Lubimy śledzić karierę Adriana Mierzejewskiego. I nie tylko dlatego, że zawsze wraca do Polski z teczką barwnych anegdot o krajach, w których gra. Powód jest też inny – on w swoich ligach naprawdę się bawi. Jakby to ujął Kamil Grabara – gra szefa i to w pozytywnym kontekście.
Jeśli wstaliście w niedzielę lewą nogą, albo odczuwacie skutki sobotniej nocy, łapcie wideo, które podziała lepiej niż mocna kawa. Tak się bawi nasz Mierzej! Nie Messi, nie Hulk, nie Oscar. Mierzej!
Messi? Maradona? Nie, to Polak, rodak.
Adrian Mierzejewski show 😮😮pic.twitter.com/m45JKrrgbG
— Adam_Kotleszka 🇺🇸🇦🇺 (@Adam_Kotleszka) September 6, 2020
Aż chce się krzyknąć jak Andrzej Twarowski: – O Jezus Maria, przecież to jest niepojęte! Jeden gość nawinięty, wolna przestrzeń, w którą wchodzi jak do swojego salonu. A potem cyk, dziurka. I cyk, kolejny nawinięty. Cyk, brameczka.
Jasne, z kilometra widać, że Tianjin Teda nie zatrudnia chińskich odpowiedzi na Giorgio Chielliniego. Zresztą – jeszcze chwilę temu ten klub stał na skraju przepaści i miał nie przystępować do ligi. Ale i tak – doceniamy. Mierzej rozpoczął sezon po swojemu – w siedmiu meczach ma już gola i trzy asysty. A przecież gra dla ekipy, która nie uchodzi za potentata CSL (w tym sezonie tylko jedno zwycięstwo).
La zabawa. Czekamy na więcej.
Fot. FotoPyK