Reklama

Koronawirus w niższych ligach, czyli chaos dopiero się zaczyna

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

25 sierpnia 2020, 19:05 • 17 min czytania 11 komentarzy

Policjant w cywilu rozwiązał sprawę zawodnika Kmity Zabierzów, który wziął udział w meczu ze Świtem Zabierzów, choć “piłkarz” powinien siedzieć na kwarantannie w domu. Pat i niejednoznaczne wyniki testów piłkarzy MKS-u Piaseczno. Odwołany mecz Podhala Nowy Targ z Pogonią Szczecin. Chaos w Świętokrzyskim Związku Piłki Nożnej. Profesjonalizm w drużynie rezerw Miedzi Legnica. Zaglądamy głęboko pod ziemię i szukamy historii w niższych ligach w Polsce, które borykają się z koronawirusem, realnie wpływającym na kształt futbolu poniżej szczebla centralnego. 

Koronawirus w niższych ligach, czyli chaos dopiero się zaczyna

***

Oczy piłkarskiego świata skierowane są ku górze. To naturalne, że im wyższy poziom sportowy, tym większa zainteresowanie kibiców, mediów, środowiska. Epicentrum polskiego futbolu to aktualnie Robert Lewandowski i jego fantastyczny sezon, powoli wracająca reprezentacja Polski, rozpędzająca się przygoda pucharowiczów w eliminacjach do Ligi Mistrzów i Ligi Europy, a nawet wracająca przaśna Ekstraklasa. I gdzieś między tym wszystkim koronawirus. Wirus nieco na uboczu, bo już wszyscy zdążyliśmy się do niego przyzwyczaić, przynajmniej na tyle, na ile się da. Ale on jednak wciąż wpływa na obraz piłki nad Wisłą. Tu głupota władz Wisły Płock, tam głupota piłkarzy Śląska Wrocław, przypadki zakażeń w Pogoni Szczecin, Lechii Gdańsk i Legii Warszawa, absurd selfie Błaszczykowskiego.

Wszystkie te sytuacji łączy jednak jeden mianownik – są mniej lub bardziej absurdalne, ale do opanowania i do ogarnięcia. Można mówić o paranoi, dziwactwach, niekonsekwencjach, ale nie o chaosie. Tylko, że to wierzchołek góry lodowej. Żeby odsłonił się cały obraz, trzeba spojrzeć niżej, gdzie koronawirus zaplótł się już na dobre w klimat niższych lig, gdzie dochodzi do przeróżnych sytuacji, które są rozwiązywane mocno po partyzancku.

***

Niedawno głośno było o meczu pucharowym między Kmitą Zabierzów a Świtem Krzeszowice. Wystąpił zawodnik, który powinien w tym czasie nie biegać po boisku, a grzecznie siedzieć w domu, bo wcześniej Sanepid objął go kwarantanną. Ale w czasie spotkania o tym fakcie nikt nie wiedział. Poznajemy kulisy wykrycia całej sprawy.

Opowiada rzecznik prasowy MZPN, Jerzy Nagawiecki:

Reklama

– Jeden z policjantów z komendy w Krzeszowicach znalazł się akurat na feralnym meczu. Interesuje się piłką nożną. Jest kibicem, był po godzinach pracy, dobrze się orientuje i szybko zauważył, że gra zawodnik, który nie powinien grać. Policja zainterweniowała. Poprosiła o protokoły meczu, przygotowała program przygotowawczy i zgłosiła wszystko do Sanepidu. A jeśli chodzi o piłkarza, który grał w czasie, kiedy powinien być w domu, to zajęły się nim służby.

Co MZPN zamierza zrobić w tej sprawie?

To poza nami. Postępowanie i proces wyjaśniający prowadzi Komenda w Krzeszowicach. Policja zajmuje się jego sprawą, być może będzie sprawa w sądzie, my się zdajemy na organ publiczny. Dopiero po wszystkim, będziemy reagować – być może będzie tak jak w przypadku Cracovii, która została ukarana po kilkunastu latach, bo PZPN czekał na zakończenie wszystkich procedur prawnych.

Nie daj Boże.

