Pamiętacie jeszcze okres przed Euro 2016? Tę panikę, gdy okazało się, że prawdopodobnie na turnieju obok Kamila Glika będzie musiał występować Michał Pazdan, zawodnik warszawskiej Legii, a więc klubu występującego w lidze o dość niewielkiej reputacji? Zakładamy, że pamiętacie, bo zanim Michał Pazdan stał się bohaterem piosenek i salonów fryzjerskich, wszyscy dygotaliśmy o to, jak poradzi sobie z grą przeciw Niemcom czy Ukraińcom. Dziś? Dziś środek obrony to miejsce na boisku, w którym mamy bardzo przyjemną sytuację.
Oczywiście, tak jak wtedy “Pazdan Boy” oczarował nas wszystkich swoją zawziętością oraz jakością piłkarską, tak teraz może się okazać, że ludzie, z którymi wiążemy duże nadzieje, po prostu rozczarują. Nie da się wykluczyć takiego scenariusza, ale bazując wyłącznie na potencjale, wieku oraz już zdobytym doświadczeniu polskich stoperów – zdaje się, że akurat w tym regionie boiska mamy spokój. Nie na najbliższe dwa mecze, prędzej na najbliższe pięć lat.
Hurraoptymizm? A skąd. Spójrzmy na powołanych wyłącznie na najbliższe dwa spotkania, a więc bez zaglądania do drugiego szeregu.
Środkowi obrońcy powołani na mecze przeciw Holandii oraz Bośni i Hercegowinie:
- Kamil Glik (kapitan)
- Jan Bednarek
- Sebastian Walukiewicz
- Paweł Bochniewicz
- Artur Jędrzejczyk
Jak widać, mamy tutaj prawdziwą sztafetę pokoleń. Jest wyjadacz, który powoli schodzi z tej najważniejszej sceny. Schodzi zupełnie spełniony, jako m.in. mistrz Francji i niespodziewany półfinalista Ligi Mistrzów. Kamil Glik pod nieobecność Roberta Lewandowskiego będzie kapitanem drużyny, a znając jego podejście do wykonywanego zawodu – spokojnie może ojcować Sebastianowi Walukiewiczowi, debiutantowi, z którym w przyszłym sezonie zetknie się również w lidze. Glik, który do Serie A wraca po pięknej przygodzie z Monako oraz Walukiewicz, który właśnie buduje tam mocną pozycję to już byłby świetny duet stoperów. A przecież jest jeszcze niekwestionowany lider defensywy Southamptonu, Jan Bednarek.
To sytuacja, o której marzy każdy dyrektor sportowy. Powoli dobija do brzegu gwiazda zespołu, ale nie tylko na jego miejsce jest zdolny młodzian – jest nawet jeszcze mnóstwo czasu, by proces wymiany pokoleń przebiegał nad wyraz spokojnie. Nie chcemy przesłodzić i zapeszyć, ale Bednarek, już przecież ograny i doświadczony, tak w klubie jak i w kadrze, może płynnie przejść z gry w parze z Glikiem, na duet z Walukiewiczem. Nie stanie się to na nadchodzącym zgrupowaniu, pewnie nawet nie przed Euro 2021, ale zdaje się, że na Katar będziemy mieć dwóch bardzo solidnych stoperów.
SKĄD TA WIARA?
Ano stąd, że urodzony w 2000 roku Sebastian Walukiewicz już teraz jest na celowniku kilku sporych włoskich klubów. 20-letni stoper zaczął zresztą z wysokiego C – wrzucono go od razu na mecze z Interem (czyli na Romelu Lukaku) oraz na Juventus (czyli Cristiano Ronaldo). Walukiewicz poradził sobie nieźle, a w niedawnym meczu ze Starą Damą, wygranym przez Cagliari, sprawił nawet, że Portugalczyk coraz częściej przechodził na drugą stronę boiska. To nie jest hiperbola, naprawdę, Cagliari wygrało 2:0, Ronaldo strzelał na bramkę 10 razy, ale – między innymi dzięki przytomnemu ustawianiu się Walukiewicza – tylko dwa razy w ogóle trafił w bramkę.
Pamiętamy ten mecz doskonale, bo był symboliczny – od nazwiska Walukiewicza zagrzał się włoski Twitter, a gość udowodnił, że nie jest juniorkiem wpuszczonym na boisko, bo w post-pandemicznym natężeniu meczów trzeba było oszczędzać kluczowe ogniwa. Wręcz przeciwnie – to chłopak, przed którym otwiera się właśnie wiele drzwi. Jako pierwsze – te do kadry, co udowodnił powołaniem Jerzy Brzęczek.
To nie jest to samo, co choćby wcześniejsza podjarka Pawłem Dawidowiczem. W wieku Walukiewicza jego starszy kolega wędrował po rezerwach Benfiki, a Cristiano Ronaldo oglądał tak samo jak 15-letni wówczas Seba – w telewizji i grach komputerowych. Sporo mówi fakt, że już teraz Sebastian ma tylko jeden występ mniej we włoskiej elicie od 5 lat starszego kolegi. Walukiewicz jest nie tylko utalentowany, ale wstępnie zweryfikowany w dużej piłce.
