Reklama

Nie mam prawa mówić, że w Wiśle Płock dobrą jakość prezentował tylko Furman

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

06 września 2020, 16:30 • 11 min czytania 10 komentarzy

Czy w ostatnich miesiącach w Wiśle Płock brakowało mu zaangażowania? Skąd niejednoznaczna odpowiedź o radości z gry w rozmowie z Canal Plus? Czy był zmęczony Ekstraklasą? Dlaczego sezon w Wiśle Płock potoczył się tak, a nie inaczej i czy Radosław Sobolewski miał problem z trafieniem do głów zawodników? Czego spodziewa się po transferze do Genclerbirligi? Jak poszło mu w pierwszym sparingu? Czy z Turcji jest bliżej do kadry? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiedział pomocnik Genclerbirligi, Dominik Furman. Zapraszamy. 

Nie mam prawa mówić, że w Wiśle Płock dobrą jakość prezentował tylko Furman

***

Nie miałeś już serca do gry w Wiśle Płock przez ostatnie kilka miesięcy? Nie było trochę tak, że brakowało ci zaangażowania?

Uważam, że nie.

Tylko tyle?

Proste pytanie, prosta odpowiedź.

To skąd pomidor w Canal+, który jasno sugerował, że gra już ci nie sprawia radości?

Nie powiedziałem, że gra nie sprawia mi radości.

Reklama
Mogłeś odpowiedzieć dyplomatycznie, że gra ci sprawia radość i dasz z siebie wszystko w kolejnych meczach. A tak zasiałeś wątpliwości. 

Pytanie było nie na miejscu. Przegraliśmy mecz, a w takich okolicznościach, uwierz mi, piłkarze nie są skłonni, żeby silić się na wielką elokwencję i wymyślne odpowiedzi. Byłem zły, usłyszałem pytanie, odpowiedziałem „pomidor”, żeby uciąć wątek i już go nie kontynuować. Jeśli powiedziałbym coś innego, to na jednym pytaniu by się nie skończyło, a chciałem, jak najszybciej iść do szatni. Nie było tematu.

Byłeś już zmęczony polską ligą?

To za duże słowo. Spędziłem cztery lata w Wiśle i chciałem spróbować czegoś nowego. Wiedziałem, do kiedy podpisuje kontrakt, kiedy on wygasa. W ciągu trzech lat było parę zapytań o możliwość wytransferowania mnie, teraz nadarzyła się okazja, mogłem odejść za darmo i od pół roku coraz czas pojawiały się jakieś spekulacje ze mną w roli głównej. Nic dziwnego, że kibice, prezesi, trenerzy zastanawiali się, czy będę dawał z siebie wszystko w obliczu kończącej się umowy. I mogę powiedzieć jedno: tak, dawałem z siebie wszystko. Nie mam sobie nic do zarzucenia w tej kwestii.

Czego zabrakło Wiśle Płock w poprzednim sezonie? Radosław Sobolewski zaczął fenomenalnie, wskoczyliście nawet na fotel lidera, a potem było zwyczajnie słabo i trochę jechaliście na tej jesiennej serii. 

Schemat się powtarza. Powtórka z rozrywki. W dwóch poprzednich sezonach było podobnie – nawet za czasów sięgających pracy trenera Jerzego Brzęczka w Płocku. Jak już wpadaliśmy w złą passę, to ciężko było się odbić. Osobiście uważam, że meczem, który zaważył na naszej słabej wiośnie było spotkanie z Pogonią Szczecin. Kończyliśmy rok zwycięstwem nad Piastem Gliwice, zajmowaliśmy ósme miejsce w tabeli, mieliśmy osiem punktów straty do lidera, i to nie był jeszcze aż tak duży zjazd. Dwadzieścia jeden rozegranych kolejek, kontakt z czołówką, nie było źle. Ale przyszła wiosna i ten mecz z Pogonią. Prowadziliśmy 2:0. Graliśmy niewidowiskowo, ale skutecznie i efektywnie. Pogoń nie mogła za wiele zrobić, ale przegraliśmy ten mecz. Trzy stracone bramki – każdy z nas był w szoku. Nasze morale się pogorszyły. Potem już się potoczyło – remis na ŁKS-ie, remis z Zagłębiem. Początek zdecydował. Nie czuliśmy się pewnie, a kolejne remisy nie pomogły. Ciężko było się podnieść.