My też mamy taką nadzieję, ale to już zależy od władz sądowych w Polsce.

Jak wygląda wasza współpraca z Sanepidem?

Wszystkie decyzje w sprawie odwoływania spotkań podejmujemy właśnie z Sanepidem. Zresztą, współpracujemy na wielu poziomach. Policja dzwoniła do mnie po adresy sędziów. Pomagamy, współpracujemy. I z policją, i z sanepidem. To wszystko zawierają protokoły procesu przygotowawczego w tej sprawie. Kolejne mecze Kmity i Świtu się nie odbyły. Czekają ich dwa tygodnie kwarantanny. Później, jeśli nikt nie będzie miał pozytywnych wyników, to drużyny wrócą do gry. Do tej pory, na poziomie całego województwa, odwołane zostały trzy mecze.

***

Przypadek skrajny, ale nie nikt chyba nie ma wątpliwości, że odosobniony. Oczywiście, nie posądzamy nikogo o złą wolę. Piłkarzowi, który złamał wszelkie zasady racjonalności i bezpieczeństwa grozi wiele lat więzienia, więc niewykluczone, że podobni do niego zastanowią się tysiąc razy, zanim podejmą podobnie nieprzemyślaną decyzję, ale z drugiej strony – ilu zakażonych i zakażających znajduje się na kwarantannie? Przecież oczywiste jest, że nie każdy zakażony znajduje się na kwarantannie i nie każdy zakażony przechodził test, który wykazałby jego pozytywność.

I no właśnie, w całej Polsce roi się od takich przypadków.

Reklama

***

III liga, grupa IV.

Drużyna Podhala Nowy Targ przechodziła obligatoryjne testy przed meczem Pucharu Polski z Pogonią Szczecin. Wszyscy rozentuzjazmowani, podnieceni, w końcu nie zawsze trzecioligowiec ma okazję zagrać z drużyną z Ekstraklasy. Wyniki? Większość negatywnych, oprócz jednego niejednoznacznego, ale to nic nie zmieniło, reszta miała zagrać. Ale mecz i tak się nie odbył. Dlaczego? Ano dlatego, że koronawirus został wykryty u jednego z piłkarzy Pogoni i Departament Rozgrywek Krajowych PZPN podjął decyzję o przełożeniu meczu.

Podhale przygotowywało się więc do meczów ligowych. Opowiada kierownik drużyny, Arkadiusz Marczyk:

W pewnym momencie jeden z naszych zawodników poczuł się gorzej. Najpierw miał gorączkę, potem stracił węch i smak – poważne symptomy. Zrobił prywatnie wymaz. Otrzymał wynik pozytywny. Zareagowaliśmy natychmiast. Wszyscy, którzy przebywali z nim co najmniej piętnaście minut w zamkniętym pomieszczeniu, zostali skierowani na domową kwarantannę. Po ósmym czy dziewiątym dniu od kontaktu, takie są wytyczne Sanepidu, muszą przejść wymazy, które dadzą odpowiedź na pytanie, czy są chorzy, czy nie. Będzie do przeprowadzane w różnych terminach – Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Sanoku jest bardzo obciążona, a ta w Nowym Targu trochę mniej. Jeśli otrzymamy dobre wyniki, to będziemy w stanie wyrobić się na 6. kolejkę.

Dla nas mecz z Pogonią Szczecin to święto. Ekstraklasowy klub. A jeśli chodzi o ligę, to też szkoda tych przełożonych spotkań, bo świetnie zaczęliśmy ligę – od dwóch zwycięstw. Trzy kolejne starcia nas ominęły, a co niektórzy mają już pięć rozegranych meczów. Będzie problem. Trzeba będzie gdzieś wcisnąć zaległe terminy. Pewnie w środy. A taka gra sobota-środa-sobota dla III ligi nie jest łatwa. Nie mamy wyjścia. Tak się układa historia tego sezonu.

Zawodnik nie ma już objawów. Reszta zawodników czuje się dobrze. Nikt nic nie zdradza.

