariera to połączenie talentu, złych decyzji i braku pracy nad sobą. To pokazuje, jak kariera piłkarza może być krucha.

Tak. Fajnie, gdybym był przestrogą dla młodych piłkarzy, którzy dostają szansę. Teraz wielu młodych ją ma. Niech doceniają to, co mają. Kiedyś było ich mniej, sześć lat temu młody w lidze był wyjątkiem, teraz każdy zespół musi mieć takich co najmniej kilku. Niech oni patrząc na moją historię, widzą, że nie wolno się zadowalać tym, co już mają i niech wychodzą ze strefy komfortu.

Czyli jesteś zwolennikiem przepisu o młodzieżowcu?

Czasami tak, czasami nie. Zależy, czy zawodnik na moją pozycję jest młodzieżowcem!

Rozmawiał PAWEŁ PACZUL

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City
Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

Komentarze

14 komentarzy

Loading...