Reklama

Podwójny awans Pogoni i come back roku Górnika, czyli środa z Pucharem Polski

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

02 września 2020, 18:29 • 4 min czytania 3 komentarze

Niby przerwa na kadrę, a jednak nie do końca. W środę na boiska wybiegli przedstawiciele wszystkich lig ze szczebla centralnego: Ekstraklasy, jej zaplecza oraz drugiej ligi, którzy powalczyli z trzecioligowcami w Pucharze Polski. Efekt tych starć? 3:0 dla faworytów. A jeśli liczymy bramki – 10:1. Deklasacja, w której pierwsze skrzypce grała Pogoń Szczecin. “Portowcy” poczęstowali piątką Podhale Nowy Targ i w zasadzie zbytnio się nawet nie zmęczyło.

Podwójny awans Pogoni i come back roku Górnika, czyli środa z Pucharem Polski

Będziemy szczerzy – od pierwszych chwil meczu Podhala z Pogonią wiedzieliśmy, jak to się zakończy. “Portowcy” wyszli na pewniaka – wiedzieli, że mają dziś do wykonania zadanie, którego nie da się spartolić. Ok, dobra. Da się, ale nie wypada. I podopieczni Kosty Runjaicia rozpoczęli to spotkanie najlepiej, jak tylko mogli. Siódma minuta gry, Alex Gorgon dośrodkowuje w pole karne, obrońca wybija głową przed pole karne, z czego korzysta Kacper Smoliński. 19-latek przymierzył wolejem i piękną bramką otworzył wynik spotkania.

A dalej to już się posypało.

Próbował po podaniu ze skrzydła Kucharczyk, próbował ponownie także Smoliński, jednak gol padł po stałym fragmencie gry. Konkretniej po rzucie karnym, bo Podhale postanowiło skomplikować sobie sprawę i wyciąć Adriana Benedyczaka. 17. minuta spotkania, 2:0 – można wymarzyć sobie lepszy początek. Zwłaszcza że Pogoni wcale nie było mało i dalej bombardowała Podhale. Goście urządzili sobie całkiem niezły trening SFG, bo najlepsze szanse przychodziły właśnie w ten sposób.

  • Najpierw wrzutka na dalszy słupek, gdzie niecelnie głową uderzał Kostas
  • Potem centra na bliższy, gdzie Matynia strącił piłkę w stronę bramki, a całość wykończył Gorgon

Przed przerwą okazję na pierwszego gola z gry w barwach “Portowców” miał jeszcze Kucharczyk, który próbował lobować bramkarza głową, jednak tym razem piłka do sieci nie wpadła. Niemniej Pogoń nie napotykała absolutnie żadnego oporu. A w ofensywie absolutnie żadnych kontr. Wiadomo, różnica poziomów, ale wyglądało to trochę tak, jakby Podhale było uczniem, który dopiero po dzwonku zorientował się, że nie ma pracy domowej i modli się, żeby przypadkiem nikt go z niej nie odpytał.

Reklama

Ostateczny dowód? Pierwszy strzał gospodarzy, 43 minuta spotkania. Dodajmy jeszcze – strzał niecelny.

Spokój i luz po przerwie

Kilka kamyczków do ogródka Pogoni jednak wrzucimy. Mogliśmy teraz dodać – i będą to wrzutki lepsze niż te Davida Steca. W pierwszej połowie najbardziej rzucało się w oczy właśnie to, że ilekroć boczny obrońca próbował zagrywać w pole karne, to piłka zatrzymywała się na najbliższej przeszkodzie. Po przerwie zbytnio się to nie zmieniło, choć gra całej Pogoni już tak. Nie ma co ukrywać, szczecinianom się już specjalnie nie chciało. Szarpała głównie młodzież. Świetny był dziś Smoliński, aktywny Benedyczak. Paweł Cibicki natomiast powinien chyba zostać po godzinach, jeśli nadal chce wykonywać rzuty wolne.

Ale też przesadnie wytykać Pogoni niechciejstwa nie będziemy. Podhale i tak z tego nie skorzystało, bo może i częściej zapuszczało się na połówkę rywali, jednak nic z tego nie wynikało. Kilka centr, ze dwa niecelne strzały. Nuda.

A jakby tego było mało, na koniec Kamil Drygas stwierdził, że fajnie byłoby sobie postrzelać. No i postrzelał – najpierw wywalczył rzut karny po absurdalnym wyjściu Szukaly, który zamiast atakować piłkę rękami, postawił wjechać w nią nogami. Drygas w zasadzie nadepnął na nogę golkipera, ale nie ma co roztrząsać – gdyby Szukała postawił zachować się jak bramkarz, a nie Mariusz Pawelec, to nie byłoby tematu “jedenastki”. Drygas chwilę później zaliczył dublet. W końcu celne podanie w pole karne zaliczył Stec, Cibicki zagrał ładną klepkę, a Drygas podręcznikowym strzałem ustalił wynik meczu.

Podhale Nowy Targ – Pogoń Szczecin 0:5

Smoliński 7′, Kucharczyk 17′, Gorgon 30′, Drygas 81′, 82′

Reklama

***

I co? I wsio, Pogoń awansowała, formalność dopełniona. Nawet mimo słabszej drugiej połowy lepiej tak niż w stylu Górnika Łęczna. Lubelszczyzna na pewno nie jest mu wdzięczna za to, że przez 90 minut męczył się z Polonią Nysa. Całkiem dosłownie, bo ekipa Kamila Kieresia przegrywała od 14. minuty meczu, żeby… triumfować w doliczonym czasie gry. Mało tego, łęcznianie strzelili nie dwie, a trzy bramki w cztery minuty. Najpierw wyrównał Sergiej Krykun, potem dwukrotnie trafił Przemysław Banaszak. Cóż, pozostaje czekać na skrót spotkania, bo zapowiada się przednio.

Aha, awans wywalczyła dziś również Pogoń Siedlce. Bez większych problemów, wygrywając 2:0 z trzecioligowymi Orlętami Radzyń Podlaski po dwóch bramkach Kamila Walkowa. Jak widać, dublety dziś miały wzięcie.

Polonia Nysa – Górnik Łęczna 1:3

Mamis 14′ – Krykun 90′, Banaszak 92′, 94′

Orlęta Radzyń Podlaski – Pogoń Siedlce 0:2

Walkow 1′, 70′

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...