Badania były przed meczem z Pogonią, z Avią graliśmy jeszcze przed nimi. Były potem zapytania ze strony Avii, ale powiedzieliśmy im zgodnie z prawdą, że te badania nie wykazały żadnego zachorowania. Nasz zawodnik zaczął mieć objawy dopiero tydzień później. A przez ten czas nie graliśmy z nikim.

Do tej pory odwołane zostały trzy mecze Podhala. W tych samych rozgrywkach koronawirusa wykryto też u jednego z zawodników Jutrzenki Giebułtów.

***

Świętokrzyska A-klasa. Czwarta kolejka. Zieleń Zielisławice kontra GKS Imielno. Mecz odwołany. Powód? Koronawirus w Imielnie. Do spotkania nie doszło, drużyny zostały skierowane na kwarantannę, ale problem w tym, że niewiele wcześniej GKS mierzył się z LKS-em Bolmin, który w normalnym trybie zmierzył się z Nidą Sobków.

Fragment tekstu z Echodnia.eu:

Jednym z wygranych meczów GKS Imielno był jego pojedynek z poprzedniej kolejki z LKS Bolmin. Ekipa z powiatu jędrzejowskiego wygrała 4:1.

– Po meczu kilku zawodników gorzej się poczuło. Jeden z nich miał podwyższoną temperaturę. Po wykonanych przez sanepid testach na covid-19 w czwartek rano okazało się, że jeden z zawodników ma pozytywny wynik. Niedawno wrócił on z tygodniowego urlopu, po nim zagrał dla nas jeden mecz, z LKS Bolmin – powiedział nam trener zespołu z Imielna, Łukasz Baliński. – Poza tym kilku chłopaków z naszej drużyny chce zrobić testy na własną rękę, ale sanepid na razie nie nakazał nam wszystkim ich wykonania – dodał.

Świętokrzyski Związek Piłki Nożnej zdecydował się wobec tego na odwołanie meczu Zieleń Żelisławice – GKS Imielno.

(…)

W klubie z Bolmina nikt nie wiedział nawet o tym, że jeden z zawodników GKS Imielno po meczu miał problemy zdrowotne i w ostatni czwartek okazał się być zakażonym.

– Pan pierwszy nas o tym informuje. Nie mieliśmy pojęcia o tym, że jeden z zawodników GKS jest zakażony koronawirusem. Nikt z sanepidu się z nami nie kontaktował – powiedział nam trener zespołu, Piotr Kruk.

Ewidentnie doszło do jakiegoś nieporumienienia.

***

Postanowiliśmy w tej sprawie wykręcić numer Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej. Długo nikt nie odbiera. Pięć połączeń. W końcu. Rozmawiamy, ale jesteśmy odsyłani od jednego do drugiego działu. Kiedy już nam się udaje porozmawiać, słyszymy od rozmówcy, że oczywiście, możemy wszystko opublikować, ale nie podając jego imienia i nazwiska, bo koledzy z wyższych stanowisk mogliby być zazdrośni, że nie odesłał nas do nich.

Trzymajcie się.

Dlaczego nie odwołaliście meczu Bolmina?

Pan uważa, że to Świętokrzyski Związek Piłki Nożnej powinien odwoływać mecze? Nie! Tym zajmuje się Sanepid.

Współpracujecie z Sanepidem.

Jeśli mamy decyzję Sanepidu, to odwołujemy mecz. W innym wypadku, jakie niby mamy podstawy do odwoływania meczu? Bo ktoś zadzwoni i powie, że stryj szwagra miał kontakt z naszym zawodnikiem tydzień temu i być może jest zakażony? To słabe by było. Odwołujemy mecze, kiedy mamy podstawę prawną. Z tego co wiem, to nie ma jasnych opracowań, które określają sytuacje, w których możemy odwoływać mecze.

Jak było z meczem Zieleń Żelisławice – GKS Imielno?

Spotkanie zostało odwołane na mocy tego, że GKS przedstawił dokumenty świadczące o tym, że jeden z jego zawodników jest zakażony koronawirusem i tylko na tej podstawie zadziałaliśmy. Zaznaczę jednak przy tym, że na przełożenie meczu zgodę wyraziła drużyna przeciwna. Powiadomiliśmy wszystkich o sytuacji, ale tak naprawdę nikt nie ma wiedzy, kiedy ten człowiek został zakażony. Tego nikt nam nie przekazał.