A przecież liderem na lata wciąż pozostaje Jan Bednarek.
Mamy wrażenie, że byłego lechity trochę się w Polsce nie docenia. Southampton to niezbyt ekscytujący klub, nie marzą o nim dzieciaki z Jeżyc, ani z Bródna, nie jest śledzony tak wnikliwie jak choćby Polacy w barwach Napoli. Tymczasem Bednarek jest prawdziwą maszyną, która w dodatku gra tym lepiej, im trudniejszy przeciwnik. Pisaliśmy nie tak dawno:
Po wznowieniu rozgrywek nie opuścił jeszcze ani minuty. Bilans Świętych za ten okres to 3 zwycięstwa, 2 remisy i tylko jedna porażka z Arsenalem. Ale już pal licho punkty – Bednarek po prostu grał bardzo dobrze, a reguła była prosta – im silniejszy rywal, tym lepszy mecz Bednarka. Największe wrażenie zrobił z Manchesterem City, gdy podopieczni Guardioli nie zdołali pokonać ani razu defensywy skazywanego na pożarcie Southamptonu. Wczoraj z Manchesterem United też zagrał bezbłędnie w defensywie, a do tego dołożył asystę. Warto dodać, że miał kiedy się pomylić – świetnie interweniował chociażby przy Rashfordzie, który w drugiej połowie dostał świetną prostopadłą piłkę. Momentami koledzy z defensywy byli mocno pogubieni, Bednarek za to twardo stał na stanowisku.
W obu meczach z drużynami z Manchesteru nie przegrał ani jednego pojedynku główkowego, zaliczył przez te 180 minut tylko jedną stratę. Wiemy, że whoscored.com trzeba traktować z pewnym dystansem, ale Bednarek wykręcił tam noty 7,9 oraz 7,1.
I tak jak 20-letni Walukiewicz jest już w notesach największych w Serie A, tak i 24-letni Bednarek wciąż ma przed sobą i szczyty formy, i transfer życia do drużyny od Southamptonu dużo mocniejszej. Nie będziemy się bawić w spekulacje, gdzie skończy i jeden, i drugi, fakty są takie, że to zawodnicy wciąż dość młodzi, a przy tym już z wieloma udanymi występami w mocnych ligach.
DRUGI SZEREG DUŻO GORSZY, ALE NIE FATALNY
Na ten moment wśród “fusów”, czyli reprezentantów powołanych z Ekstraklasy też mamy mentora – Artura Jędrzejczyka – i ucznia – Pawła Bochniewicza. Ten drugi właśnie dopina transfer do Holandii i choć nie jest to talent na miarę Walukiewicza – nie wykluczamy, że rozwinie się w bardzo porządnego obrońcę. A Bundesliga? Tak się złożyło, że właśnie triumfalnie wraca do niej Marcin Kamiński, po tym jak wywalczył awans w barwach VfB Stuttgart. Po kontuzji już nie ma śladu, Kamiński po wyleczeniu wrócił do składu i ma szansę regularnie łapać występy w niemieckiej elicie. To piłkarz już 28-letni, ale na emeryturę chyba się jeszcze nie wybiera.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w tym sezonie będziemy mieć w środku defensywy:
- lider obrony średniaka Premier League
- filar beniaminka Serie A
- filar średniaka Serie A
- piłkarza ligi niemieckiej
- piłkarza ligi holenderskiej
A przecież i Krystiana Bielika można awaryjnie cofnąć na stopera. Nie liczymy w tej chwili tych młodych, którzy dopiero przebijają się w Ekstraklasie, bo tak trzeba określić Wieteskę czy Wiśniewskiego.
Ten drugi szereg jest wprawdzie zdecydowanie słabszy. Ma zdecydowanie gorsze perspektywy i niespecjalnie w niego wierzymy. Ale jednak – jeśli mielibyśmy wytypować zastępstwo na 2-3 miesiące, gdyby coś stało się podstawowym zawodnikom – nie byłoby wielkiej paniki. Osłabienie – owszem. Tragedia? Raczej nie. Na pewno nie taka, jak w przypadku wypadnięcia choćby Krychowiaka, Grosickiego czy Zielińskiego.
Kluczowa zresztą jest ta wymiana pokoleń. Chyba jedynie bramka to miejsce, gdzie również ewentualna zmiana warty będzie przebiegać bez większych wstrząsów. No i Robert Lewandowski już od paru lat pewnie pokazuje część swoich sztuczek młodszym kolegom z ataku, ale tutaj zjazd jakościowy i tak będzie nieunikniony.
***
Gdybyśmy podobny komfort mieli np. na lewym skrzydle, albo na rozegraniu – bylibyśmy pewnie dużo szczęśliwsi. A pewnie i Jerzy Brzęczek spałby odrobinę spokojniej. Teraz natomiast kluczowe jest wykorzystanie potencjału. Biorąc pod uwagę, że Robert Lewandowski jeszcze chwilę pobędzie na szczycie, dwa kluczowe rejony boiska wydają się obsadzone. Jak wygląda reszta, przekonamy się już w kilku najbliższych meczach kadry. Oczekiwanie, patrząc na formę poszczególnych zawodników, jest na razie całkiem przyjemne.
Fot.FotoPyK