Radosław Sobolewski nie potrafił rozbudzić w szatni zwycięskiego ducha? Podtrzymujesz, że to dobry trener?

Kto powiedział, że nie potrafił trafić do piłkarzy i rozbudzić w szatni zwycięskiego ducha?

To pytanie. 

Nie powiedziałbym tak. To był jego debiutancki sezon w roli pierwszego szkoleniowca. Przychodził w trakcie sezonu, bez możliwości przepracowania okresu przygotowawczego, też swoją drogą taka sytuacja w Płocku powtarzała się co roku, i na pewno nie było to dla niego łatwe. Potrafił do nas dotrzeć. Wygrywaliśmy seryjnie. Szybko objęliśmy prowadzenie w tabeli. Liderem byliśmy tylko przez tydzień, potem faktycznie nie było już zbyt kolorowo, ale koniec końców dosyć szybko się utrzymaliśmy. Trener Sobolewski zrobił w Płocku bardzo dużo dobrego dla zespołu.

Reklama
Nie było tak, że Wiśle Płock brakowało jakości wśród zawodników? Momentami mogłeś czuć się osamotniony, ciągnąc ten zespół na swoich plecach. 

O takich rzeczach piłkarz nie ma prawa mówić. Trzeba byłoby być Messim, żeby móc chwalić się, że ciągnie się zespół na swoich plecach. Musiałbym być najlepszy na świecie. Nigdy nie powiem, że nie miałem pomocy od moich kolegów. To nie tak. Nie było tak, że jak Wisła Płock wygrywała, to wygrywał tylko Dominik Furman. Jesienią mieliśmy dobry czas, wszystko się zazębiało. Popatrzmy na to, jak zmienił się skład w zimie – odszedł Ricardinho, przyszedł Rafał Wolski, któremu się nie poszczęściło i znowu zerwał więzadła krzyżowe. A powiem szczerze, że na treningach wyglądał bardzo dobrze. Byliśmy szykowani do gry razem. Nie dane nam było. Szkoda. Ale inni piłkarze nie zawodzili. Jestem wielkim fanem Mateusza Szwocha. Adams, Hubert Adamczyk, wracał po zerwaniu więzadeł i pod koniec sezonu dał sporo dobrego. Nie mam prawa mówić, że w Wiśle Płock dobrą jakość prezentował tylko Furman.

Wisła Płock bardzo zabiegała, żebyś został? Wstępne rozmowy zaczęły się już latem minionego roku. 

Wiśle zależało na przedłużeniu ze mną umowy. Od razu powiedziałem też, że nie zamykam się na żadną opcję, bo życie nauczyło mnie niemówienia „nie” w negocjacjach. Różnie może być. Ale życie dało mi jeszcze jedną szansę zagranicznego wyjazdu i z niej skorzystałem. Jestem w lidze tureckiej, szykujemy się do sezonu i czas pokaże, czy to była dobra decyzja. Wracając, z prezesem Kruszewskim mam bardzo dobre stosunki, z dyrektorem Jóźwiakiem też – zabiegali o to, wiele razy rozmawiali z moim agentem, ale wybraliśmy wyjazd.

Ewentualne propozycje z Polski nie miały siły przebicia? Wydawałoby się, że Legia albo Lech mogłyby się na ciebie skusić.

Tylko Legia.

Byłeś zdecydowany na zagraniczny wyjazd, niezależnie od tego, jak bardzo Legia by cię chciała?

Nie, nie nastawiałem się tylko na wyjazd, ale nie było tak, że czekałem na super ofertę z Legii. Takich ofert w przeszłości miało być sporo, ale finalnie to nie doszło do skutku. Pojawiła się propozycja z Turcji, bardzo dobra, i z niej skorzystałem.

Przeanalizowałeś sobie, co nie wyszło ci w poprzednich podejściach do zagranicznej piłki? Najpierw nie przebiłeś się w Ligue 1, potem w Serie A. Wiesz, gdzie były twoje rezerwy czy to były historie na tyle oddzielne, że nie da się stworzyć takiej systematyki?

Rezerwy leżały gdzieś pośrodku obu historii. Na pewno byłem młodszy. We Francji miałem dwadzieścia jeden lat, a włoski epizod traktuję jako pewnego rodzaju zagadkę, bo nie znam odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie grałem. Jestem jednym z tych piłkarzy, który na szczęście – odpukać w niemalowane – nie odnosi kontuzji, jest zdrowy, cały czas w rytmie, w treningu. Zwiększyła się moja pewność siebie. Wiem, jak się zachowywać w innej szatni od razu po przyjściu i mogę powiedzieć, że po dwóch tygodniach w Turcji czuję się o niebo lepiej niż czułem się po dwóch tygodniach w Weronie czy w Tuluzie.