Jeśli drużyna przeciwna nie wyraziłaby zgody na przełożenie spotkania, to skończyłoby się walkowerem?

Nie. Zastanawialibyśmy się, co zrobić dalej. W momencie, kiedy zaczęliśmy mecz odwoływać, to nie przypominam sobie, żebyśmy znali już decyzję Sanepidu.

Dlaczego więc mówi pan, że wszystko zależy od decyzji Sanepidu?

Nie, nie, nie. Nie mieszajmy pojęć. Mecz nie został odwołany od razu z powodu koronawirusa, tylko z powodów bezpieczeństwa, a to jest co innego. Niech pan patrzy na komunikaty na stronach, to będzie pan wiedział, o co w tym wszystkim chodzi.

Komunikaty są lapidarne. To nie jest żywy język, a jakiś prawniczy bełkot. 

Co mielibyśmy napisać? Że Kowalski, Nowak, Komorowski mają koronawirusa i odwołujemy mecz?

Dlatego wolę zadzwonić do pana niż czytać niewiele mówiące komunikaty. Informacja, że mecz jest odwołany z powodów bezpieczeństwa nie oznacza właściwie nic. 

Szuka pan taniej sensacji.

Wróćmy do rozmowy. 

Mógłbym pisać uzasadnienie, że Janek Kowalski czy Franek Nowak zakażeni są koronawirusem i dlatego odwołujemy mecz, ale nie możemy podawać informacji, które są informacjami niejawnymi. Docierają do nas różne informacje, ale nie będziemy ich podawać do informacji publicznej, bo obowiązuje nas RODO. Dlatego wydajemy komunikat, że mecz przekładany jest przez wzgląd na bezpieczeństwo.

Odbył się mecz LKS-u Bolmin z Nidą Sobków?

Odbył się. Dlaczego miałby się nie odbyć.

Może też ze względów bezpieczeństwa? Nie było z waszej strony zapytania do Sanepidu, czy to aby na pewno bezpieczne w przypadku, kiedy piłkarze LKS-u dopiero grali z drużyną, w której wykryto zakażenie?

Działa to trochę inaczej. Związek nie ma kontaktu z zawodnikami. To wszystko monitoruje klub. Imielno nas poinformowało o stanie swojej kadry, a działacze z Bolmina byli u nas i nie zgłaszali żadnych sytuacji, które mogłyby go niepokoić. Nie było podstaw, żeby mecz Bolmina się nie odbył. Żąda pan od nas bardzo szerokiej prewencji.

Nie żądam. Pytam, czy macie system prewencji.

Pewnie jakiś mamy, ale nie wiem, o jaki system prewencji panu chodzi. Kierujemy się pewnymi zasadami. W tym przypadku nie było informacji, że aktualnie zakażony zawodnik był już zakażony w meczu z Bolminem. Skąd pan może wiedzieć, że już wtedy miałby wynik pozytywny?

Tego nigdy się nie dowiemy. 

Możemy popaść w absurdalną paranoję. Wychodzi taki zawodnik do sklepu, zakaża się koronawirusem, przyjdzie na trening, za trzy dni będzie miał badania, wyjdzie mu wynik pozytywny i co? Mamy odwołać wszystkie mecze? Nie, nie wiemy, kiedy był zakażony, mógł się zakazić wszędzie. Gdyby Sanepid podawał nam informacje na bieżąco, bo to on ma możliwość wyciągnięcia danych od osoby na kwarantannie, to byłoby zupełnie inaczej. Nie mamy żadnych możliwości. Reagujemy na to, co dostajemy – mamy informacje z klubów i reagujemy od razu. Niech pan zobaczy na III ligę. Dwa mecze są odwołane, bo Podhale i Jutrzenka mają zakażenia w drużynie. Czekamy na wyniki badań. Fakt jest faktem, ale musimy podjąć decyzję, co dalej z rozgrywkami. Czy drużyny zbiorą składy, czy nie zbiorą składów. Naprawdę mamy, nad czym główkować.

Wydaje mi się, że powinno być więcej przykładów idących z góry, ale na to musimy poczekać aż na dobre ruszy Ekstraklasa, I liga i II liga, bo stamtąd będziemy mogli czerpać wzory. Natomiast każdy widział, że meczu 1/32 Pucharu Polski były odwoływane tylko i wyłącznie, dlatego że wykrywano przypadki zakażeń w klubach z wyższych lig. Przebadane kluby z trzeciej ligi normalnie mogły grać. Wiem, bo musiałem przekładać mecze z tego powodu.

W ilu klubach w waszych okręgach mieliście przypadki koronawirusa?

Mamy przykład Imielna. Mieliśmy też parę przykładów odwołania zawodów w trybie prewencyjnym, bo po badaniach okazało się, że osoba, wcześniej skierowana na kwarantannę, nie miała wyniku pozytywnego. Ale za każdym razem wygląda to tak samo – najpierw jest konsultacja z oboma klubami, czy odwołać, czy rozegrać, bo przełożenie spotkania w niższych klasach, z weekendu na środek tygodnia, komplikuje życie. Ludzie pracują, a piłka jest dla nich hobby, przyjemnością. Kluby muszą wiedzieć, że nie jest całkowicie bezpiecznie, natomiast to one decydują o tym, czy mecz rozegrają, czy nie, chyba że jest przedstawiony jasny dokument o stwierdzonym przypadku koronawirusa. Wtedy działamy my. Możemy też wydać decyzję administracyjną o zakazie gry. Na tę chwilę ani razu nie skorzystaliśmy z tej możliwości.

Koronawirus może być traktowany jako kontuzja?

Należy to traktować jako chorobę, bo to jest choroba. Jest to jakiś rodzaj niedyspozycji zawodnika do uprawiania sportu. Więc tak, można to nazwać kontuzją.

Były już takie przypadki, że jeden zawodnik przeszedł pozytywnie test na obecność koronawirusa w organizmie, a reszta zawodników negatywnie i po prostu mecze odbywały się dalej, tylko z tym jednym graczem odizolowanym na kwarantannie?

Na naszym poziomie rozgrywek jeszcze coś takiego się nie zdarzyło, ale ma to miejsce na poziomie III ligi, gdzie drużyny są badane. Pamiętajmy, że to nie my decydujemy o powrocie zawodników z kwarantanny do codziennego funkcjonowania. To nie my nakładamy izolację. Z tego co słyszałem, to umowa między PZPN-em a Ministerstwem Zdrowia jest taka, że zawodnicy, którzy po odpowiednim czasie przejdą negatywnie testy w drużynie, w której jest zakażenie, mogą zostać przywróceni do gry. Przynajmniej tak powiedziano mi w klubach. Sytuacja wygląda tak, że jestem w stanie komunikować się z Sanepidem w Kielcach, ale nie jestem w stanie być w ciągłym kontakcie z jego odpowiednikami w czterech innych województwach. To po prostu niemożliwe. W jakiś sposób próbujemy to ogarnąć. Nie jest to łatwe, ale staramy się.

***

IV liga, grupa mazowiecka.

Tu dzieje się chyba najwięcej. Przez koronawirusa odwoływane były już mecze kilku drużyn. Chociażby Józefovii, Markovii, Okęcia. Ale to już opisywaliśmy w poprzednim tekście o tej tematyce. Teraz skupimy się na MKS-ie Piaseczno. Dzwonimy do prezesa Jacka Krupnika. Ma pogodny głos, ale słyszalnie jest nieco zirytowany całą sytuacją.

Zaczęło się u nas od jednego przypadku. Później wyszło, że są dwa przypadki. Następnie, dwa dni, kolejne badania i doszły kolejne testy pozytywne. Przetestowaliśmy wtedy  60 osób, bo z kontaktu z pierwszym zawodnikiem było ponad dwudziestu, którzy grali w meczu z Markovią, kiedy wyszło, że ktoś się źle poczuł i poszedł do lekarza, i ta osoba co kilka dni ma różne wyniki. Raz negatywne, raz pozytywne. Nie ma żadnych objawów, ale do teraz jest na kwarantannie. Sumarycznie mamy pięć osób badanych w ten sposób. Wyniki nie są jednoznaczne. Tak to u nas wygląda.