Wielu zastanawia, dlaczego młodym Polakom często nie wychodzi po wyjeździe z kraju. Myślę, że nie ma jednego powodu, nie ma jednego czynnika, który determinowałby wszystko. Każdy piłkarz jest inny, każdy ma na to inne spojrzenie. Ja mam takie, że byłem młody, wielu rzeczy nie rozumiałem, a teraz jestem starszy i inaczej patrzę na rzeczywistość.

Nie czujesz się gorszy niż kilka lat temu?

Absolutnie nie, nie jestem starym dziadkiem, mam dwadzieścia osiem lat. Najlepszy wiek do grania. Przynajmniej tak mówią, dopiero się na tym poznaję, dopiero się o tym przekonuje. Mam nadzieję, że będą omijały mnie kontuzje, prowadzę się dobrze, więc świetnie byłoby, jakbym na treningach i meczach sprzedawał to, co potrafię. Sam jestem ciekaw, jak to wszystko będzie wyglądało w lidze tureckiej.

Miałeś już okazje próbować tureckiej herbaty?

Nie i powiem szczerze, że niespecjalnie mnie do tego ciągnie.

Nazwa twojego nowego klubu – trudna do wymówienia. 

Dla mnie żaden problem. Genclerbirligi.

Chciałem cię przetestować. Jakie pierwsze wrażenie? Z tego, co słyszałem to klub nie ma wielkiego zaplecza kibicowskiego, więc nieco odbiega od wyobrażeń o wielkim fanatyzmie tureckich fanów. 

Kibice są bardzo ważni dla każdego klubu, ale żyjemy w czasach koronawirusa i na tę chwilę często gra się przy pustych trybunach. Choć słyszałem już kilka wersji tego, jak ma do przebiegać w Turcji – najpierw, że od 4. kolejki mają być wpuszczani kibice w 30% pojemności stadionu, później, że już w 2021 roku, więc nie wiem nawet, której wersji się trzymać. Tak czy inaczej, zaczynamy bez kibiców, nie poznam tej kultury. W Polsce też już grałem w takiej aurze. Żadna nowość, choć oczywiście, każdy chce grać z kibicami, dla nich się gra. Dopiero, jak otworzą stadiony będę mógł oceniać fanów, którzy lepsi, którzy gorsi, którzy lepiej prowadza doping, a którzy gorzej. Myślę, że nie przeżyję szoku, bo w Polsce też pod tym względem jest dobrze, bo kibice są żywiołowi i zaangażowani.

Jakość twoich nowych kolegów jest wyższa niż w Polsce? Parę ciekawych nazwisk jest – Giovanni Sio, Bogdan Stancu?

Tak, tak, jest sporo ciekawych nazwisk, jakość widać od razu. Słyszałem, że jeszcze będzie parę transferów, skład jeszcze nie jest w pełni skompletowany, okienko jeszcze potrwa miesiąc, pojawią się nowe postacie, ale już to, co zastałem, pozwala mi twierdzić, że na poziom nie można narzekać.

Trener Genclerbirligi, Mert Nobre, jest uważany za legendę ligi, strzelał bramki dla Beskitasu i Fenerbahce. Preferuje grę ofensywną czy ma inny pomysł na grę?

Na każdym treningu gramy gierki. To jest taka rzecz, której nie widziałem w Polsce. Gierka, gierka, gierka na każdych zajęciach. Dwie połówki po dziesięć minut, dwie połówki po piętnaście minut. Zawsze tak kończy się trening. I to jest dowód na to, że trener chce grać ofensywny futbol. Jestem tu od dwóch tygodni, parę treningów taktycznych mam już za sobą, swoje już zauważyłem i choć treningi wygrywa się też obroną, to będziemy atakować. Na razie rozegrałem jeden sparing. Właściwie pierwszy i ostatni, jaki rozegram w okresie przygotowawczym. Zagrałem czterdzieści pięć minut.

Pierwszy skład czy ławka?