Samopoczucie chorych zawodników jest bardzo dobre i na tym polega problem. Wszyscy, którzy funkcjonowali w tym samym czasie w klubie, zostali wysłani przez nas na testy, zakupione przez klub, i wszyscy mieli negatywne wyniki.

Jesteśmy dużym klubem. Mamy drużynę z jedną z najniższych średnich wieku spośród czwartoligowych drużyn. Zgłosiliśmy, żeby jak największa liczba zawodników mogła grać w drużynie czwartoligowej. I MZPN uznał, że skoro mamy tak wielu zgłoszonych zawodników, głównie młodzieżowców, to możemy grać. Czujemy się troszeczkę pokrzywdzeni tą całą sytuacją, że nie możemy korzystać z usług zawodników, którzy co trzy dni mają różne wyniki. Jedne ich wykluczają, a drugie dopuszczają, więc znowu muszą czekać tydzień na kolejny test.

Wchodzimy na stronę MKS-u, a tam dużo mówiąca relacja z przegranego meczu z Ząbkovią. Tytuł: „Karty rozdawał koronawirus”. Fragment:

MKS Piaseczno przegrał 1-2 z Ząbkovią Ząbki w sobotnim (22 sierpnia) meczu 4. kolejki IV ligi. Duży wpływ na wynik spotkania miał niestety koronawirus, który mocno ograniczył trenerowi Arkadiuszowi Modrzejewskiemu pole manewru…

Biało-niebiescy przystąpili do starcia z Ząbkovią nie tylko bez pauzującego za czerwoną kartkę z meczu z Marcovią Konrada Wojtkielewicza, ale i aż pięciu zawodników z osiemnastki, która na początku rozgrywek pojechała do Marek. Część z nich czekała na wyniki kolejnego testu na SARS-CoV-2, innym znów wyszedł wynik pozytywny, co oznaczało automatyczne przedłużenie kwarantanny. Spotkanie, zgodnie z nowymi wytycznymi Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej, musiało się jednak odbyć…

***

Głośniej było też o dwóch przypadkach zachorowania na koronawirusa w drużynach rezerw pierwszoligowych klubów. Druga drużyna Termaliki Bruk-Bet Niecieczy przełożyła spotkanie z Tarnovią Tarnów, a druga drużyna Miedzi Legnica z Lechią Zielona Góra. Rozmawiamy z rzecznikiem prasowym legnickiego klubu, Tomaszem Brusiło:

Jeden z naszych zawodników od poniedziałku do piątku trenował z drużyną rezerw. W połowie kolejnego tygodnia wykryto u niego koronawirusa. Skontaktowaliśmy się z Sanepidem. Cała drużyna była w izolacji, ale Sanepid powiedział, że skoro od całej sytuacji minęło już ponad pięć dni, to możemy wykonać badania w drugim zespole i że jeśli wypadną one negatywnie, to będziemy mogli zdjąć izolację. Wszystkie wyniki były negatywne, Sanepid zdjął izolację, a drużyna zagrała już nawet mecz ligowy z Rekordem Bielsko-Biała.

Natomiast nasz zawodnik był dwa tygodnie na kwarantannie. Pierwszy test przeszedł negatywnie, jeśli drugi też da taki wynik, to będzie mógł wrócić do treningów. To w ogóle gracz, który w dłuższej perspektywie ma trenować z pierwszą drużyną. Docelowo miał dołączyć do treningów z pierwszą drużyną, ale zanim one się rozpoczęły, to zostało to zdiagnozowane, więc na szczęście nie miał okazji trenować z pierwszym zespołem.