Pierwszy. Strzeliłem gola, zaliczyłem asystę. Od ostatniego meczu w Wiśle Płock do pierwszego meczu w barwach Genclerbirligi miną dwa miesiące. W międzyczasie trzy tygodnie treningów, czterdzieści pięć minut sparingu, zwariowany czas. Nie będzie wymówek w czasie sezonu.

Turecki klimat może być problematyczny czy dla współczesnych piłkarzy przystosowanie do kwestia kilku dni?

Na treningach cały czas mamy podpięte GPS-y. Chwilę przed naszą rozmowę, gadałem z trenerem od przygotowania fizycznego, pytał mnie, jak się czuję. Odpowiedziałem, że dobrze, że nic mi nie dolega, a on też wspominał, że obserwował mnie na gierce dwa razy po piętnaście minut, czyli sumarycznie pół godziny, i że moje liczby na wykresach wypadły dobrze. Wydawało mu się, że mógłbym być zmęczony, a na razie daję radę. Dobrze zaadoptowałem się do warunków. Po moim przyjeździe temperatura wahała się między 30 a 35 stopniami Celsjusza, teraz trochę zelżało, zeszło do 25, 26 stopni, więc co, trening czy sparing nie odda atmosfery meczu ligowego. Po debiucie w Super Lidze będę w stanie powiedzieć więcej. Ale mówię – na razie nie narzekam.

Sporo meczów z Polakami cię czeka. 

Z Pazdim pierwszy raz widziałem się dosłownie przed chwilą, jak jechałem na trening, bo wcześniej byli na obozie. W Ankaragucu jest jeszcze Daniel Łukasik, w Rizesporze będzie grał Kondziu Michalak, Radosław Murawski w Denizlisporze, Artur Sobiech w Fatih Karagumruk, a Paweł Olkowski w Gaziantep FK. Razem ze mną siedmiu Polaków, więc w sumie będzie trochę okazji, żeby spotkać się na murawie. Liga poszerzona, będzie sporo meczów.

O co będziecie w tym roku walczyć?

Pytałem chłopaków i mówili, że z tego co widzą, to będzie to lepsza drużyna niż w zeszłym sezonie, kiedy Genclerbirligi zajęło dwunastą pozycję w tabeli. Ale wspominali też, że rynek turecki jest zwariowany, przeprowadza się sporo transferów, nawet last minute, więc nikt nie może czuć się pewny swego. Przez miesiąc do końca okna transferowego, ktoś zagra dwie-trzy słabsze kolejki i zaraz może okazać się, że w ostatnim tygodniu okienka zostanie wymieniona duża część drużyny. Każdy walczy o swoje miejsce i o to, żeby nie wpaść w tej kocioł transferowy.

Przy wyborze nowego pracodawcy ważna dla ciebie była kwestia przyszłorocznego Euro?

Byłem na dwóch ostatnich zgrupowaniach, zaliczyłem siedmiominutowy występ z Izraelem, ale nie mogę powiedzieć, że czuję się reprezentantem Polski. Czytałem nagłówki po moim transferze do Genclerbirligi: „Reprezentant Polski znalazł nowy klub”, ale jakoś tego nie czułem. Zobaczymy. Jeżeli będę grał regularnie w klubie, jeżeli będę grał dobrze, jeżeli znajdę uznanie w oczach selekcjonera, to do Euro zostało jeszcze trochę czasu. Pierwsze zgrupowanie mnie omija, pierwsze mecze mnie omijają, ale za chwilę w październiku jest drugie zgrupowanie, w listopadzie trzecie, więc nie stoję na straconej pozycji.

Nie składasz broni.

Nie składam broni. Jeżeli będę grał w klubie, jeżeli będę miał liczby, to zobaczymy, będzie dobrze. Idę takim tokiem rozumowania, że jeśli z Wisły Płock dostałem powołanie, kiedy byłem w formie, to niewykluczone, że do Turcji też dotrze powołanie.

Kalkulowałeś, czy z Turcji jest bliżej do kadry niż z Polski. 

Nie kalkulowałem, ale turecka liga jest lepsza niż polska.

Dużo lepsza. 

Nie myślałem sobie: „O, pójdę sobie do Turcji, stamtąd na pewno dostanie powołanie”. Trzeba grać dobrze. Trzymać poziom. Nie zamierzam zadowolić się tym, że będę wychodził w pierwszej jedenastce. Jestem głodny dobrej gry i liczb, a reszta? Zobaczy się.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. Fotopyk/Genclerbirligi

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...