Spróbowaliśmy zrobić nitkę, z kim zakażony zawodnik miał styczność. Ryzyko według lekarzy było niewielkie, ale chcieliśmy mieć pewność, bo przykładowo przechodził przez klubowe biuru. Dlatego też przebadaliśmy wszystkich pracowników biura i wszystkich trenerów z akademii, bo szkoleniowiec drużyny rezerw brał udział w szkoleniu z taktyki dla wszystkich trenerów z akademii. Przebadaliśmy wszystkich. Łącznie prawie siedemdziesiąt osób. Wszystkie wyniki były negatywne, więc udało się to uciąć.

Przykład profesjonalnego działania.

***

W niższych ligach dochodzi do przeróżnych sytuacji. Niedawno czytelnik napisał nam tak:

„Start Nidzica – Orzeł Janowiec Kościelny, liga okręgowa Warmia i Mazury, derby powiatu. Mecz odwołany bo w mieście wykryto dwa przypadki zachorowania na koronawirusa”

Znamienne. Właściwie, gdzie by się nie wgłębić, gdzie by się nie przyjrzeć, to znajdzie się jakaś sytuacja warta opisania. Ostatni tekst spuentowaliśmy tak:

Jest jak jest. W całej Polsce sierpień przyniósł ponowny skok wirusowych tabelek. Pojawiły się nowe rekordy dziennych zakażeń, nowe ogniska, przywrócono część obostrzeń w części powiatów. Przy tym jednak wirus stał się bardziej powszechny, przywykliśmy do niego, żyjemy niejako obok niego. Przypadki zakażeń koronawirusem wykryto w sejmie, w klubach Ekstraklasy, pewnie jeszcze w wielu innych miejscach, więc właściwie to nic dziwnego, że wykryto go też w niższych ligach, które właśnie ruszyły i przyspieszają.

Na razie schemat jest bardzo podobny. Zawodnik gorzej się czuje i zgłasza się do sanepidu. Przechodzi badania, dostaje wynik pozytywny, reszta drużyny idzie na kwarantannę, czekając na swoje badania, a gdzieś w międzyczasie przekładane są mecze. Rozgrywek to nie paraliżuje, ale już na tym etapie, na początku całej historii, potrafi dochodzić do tak kuriozalnych przypadków, jak odwołanie meczu Okęcia z Józefovią dosłownie na kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem.

Czy jest na sposób? Nie wiemy. Zakażenia były, są, będą. Również w drużynach piłkarskich. I może faktycznie casus niższych lig w Polsce pokaże, że niedługo do kwestii zakażenia koronawirusem w sporcie będziemy mogli podchodzić, jak do zwykłych kontuzji – zakażani pauzują, zdrowi grają. Przy łaskawym losie i racjonalnym przeprowadzeniu całej operacji – do wynalezienia szczepionki na koronawirusa nie jest to wcale czarny scenariusz.

Ale wydaje nam się, że patrzyliśmy zbyt wąsko. Wystarczyło kilka telefonów do wojewódzkich związków, które trzymają pieczę nad rozgrywkami w niższych ligach, żeby przekonać się, że prowadzenie rozgrywek w dobie koronawirusa przez zdecentralizowane ośrodki działa mocno niespójnie. Związki stworzyły regulaminy bezpieczeństwa, wniosły poprawki, zaproponowały rozwiązania, ale koniec końców we wszystkim zdają się na kluby i na Sanepid. W Mazowieckim Związku Piłki Nożnej usłyszeliśmy, że dopiero zbiera się prezydium. Co będzie robić prezydium? Nie wiadomo. Z zamieszczonej powyżej rozmowy z pracownikiem Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej aż uderza niekonsekwencja, a słowa, że wszyscy czekamy na przykład z góry, są bardzo symboliczne.

Związki niby współpracują z Sanepidem, ale tylko w w określonych sytuacjach i na pewno nie w sposób szeroko zakrojony. W większości oczekują one wyręczenia przez innych – przez centralę, przez kluby, przez Sanepid. Właściwie to chyba przez kogokolwiek.

W międzyczasie odwoływane i przekładane są mecze. Zakażeń przybywa i ubywa. A z tego wszystkiego generalnie tworzy się obraz jednego wielkiego chaosu, który chyba dopiero się zaczyna.

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Niższe ligi

Komentarze

11 komentarzy

Loading...